Syberyjski rozpruwacz
W jednoosobowej krucjacie, aby oczyścić współczesną Rosję z “odpadków społeczeństwa”, Aleksandr “Sasha” Spiesiwcew, zabił co najmniej 19 dzieci z ubogich rodzin. Miał w tym procederze upiornego pomocnika.
W jednoosobowej krucjacie, aby oczyścić współczesną Rosję z “odpadków społeczeństwa”, Aleksandr “Sasha” Spiesiwcew, zabił co najmniej 19 dzieci z ubogich rodzin. Miał w tym procederze upiornego pomocnika.
Na początku czerwca 1996 r. w nowokuźnieckiej rzece Aba znaleziono kawałek dziecięcej czaszki. Po zbadaniu okolicznych terenów, odkryto tam również więcej fragmentów ciał – sześciu dziewczynek i trzech chłopców w wieku od 9 do 14 lat. Ustalono, że dzieci zostały profesjonalnie poćwiartowane. To znalezisko rozpoczęło kilkumiesięczne śledztwo pełne fałszywych tropów i pomyłek.
Dopiero po tym makabrycznym odkryciu zaczęto przyglądać się ponad setce zgłoszeń o zaginięciach nieletnich z ubogich nowokuźnieckich rodzin. Wcześniej bagatelizowano zniknięcia, uważano, że dzieci uciekły z domu z powodu niedostatku, brutalności sfrustrowanych rodziców lub po prostu w poszukiwaniu lepszego życia. Okrycie fragmentów zwłok rzuciło pewne światło na otwarte i nigdy nie dokończone śledztwa. Wówczas do poszukiwań zaangażowano nie tylko milicję ale i wojsko z lokalnego garnizonu. Penetrowano las i blokowiska. Nie znaleziono żadnego śladu i żadnej wskazówki.
Dwa tygodnie po przerażającym odkryciu w rzece Aba, zniknęły kolejne dwie nastolatki. Sprawdzono miejscowe dyskoteki, kawiarnie i bary, by wykluczyć zwykły szczeniacki wybryk. Prowadzący grupę dochodzeniową Władimir Siemionow ustalił jedynie, że sprawca musi posiadać samochód. Więcej wskazówek nie było. Ruszyła akcja sprawdzania wszystkich kierowców przewożących dzieci. Zatrzymywano ich i legitymowano. Jedynym owocem tego przedsięwzięcia były wpisy do rejestrów wykroczeń o przewożenie osób bez licencji.
Kolejną ścieżką była teza, że dziewczynki mogły wpaść w złe towarzystwo. Na rozkaz naczelnika nowokuźnieckiej milicji w mieście rozpoczęto szeroko zakrojoną operację przeszukiwań pomieszczeń, gdzie mogli przebywać narkomani. Zatrzymanym pokazywano zdjęcia zaginionych dziewczynek, ale nikt w tych kręgach ich nie rozpoznał.
Panika w mediach rozgorzała na dobre. Przypuszczano, że monstrum mordujące dzieci jest człowiekiem mutantem, który urodził się w mieście podczas katastrofy ekologicznej. Rodzice obwiniali organy ścigania o bezczynność, domagali się natychmiastowego zatrzymania przestępcy.
W Nowokuźniecku funkcjonowało kilka ugrupowań przestępczych, które byłyby zdolne do uprowadzeń dla okupu. Nastąpiła więc fala aresztowań, ale żaden z miejscowych rzezimieszków nie miał pojęcia o losie zaginionych dzieci. Działania te świadczyły jedynie o bezradności milicji. Jaki bowiem sens miały porwania dla okupu dzieci z biednych rodzin?
Koncepcja uprowadzeń jeszcze nie umarła, gdy zaproponowano jeszcze śmielsze wytłumaczenie – nielegalny handel organami. Zaczęto prowadzić obserwacje wszystkich okolicznych szpitali, kostnic i instytutów medycznych. Szczegółowo przeglądano dane chirurgów i patologów, sprawdzano bagaże pasażerów, którzy udawali się do Moskwy i innych większych miast. Podobne operacje prowadzono również w stolicy.
