Henryk J. Chmielewski
Żywot człeka zmałpionego
Prószyński i S-ka
***
Autor i jego małpa
|
Kim jest Papcio Chmiel, każdy wie. A jeśli nie wie, to niedobrze, bo powinien. Henryk Jerzy Chmielewski, w młodości uczestnik powstania warszawskiego, potem grafik i rysownik, związany przez długi czas ze „Światem Młodych”, najlepszym czasopismem dla młodzieży w PRL, jest i będzie legendą, zapewne nie tylko dla starszego i średniego pokolenia, jako autor komiksowej serii „Tytus, Romek i A’Tomek”, zakamuflowanego w prostym, bezpretensjonalnym rysunku i tekście filozoficznego przewodnika po złośliwie skomplikowanej egzystencji, adresowanego do nastolatków w dowolnym wieku. Ta książka jest przeredagowaną i uzupełnioną wersją autobiografii artysty, wydanej w 2006 r. Znacie? To przeczytajcie, bo warto, nawet jeśli to kolejna już okazja. Chmielewski uznał, że twórcy popularnego komiksu nie wypada popadać w ton spiżowej powagi, jego wspomnienia napisane są więc lekko, ze swobodą i swadą, miejscami sprawiają wręcz wrażenie nieco nieuporządkowanych, jak dość nieuporządkowany osobowościowo, ale zawsze szlachetny jest Tytus. Nie znaczy to, że do swoich przeżyć twórca ma stosunek niefrasobliwy. Po prostu opowiada o doświadczeniach jak o przygodach, a wyznania na temat chwil trudnych, niekiedy bolesnych, i dolegliwościach życia w nie zawsze zabawnej krainie PRL łagodzi humorem i dystansem, chętniej obnażając absurdy tamtych lat niż zanurzając się w ich aspektach dramatycznych. Przy okazji rozczula wplecionymi w tok narracji dygresjami: „6 II 1969 – imieniny Tytusa oraz urodziny tow. Gomułki”. A zatem: nie jest to dzieło na miarę wielotomowych świadectw epoki, jakie wychodziły spod pióra naszych wybitnych diarystów. To skromna i przewrotna opowieść artysty o sobie i o najznamienitszej małpie w dziejach współczesnej kultury polskiej. Nie tylko dla młodzieży. W zasadzie to w ogóle nie dla dzisiejszej młodzieży, ale jak się uprze, to też może przeczytać. MN
William Mortimer Moore
Leclerc
Wydawnictwo
Poznańskie
***
Charyzmatyczny dowódca
|
Philippe Leclerc to obok Charlesa de Gaulle’a najbardziej znany bohater Francji. II wojnę światową zaczynał w stopniu kapitana, kończył zaś jako generał korpusu armii. Podczas kampanii francuskiej wiosną 1940 r. był ranny, a ponadto dwukrotnie udało mu się zbiec z niewoli niemieckiej. Już w sierpniu 1940 r. dowodził misją sześcioosobowego oddziału we francuskiej Afryce Zachodniej, a pod koniec tego roku zajął się organizacją pierwszych wypadów przeciwko siłom włoskim na południu Libii. W styczniu 1943 r. poprowadził swą brygadę w kierunku północno-zachodnim na spotkanie z brytyjską 8. Armią stacjonującą na terenie Trypolitanii (zachodnia Libia). „U boku Brytyjczyków walczył z niemieckim Africa Corps. Podczas tej kampanii zdołał wykazać, że umie zapomnieć o swej dumie i porozumieć się nawet z tak trudnym w obejściu człowiekiem, jakim był brytyjski marszałek polny Bernard Law Montgomery. W sierpniu 1944 r. to właśnie dowodzonej przez Leclerca 2. Dywizji Pancernej przypadł zaszczyt wkroczenia do ogarniętych powstaniem antyniemieckim centralnych dzielnic Paryża i ostatecznego ich wyzwolenia. Gdy 8 maja 1945 r. Europa świętowała zwycięstwo, Leclerc cieszył się największym zaufaniem wśród rodaków. Jego przedwczesna śmierć w 1947 r. pozbawiła Francję inteligentnego i wiernego dowódcy”. Dzięki rzetelnej pracy Moore’a otrzymujemy pogłębioną biografię Philippe’a Leclerca, właściwie drobiazgową kronikę jego dokonań bojowych, a lekturę ożywiają liczne cytaty z rozmów generała zarówno z innymi dowódcami, jak i ze zwykłymi żołnierzami. AN
Volker Koop
Rudolf Höss. Komendant obozu Auschwitz
Prószyński i S-ka
***
Bezwzględny kat Żydów
|
Nazwisko Volkera Koopa pojawiało się już na naszych łamach przy okazji recenzji jego wcześniejszych prac („Bormann. Pierwszy po bestii”, „Werwolf. Ostatni zaciąg Himmlera”). Tym razem ten wybitny niemiecki publicysta i autor kilkudziesięciu książek poświęconych historii Niemiec oddaje do rąk czytelników monografię kata z Auschwitz. Rudolf Höss, który przeszedł do historii jako komendant obozu Auschwitz, był jednym z najbardziej bezwzględnych egzekutorów hitlerowskich zbrodni. Pod trwającym 3,5 roku kierownictwem Hössa Auschwitz stał się największym obozem zagłady III Rzeszy, miejscem eksterminacji na niespotykaną dotychczas skalę. Realizując „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”, Höss był gorliwy i metodyczny (to on wprowadził obowiązek tatuowania numerów więźniom, by usprawnić „buchalterię” śmierci). Dbał o „wydajność” komór gazowych i krematoriów, gdzie bez skrupułów posyłał każdego niezdolnego do pracy, a w wolnym czasie… zajmował się troskliwie własną rodziną i czytał bajki swoim dzieciom. Jego żona, Hedwig Höss, była dumna z męża. Höss otwarcie relacjonował eksterminację więźniów i pozostawił spisane wspomnienia, obszernie przytaczane przez Koopa. Höss w więzieniu w Wadowicach, gdzie przebywał w oczekiwaniu na karę śmierci, niedługo przed egzekucją wyspowiadał się. Ale czy rzeczywiście okazał skruchę i żal za popełnione zbrodnie? 16 kwietnia 1946 r. został powieszony przed swoją dawną willą na terenie obozu Auschwitz. Volker Koop kreśli wierny obraz bezwzględnego masowego mordercy, obalając jednocześnie wiele mitów i korygując liczne przekłamania. AN
Nicholas Best
Pięć dni, które wstrząsnęły światem
Znak Horyzont
***
Ostatnie dni wojny
|
Nicholas Best, pisząc swoją książkę, przyjął ciekawą perspektywę badawczą. Skupił się na losach znanych postaci w ostatnich dniach II wojny światowej (konkretnie od 28 kwietnia do 2 maja 1945 r.), a każdy z tych dni to osobny rozdział. Początkowa data została przez autora wybrana nieprzypadkowo – chodziło o egzekucję na Mussolinim (zwłoki włoskiego dyktatora i jego kochanki Clary Petacci dzień później zawisły głowami w dół na mediolańskiej stacji benzynowej). Nazistowsko-faszystowski kolos ostatecznie runął wraz z samobójczą śmiercią Hitlera. A jak wyglądały te dni dla innych znanych, zwłaszcza współcześnie, postaci? Oto „jest 28 kwietnia 1945 r., wojna się kończy. Jedenastoletni Roman Polański włóczy się po ulicach Krakowa. Szeregowy Joseph Ratzinger dezerteruje z Wehrmachtu, a Karol Wojtyła dziękuje Opatrzności, że przeżył sowieckie bombardowanie Krakowa. Ranna i przestraszona Sophia Loren patrzy z odrazą na amerykańskich żołnierzy, a to właśnie jeden z nich pospieszy jej z pomocą. Piętnastoletnia Audrey Hepburn głoduje, ale jest szczęśliwa, że uniknęła werbunku do domu publicznego dla żołnierzy Wehrmachtu”. Książka Besta to lektura dla tych, którzy przynajmniej w stopniu podstawowym posiadają wiedzę historyczną, ponieważ bohaterowie „Pięciu dni…” w swoje wspomnienia wplatają różne kluczowe wydarzenia z czasów wojny. Autor korzystał m.in. ze stenogramów, raportów i rozmów, które osobiście przeprowadzał. Z całości wyłania się obraz Europy ogarniętej szaleństwem i splamionej krwią milionów niewinnych ludzi, cuchnącej strachem przegranych i żądzą zemsty zwycięzców. AN
Alfred Rosenberg
Dzienniki
1934–1944
Wielka Litera
***
Pamiętniki ideologa NSDAP
|
Za sprawą Wielkiej Litery na polski rynek wydawniczy wreszcie trafiły odnalezione w 2013 r. „Dzienniki” Alfreda Rosenberga. Że istniały – było wiadome, ponieważ ich fragmenty wykorzystano jako dowody w czasie procesu nazisty w Norymberdze. Przez wiele lat podejrzewano, że zapiski Rosenberga wywiózł do Stanów Zjednoczonych prokurator Robert Kempner (odkryto je w posiadłości byłego sekretarza Kempnera – Herberta Richardsona). Dziś uważane są za jeden z kluczowych dokumentów mogących rzucić nowe światło na plan eksterminacji Żydów w czasie II wojny światowej. Zwłaszcza że Rosenberg był głównym nazistowskim ideologiem, twórcą założeń NSDAP (autor „Dzienników 1934–1944” w norymberskim procesie za zbrodnie przeciwko ludzkości dostał karę śmierci przez powieszenie). Co ważne, pamiętniki zostały poprzedzone obszernym wprowadzeniem (ponad 100 stron) autorstwa Jürgena Matthäusa i Franka Bajohra, wybitnych historyków niemieckich, gdzie obok szkicu biograficznego Rosenberga odnajdziemy pogłębioną analizę ideologii nazistowskiej, a także omówienie operacji Barbarossa i „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Jak czytamy we „Wstępie”, „Rosenberg (…) bezustannie propagował zniszczenie »światowego wroga żydowsko-bolszewickiego«, które w warunkach wojny jawiło mu się zadaniem tym pilniejszym i skłaniało do użycia nowych metod, jakich dotychczas jeszcze nie próbowano”. Nie chodziło jednak tylko o „czystość rasy” – z masowej eksterminacji Żydów Rosenberg i jemu podobni czerpali ogromne korzyści materialne. Ludzkie życie mieli za nic. Lekturę „Dzienników…” polecam ku przestrodze. AN
Maciej Orłoś, Marek Sierocki
Teleexpress.
