William F. Buckley pochodził z dosyć niezwyklej rodziny. Ojciec, wywodzący się z irlandzkiej rodziny przedsiębiorca, zbił fortunę na ropie naftowej w Teksasie; matka pochodziła z dobrej rodziny z Nowego Orleanu i identyfikowała się z amerykańskim Południem (mówiła o sobie, że jest „Córką Konfederacji”). Oboje rodzice, mimo bardzo odmiennych korzeni, byli bardzo pobożnymi katolikami. Buckleyowie mieli aż dziesięcioro dzieci, William Buckley Jr., który urodził się w 1925 r., przyszedł na świat jako szóste dziecko. Dominującą postacią w rodzinie był ojciec – William Buckley Senior.
Ojciec o szerokich horyzontach
Wbrew stereotypowemu wyobrażeniu na temat ograniczonych horyzontów umysłowych „nafciarzy”, ojciec Buckleya był człowiekiem o wszechstronnym wykształceniu i chciał edukować wszystkie dzieci. W życiu najbardziej kochał „wykształcenie, piękno i swoją rodzinę” – powiedział o nim syn. Podczas pobytu w Europie dzieci uczęszczały do najlepszych szkół we Francji i w Anglii. Jak wspominała jedna z córek, Aloise Buckley Heath: „W teorii wychowania ojca nie było nic skomplikowanego. Wychowywał swoich synów i córki, aby byli absolutnie doskonali”.
Ojciec był z przekonań konserwatystą i libertarianinem; konserwatyzm wyrażał się w przywiązaniu do tradycyjnej moralności i wychowania, libertarianizm – w przeświadczeniu, że państwo powinno zająć się jedynie sprawami koniecznymi. Szeroki zakres interwencji państwa w sferę gospodarki za czasów prezydenta Franklina D. Roosevelta wywoływał w nim stanowczy protest. Wśród wielu rzeczy, które państwo robiło źle, była edukacja – dlatego William Buckley senior postanowił, że jego dzieci otrzymają edukację w domu i w tym celu zatrudnił gromadę prywatnych nauczycieli. Dom Buckleyów był spełnieniem swego rodzaju utopii wychowawczej. Jak pisze Lee Edwards, biograf Williama F. Buckleya jr.: „Było tam profesjonalne nauczanie apologetyki, sztuki, kaligrafii, harmonii, malarstwa, gry na pianinie, sztuki wymowy i pisania na maszynie. W domu byli nauczyciele francuskiego, łaciny, hiszpańskiego i angielskiego”.
Aby umożliwić wszystkim dzieciom edukację muzyczną, w domu znajdowało się pięć pianin i organy. Wychowanie miało także charakter religijny. Będąc uczniem w szkole jezuitów w Anglii, Buckley nauczył się odmawiania różańca codziennie.
Oprócz nauki, która miała charakter sformalizowany, wielką szkołą były rozmowy przy stole. Ojciec zapraszał do domu wielu godnych uwagi gości. Najciekawszym był Albert Jay Nock – znakomity myśliciel polityczny i pisarz (obecnie Nock jest autorem nieco zapomnianym, a jego nazwisko przywołuje się głównie w kontekście historii libertarianizmu). Jego książka o wymownym tytule „Państwo nasz wróg” należy do elokwentnych ataków na procesy ekspansji władzy państwa. Nock był także człowiekiem o wysokiej kulturze, zaniepokojonym degradacją amerykańskiej edukacji i staczaniem się amerykańskiej kultury do poziomu wulgarnej, materialistycznej rozrywki. Nock pozostanie jednym z najbardziej cenionych pisarzy w życiu Buckleya. Doskonała edukacja, dar wymowy i wielka pewność siebie, które wyniósł z domu, były – jak to się obecnie określa – kapitałem, z którego czerpał przez całe życie.