W dalszym ciągu o przestępcy nie wiedziano niczego oprócz tego, że potrafi profesjonalnie rozczłonkować swoje ofiary i jeździ samochodem. Dlatego w następnej kolejności skontrolowano zarejestrowanych myśliwych i sporządzono ich charakterystyki. Sprawdzono towarzystwa łowieckie i wędkarskie, a także amatorskie nagrania z polowań. Uważano, że jeśli ktoś okrutnie traktuje zwierzęta, może również posunąć się dalej. Nie znaleziono jednak nic podejrzanego, a obserwowane osoby okazały się względnie normalne.
Do kolekcji niezbyt trafnych pomysłów można też zaliczyć koncepcję, że morderca najczęściej wybierał dziewczynki o imieniu Jelena i Olga. Choć były to bardzo popularne imiona wśród nastolatek, tej myśli trzymano się dość długo. Jak można przypuszczać, była ona całkowicie błędna.
Przypadkowe żniwa
Idąc tropem osób podejrzanych, bądź skazanych wcześniej za pedofilię, natrafiono na byłego zawodowego kierowcę, a obecnie rzeźnika w sklepie mięsnym – Grigorija Gorkina. Mężczyzna był nietowarzyski, drażliwy i skąpy. Żył w blokowisku i jeździł czarną wołgą. Gdy jeszcze raz sprawdzono wszystkie informacje, okazało się, że był już zatrzymany podczas operacji kontroli kierowców z nieletnimi pasażerami. Podwoził wtedy dwie dziewczynki. Pierwszego dnia obserwacji rzeźnika mężczyzna wcześnie rano wyjechał na rynek po mięsną tuszę, podzielił ją, a po zakończeniu pracy wrócił do domu. Nazajutrz nieoczekiwanie zmienił trasę udał się nie na rynek, ale w przeciwnym kierunku. Funkcjonariuszom nie udało się jednak zareagować na czas i rzeźnik zniknął im z pola widzenia. Wieczorem nie wrócił do domu, a rano na posterunek zadzwonili sąsiedzi i powiedzieli, że spod drzwi Gorkina wypływa kałuża krwi oraz wydobywa się stamtąd zapach zgnilizny. Funkcjonariusze niezwłocznie wyłamali drzwi. Pokój był pusty, a na podłodze leżało kilka toreb z rozkładającą się wieprzowiną. Wieczorem pojawił się właściciel lokalu. Okazało się, że został ranny w wypadku samochodowym, po czym dwie doby spędził w szpitalu. Kolejna ślepa uliczka.
Sprawcę zbrodni nazywano morderczym duchem, wysłannikiem szatana i wampirem, zatem milicja ruszyła na poszukiwania tajnej sekty satanistycznej, która mogła być odpowiedzialna za składanie ofiar z dzieci. Znaleziono nawet podejrzane przedmioty kultu w pobliżu jednego z cmentarzy. Okazało się jednak, że pozostawili je tam uczniowie z pobliskiego technikum, których jedyny związek z satanizmem polegał na ubieraniu się w ciemne stroje i słuchaniu mrocznej muzyki.
W tym czasie znaleziono dwie zamordowane i rozczłonkowane Jeleny. Tym razem były to dorosłe, bezdomne kobiety. Ich personalia udało się ustalić na podstawie odciętych głów. Sprawa robiła się coraz poważniejsza. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych postanowiło podjąć wszelkie kroki, aby jak najszybciej aresztować mordercę. Do rozwiązania sprawy zaangażowano doświadczonych pracowników kryminalno śledczych z całej Rosji, setki funkcjonariuszy dzielnicowych i milicjantów. Sprawdzano każdą ulicę, każdy dom, piwnice i strychy. Wzmożono kontrole na rynkach, dworcach i w miejscach gdzie gromadzi się młodzież. Równocześnie sztab operacyjny analizował informację o podobnych przestępstwach w całym kraju.
Przy okazji szeroko zakrojonych poszukiwań znaleziono prawie wszystkie dzieci i nastolatki, których zaginięcia odnotowano w rejestrach milicyjnych, poza ośmioma dziewczynkami i pięcioma chłopcami. Z niewiadomych powodów dopiero teraz odkryto, że szóstka dzieci zniknęła tego samego dnia i z tego samego miejsca. Chodziły do jednej szkoły i po lekcjach często bawiły się na pobliskiej budowie.