30 lat minęło
Wydawnictwo RM
***
Telewizyjny przełom
|
Jest z nami codziennie od 26 czerwca 1986 r. Przez pierwsze lata o 17.15 zamierały ulice, wszyscy bowiem chcieli oglądać pierwszy w Polsce program newsowy – „Teleexpress” nadawany w TVP1. Od początku trwał zaledwie 15 minut i charakteryzował się krótkimi formami, fleszowym ujęciem informacji. 29 czerwca 1992 r. emisję przeniesiono na godz. 17.00 – i tak jest do dziś. Program tworzyły (i tworzą nadal) osobowości telewizyjne, a w studiu zasiadali młodzi dziennikarze, którzy swoją energią kształtowali styl przekazu. Dziś ci, którzy zaczynali karierę w „Teleexpressie”, należą do grona najbardziej lubianych i rozpoznawalnych twarzy mediów. Sam program zaś święci kolejne triumfy, bije rekordy oglądalności i przyciąga przed ekrany telewizorów nowe pokolenia widzów, którzy lubią szybki styl przekazu w myśl legendarnego powiedzenia wygłoszonego wprost do kamery przez prowadzącego program: „Państwo piszą do nas listy, kartki, że zbyt szybko czytamy nasze wiadomości, no ale to jest »Teleexpress«, osobowy odchodzi o 19.30”. Książkę opowiadającą o 30-letniej historii programu napisali Marek Sierocki i Maciej Orłoś. Pierwszy z nich jest związany z „Teleexpressem” od pierwszego wydania – to on odpowiada za dobór „Telehitu” przez lata kształtującego muzyczne gusta młodzieży. Maciej Orłoś jako prezenter dołączył do ekipy w 1991 r. i szybko stał się najbardziej rozpoznawalną twarzą „Teleexpressu”. W książce obaj rozmawiają m.in. o trudnych początkach programu, na żywo nadawanego dopiero od 1993 r., nowym języku przekazu informacji czy zapraszanych gościach. Kawał dobrej historii. Dorota Nowacka
Patrick Sbalchiero
12 tajemnic chrześcijaństwa, które rzuciły wyzwanie nauce
Esprit
***
Cuda kontra nauka
|
Wyznawcy Chrystusa przyjmują je „na wiarę” – bo zazwyczaj tylko w ten sposób można je pojąć. Ale jak wytłumaczyć ateistom, że ciała niektórych osób po śmierci nie ulegają zepsuciu? I jak to możliwe, że figury świętych „płaczą”? I czym naprawdę są stygmaty? Patrick Sbalchiero, doktor historii, wykładowca jednej z paryskich uczelni, dziennikarz i autor kilkunastu książek, w tym biografii św. ojca Pio, tym razem przeprowadza pasjonujące śledztwo – będące zarazem naukowym wywodem – próbując wyjaśnić 12 największych tajemnic w historii chrześcijaństwa, które trudno zracjonalizować. Autor bezlitośnie konfrontuje cuda z nauką, rozstrzygając zawzięty spór wiary z analitycznym umysłem badacza. Dowodzi, że w historii chrześcijaństwa dochodziło do tajemniczych zdarzeń, wobec których metody naukowe zawodzą. Szczegółowo rozpatrując wszystkie „za i przeciw”, przywołując dostępne narzędzia metodologiczne, oddaje palmę pierwszeństwa wierze i cudom. Kiedy pisze np. o stygmatach, co prawda zauważa, że pierwsze wzmianki o nich dotyczą św. Franciszka z Asyżu, dowodzi jednak, że „chrystusowe rany” mają boskie źródło: „Te rany nie spełniają warunków zwykłych przypadków medycznych. Nie są nieodwracalną zmianą skórną, ale zjawiskiem niepodlegającym prawom natury”. To rany, które nie ropieją, nie wymagają też użycia antybiotyków, zakładania szwów czy wykonywania przeszczepów. Dla samych stygmatyków, jak i wyznawców Chrystusa, są znakiem od Boga. Sceptyków Sbalchiero i tak nie przekona. Ale po tę książkę warto sięgnąć nie tylko dla owych cudów – to historia chrześcijaństwa w pigułce. Dorota Nowacka
Maja i Jan Łozińscy