Z okresu kształtowania Buckleya należy wymienić jeszcze dwa fakty biograficzne. Pierwszy to studia na uniwersytecie Yale. W historii uniwersytetu Buckley zapisał się jako energiczny i nieco autorytarny szef gazety uniwersyteckiej, niezrównany uczestnik debat, w których już wtedy w pełni ujawniły się jego wielkie talenty oratorskie oraz krytyk edukacji uniwersyteckiej. Pierwsza książka Buckleya „God and Man at Yale” to wielka krytyka programu kształcenia i światopoglądu kadry uniwersyteckiej. Zdaniem Buckleya uniwersytety nie broniły religii i wolnego społeczeństwa, przyjęły wrogą wobec własnego społeczeństwa orientację kolektywistyczną i materialistyczną. Książka ta stanie się jedną z kilku znanych konserwatywnych krytyk amerykańskiego systemu edukacji w XX wieku. Okres edukacji w Yale to także czas, kiedy Buckley zawiera dwie ważne przyjaźnie intelektualne. Pierwszą z Willmorem Kendallem – jego profesorem i mentorem. Kendall stał się jednym z najbardziej znanych konserwatywnych teoretyków polityki i czołowym publicystą „National Review”. Drugą – z L. Brontem Bozellem (prywatnie jego przyszłym szwagrem), później wybitnym publicystą katolickim, wraz z którym napisał książkę broniącą senatora Josepha McCarthego. Książka „McCarthy and His Enemies”, napisana na początku lat 50., a opublikowana w 1954 r., kiedy to osławiony senator zdążył się skompromitować nieuzasadnionymi oskarżeniami, zamknęła mu drogę do wielu środowisk. Z biegiem lat stosunek Buckleya do McCarthy’ego stał się bardziej krytyczny, ale nie zmienił zdania co do słuszności obaw dotyczących zagrożenia dla Ameryki ze strony komunizmu.
Drugi fakt biograficzny z czasów młodości to epizodyczna kariera w CIA. Jeszcze jako student przekonany, że decydująca dla losu Ameryki jest konfrontacja ze Związkiem Radzieckim, Buckley zdecydował, że chce pracować w powstałej wówczas Centralnej Agencji Wywiadowczej. Dzięki doskonałej znajomości hiszpańskiego został wysłany na placówkę do Mexico City. Praca jednak w niczym nie przypominała pełnej niebezpieczeństw walki z wrogiem, a bardziej biurokratyczną rutynę. Buckley wytrzymał w CIA dziewięć miesięcy i postanowił poszukać bardziej ekscytującego zajęcia. Doświadczenie z pracy w CIA miało jedną ważna konsekwencję – Buckley stał się autorem popularnych powieści szpiegowskich.
Tygodnik „National Review”
W 1954 r. rozpoczyna się najważniejsza przygoda w jego życiu – wydawanie tygodnika „National Review”. Dzięki zdolności pozyskiwania znakomitych współpracowników oraz wsparciu sponsorów Buckley stworzył w krótkim czasie jedno z najciekawszych pism w dziejach amerykańskiej prasy. „National Review” ukazuje się nadal i może się pochwalić gronem uznanych publicystów, jednak dzisiaj jest to jedynie cień dawnego pisma.
Historia „National Review” to w dużym stopniu dzieje powojennego amerykańskiego konserwatyzmu. Przypomnijmy, że właściwie do lat 50. nie był to termin zbyt popularny. Konserwatyzm rozumiany jako pewne stanowisko w amerykańskiej myśli politycznej był definiowany w dużym stopniu przez autorów „National Review”. Wielką zasługą Buckleya było pozyskanie do współpracy ludzi, którzy prawdopodobnie w innych okolicznościach by się nie spotkali. Od samego początku – co w niektórych współpracownikach budziło podejrzenie – niezwykle ważną rolę odgrywali byli komuniści. Przez lata głównym komentatorem spraw międzynarodowych czasopisma był James Burnham, w młodości trockista, który przeszedł na pozycje radykalnie antykomunistyczne. Wśród redaktorów i współpracowników znaleźli się dwaj byli komuniści – Frank Chodorow i Frank Meyer, a nawet jeden były szpieg sowiecki – Whittaker Chambers. Wszyscy ci autorzy stali się najbardziej zagorzałymi antykomunistami, a Whittaker Chambers był bohaterem osławionego procesu przeciwko znanemu dyplomacie Algerowi Hissowi, którego oskarżył o szpiegostwo na rzecz Związku Radzieckiego. Wśród współpracowników znajdziemy także autorów, z nazwiskami których łączy się odrodzenie amerykańskiego konserwatyzmu po II wojnie światowej. Najważniejszą postacią, jeśli chodzi o tę grupę, był Russell Kirk, a także Richard Weaver, John Lukacs czy Harry V. Jaffa.
