Żyjący na przełomie XIX i XX wieku Mayer Amschel Freiherr von Rothschild, niemiecki bankier pochodzenia żydowskiego i twórca potęgi finansowej rodu Rothschildów, zwykł mawiać: „Daj mi kontrolę nad podażą pieniądza danego narodu i nie będzie mnie obchodzić, kto tworzy jego prawa”. Słowa te w sposób bezwzględny obnażają mechanizm, jaki stworzyli u zarania nowego porządku świata ludzie władający pieniądzem. W myśl tej zasady to nie rządy kierują losami swoich narodów i nie parlamenty ustalają ich prawa. Od stuleci za fasadą praworządności kryją się kosmopolityczne siły, które w sposób realny sprawują władzę nad burzliwym nurtem rzeki historii, w której płynie ludzkość. Stare rosyjskie przysłowie głosi: „Gdy pieniądze mówią, prawda milczy”, one bowiem determinują wszystkie te zjawiska, które naiwnie odbieramy jako sprawiedliwość dziejową.
Parafrazując słynną wypowiedź twórcy brytyjskiej polityki kolonialnej Cecila Johna Rhodesa, można zadać sobie pytanie: „Dlaczego by nie stworzyć tajnego stowarzyszenia, które miałoby kontrolować świat?”. Przecież mając pieniądze, można kształtować globalną politykę bez posiadania jednej armaty. Prawda to znana od wieków, a tak subtelnie wyrażona choćby przez mistrza z Czarnolasu w wierszu „Muza”: „Kto ma pieniądze, ten ma wszytko w ręku: Jego władza, jego są prawa i urzędy”.
Czy zatem istnieją potężne organizacje, które z ukrycia kształtują światowy ład polityczny i gospodarczy? Nie trzeba się posiłkować teoriami spiskowymi, aby dostrzec ich cień na każdym niemal aspekcie naszego życia społecznego, gospodarczego i politycznego. „To Imperium, które stworzyliśmy, ma rzeczywiście cesarza. I nie jest nim prezydent naszego kraju” – pisał w 2007 r. światowej sławy amerykański ekonomista John Perkins. „Prezydent trwa krótko i na dobrą sprawę nie ma znaczenia to, czy w Białym Domu zasiada demokrata czy republikanin, ani to, kto rządzi kongresem – Imperium trwa, ponieważ jest w rzeczywistości rządzone przez ciało, które zwie się korporatokracją. To grupa ludzi rządzących naszymi największymi korporacjami”.
Czym jest owa ,,korporatokracja”? Czy jest to okryty mrokiem tajemnicy Klub Bilderberg, zapraszający na swoje doroczne zjazdy szefów korporacji, znanych dziennikarzy i polityków? Czy może jego siostrzana Komisja Trójstronna, skupiająca ludzi, którzy po II wojnie światowej tworzyli nowy, globalny kierunek rozwoju naszej cywilizacji?
Kim jest ów cesarz, o którym tak zagadkowo pisze John Perkins? Wszystkie nici subtelnych zależności politycznych i gospodarczych prowadzą do jednego człowieka, który wcale nie jest gospodarzem Białego Domu, Pałacu Elizejskiego, domu przy Downing Street 10 ani Kremla. Niczym czarnoksiężnik z Krainy Oz zamieszkuje on najwyższe piętro wieżowca w samym sercu Manhattanu. Przypominający rakietę celującą w gwiazdy budynek Rockefeller Center jest miejscem o daleko większym znaczeniu niż rezydencje szefów rządów najbogatszych państw świata. Tu bowiem są podejmowane decyzje, nad którymi później debatują członkowie Grupy Bilderberg, Komisji Trójstronnej i innych organizacji, które John Perkins nazwał enigmatycznie ,,korporatokracją”.
Historia dowodzi, że nie ma potężniejszych sprzymierzeńców niż Rockefellerowie. Zdawał sobie z tego sprawę gen. Wojciech Jaruzelski, który we wrześniu 1985 r. odbył prywatną rozmowę z Davidem Rockefellerem. Pozostanie tajemnicą, o czym rozmawiali.
Skomentuj