Efekt Genovese
Czy historia zamordowanej na oczach 38 milczących świadków młodej kobiety jest legendą, czy prawdą, która położyła fundament pod współczesne psychologiczne badania nad ludzkim konformizmem?
Czy historia zamordowanej na oczach 38 milczących świadków młodej kobiety jest legendą, czy prawdą, która położyła fundament pod współczesne psychologiczne badania nad ludzkim konformizmem?
13 marca 1964 r. Catherine "Kitty" Genovese została zamordowana przed swoim mieszkaniem w nowojorskiej dzielnicy Queens. W trakcie brutalnego ataku trwającego ponad 30 minut, została dźgnięta co najmniej 14 razy. Sprawa zyskała światowy rozgłos. Pisano, że mimo rozpaczliwego wołania o pomoc, żaden z 38 porządnych obywateli, siedzących tej nocy w mieszkaniach nie przyszedł jej z pomocą. Sprawa przykuła nie tylko uwagę opinii publicznej, ale także psychologów, prowadząc do badań nad „efektem widza” – zjawiskiem społecznym polegającym na tym, że im więcej biernych obserwatorów w danej sytuacji, tym mniejsza szansa na udzielenie z ich strony pomocy osobie w potrzebie.
W chwili śmierci Kitty Genovese była 28-letnią atrakcyjną i towarzyską kobietą. Urodziła się jako najstarsza z rodzeństwa we włosko-amerykańskiej robotniczej rodzinie. Ukończyła Prospect Heights High School na Brooklynie w 1954 r. i przeprowadziła się do Queens. Ostatnią jej pracą była posada kierowniczki w lokalnej tawernie Ev's Eleventh Hour.
W noc ataku, o 2:30 rano, Kitty Genovese opuściła bar i udała się do swojego mieszkania, które dzieliła z przyjacielem w Kew Gardens. Droga zajmowała jej zwykle około 45 minut. Wsiadła do samochodu i ruszyła w kierunku domu. Już po kilku minutach zatrzymała się na światłach. Nie wiedziała, że wtedy właśnie dostrzegł ją napastnik, który ruszył z parkingu i postanowił ją śledzić. O 3:15 Kitty wjechała na parking przy stacji Kew Gardens Long Island Rail Road.
Nagle, gdy znajdowała się około 30 metrów od domu otrzymała dwa ciosy w plecy. Ugodzona nożem kobieta krzyknęła przeraźliwie i zaczęła uciekać w kierunku swojego mieszkania. Jak się później okazało, sąsiedzi usłyszeli hałas, ale tylko jeden z nich, Robert Mozer, rozpoznał w nim wołanie o pomoc. Zawołał: „zostaw tę dziewczynę w spokoju!”. To spłoszyło napastnika i jednocześnie uspokoiło sąsiadów. Mężczyzna, który zaatakował Kitty uciekł, zostawiając ją ranną, człogającą się w kierunku drzwi budynku. Jednakże, chociaż świadkowie twierdzili, że widzieli, jak napastnik wsiada do samochodu i odjeżdża, nie zainteresowali się losem jego ofiary.
Ośmielony brakiem reakcji otoczenia, mężczyzna wrócił po 10 minutach i zaczął szukać kobiety, którą zaatakował. W końcu odnalazł ją, na wpół przytomną, leżącą w korytarzu przed włąsnym mieszkaniem. Dźgnął Genovese jeszcze kilka razy, zgwałcił, ukradł 49 dolarów, które miała przy sobie i uciekł, tym razem na dobre. Gdy karetka przybyła o 4.15, Kitty Genovese wykazywała jeszcze oznaki życia. Zmarła, zanim dotarła do szpitala.
Samotność w tłumie
Seria ataków trwała pół godziny, ale pierwsze wezwania na policję odnotowano dopiero po ponad 2 godzinach. Kilku świadków twierdziło, że dzwoniło na numer alarmowy, ale ich połączenia nie były traktowane priorytetowo. Inni zeznawali, że zgłosili przestępstwo, ale nie poinformowali o jego powadze. Jeszcze inni twierdzili, że pomyśleli o wezwaniu policji, ale założyli, że ktoś inny zrobił to wcześniej.
Napastnikiem okazał się 29-letni drobny przestępca, afroamerykanin Winston Moseley – z zawodu maszynista i ojciec trójki dzieci. Aresztowano go pięć dni po morderstwie za próbę kradzieży z włamaniem. Przyznał się do morderstwa Kitty Genovese, opisując szczegółowo atak. Jak się później okazało, Kitty była jego trzecią ofiarą.
