Nazistowskie dziedzictwo
Grzechy ojców wpłynęły na kolejne pokolenie Niemców. Dzieci tych, którzy służyli Trzeciej Rzeszy, w dużo większym stopniu niż reszta niemieckiego społeczeństwa muszą radzić sobie z tą mroczną i zbrodniczą historią
Grzechy ojców wpłynęły na kolejne pokolenie Niemców. Dzieci tych, którzy służyli Trzeciej Rzeszy, w dużo większym stopniu niż reszta niemieckiego społeczeństwa muszą radzić sobie z tą mroczną i zbrodniczą historią
Pałac Sprawiedliwości w Norymberdze wciąż stoi, nietknięty zębem czasu. Wielki kompleks rozciąga się na powierzchni kilku akrów, główny budynek nadal poraża wspaniałością ze swoimi niekończącymi się kamiennymi korytarzami i ponad sześciuset pięćdziesięcioma pokojami. Klatki schodowe prowadzą do tajemniczych zakamarków i zaułków, ale gdy się je minie, wyłania się ogromna, dwupiętrowa sala sądowa: miejsce, gdzie w 1945 roku rozegrał się główny proces o zbrodnie wojenne. Bajeczny zegar i zdobne żyrandole zastąpiono fluorescencyjnymi lampami, a galerię dla prasy mogącą pomieścić dwustu pięćdziesięciu reporterów rozebrano. Ale samo pomieszczenie niezwykle przypomina to ze zdjęć, na których naziści siedzą w dwóch rzędach na ławie oskarżonych. W tej sali przypieczętowały się losy ojców Wolfa Hessa, Eddy Göring, Ursuli Dönitz, Corduli Schacht oraz Niklasa i Normana Franków. Zeznania w tej sali pozwoliły światu poznać szczegóły dotyczące „ostatecznego rozwiązania” i masakry milionów cywilów.
Nasze córki, nasi synowie
W 1987 roku pusta norymberska sala sądowa stała się także celem przepełnionej goryczą pielgrzymki Niklasa Franka. W 1945 roku wrzało tu jak w ulu, ale podczas samotnej wizyty Franka panowała cisza, niemal dzwoniąca wśród twardych powierzchni i wysokich sufitów. W tym surowym otoczeniu dumał nad kulminacyjnym punktem podsumowania brytyjskiego oskarżyciela: „Może się zdarzyć, że wina Niemiec nie zostanie wymazana, gdyż naród niemiecki w dużej mierze ma w niej swój udział. Ale to ci ludzie, wraz z garstką innych, ściągnęli tę winę na Niemcy i zdeprawowali naród niemiecki. To, że ci oskarżeni uczestniczyli w zbrodniach tak potwornych, że wprawia to w osłupienie i przyprawia o zawrót głowy, oraz są za nie moralnie odpowiedzialni, nie ulega wątpliwości. Niechaj słowa oskarżonego Franka na zawsze pozostaną wyryte w naszej pamięci: «Minie tysiąc lat, a ta wina Niemiec nie zostanie wymazana»”.
Niklas wpatrywał się w ścianę, pod którą niegdyś stała ława oskarżonych, w miejsce, gdzie pokolenie wcześniej zasiadał jego ojciec. „Mam taką fantazję – wyznaje Niklas – że siadam tu co roku i czekam, aż pojawi się ojciec. I powie: «Jestem winny, naprawdę jestem winny!». A potem wyjaśni, dlaczego jest winny i w którym roku stał się zbrodniarzem. Czekam na to. To moje marzenie, ale jeszcze nigdy się nie spełniło”.
Grzechy ojca wpłynęły na kolejne pokolenie Niemców w sposób, który mało rozumiemy i rzadko kiedy należycie sobie uświadamiamy. Dzieci tych, którzy służyli Trzeciej Rzeszy, w dużo większym stopniu niż reszta niemieckiego społeczeństwa muszą radzić sobie z tym mrocznym dziedzictwem.
Tych, którzy odcięli się od poglądów politycznych i zbrodni ojców, często dręczy wstyd i poczucie winy. Niektórych, na przykład braci Franków, nawiedzają obrazy stosów powykręcanych ciał albo żydowskich rodzin wtłaczanych do getta. Jednak nawet bez takich mrożących krew w żyłach wspomnień wiele dzieci czuje zagubienie w związku ze swoim dziedzictwem, niemal przyjmując na własne barki poczucie winy za zbrodnie ojców. „Boję się – mówi Dagmar Drexel – że gdyby ludzie, których spotykam, wiedzieli, co zrobił mój ojciec, nie chcieliby mieć ze mną nic do czynienia”.