Śledczy dokładnie przeszukali cały teren, przesłuchano pracowników budowy, by dowiedzieć się, czy możliwe, że dzieci zginęły uwięzione między betonowymi blokami. Główny inżynier zaznał, że to jest całkowicie niemożliwe. A jednak dzieci zaginęły – nagle i za dnia. Zaczęto przetrząsać okoliczne kanały komunikacyjne i ściekowe. Jednak bez żadnego rezultatu.
Pewnego dnia z Togliatti przyszła pilna informacja. 20 lipca 1996 r. w bunkrze wojskowym znaleziono uduszoną sześcioletnią dziewczynkę. Morderca dosłownie rozszarpał ofiarę na kawałki. Przy pomocy przypadkowego świadka udało się stworzyć portret pamięciowy przestępcy – około 30-letniego mężczyzny. Widziano go razem z dziewczynką niedaleko jej domu. Wieczorem znano już nazwisko zabójcy. Był nim bezrobotny Oleg Rylkow, od pół roku poszukiwany za gwałt na nieletniej. Parę dni później patrol milicji zatrzymał mężczyznę próbującego zapłacić fałszywymi pieniędzmi. Nie miał przy sobie dokumentów, ale podał nazwisko i adres. Po dwóch dniach został wezwany w celu złożenia wyjaśnień, ale gdy przybył na komisariat, milicjanci zobaczyli zupełnie innego człowieka. Z pewnością nie był to mężczyzna, którego wcześniej zatrzymali. Gdy spojrzał na portret pamięciowy gwałciciela, powiedział: „Tak, to mój kolega, Oleg Rylkow” i dodał, że jego kamrat wybiera się do Nowokuźniecka.
To poderwało milicję na nogi. Rozwieszono portrety pamięciowe Rylkowa. Siemionow szybko znalazł dwa dawne przestępstwa popełnione przez gwałciciela w Togliatti. Zaatakowane dziewczynki miały między 6 a 13 lat.
Poszukiwania przyniosły skutek. Aresztowany Rylkow okazał się skłonny do zeznań. Podał adresy mieszkań, do których się włamał i dokonał przestępstw. Opisywał wszystko bardzo dokładnie. Śledczy byli przekonani, że na końcu dojdzie do opowieści o zaginionych dzieciach i nie czekając na rozwój sytuacji rozjechali się do domów. Ogromna grupa operacyjna została rozwiązana. I gdy specjaliści wrócili do swoich miast, Siemionow otrzymał telefon z Nowokuźniecka, że zaginęły kolejne trzy nastolatki. Odnaleziono jedynie głowę jednej z nich.
Jednocześnie pojawiła się też garść nowych informacji. Tydzień wcześniej w mieście ponownie pojawił się dawny mieszkaniec Nowokuźniecka, wcześniej karany za gwałt na nieletniej. Pracował w firmie handlowej i białą ładą rozwoził towar po okolicy. Postanowiono zastawić na niego pułapkę i zorganizować prowokację. W kilku miejscach miały czekać młode autostopowiczki przedstawiające się jako Jelena lub Olga. Początkowo kierowca ignorował przynętę, ale w końcu zaprosił jedną z nich do samochodu, potem do kawiarni na wino, a na końcu, lekko podchmielony na pustą posesję, gdzie próbował siłą posiąść nową koleżankę. Po aresztowaniu, w żaden sposób nie dało się go połączyć z innymi zaginięciami.
Zaskakujący trop
Ostatnie trzy zaginione dziewczęta przebywały wcześniej w szpitalu. Pewnego dnia wyszły na spacer i już nie wróciły. Pierwszy ślad pojawił się w domu towarowym, gdzie jedną z nich zapamiętała sprzedawczyni. Kobieta powiedziała, że po tym, jak nastolatki kupiły butelkę wody, podeszła do nich starsza, pulchna kobieta. Rozmawiały chwilę, po czym wszystkie wyszły ze sklepu.
Milicjanci byli w szoku. Czyżby ta kobieta była seryjną morderczynią? A może stręczycielką? Część ekipy odesłano do skontrolowania domów schadzek, ale starszą panią ostatecznie rozpoznał dzielnicowy z pobliskiego blokowiska. Powiedział, że nazywa się Ludmiła Spiesiwcew i pracuje w przedszkolu. Pamiętał ją z interwencji, ponieważ nieustannie spierała się z sąsiadami. Funkcjonariusze natychmiast udali się do miejsca pracy kobiety i tam dowiedzieli się że dwa dni wcześniej zwolniła się z przedszkola.