Moseley został osądzony i skazany. Sąd domagał się kary śmierci, ale ostatecznie jego wyrok został zamieniony na dożywocie. Kilkakrotnie odmówiono mu zwolnienia warunkowego. Pozostał w więzieniu w Nowym Jorku do śmierci 28 marca 2016 r. Miał wówczas 81 lat. Pobyt w więzieniu nie przebiegał gładko. Moseley wielokrotnie brutalnie atakował innych więźniów, personel i trafiał na leczenie psychiatryczne. Z czasem lekarze stwierdzili, że Moseley był nekrofilem.
Pomimo makabrycznej natury przestępstwa, opinia publiczna nie zwracała na nie uwagi przez prawie dwa kolejne tygodnie. The New York Times opublikował artykuł z nagłówkiem "Nikt z 37 osób, które widziało morderstwo nie zadzwonił na policję" wraz wypowiedzią niezidentyfikowanego sąsiada, który twierdził, że nie zareagował, ponieważ "nie chciał się w to mieszać".
Atak na bierność
Nagle morderstwo Genovese wstrząsnęło Nowym Jorkiem. Setki osób dostrzegło tę sprawę jako oznakę bezdusznego i bezosobowego stylu życia, charakterystycznego dla wielkiego miasta. Inni rozpaczali nad zanikiem empatii u obywateli Nowego Jorku.
Podczas gdy społeczeństwo opłakiwało ofiarę, psychologow intrygowała reakcja sąsiadów. Zadawali sobie pytanie, jak to możliwe, że można być świadkiem brutalnego ataku i nie zareagować w żaden sposób. Psycholodzy społeczni ,a szczególnie John Darley i Bibb Latané, zaczęli badać wpływ podejścia grupowego i rozproszenia (dyfuzji) odpowiedzialności. Wtedy nazwano to zjawisko „syndromem Genovese”, a później „efektem widza” lub „efektem obojętnego przechodnia”.
Wkrótce sprawa trafiła do niemal każdego podręcznika psychologicznego w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Wykorzystywano przykład sąsiadów Genovese jako przypadek braku interwencji osób postronnych. Zjawisko to połączone zostało z konformizmem. Mogłoby się wydawać, że wraz ze wzrostem liczby świadków zdarzenia rośnie również prawdopodobieństwo, że któraś z tych osób podejmie jakieś działanie. Przykład Genovese oraz późniejsze liczne badania eksperymentalne i obserwacje dowodzą jednak, że jest całkowicie odwrotnie – wraz ze zwiększaniem się ilości świadków prawdopodobieństwo reakcji spada. Termin “dyfuzji odpowiedzialności” oznacza, że siła impulsu mającego skłonić do działania rozprasza się proporcjonalnie do liczby świadków. Większość osób myśli, że ktoś inny już z pewnością podjął działanie, więc staje się jedynie biernym widzem.
W konsekwencji tych odkryć w dziedzinie psychologii społecznej powstały setki poradników, zawierających wskazówki jak zachować się w sytuacji zagrożenia i nie dopuścić, by „efekt Genovese” doprowadził do tragedii. Wszystkie porady zmierzały do spersonalizowania prośby o pomoc i odwoływania się do pierwotnych instynktów, takich jak lęk przed ogniem. Okazało się, że okrzyk „pali się” wywołuje natychmiastową reakcję otoczenia połączoną z działaniem, w przeciwieństwie do „zwykłego” wołania o pomoc.
Skaza na legendzie
Historia została szczegółowo opisana w znanej książce „Thirty-Eight Witnesses: The Kitty Genovese Case” autorstwa Abrahama Michaela Rosenthala związanego z The New York Times. Jednak w czasopiśmie American Psychologist z 2007 r. pojawiły się hipotezy, że historia morderstwa Kitty Genovese została przez media wyolbrzymiona, a przynajmniej przedstawiona tendencyjnie.
W 2016 r., po śmierci Moseleya, The New York Times wydał oświadczenie, nazywając swoją pierwotną wersję wydarzeń "wadliwą". „Opisanie 38 świadków jako w pełni świadomych i niereagujących było błędem” – czytamy w oświadczeniu. – „Artykuł rażąco wyolbrzymił liczbę świadków i to, co dostrzegli. Nikt nie widział ataku w całości”.. Po ponad 50 latach nie było już jednak sposobu, aby dowiedzieć się, ile osób w rzeczywistości było lub nie było widzami makabrycznych wydarzeń.
Nowe badania rodzą pytanie: co, jeśli przez ostatnie 50 lat wprowadzano nas w błąd? Psycholog, prof. Saul Kassin z John Jay College of Criminal Justice odkrył, że wiele ważnych elementów związanych z tą sprawą było przez dziesięciolecia pomijanych.