„Chciałbym pojechać do Izraela – stwierdza Niklas Frank – ale jak mógłbym to zrobić? Wstydzę się spotkać z tymi ludźmi”.
„Owszem, przepraszam wszystkie ofiary za to, czego dopuścił się mój ojciec” – podkreśla Rolf Mengele. Najbardziej ekstremalnym przykładem pozostaje Norman Frank, który postanowił nie mieć dzieci: „po tym, co zrobił mój ojciec, nie uważam, by należało przedłużać linię Franków”.
Różne postawy wobec zbrodniarzy
Konflikt między obrazem dobrego, kochającego ojca a wizją zbrodniarza opisywanego w dokumentach i przez świadków rzadko kiedy znajduje rozwiązanie. Mężczyźni omówieni w tej książce nie wykazywali wobec swoich rodzin żadnych zauważalnych objawów psychopatycznego zachowania, których często szukają badacze. Ci, którzy przetrwali wojnę, nigdy więcej nie uciekli się do zbrodniczych nazistowskich zachowań. Mordercy jak Mengele i Drexel wrócili do cichego, nieciekawego życia, niedręczeni poczuciem winy. To właśnie ów brak wyrzutów sumienia część dzieci uznaje za najbardziej niepokojący. Drugie pokolenie często doświadcza z powodu popełnionych okrucieństw większego moralnego oburzenia niż którykolwiek z ich rodziców, faktycznych sprawców.
Dla tych, którzy potępiają ojców, próby zrozumienia ich motywacji stanowią zarówno żmudny, jak i kłopotliwy proces. Ambicja i słabość, często cytowane jako czynniki sprawcze, jedynie częściowo tłumaczą działania ich ojców. Nie każda ambitna osoba jest zdolna do morderstwa, a sama słabość nie wystarczy, by natchnąć człowieka do nienawistnych, prymitywnych wypowiedzi. Rolf Mengele obwiniał ambicję ojca, lecz mimo to uważa go za „obcego”. Normana Franka gnębił fakt, że nie potrafi doszukać się żadnych racjonalnych przyczyn ekstremalnego zachowania ojca. Dagmar Drexel zrezygnowała z wysiłku: „Nigdy nie zrozumiem mojego ojca”.
Na drugim krańcu spektrum znajdują się dzieci, które z dumą bronią ojców. Często zawzięcie zaprzeczają wszelkim przewinom rodziców, a ich opinie są przebrzmiałe, jak pełne nienawiści teorie narodowego socjalizmu. Obrona ojca stała się dla Wolfa Hessa takim samym ciężarem, jakim dla innych dzieci jest walka przeciwko rodzicowi. Ursula Dönitz i Edda Göring – a także ich domy pełne pamiątek po ojcach i z czasów drugiej wojny światowej – dowiodły, że były częściowo związane z wojenną chwałą ojców. A jednak usprawiedliwianie ich działań nie uwolniło ich od emocjonalnych problemów będących wynikiem dorastania w nazistowskich Niemczech. Negowali udział ojców w potwornych zbrodniach, próbując usprawiedliwić swoją czystą miłość. Ponieważ odrzucali istnienie jakiejkolwiek zbrodniczej zmazy, nie czuli się w obowiązku tłumaczyć czy usprawiedliwiać swoich uczuć. Żadnego z tych obrońców nie nękały sprzeczne obrazy, z jakimi zmagał się Niklas Frank. Jego rodzic z jednej strony był pobłażliwy i kulturalny, lubował się w niemieckiej muzyce i poezji, a z drugiej – okazał się potworem, który posłał na śmierć ponad dwa miliony polskich Żydów. Obrońcy wspominali co najwyżej o „nadużyciach na Wschodzie” i tam stawiali granicę, a nawet jeśli nie negowali istnienia Holokaustu, obwiniali o niego innych.
