Na początku naszej cywilizacji pojawił się Bóg. Te słowa brzmią jak parafraza pierwszych zdań biblijnej Księgi Stworzenia. Z tą jednak różnicą, że nie podlegają żadnej wątpliwości. Początki cywilizacji nieodłącznie bowiem wiążą się z rozwijającym się przekonaniem naszych przodków, że istnieje niewidzialna siła twórcza, która kieruje porządkiem świata i losem człowieka.
Skłonność do myślenia abstrakcyjnego jest przymiotem odróżniającym nas od wszystkich innych zwierząt na tej planecie. Począwszy od prostych kultów animistycznych, aż po złożone pod względem filozoficznym systemy trzech największych religii monoteistycznych świata, zawsze towarzyszy nam przekonanie o istnieniu niewidzialnego ducha, który jest spiritus movens wszystkiego.
Cztery tysiące lat temu politeistyczny obraz uniwersum rządzonego przez licznych bogów został zastąpiony koncepcją jednego Boga – wszechmogącego, wszechwiedzącego i wszechobecnego intelektu, który dla sobie tylko zrozumiałych powodów stworzył wszystko i wszystkim kieruje.
W drugiej Księdze Mojżeszowej 20.4-5 pojawiają się dziwne słowa: „Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył, gdyż Ja, Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym...”.
Stwórca jest zazdrosny? Wymaga nieustannej czci i wiary? Ale przecież w Księdze Joba 42.2 czytamy: „Wiem, że Ty możesz wszystko i że żaden Twój zamysł nie jest dla Ciebie niewykonalny”. Czemu więc Wszechmocny nie uczynił nas od razu doskonałymi? Przecież nie musiałby wówczas narzucać nam swoich przykazań.
Upadek Izraela i dwukrotne zniszczenie Świątyni Jerozolimskiej o mało nie unicestwiło kultu biblijnego Boga. Później, w pierwszych wiekach naszej ery, za sprawą pewnej niewielkiej syryjskiej sekty zwanej chrześcijanami, kult Jahwe rozwinął się z lokalnego wyznania w wielką światową religię. Sześć stuleci po Chrystusie przeobraził się w kult Allaha – jedynego Boga, którego wola objawiona została pewnemu kupcowi z odległej Arabii.
Kryzys chrześcijaństwa, który ogarnął Europę po epoce wojen religijnych, obudził ducha wątpliwości w porządek świata opisywany przez teologię. Po kolei podważane były wszystkie dogmaty kościelne. W oczach filozofów epoki Oświecenia Bóg przestał być już surowym sędzią przewodniczącym trybunałowi sił nieba na Sądzie Ostatecznym, ale przeobraził się w Wielkiego Zegarmistrza – doskonałego projektanta i matematyka, który ustanowił uniwersalne prawa natury.
Tak rozumiany Stwórca nie był już siłą interweniującą w każdy aspekt naszego życia. Dawał wolną wolę śmiertelnikom. A ci skłaniali się coraz bardziej ku koncepcji, że to On ponosi odpowiedzialność za wszystkie ich nieszczęścia. Wreszcie nadszedł czas, kiedy ludzie, uznali Go jedynie za legendę, mit założycielski feudalnego porządku świata i objaw słabości ludzkiej psychiki.
Wielka Rewolucja Francuska uznała Boga za strażnika ancient regime'u. Kult Rozumu zamienił jego świątynie w plugawe miejsca zgromadzeń bluźnierców.
Każda kolejna rewolucja radykalizowała swój stosunek do Stwórcy. Pojawił się bowiem nowy „bóg”, o którym Johann Goethe napisał: „Ten mały bożek ziemi w życia błędnym kole, pcha swój ciężar w jednakim, upartym mozole”.
Nowa władza nie potrzebowała już sakralnego namaszczenia. Bóg był niepotrzebny i miał zniknąć z przestrzeni publicznej. Ale jak wymazać ludziom z głowy ich najgłębsze przekonania i wierzenia? Bolszewicy, a później hiszpańscy komuniści czy niemieccy narodowi socjaliści wpadli na bardzo proste rozwiązanie: należy zabić wszystkich krzewicieli wiary i zniszczyć wszystkie obiekty sakralne. Samego Boga należało sprowadzić przed trybunały ludowe. A jeśli by się nie stawił przed obliczem takiego sądu, to nawet lepiej – można było Go wówczas uznać in absentia winnym wszystkich zbrodni i podłości od początku świata. W ten oto sposób oskarżyciele zamieniali się jedynie w błaznów, wpadając we własną pułapkę. Wystawiając mu oficjalne wezwania na proces, a później orzekając karę śmierci pod nieobecność oskarżonego, potwierdzali Jego istnienie. Paradoksalnie bolszewicy autorytetem swojego bandyckiego państwa uwierzytelniali to, co chcieli zniszczyć najbardziej – Bóg istniał, bo był poszukiwany listem gończym.
Komentarze
TOMASZ Friday, September 7, 2018, 11:50 AM
TERAŻ JEST WOLNOŚĆ SŁOWA U NAS WOLNO MÓWIĆ CO SIĘ CHCE MÓWIĆ np. DUPA ANDRZEJ DUDA NIE ZOSTAĆ ZATO KARANY BO JEST PAŃSTWO DEMOKRATYCZNE NIE KOMUNA ŻE BYŁA DYTATURA W PANSTWIE TEGY BYŁA AŻ 89ROKU BYŁA CEZURA U NAS MOZNA BYŁO TRAFIĆ DO WARJTKOWA DO DREWINICY NAWET KTOŚ POWIDZIŁ PRZECIWKO WŁADZY LUDOWEJ TEDY ŻEBY REDAKTOR PISAŁ GAZETCE HISTORCZNEŁ JAK BYŁO W PRL-u tedy jaki było kosfecje wtedy jak był za komunę