W artykule zamieszczonym w czasopiśmie Perspectives on Psychological Science, Kassin wskazuje na kilka punktów, gdzie fakty nie pokrywają się z niesławną historią. W przeciwieństwie do podręcznikowej wersji wydarzeń, kilka osób rzeczywiście zareagowało na krzyki atakowanej Kitty, przychodząc jej z pomocą i wzywając policję. Podczas badania szczegółów morderstwa Genovese, Kassin natknął się na kilka innych przypadków fałszywych zeznań.
Według policji, Moseley szczegółowo opisał gwałt i morderstwo Genovese oraz ataki na kilka innych kobiet. Mężczyzna przyznał się do trzech morderstw, w tym 24-letniej Annie Mae Johnson i 15-letniej Barbary Kralik. Wiedza Moseleya na temat niepublikowanych szczegółów tych spraw była zaskakująca. Opisał na przykład mały ząbkowany nóż do steków, który został użyty jako narzędzie zbrodni do zamordowania Kralik. Choć o tych detalach mogli wiedzieć jedynie śledczy, policja nie przyjęła jego oficjalnego oświadczenia i nigdy nie był sądzony za te zabójstwa.
Dlaczego zatem funkcjonariusze zaniechali przeprowadzenia szczegółowego śledztwa w sprawie dwóch pozostałych morderstw? Okazało się, że detektywi zdobyli już wcześniej zeznania od innego człowieka, który przyznał się do zamordowania Kralik. Był to 18-letni Alvin Mitchell. Po siedmiu przesłuchaniach, które odbyły się podczas zaledwie 50 godzin, przesłuchiwany podpisał zeznanie skonstruowane przez detektywów. Mitchell twierdził później, że podczas pobytu w areszcie policyjnym grożono mu i atakowano fizycznie. Szybko odwołał swoje zeznania, gdy tylko znalazł się poza aresztem policyjnym.
To Mitchell, nie Moseley, został osądzony za morderstwo Barbary Kralik. Moseley był nawet świadkiem obrony. Oskarżony nie tylko wyznał, że zabił kobietę, ale przedstawił krok po kroku opis morderstwa. Mitchell został skazany podczas drugiej rozprawy za zabójstwo pierwszego stopnia. Po latach pytany przez Kassina: dlaczego się przyznał do zamordowania Kralik, odpowiedział: „Przyznałbym się do zabicia prezydenta, ponieważ ci ludzie mnie przerazili na śmierć”.
Sprawa Genovese doprowadziła psychologa do kolejnego zestawu fałszywych zeznań. Detektywi próbowali zmusić Moseleya do przyznania się do dwóch dodatkowych zabójstw: 21-letniej Emily Hoffert i 23-letniej Janice Wylie – tak zwanych morderstw „karierowiczek”. Moseley stanowczo zaprzeczył, że miał cokolwiek wspólnego z tymi zbrodniami i dano mu spokój.
Po 26 godzinach przesłuchań pod silną presją policja uzyskała potrzebne zeznania od 19-letniego afroamerykanina, George'a Whitmore'a. Ostatecznie mężczyzna podpisał 61-stronicowe przyznanie się do winy, ale podobnie jak Mitchell odwołał je natychmiast, gdy znalazł się poza zasięgiem śledczych. Whitmore powiedział, że policja go pokonała i że „nie przeczytał nawet oświadczenia, które kazano mu podpisać”.
Whitemore spędził 3 lata w więzieniu, zanim został w pełni uwolniony od wszystkich „wyznanych” zbrodni. Jego sprawa była cytowana w przełomowej opinii Sądu Najwyższego w sprawie Mirandy przeciwko Arizonie jako „najbardziej rzucający się w oczy przykład przymusu stosowanego w pokoju przesłuchań”.
Sprawa Genovese budzi wiele zastrzeżeń. Po tylu latach nie sposób ustalić, jak wiele faktów ukryła policja, a co było prawdą. Czy rzeczywiście 37 obywateli obserwowało z okien wołająca o pomoc kobietę, która przewracając się uciekała przed nożownikiem, a jedynie jeden człowiek odważył się krzyknąć? Czy może w ten sposób próbowano ukryć brak odpowiedniej reakcji na zgłoszenie przestępstwa? Ilu oskarżeń o morderstwo uniknął Moseley, tylko dlatego, że dla śledczych liczył się wynik śledztwa a nie jego rzetelność?
Nawet jeśli historia biernych sąsiadów Genovese jest tylko legendą, zjawisko rozproszenia odpowiedzialności i efekt widza rzeczywiście istnieje, a wyniki wieloletnich badań i eksperymentów są nadal całkowicie aktualne.
Skomentuj