W międzyczasie hydraulik i ślusarz poskarżył się administratorowi budynku przy ulicy Pionierskiej, że w trakcie profilaktycznego sprawdzania systemu ogrzewania przed sezonem zimowym “jakiś idiota” w domu numer 53 nie wpuścił go do środka twierdząc, że przebywają tam osoby chore psychicznie i nie może nikogo zaprosić do środka.
Tymczasem Siemionow dowiedział się, że Spiesiwcewa ma syna, Aleksandra, przebywającego w szpitalu psychiatrycznym. Szybko skontaktował się ze wskazaną placówką medyczną i tam, ku jego zaskoczeniu dowiedział się, że pacjent w został zwolniony z kliniki dwa lata wcześniej.
Gdy grupa operacyjna jechała do mieszkania przy Pionierskiej, dzielnicowy już stał przed drzwiami podejrzanego. Głos za drzwiami wciąż powtarzał, że jest chory i zamknięty. Po sforsowaniu drzwi, funkcjonariuszy uderzył smród zgnilizny. A to, co ekipa operacyjna zobaczyła później było jak z najgorszego koszmaru. W środku siedziała półżywa, obnażona dziewczynka. Miała złamaną rękę i ranę na brzuchu. Gospodarz mieszkania uciekł przez balkon na dach i tyle go widzieli. W wannie leżały rozczłonkowane, pozbawione głowy zwłoki.
Następnego dnia aresztowano Ludmiłę Spiesiwcewą, tą „miłą starszą kobietę”, która zaprowadziła trzy dziewczynki do mieszkania pod pozorem pomocy w otwarciu drzwi. Obiecała im, że poczęstuje je wódką. Trwały poszukiwania jej syna. Okazało się, że po ucieczce, próbował jeszcze zgwałcić jakąś kobietę w jej własnym mieszkaniu, ale ostatecznie pojmano go na klatce schodowej, gdzie siedział głodny i zmarznięty.
Po ujęciu Aleksandr Spiesiwcew, zwany Saszą, opisywał siebie jako romantyka, lubiącego siedzieć na ławce i słuchać szumu drzew, kochającego muzykę, rysunek i poezję, a także interesujego się techniką. W 1991 r. poznał dziewczynę, Żenię. Znajomość zaczęła się romantycznie. Spacerowali, Sasza czytał jej poezję. Jednak gdy uderzył ją po raz pierwszy, dziewczyna postanowiła zerwać znajomość. Narzeczony miał na ten temat inne zdanie. Zamknął ją w mieszkaniu i przetrzymywał przez cały miesiąc. Według oficjalnej wersji Żenia zmarła z powodu sepsy i wycieńczenia. Jej ciało było pokryte ropiejące mi wrzodami, które uniemożliwiały znalezienie istotnej przyczyny śmierci. Aleksandr trafił na leczenie psychiatryczne. Zdiagnozowany jako schizofrenik, wyszedł po trzech latach z kliniki, ponieważ komisja lekarska uznała go za wyleczonego.
Mężczyzna znienawidził wszystkich za cierpienia doznane w szpitalu psychiatrycznym. Znajdował wiernych słuchaczy wśród pijaczków i bezdomnych, którym wykładał swoje teorie na temat powszechnej społecznej zgnilizny i prowadził długie “intelektualne wywody”. Zawarł je w swoim pamiętniku, tuż obok szczegółowych opisów 19 zbrodni, jakich się dopuścił głównie na dzieciach.
O swojej pierwszej ofierze opowiadał: „Odbyliśmy stosunek płciowy, a potem coś się we mnie mocno odezwało. Podszedłem i pchnąłem ją nożem w okolice klatki piersiowej”. Po miesiącu zaatakował kolejną dziewczynę. Zaprosił ją do domu. Sąsiedzi prócz muzyki słyszeli przerażające krzyki, ale nie reagowali. Dorosłe kobiety go rozczarowały
Pewnego dnia na placu budowy zauważył bawiące się dzieci. Nikt nie zwrócił uwagi na chłopaka, który zbliżył się do nich i zaczął częstować papierosami. Namówił dzieci na wizytę w swoim domu. Po wejściu do sypialni, jeden z chłopców zaczął się niepokoić, Spiesiwcew dźgnął go nożem, a potem rzucił się na pozostałe dzieci. Gdy szamotanina dobiegła końca, ułożył ciała w stos obok szafy i nakrył szmatą. W takim stanie zwłoki przeleżały cztery dni, po czym wyniósł je na korytarz. Tydzień później w mieszkaniu pojawiła się Ludmiła. „Zostawiłem jej wszystko na zewnątrz, a sam poszedłem spać” – podsumował to wydarzenie.