Wizytówką pisma był antykomunizm. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie ma w tym nic oryginalnego – wszakże obie główne partie i wywodzące się z nich kolejne administracje również głosiły antykomunizm. Antykomunizm „National Review” miał wszakże charakter bardziej radykalny. Po pierwsze, autorzy „National Review” krytykowali zarówno oficjalną doktrynę, która przyświecała amerykańskiej polityce zagranicznej, jak i wielu praktycznym decyzjom. Oficjalną doktrynę „powstrzymywania”, która zakładała współistnienie z komunizmem, uważali za niewystarczającą; celem – twierdzili – powinno być pokonanie komunizmu. Z tej perspektywy jako za niewystarczającą oceniali politykę zarówno demokratycznej administracji prezydenta Harry’ego S. Trumana, jak i republikańskiego prezydenta Dwighta Eisenhowera. Ten ostatni, mimo że wywodził się z bliższej „National Review” Partii Republikańskiej, był ostro krytykowany za bezczynność w okresie rewolucji na Węgrzech w 1956 r. Kiedy w 1959 r. administracja Eisenhowera zaprosiła do Nowego Jorku Nikitę Chruszczowa, wywołało to oburzenie, a „National Review” wzywało nawet do wyjścia na ulice w geście protestu.
Po drugie, antykomunizm dotyczył także polityki wewnętrznej. Nie chodziło w tym przypadku tylko o problem sowieckiej infiltracji amerykańskich instytucji, ale o coś istotniejszego – o intelektualne pokrewieństwo między amerykańskim liberalizmem a komunizmem. Z tego punktu widzenia reformy Nowego Ładu Franklina D. Roosevelta, zwiększające zakres władzy rządu federalnego, były interpretowane jako krok w niebezpiecznym kierunku. Problem wewnętrznej słabości Zachodu w konfrontacji z komunizmem pojawił się w głośnych książkach autorów „National Review”: „The Suicide of the West” („Samobójstwo Zachodu”) Jamesa Burnhama i „Witness” („Świadek”) Whittakera Chambersa. Ten ostatni uważał nawet zwycięstwo komunizmu za bardziej niż prawdopodobne, ponieważ materialistyczny liberalizm nie stwarzał dla komunizmu rzeczywistej alternatywy.
Walka z komunizmem stwarzała także pewien problem dla takich ludzi jak Buckley. Otóż w młodości był on krytykiem silnego rządu i aktywnej polityki zagranicznej (idąc śladem ojca sprzeciwiał się przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do II wojny światowej). Z biegiem czasu priorytet aktywnej walki z komunizmem skłonił go do rewizji własnego stanowiska i uznania konieczności silniejszego rządu i większych wydatków budżetowych na zbrojenia. Istnienie kompleksu wojskowo-przemysłowego wydawało mu się niską ceną, którą trzeba zapłacić za wolność.
Granice konserwatyzmu
Buckley i „National Review” stali się także swego rodzaju instytucją określającą, co się mieści, a co nie w amerykańskim konserwatyzmie. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na trzy sprawy. Pierwszą jest miejsce, jakie zajmuje na prawicy amerykańskiej libertarianizm rozumiany szeroko jako stanowisko głoszące, że zadania rządu powinny być ograniczone do funkcji podstawowych (bezpieczeństwo, wymiar sprawiedliwości). Wszakże to Thomas Jefferson powtarzał aforyzm: „Najlepszym rządem jest ten, który najmniej rządzi”. Polityka Nowego Ładu ożywiła nieufność wobec władzy federalnej i tak ogólnie rozumiany libertarianizm był akceptowany przez ludzi, którzy identyfikowali się z konserwatyzmem. Jednakże za sprawą emigrantów z Europy libertarianizm zyskał nowych kłopotliwych zwolenników. Szczególną rolę odgrywała Ayn Rand, emigrantka z Rosji, która zarówno w pracach teoretycznych, jak i w powieściach porównywała przedsiębiorcę do Nietzscheańskiego nadczłowieka, a bezkompromisową pochwałę wolności gospodarczej łączyła z pogardą dla chrześcijaństwa. Powieści Rand, w tym najsłynniejsza, „Atlas zbuntowany”, sprzedały się w kilkunastomilionowych nakładach. Rand skupiła wokół siebie fanatyczne grono wyznawców i stale pozyskiwała zwolenników. Jej wpływu nie można było zlekceważyć.
