30 lat temu Wiesław Chrzanowski ustalił, że w okresie rozbiorów wykształciły się trzy modele uprawiania polityki polskiej: falowania rewolucyjnego, odgórnego oddziaływania oraz upodmiotowienia narodu. Traktuję to jako dobry punkt wyjścia do rozważań na temat lekcji polityki polskiej, jakiej udzielił nam margrabia Aleksander Wielopolski.
Falowaniu rewolucyjnemu odpowiada socjotechnika pobudzania masowych emocji, wiodących częstokroć do wybuchu walki zbrojnej prowadzonej w imię maksymalistycznych celów. Z kolei stosując model oddziaływania odgórnego wychodzi się z założenia, że polityka jest działaniem racjonalnym, skierowanym na osiąganie realnych celów, co zakłada istnienie bezpośrednich kontaktów z zaborczą władzą. Tymczasem masowa aktywność, cechująca się irracjonalnym maksymalizmem, niweczy taką możliwość, a w dodatku często prowadzi do zniszczenia posiadanych aktywów w życiu publicznym. I wreszcie trzeci z wyróżnionych modeli cechuje się dążeniem do upodmiotowienia narodu poprzez rozbudowę infrastruktury społecznej. Czemu jednak miałby służyć zbudowany czynnik własnej siły? W tym miejscu przywódcy upodmiotowionego narodu i tak muszą dokonać wyboru między pierwszym a drugim z wyróżnionych modeli polityki polskiej.
Po upadku Rzeczpospolitej środowiska zachowawcze znalazły się w trudnym położeniu nie tylko ze względu na powolne wkraczanie mas do życia publicznego, ale przede wszystkim dlatego, że arystokracja i średnia szlachta obwiniane były za upadek państwa polsko-litewskiego i wielowiekowy ucisk ludności chłopskiej. Przyszłość sprawy polskiej zależała głównie od rozstrzygnięcia kwestii dróg wiodących do odzyskania niepodległości i sposobu rozwiązania kwestii włościańskiej. Gdyby polskim konserwatystom udało się w tym temacie odnieść sukces, na trwałe znaleźliby miejsce w polityce i historii.
W Królestwie Polskim w latach 60. XIX w. ukształtowały się dwa ośrodki zachowawcze: mniejszościowy, skupiony wokół margrabiego Aleksandra Wielopolskiego i dominujący, na którego czele stał hrabia Andrzej Zamoyski. Przed oboma stanęło to samo wyzwanie, polegające na wykorzystaniu koniunktury stworzonej przez klęskę Rosji w wojnie krymskiej (1853–1856). Przegrana Rosji w starciu z Francją, Wielką Brytanią i Turcją, a później jeszcze Sardynią, skutkowała rozpoczęciem reform wewnętrznych, czym zajął się nowy car Aleksander II. Zmianie uległ także kierunek polityki zagranicznej cesarstwa. W miejsce sojuszu mocarstw zaborczych doszło do nawiązania współpracy między Petersburgiem a Paryżem. Trwałość tej nowej konfiguracji w polityce europejskiej zależała w dużej mierze od poprawy położenia Polaków w Królestwie Polskim, czego oczekiwał Napoleon III, cesarz Francuzów. Istniejącą koniunkturę dla sprawy polskiej wzmagało swoimi działaniami powstające podziemie niepodległościowe. Obawa przed wybuchem kolejnego zrywu mogła skłonić władze rosyjskie do ustępstw. Słowem, również czynniki prące do powstania pod hasłem odzyskania niepodległości i uwłaszczenia chłopów mogły swoim radykalizmem wzmacniać pozycję konserwatystów jako czynnika broniącego przed zbrojną zawieruchą i możliwymi niepokojami społecznymi.