To był pierwszy raz, gdy matka mordercy postanowiła po nim posprzątać. Zapakowała pocięte szczątki do wiader i wyniosła je nad rzekę.
Opowieść z piekła
Dziewczynka znaleziona w mieszkaniu mordercy trafiła do szpitala w stanie krytycznym. Z trudem opowiadała śledczym o przeżytym koszmarze. Pierwszą z trzech zwabionych koleżanek napastnik zadźgał nożem. Pchnął ją w okolice żołądka, serca i gardła. Gdy przestała oddychać, kazał matce i pozostałym dziewczynkom pociąć zwłoki na kawałki. Odmówiły, więc rzucił się na nie z nożem. Po skończonej pracy Sasza poszedł spać, przykuwając wcześniej poranione ofiary do kaloryfera. W nocy Ludmiła zajęła się wynoszeniem zwłok.
Aleksandr opowiadał później w śledztwie: „Gdy wróciła matka, okazało się że w garnku pozostało jeszcze część mięsa Nastii, którego matka nie wyniosła na zewnątrz. Ugotowała je i powiedziała, żebym dał to dziewczynkom, więc je zaniosłem i kazałem zjeść. Kośćmi zająć się pies”.
Sasza gwałcił ofiary i fotografował je nago. Pewnego dnia usłyszał, jak przygotowują ucieczkę. Zdenerwował się i zaczął bić tak długo, dopóki jedna z nich nie przestała oddychać. W katowaniu dziewczynki pomagał mu jego doberman. Pozostała ostatnia, zmaltretowana Olga, która zdążyła opowiedzieć śledczym o piekle, w jakim się znalazła, ale ostatecznie zmarła w szpitalu z powodu odniesionych obrażeń.
W domu Spiesiwcewów znaleziono mnóstwo biżuterii i 82 komplety ubrań. Niektóre z nich należały do zagonionych dzieci.
Aleksandr obwiniał wszystkich za swoje nieszczęścia – kraj, lekarzy i kolegów ze szkoły. Chciał oczyścić społeczeństwo z przedstawicieli marginesu społecznego. W gruncie rzeczy, niezależnie od deklarowanych motywów, wszystko wskazywało, że był głęboko zaburzonym człowiekiem. Pozostawało jednak pytanie o motywację matki?
Ludmiła sama wychowywała swojego ukochanego syna. Był jej oczkiem w głowie. Urodził się z niedowagą i dużo chorował. Kobieta od dawna skumulowała frustrację i agresję. Uważała, że została skrzywdzona przez los, a jedynym jej szczęściem był Sasza. Dlatego nienawidziła wszystkich, którzy mu dokuczali i byli od niego lepsi, zdrowsi i silniejsi.
Jednak w opinii biegłych złość nie wystarczała, żeby dokonać tak strasznych rzeczy. Ten „pierwiastek zła” był w niej wcześniej. Gdy pracowała jako asystentka adwokata lubiła przynosić do domu materiały kryminalne, głównie zawierające zdjęcia ofiar. Oglądali je razem z synem. Gdy zauważyła, że chłopiec niezwykle się przy tym pobudza i zobaczyła błysk w jego oczach zrozumiała, że sprawia mu to przyjemność. A czyż nie ma większego szczęścia dla matki niż sprawić dziecku radość?
Sąd uznał Ludmiłę za winną współudziału w 3 morderstwach i skazano ją na 13 lat pozbawienia wolności. Od 2008 r. mieszka z córką w jednej z wiosek w pobliżu miasta Osinniki. Aleksander Spesiwcew został skazany na 10 lat więzienia za morderstwo 3 dziewcząt. Rok później Państwowe Centrum Naukowe ds. Psychiatrii Społecznej i Sądowej im. W. Serbskiego uznało Spesiwcewa za obłąkanego.
Skomentuj