Książki Rand spotkały się z niezwykle ostrą krytyką na łamach „National Review”. Krytykował ją sam Buckley, Russell Kirk, a najostrzej Whittaker Chambers. W nawiązującym do Orwella artykule pod wymownym tytułem „Big sister is watching” (Wielka siostra patrzy) Chambers pisał, że nie zna powieści, która byłaby tak precyzyjną zapowiedzią tyranii jak „Atlas zbuntowany”. Rand zerwała na zawsze kontakty z „National Review” i w ten sposób został wykopany jeden z wielu rowów na prawicy.
Drugim interesującym przypadkiem był los The John Birch Society, organizacji o profilu antykomunistycznym, która za swojego patrona wzięła młodego żołnierza i misjonarza kościoła baptystów zabitego przez komunistów chińskich. Organizacja była kierowana przez pułkownika Roberta Welcha, który początkowo był ważnym finansowym wsparciem dla „National Review”. Stanowisko Buckleya wobec The John Birch Society było, podobnie jak wobec senatora McCarthy’ego, od początku dwuznaczne. Z jednej strony, doceniał ich zaangażowanie w walkę z komunizmem. Z drugiej jednak głoszone przez organizację teorie spiskowe przysparzały całej sprawie wiele kłopotów. Szale przeważyła wypowiedź Welcha oskarżającego prezydenta Eisenhowera o to, że był „oddanym, świadomym agentem komunistycznej konspiracji”. Buckley napisał ostry artykuł zarzucający Welchowi kompromitowanie sprawy antykomunizmu. Tacy sojusznicy – twierdził – przysparzają sprawie więcej szkód niż korzyści. Tak konfrontacyjne postawienie sprawy przyniosło pismu sporo problemów. Nawet ci, którzy podzielali ocenę przedstawioną przez Buckleya, uważali, że priorytet powinna mieć walka z lewicą, nie należało natomiast robić sobie niepotrzebnych wrogów na prawicy. Atak na Welcha miał także konsekwencje finansowe – pismo straciło wielu prenumeratorów i sponsorów. Per saldo decyzja była słuszna – sposób, w jaki Buckley przeciął nici łączące go ze skrajnymi środowiskami, przyniósł zarówno pismu, jak i całemu ruchowi konserwatywnemu w Stanach Zjednoczonych wiele korzyści. Pozwoliło na zmarginalizowanie paranoicznych polityków głoszących spiskowe teorie i przedstawienie konfrontacji z komunistami jako racjonalnie uzasadnionego stanowiska.
Trzecia sprawą był antysemityzm. Buckley już w początkach działalności pisma opublikował artykuł odżegnujący się od jakichkolwiek związków z pismem antysemickiej prawicy „American Mercury”. Problem nieco się skomplikował w latach 80., kiedy do elity intelektualnej konserwatyzmu weszli tzw. neokonserwatyści – autorzy dawniej związani z lewicą, którzy przeszli ewolucję ideową w stronę konserwatyzmu. Wielu z nich było Żydami amerykańskimi, identyfikującymi się silnie z państwem Izrael. Wystąpienia ostro krytykujące politykę Izraela Patricka Buchanana i Josepha Sobrana (redaktora „National Review”) wywołały ostrą reakcję neokonserwatystów domagających się wykluczenia ich z prawicy. Buckley wprawdzie nie podzielał do końca poglądu neokonserwatystów, ale rozstał się z Sobranem i jego zwolennikami. Sprawa wywołała pretensje żywe do dzisiaj i oskarżenia o to, że Bukley „sprzedał” ruch konserwatywny neokonserwatystom.