Margrabia wkracza na scenę
25 lutego 1861 r. na ulicach Warszawy wojsko rosyjskie zabiło pięciu manifestantów. Namiestnik Królestwa Polskiego ks. Michał Gorczakow nie bardzo wiedział, jak się zachować w sytuacji powszechnego oburzenia, a nie chciał zwrócić się do Andrzeja Zamoyskiego, ze względu na cechujący go maksymalizm niepodległościowy. Juliusz Enoch, jeden z polskich urzędników administracji Królestwa, zasugerował, że przecież jest jeszcze Aleksander Wielopolski, anonimowy autor „Listu szlachcica polskiego...” z 1846 r., który może pomóc w uspokojeniu sytuacji w stolicy i uczestniczyć w procesie reformowania Królestwa Polskiego. I w tym właśnie momencie margrabia pojawia się w centrum ówczesnej polityki polskiej.
Wejście na scenę polityczną Aleksandra Wielopolskiego równoznaczne było z podjęciem wysiłku na rzecz ustrojowej rekonstrukcji Królestwa Polskiego. Dopiero wówczas realne stałoby się spolszczenie administracji, powstanie wieloszczeblowego samorządu czy wreszcie przebudowa rządu krajowego, co wszystko razem doprowadziłoby do odbudowy polskich struktur władzy, a więc warunku sine qua non z punktu widzenia odbudowy podmiotowości państwa.
Generalny ukaz carski z 26 marca 1861 r. zawierał przywrócenie Rządowej Komisji Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z margrabią na czele, ustanowienie Rady Stanu oraz samorządu terytorialnego (powiatowego, gubernialnego i w największych miastach). Korzystając z tych postanowień Aleksander Wielopolski koncentrował się na przebudowie ustroju Królestwa, a nie na uzyskaniu nowych koncesji koniecznych dla jego niezależności. W sumie chodziło o cofnięcie zmian dokonanych po wprowadzeniu stanu wojennego z 1833 r. i realizację niektórych postanowień Statutu organicznego z 1832 r. (np. w zakresie ustanowienia instytucji samorządu lokalnego). W dużym stopniu zakończyło się to powodzeniem, skoro odbyły się wybory do rad powiatów i rad miejskich, a powołanie rad gubernialnych uniemożliwił wybuch powstania styczniowego. Utworzony też został nowy ośrodek rządu krajowego, którym stało się Ogólne Zgromadzenie Rady Stanu, co szczegółowo regulował ukaz z 5 czerwca 1861 r. Był to organ o tyle istotny, że pełnił także pewne funkcje właściwe parlamentowi (np. udział w stanowieniu prawa, kontrola komisji rządowych czy uchwalanie budżetu).
Nie ulega wątpliwości, że pierwszy etap reform Wielopolskiego doprowadził do wzmocnienia rodzimego ośrodka władzy w Królestwie, chociaż jeszcze cała administracja nie uległa spolszczeniu i nie usunięto wpływu wojska na jej funkcjonowanie. Dopiero spełnienie obu tych warunków mogło prowadzić do stworzenia efektywnego cywilnego aparatu państwowego, który mógłby zapewnić skuteczne wykonywanie władzy w Królestwie, a co za tym idzie – wzmocnić podmiotowość państwa. Natomiast powstanie ciała przedstawicielskiego trzeba było odsunąć na później, ale wydaje się, że nie był to największy problem, z jakim musiał się uporać margrabia w swoich wysiłkach reformatorskich, gdyż do rozwiązania pozostała sprawa chłopska.
Fala reform
W preambule ukazu z 16 maja 1861 r. o okupie pańszczyzny wskazano na niedogodności związane z przymusowym jej odrabianiem. W efekcie prowadziło to do zniesienia jej w Królestwie Polskim począwszy od 1 października 1861 r., ustanawiając w to miejsce okup pieniężny aż do czasu właściwego oczynszowania chłopów. Bez wątpienia chłopi nie mogli być zadowoleni z instytucji okupu pieniężnego, ale było oczywiste, że to rozwiązanie miało charakter jedynie czasowy. Wkrótce miało nastąpić trwałe uregulowanie kwestii agrarnej w Królestwie.
