Ostatnie takie śmigło
Ocalałe fragmenty legendarnego polskiego samolotu RWD-9 do dziś znajdują się we francuskiej winnicy w Oksytanii, gdzie maszyna rozbiła się w 1936 r.
Ocalałe fragmenty legendarnego polskiego samolotu RWD-9 do dziś znajdują się we francuskiej winnicy w Oksytanii, gdzie maszyna rozbiła się w 1936 r.
31 października 1936 r. po godz. 13 niezwykłe dźwięki zaalarmowały francuskiego winiarza Jacques’a Fabre, właściciela winnicy Villemartin w okręgu Limoux w Oksytanii. Był ku temu powód: w jego dobrach na południe od Carcassonne wylądował przymusowo, łamiąc podwozie i mocno uszkadzając skrzydła na parkanach plantacji, nieznany, intrygująco pomalowany samolot.
Naoczny świadek tego wydarzenia, pracownik winnicy pan Ortega, indagowany w 1990 r. przez francuskiego entuzjastę historii lotnictwa Jeana Masse, doskonale pamiętał, co się wówczas zdarzyło. Samolot był srebrzysty, pokryty natryśniętym pospiesznie piaskowym kamuflażem z dopełniającymi całości zielonymi plamami. A na sterze kierunku z barwami Republiki Hiszpańskiej na tle srebrnego podkładu wyraźnie odznaczały się czerwone symbole tworzące znak RWD-9.
Jean Masse odnalazł nie tylko pana Ortegę. Jak nam napisał, 1 lutego 1990 r. sfotografował, używając barwnego negatywu, przechowywane na farmie Villemartin części samolotu: ster kierunku oraz śmigło. W swoim liście datowanym 18 listopada 2017 r. podaje, że jego zdaniem oba przedmioty nadal są przechowywane w zabudowaniach winnicy, której obecnym właścicielem jest Herve Fabre.
Alarm z „Avions”
O sensacyjnym dla historii polskiego lotnictwa odkryciu Jeana Masse jako pierwszy poinformował 6 maja 1991 r. na łamach londyńskiego „Dziennika Polskiego” znakomity, nieżyjący już historyk Jerzy B. Cynk, wieloletni współpracownik i korespondent „Skrzydlatej Polski”. Jego analiza, poszerzona o dodatkowe materiały, ukazała się następnie w redagowanym przez Andrzeja Glassa magazynie „Aero – Technika Lotnicza” (nr 7-9/1991 – pisano wówczas o zachowanych dwóch łopatach śmigła oraz innych drobnych detalach RWD-9). A potem na całe lata zapadła cisza. Przerwał ją niedawno artykuł Jeana Masse opublikowany we francuskim dwumiesięczniku „Avions” (nr 220, listopad-grudzień 2017). Autor opisał w nim losy wykorzystywanych we Francji polskich samolotów RWD-9, które w 1934 r. brały udział w Międzynarodowych Zawodach Samolotów Turystycznych (Challenge International des Avions de Tourisme). Artykułowi towarzyszyło zdjęcie maszyny SP-DRA, która 8 września 1934 r. wylądowała podczas rywalizacji na trawiastym wówczas lotnisku Orly w Paryżu. Jean Masse po raz kolejny pokazał też swoje zdjęcia części rozbitego w 1936 r. w winnicy Villemartin samolotu RWD-9 nr 95, czyli maszyny, która jako SP-DRA z napisem fundacyjnym „Śląsk”, pilotowana przez załogę: kpt Stefan Florianowicz i Leon Zamiara (mechanik), została uchwycona na Orly.
Pora bliżej przyjrzeć się samolotowi, którego ster kierunku i łopata (już jedna!) śmigła nadal spoczywają na francuskiej farmie, choć w roku obchodów stulecia polskiego lotnictwa mogłyby być relikwiami każdych uroczystości w naszym kraju.
Dwa samoloty z czeskimi silnikami
RWD-9 został zaprojektowany z myślą o przedłużeniu sukcesów Żwirki i Wigury na RWD-6 (SP-AHN nr 06) podczas Challenge 1932. Był rozwinięciem zwycięskiej konstrukcji. Na czwartą edycję Challenge w 1934 r. zbudowano sześć maszyn dla polskich załóg i dwie dla czechosłowackich. Interesujący nas SP-DRA był pierwszym (poza prototypem wyposażonym w silnik Menasco) seryjnym egzemplarzem challenge’owym. Jest więc wyjątkowo cenny. Jako jeden z dwóch samolotów był napędzany czeskim silnikiem Walter Bora o mocy startowej 162 kW (220 KM). Niemieckie śmigło Heddernheimer RS zastąpiono przed zawodami nowym – czeskim śmigłem spółki Letov. Stąd na zachowanej we Francji łopacie, jak podaje Jean Masse, widnieje symbol tego wytwórcy: Letov, Praga-Letnany oraz grawerunek na odwrocie: Typ HD 2 S – ćislo 214 – 2.