Wojciech Kossak. Opowieść biograficzna
PWN
***
Portret bez retuszu
|
Wojciech Kossak na pewno zasługuje na miano jednego z najlepszych polskich malarzy batalistów, nikt jak on nie potrafił namalować koni w galopie. Ten żyjący w latach 1856–1942 artysta zdobył popularność, jakiej rzadko doświadczają mistrzowie pędzla. Maja i Jan Łozińscy postanowili nieco odbrązowić „malarza polskiej chwały” i przekazać czytelnikom (niekiedy pikantne) szczegóły z życia osobistego Wojciecha Kossaka, przy czym – jak zwykle – całość napisali niezmiernie smakowicie. Syn Juliusza Kossaka, ojciec Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Magdaleny Samozwaniec, żył i malował z niekłamaną pasją. Pracował na dworze cesarzy: Wilhelma II i Franciszka Józefa, a w II Rzeczypospolitej portretował Józefa Piłsudskiego, polskich kawalerzystów i polityków. Jego „Olszynka Grochowska”, „Panorama Racławicka” czy „Szarża pod Rokitną” weszły do kanonu polskiego malarstwa historycznego. „Podziwiano jego efektowne portrety dam z towarzystwa i obrazy koni. Malarz obracał się wśród polskiej i europejskiej arystokracji, dużo podróżował po świecie. Uchodził za wzór zawsze wytwornego dżentelmena”. Podobał się kobietom, a sam nie wyobrażał sobie życia bez romansów i flirtów, czym doprowadzał do rozpaczy żonę Marię. A było owych kochanek niemało, jak choćby kuzynka Magdalena z Lasockich Moszczeńska czy młoda mężatka Zofia Hoesickowa. Uwielbiał luksus, dobre samochody, polowania, a nawet hazard. Łozińscy, pisząc jego biografię, skorzystali z ogromu korespondencji, którą artysta pozostawił po sobie i z której wyłania się nam obraz wiecznego dandysa, na koniec złamanego przez chorobę nowotworową. Dorota Nowacka
Lee Trimble, Jeremy Dronfield
Ocalić jeńców. Tajna misja amerykańskiego pilota w okupowanej przez Sowietów Polsce
Rebis
***
Nieznany bohater
|
Lee Trimble miał do przekazania nieznaną historię tajnej misji przeprowadzanej przez jego ojca kapitana Roberta M. Trimble’a w ostatnich miesiącach II wojny światowej. O pomoc w spisaniu opowieści Lee poprosił Jeremy’ego Dronfielda, brytyjskiego pisarza. Dzięki tej współpracy czytelnik może poznać nieznane karty historii. Oto bowiem, gdy działania wojenne dobiegały końca, a Armia Czerwona wyparła Niemców z Polski, powstał problem z byłymi jeńcami, których Sowieci uważali za potencjalnych szpiegów lub członków antykomunistycznego podziemia. „Z pewnymi wyjątkami uwolnieni jeńcy amerykańscy byli zazwyczaj traktowani dobrze – czy też raczej bezceremonialnie – przez frontowe oddziały radzieckie. Tego samego jednak nie można już było powiedzieć o traktowaniu przez nie wziętych do niewoli Niemców i wyzwolonych obywateli Związku Radzieckiego. Ci ostatni często byli po prostu mordowani”. Amerykański rząd wysyłał do Moskwy oferty pomocy w opiece nad byłymi jeńcami. Spotykało się to jednak z odmową. Do pracy zabrał się więc wywiad, który opracował plan misji ratunkowej: postanowiono wykorzystać stacjonującą na Ukrainie jednostkę Sił Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych, która miała być przykrywką dla tajnej operacji. Wykonanie zadania powierzono kapitanowi Robertowi M. Trimble’owi, weteranowi 8. Armii Powietrznej. Dowodził „Latającą Fortecą” w 35 śmiertelnie niebezpiecznych lotach bombowych. Wiosną 1945 r. został wysłany z misją, której prawdziwego celu nie ujawniono nawet jemu. Dorota Nowacka
Skomentuj