5 czerwca 1862 r. car podpisał ukaz dotyczący oczynszowania z urzędu włościan w Królestwie Polskim, będący jednym z elementów infrastruktury prawnej drugiego etapu reform. Aleksander II wydając ten akt prawny przywoływał między innymi treść art. 6 i 7 ukazu z 16 maja 1861 r. o okupie pańszczyzny zezwalające w przypadku braku dobrowolnego porozumienia pomiędzy właścicielami ziemskimi a włościanami, na rozwiązanie tych problemów drogą urzędową. Podkreślał również potrzebę wprowadzenia dla realizacji zamierzeń określonych w ustawie wyspecjalizowanych organów administracji oraz podjęcie problemu własności podzielonej, faktycznie istniejącej, aczkolwiek nieznanej obowiązującemu wówczas Kodeksowi cywilnemu.
W ukazie o oczynszowaniu z urzędu o uwłaszczeniu była mowa tylko w art. 45, który stanowił: „Czynsz wieczysty (...) jest z istoty swej spłacalny w myśl art. 503 Kodeksu cywilnego”. Czynszownik mógł spłacić czynsz jedynie z własnych środków, gdyż żaden mechanizm kredytowy dla zbiorowego skupu czynszów nie był przewidziany. Ale nawet to iluzoryczne prawo spłacenia czynszu przysługiwało tylko czynszownikom wieczystym, podczas gdy art. 2 ukazu utrzymywał w mocy dawniej zawarte umowy czasowe.
Dla porównania warto przytoczyć stanowisko Komitetu Centralnego Narodowego, tajnego organu kierowniczego czerwonych w sprawie sposobu rozwiązania kwestii chłopskiej. W Okólniku z 15 sierpnia 1862 r. czytamy: „Czynszów na ziemiach rządowych rząd polski nie będzie pobierał, a grunta, na których siedzą włościanie, odda im na własność wieczystą z pokolenia w pokolenie, ziemie zaś włościańskie z dóbr nieskarbowych rząd polski odda włościanom na własność, a czynsz ich panom ratami spłaci”. I trzeba jasno stwierdzić, że była to adekwatna odpowiedź na propozycje przedstawione przez margrabiego, nie oczynszowanie z urzędu a uwłaszczenie stanowiło właściwy sposób zamknięcia epoki pańszczyźnianej, wszystko inne było zaś jedynie przejawem szlacheckiego egoizmu.
8 czerwca 1862 r. Aleksander II podpisał ukaz na nowo regulujący instytucję namiestnictwa, zakres władzy namiestnika i sposób jej sprawowania. Akt ten ustanawiał naczelnika Rządu Cywilnego i dowódcę wojsk stacjonujących w Królestwie, za pośrednictwem których namiestnik wykonywać miał swoje kompetencje. Tym samym doszło do rozdzielenia organów władzy wojskowej i cywilnej w Królestwie. Stery Rządu Cywilnego jako jego naczelnik objął przy tym sam margrabia, zyskując dominującą rolę w zakresie bieżącego zarządu krajem.
W momencie kiedy margrabia stanął na czele Rządu Cywilnego, a wcześniej nastąpiło utworzenie Rady Stanu, można powiedzieć, iż ustrojowa rekonstrukcja Królestwa Polskiego na początku lat 60. XIX w. opierała się na innych zasadach niż dokonujące się równolegle przemiany w Galicji. Zamiast rozwiązań autonomicznych z Sejmem na czele otrzymaliśmy instytucje o charakterze państwowym obsadzane z urzędu bądź z nominacji cesarskiej. Można zatem mówić o prawnopaństwowej autonomii Królestwa Polskiego w przeciwieństwie do prowincjonalnej autonomii Galicji.