Challenge 1934 rozpoczął się 28 sierpnia w kraju zwycięzców z 1932 r. – na Polu Mokotowskim w Warszawie. Po ocenie technicznej i pierwszych konkurencjach rozegranych na warszawskim lotnisku przyszedł czas na test prawdy – lot okrężny na dystansie 9537 km na trasie Warszawa–Algier–Warszawa. 7 września rano wystartowano z Warszawy. Następnego dnia „Śląsk” SP-DRA przez Królewiec, Berlin, Kolonię i Brukselę dotarł do Paryża, gdzie sfotografowano go na lotnisku Orly. Jerzy Cynk podawał, że 9 września mimo nadmiernej wibracji silnika i jego nieregularnej pracy Florianowicz i Zamiara dociągnęli do portu lotniczego Maison Blanche w Algierze. Jak jednak sugeruje Andrzej Glass w swojej pracy o samolotach RWD-6 i 9 („Polskie Konstrukcje Lotnicze”, nr 2/2014), „Śląsk” z uszkodzonym silnikiem mógł wylądować w Barcelonie, co jest bardziej logicznym wyjaśnieniem jego dalszych losów. Tak czy inaczej, przegląd silnika ujawnił pęknięcie czopa wału korbowego. Oznaczało to koniec udziału samolotu w zawodach.
Challenge 1934 wygrała polska załoga Jerzy Bajan i Gustaw Pokrzywka na SP-DRD. Trzy samoloty RWD-9, które brały udział w zawodach, zostały sprzedane zagranicznym nabywcom. Egzemplarz SP-DRE kupili Francuzi do testów lotniczych. W czerwcu 1935 r. Hiszpanie nabyli „Śląsk” z uszkodzonym silnikiem (w Barcelonie go wymieniono?), a w 1936 r. – SP-DRB (oba z czeskimi silnikami Walter Bora). Andrzej Glass podaje, że Hiszpanie zapłacili za każdy 32 tys. zł. „Śląsk” otrzymał znaki rejestracyjne EM-W46, a drugi samolot – EM-W50. Oba były własnością państwa i użytkowano je jako wojskowe maszyny łącznikowe, na co wskazuje druga litera znaku rejestracyjnego – M jak militar.
Tajemnica wojny domowej
Można przypuszczać, że „Śląsk” EM-W46 przed wybuchem wojny domowej w Hiszpanii i w jej trakcie był wykorzystywany do lotów kurierskich, łącznikowych i transportowych, bazując w Barcelonie. W barwach lotnictwa wojskowego Republiki Hiszpańskiej (trójkolor na sterze kierunku oraz czerwone pasy na skrzydłach) kursował na trasie Tuluza–Barcelona. Być może przerzucał agentów i przewoził tajne przesyłki. Jego zachowany ster kierunku wydaje się jedynym oryginalnym przykładem pierwotnego malowania kamuflażowego maszyn Republiki.
31 października 1936 r. samolot leciał z Tuluzy do Barcelony, pilotowany – jak wspominał pan Ortega – przez potężnie zbudowanego lotnika w mundurze lotnictwa Republiki, władającego bezbłędnym francuskim. Może to sugerować, że był francuskim ochotnikiem lub najemnikiem (w lotnictwie myśliwskim Republiki służyli nawet Amerykanie). Burza nad Pirenejami zmusiła go do przymusowego lądowania w winnicy Villemartin, a na przeszkodach terenowych pogubił podwozie, skrzydła i ciężko uszkodził cały nos samolotu. Sam jednak wyszedł z tego bez szwanku. O charakterze jego misji świadczy to, że w torbie miał ukryte cywilne ubranie oraz flakon znakomitych perfum. Zapamiętano także jego hiszpańską książkę lotów z wyraźnym napisem „Asturias”(Asturia) i błękit munduru lotniczego Republiki. Zgodnie z relacją pana Ortegi, spisaną przez Jeana Masse, lotnik chciał się natychmiast udać na dworzec, aby ponownie znaleźć się na lotnisku w Tuluzie, ale został zatrzymany przez żandarmów w Limoux i wstępnie przesłuchany. Następnego dnia odstawiono go do dowództwa francuskiego XVI Korpusu Armijnego w Montpellier.
Rejestrujący lokalne wydarzenia dziennik „L’Independent des Pyrenes-Orientales” 1 listopada 1936 r. doniósł o katastrofie samolotu republikańskiego EM-W46, który wedle gazety miał być pilotowany przez dezertera, a maszyna miała lądowanie zakończyć kapotażem. Informowano, że pilota odstawiono do Montpellier w nocy z niedzieli na poniedziałek (czyli z 1 na 2 listopada 1936 r.), a dodatkowe cywilne ubranie miało być ukryte w kadłubie RWD-9.
Wrakiem samolotu zainteresował się aeroklub okręgu Aude, czego dowodzi pismo do prefektury Aude z 28 stycznia 1937 r. Domagano się prawa do RWD-9, ale odpowiedź prefektury z 25 sierpnia 1937 r. nie była dostatecznie jasna. Po konsultacji z paryskim ministerstwem wymagano, by entuzjaści lotnictwa najpierw ułożyli sobie sprawy majątkowe z właścicielem winnicy. Tymczasem wrak samolotu ulegał powolnej dewastacji. Spór biurokratyczno-prawny trwał aż do czasów okupacji niemieckiej. A po II wojnie światowej z legendarnego RWD-9 zostały tylko ster kierunku, śmigło oraz drobne, pogięte części…
Czy komuś będzie zależało, aby powróciły do Polski? Służymy wszelkimi dostępnymi danymi.
Skomentuj