Partia Republikańska
William F. Buckley i jego środowisko odegrali istotną rolę w nadaniu nowego znaczenia podziałom partyjnym w Stanach Zjednoczonych. W latach 50. podział na Partię Republikańską i Partię Demokratyczną nie pokrywał się z podziałem na konserwatystów i liberałów. Potężną pozycję w Partii Republikańskiej posiadał liberalny Nelson Rockefeller. Partia Demokratyczna, mimo że była partią Woodrowa Wilsona i Franklina D. Roosevelta – dwóch ikon XX-wiecznego liberalizmu – była także dominującą partią na konserwatywnym Południu sprzeciwiającym się desegregacji. Od czasu powstania pisma na łamach „National Review” trwały spory, kogo pismo powinno poprzeć w kolejnych wyborach. Wprawdzie Eisenhower nie był ulubieńcem pisma, ale w konfrontacji z liberalnym kandydatem Adlai Stevensonem jego kandydatura wydawała się bardziej sensowna. Z większym przekonaniem opowiedzieli się po stronie Richarda Nixona walczącego z Johnem F. Kennedym. Te wybory miały jednak charakter pragmatyczny. Pierwszym „wybrańcem serca” – jeśli można to tak ująć – konserwatystów z „National Review” był senator z Arizony Barry Goldwater. Buckley został przyjacielem kandydata republikanów i brał czynny udział w jego kampanii. Goldwater stanął do walki z ówczesnym prezydentem Lyndonem Johnsonem, który, jako wiceprezydent, objął urząd po zabójstwie Kennedy’ego. Prawdopodobnie żaden kandydat Partii Republikańskiej nie miałby szans w tych wyborach. Ameryka pogrążona w żałobie po śmierci Kennedy’ego stanęła za jego następcą. Ale kampania ta miała także inny wymiar – była rywalizacją w obrębie Partii Republikańskiej o tożsamość tej partii. Wybory prezydenckie Goldwater przegrał w sposób spektakularny (na 50 stanów wygrał jedynie w sześciu), ale jednocześnie przesunął Partię Republikańską na prawo, spychając liberalną frakcję Rockefellera z centrum partii na jej lewe skrzydło.
Najważniejszym „wybrańcem serca” Buckleya był jednak Ronald Reagan. Jego poglądy na temat komunizmu, polityki zagranicznej, podatków czy władzy federalnej były w dużym stopniu poglądami „National Review”. O swoich związkach z pismem Buckleya Reagan mówił wielokrotnie. Wraz z jego wyborem na urząd prezydenta zmienił sie także status tygodnika. Z bojowego pisma, działającego na obrzeżach świata dziennikarskiego, stał się jednym z najbardziej poważanych pism konserwatywnego establishmentu.
Sam Buckley zyskał pozycję jednoosobowej instytucji konserwatywnej. Oprócz kierowania „National Review”, pisał i wydawał książki polityczne, powieści szpiegowskie, jego felietony były publikowane na łamach wielu ogólnokrajowych gazet. Do tego należy dodać karierę telewizyjną. Od 1966 r. Buckley prowadził godzinny program telewizyjny „Firing Line”. Przez 33 lata (ponad 1500 edycji) „Firing Line” należało do najciekawszych programów publicystycznych w Ameryce. Przez program przewinęły się setki wybitnych pisarzy, polityków, publicystów, aktorów itd.
Buckley stał się swego rodzaju postacią-symbolem w amerykańskiej kulturze, budzącą fascynację, będącą wzorem do naśladowania, ale także wdzięcznym obiektem satyry. Erudyta i dandys, łączący wyszukany język z agresywnym i konfrontacyjnym sposobem prowadzenia dyskusji. Do legendy przeszły jego dyskusje z politykami i autorami związanymi z lewicą amerykańską – np. dyskusja z Gore’em Vidalem o mało nie zakończyła się bójką.
Buckley pozostaje symbolem wysokiej jakości konserwatywnego dziennikarstwa; jeśli porównamy go ze współczesnymi gwiazdami konserwatywnej Ameryki w rodzaju Anne Coulter czy Glenna Becka, dostrzeżemy, z jak dramatycznym spadkiem poziomu mamy do czynienia.
Leszek Nowak
Skomentuj