W tym pakiecie reform znalazł się również ukaz z 29 maja 1862 r. o wychowaniu publicznym w Królestwie Polskim, przywracający między innymi uniwersytet w Warszawie pod nazwą Szkoły Głównej, oraz podpisany tego samego dnia co ukaz o oczynszowaniu z urzędu ukaz o równouprawnieniu ludności żydowskiej, dopełniający proces emancypacji wyznawców religii mojżeszowej. Warto zauważyć, że po upadku powstania styczniowego jedynie rozwiązania zawarte w tym ostatnim akcie prawnym utrzymały się, reszta została uchylona bądź nie była stosowana.
Branka
Od samego początku toczy się dyskusja na temat zasadności decyzji margrabiego o przeprowadzeniu branki i przyspieszonym przez nią wybuchu powstania. Nawet Antoni Wrotnowski, stronnik Andrzeja Zamoyskiego, sugerował, że Aleksander Wielopolski powinien zdławić podziemie niepodległościowe już w połowie 1862 r. Także zdaniem pepeesowca Józefa Grabca wręcz obowiązkiem margrabiego było zlikwidowanie podziemia: „Zarówno margrabia, jak i żywioły umiarkowane, ażeby zapanować nad sytuacją, musieliby zlikwidować czerwonych. Ci bowiem – poza margrabią jako jedyni – doskonale rozumieli sytuację i widzieli niebezpieczeństwo, jakim dla ich programu i ideologii narodowej przez nich propagowanej, było zwycięstwo margrabiego”. W 30. rocznicę wybuchu powstania Stanisław Koźmian pisał: „Jeżeli białych, którzy jedni to mogli uczynić, winą było, iż ani stanowczo odłączyli się, ani potępili jawnie spisku, Wielopolskiemu zarzucić można, ze stanowiska sztuki rządzenia, że go unicestwić nie zdołał”. Stąd „branka zamierzonego celu nie dopięła, bo nim nie był dla ówczesnego systemu wybuch powstania. Chciano usunąć wrzód, przez sprowadzenie jego pęknięcia, za pomocą przecięcia, tymczasem zakażona ropa rozlała się. Branka nie była powodem powstania, stała się tylko jego wymówką (...) Branka przyspieszyła powstanie, które i bez niej byłoby wybuchło”.
Stawia się też Aleksander Wielopolskiemu zarzut, że doprowadzając do wybuchu powstania okazał się marnym politykiem, gdyż wyzbył się jedynego poważnego argumentu, jaki posiadał w polityce z Rosją, czyli groźby wybuchu insurekcji. Jan Ciałowicz w 100. rocznicę nocy styczniowej twierdził, że nie rozumiał on, iż „jego pozycja wynikała z obawy rządu carskiego przed polskim powstaniem. Za pomocą branki margrabia chciał ten element z gry wyeliminować i przegrał. A miał niejednokrotnie szansę, by groźbą powstania wymuszać dalsze koncesje od rządu carskiego i samo powstanie odsuwać coraz bardziej w przyszłość, a wreszcie uczynić je nieaktualnym”. Podobnie sądził Jędrzej Giertych: „Groźba powstania była dla Wielopolskiego w rozgrywce z Rosją jak kula w karabinie. Gdy się raz tę kulę wystrzeli, karabin przestaje być groźny. Powstanie było dla Wielopolskiego pożądane jako groźba, która ciągle wisi w powietrzu, ale która nie dochodzi do skutku”.
Tak czy owak do branki musiało dojść, żeby spróbować zażegnać groźbę wybuchu powstania. Problem jednak w tym, że przeprowadzenie branki w Warszawie nie usunęło tej groźby, gdyż struktury niepodległościowe wcale nie zostały w ten sposób zniszczone. Powstanie nadal mogło wybuchnąć, ale jego znaczenie zależałoby od sposobu rozwiązania sprawy chłopskiej przez margrabiego. Gdyby Aleksander Wielopolski podjął realizację stanowiska czerwonych, to insurekcja nie byłaby niczym innym niż rodzajem galicyjskiej rabacji z 1846 r. Obstawanie przy oczynszowaniu z urzędu sprawiło, że antyrosyjski zryw posiadał program cieszący się poparciem większości czynnych politycznie Polaków.
Margrabia, posługując się metodą odgórnego oddziaływania na władze carskie i do czasu posiłkując się groźbą wybuchu powstania, rozumiał, że niemożliwe było w latach 60. XIX w. odzyskanie przez Polskę niepodległości, a jedynie można było próbować dokonać rekonstrukcji ustrojowej Królestwa Polskiego, co w przyszłości powinno umożliwić prowadzenie bardziej ambitnej polityki. I tu miał bezwzględnie rację. Słabością jego zabiegów nie był przyjęty sposób uprawiania polityki czy polityczny minimalizm, ale brak propozycji radykalnego rozwiązania kwestii chłopskiej, bo taką nie było oczynszowanie z urzędu.
Andrzej Zamoyski jeszcze gorzej wykorzystał ówczesną koniunkturę polityczną, bo nie tylko że nie miał właściwego programu w kwestii chłopskiej, ale również ugiął się pod szantażem powstańczym ze strony Czerwonych, nie będąc w stanie przeciwstawić się postulatowi walki z Rosją bez względu na wszystko. Przywódca większościowego obozu zachowawczego, zamiast wspomagać margrabiego w realizacji wywalczonych przez niego reform, pozwolił na to, żeby jego zwolennicy znaleźli się na pasku sił radykalnych, a on sam na wymuszonej emigracji.
Nauka Wielopolskiego
Lekcja Wielopolskiego sprowadza się do dwóch rzeczy. Pierre de Suger-Dupeyron, konsul Francji w Warszawie, informował swoich przełożonych w Paryżu, że Wielopolski jest członkiem trzyosobowego stronnictwa: poza nim w jego skład wchodzi dwóch jego synów. To złośliwa, ale w dużym stopniu trafna opinia, pokazująca, jak wiele może zdziałać polityk, który posiada realny program i potrafi wykorzystać istniejącą koniunkturę. Poza tym przypadek margrabiego udowadnia, że w polityce nie wolno być sługą klasowego egoizmu. Każdy uczestnik życia publicznego reprezentuje jakiś interes, ale w pewnej sytuacji musi być zdolny do poświęcenia go w imię wyższych racji, inaczej czeka go klęska. To właśnie przypadek Wielopolskiego, gdy stał u szczytu politycznego powodzenia, a sukces był tak blisko, niemalże na wyciągnięcie ręki. Nie chodziło tylko o zwycięstwo naczelnika Rządu Cywilnego, ale Polski w ogóle, bo wtedy wszystko inne było nieosiągalne.
Na koniec jeszcze jedna uwaga. Namiestnik ks. Michał Gorczakow napisał do cara przy okazji masakry z 8 kwietnia 1861 r. na Placu Zamkowym, że Wielopolski „To duży śmiałek, jeździ z rewolwerami w kieszeni i idzie swoją drogą”. I dorzucił, że władze rosyjskie nie powinny do końca mu ufać. Traktuję to jako rodzaj trafnej oceny osoby i programu margrabiego, do czego nie byli zdolni ówcześni Polacy. Szkoda, że do dzisiaj się to nie zmieniło.
Lech Mażewski – historyk prawa i politolog, ostatnio ukazała się pod jego redakcją praca zbiorowa „Aleksander Wielopolski. Próba rekonstrukcji ustrojowej Królestwa Polskiego w latach 1861–1862”
Komentarze
Izabela Tuesday, November 27, 2018, 11:04 PM
Świetna treść! Bardzo dobrze opisuje co się działo w latach 50. i 60. XIX wieku. Jestem też bardzo wdzięczna za wytłumaczenie "branki" Wielkopolskiego. Jednakże mam jedno pytanie: Czy jest jakaś dokładna data tej "branki"?