Niezależnie od tego, czy dzieci bronią, czy potępiają rodziców, im sławniejsze nazwisko, tym większa presja publiczna. Na te „wysoko postawione” dzieci często patrzy się nie tylko przez pryzmat ich kariery, ale i kariery rodziców. Stauffenberg i Schacht energicznie dążyli do tego, by stworzyć sobie życie, na które nie wpłyną reputacje ich ojców, zaś Rolf Mengele narzekał, że w dalszym ciągu musi uważać za każdym razem, gdy wygłasza uwagę o polityce, „bo ludzie powiedzą: «To syn Mengelego i, och, posłuchajcie tylko, co mówi o tym czy o tamtym»”. Każde z tych dzieci podlega skrupulatnemu osądowi publicznemu.
Z drugiej strony, takie pochodzenie wiąże się też z pewną korzyścią. W trakcie szukania informacji o nazistowskiej przeszłości rodziców osoby te nigdy nie musiały polegać na słowie ojców.
Zmaganie się z przeszłością
Dokumenty historyczne obfitują w wiadomości na ich temat, czy to ze względu na wysoką pozycję, jaką cieszyli się podczas wojny, czy też z uwagi na rozmiary złej sławy, jaka otaczała ich później. Mengele i Schacht korzystali z dostępnych źródeł, by w obiektywny sposób dowiedzieć się o czynach rodziców. Inni, szczególnie Hess i Göring, ignorowali pisemne świadectwa, a większość z nich odrzucili, uznawszy za „kłamstwa i propagandę”. Tym samym przegapili rzadką sposobność, by stawić czoła prawdzie i symbolicznie zerwać z przeszłością. Wyparcie to potężne emocjonalne narzędzie. Wobec tego, że niektórzy naziści sami zaprzeczali, jakoby dopuścili się jakiejkolwiek nieprawości, nie dziwi fakt, że część dzieci wyruszyła na intensywne poszukiwania prawdy, woląc ją od przyjemniejszych i często mniej bolesnych kłamstw.
Dzieciom mniej znanych nazistów oszczędzono wprawdzie publicznej oceny, co nie znaczy, że uniknęły tortur w związku ze swoim dziedzictwem. Burzliwe relacje Dagmar Drexel i Ingeborg Mochar z rodzicami z całą pewnością ucinają wszelkie spekulacje, jakoby tym dzieciom żyło się łatwiej. Pod jednym względem miały trudniejsze zadanie: ponieważ dane o ich ojcach nie są powszechnie dostępne, musiały polegać na tym, co ujawniła rodzina. A jest to temat, który niewielu niemieckich rodziców poruszało otwarcie. Drexel odkryła przeszłość ojca tylko dlatego, że przypadkowo natknęła się na akt oskarżenia. Ojciec Mochar powiedział jej, co robił w czasie wojny, ale ona nie mogła sprawdzić faktów, dopóki nie wyciągnąłem jego teczki z Berlińskiego Centrum Dokumentacji. Martwiła się wówczas, że ojciec ją okłamał i że zaraz dowie się o jego kryminalnej przeszłości.
Pokolenie odpowiedzialne za wojnę ucięło wszelkie dyskusje. Odmawiało szczerości i otwartości. Milczenie jednak nie wyeliminowało panujących w rodzinie tarć, jedynie przenosiło je pod powierzchnię, nierzadko odbijając się na psychice dzieci. Niektóre z nich, całe lata po śmierci rodziców, pragnęły publicznej rozmowy o swoich uczuciach, której odmówili im ojcowie.
Ponieważ sprawcy milczeli, brzemię poszukiwania prawdy i przyjęcia odpowiedzialności przeszło na kolejne pokolenie. Tylko Mengele i Mochar podjęli wyzwanie nieodłącznie z tym brzemieniem związane i skonfrontowali się z ojcami. Mengele nie osiągnął nic dzięki kłótniom z ojcem, a ostatecznie zaprzestał wysiłków mających skłonić go do przyznania się do wyrzutów sumienia czy odczuwania winy. Ingeborg potrzebowała dwudziestu lat, by wydusić z ojca, że „może” eksterminacja Żydów była błędem.
Przegrana walka z rodzicami
Niektórzy nigdy nie mieli okazji do konfrontacji, bo byli jeszcze małymi dziećmi, kiedy ich ojców stracono. Niklas Frank prawdopodobnie stawiłby czoła ojcu. W innych przypadkach dzieci nie potrafiły się zdobyć na konfrontację z ich wojenną przeszłością. Choć wielu pragnęło, by rodzice przyznali, że współpraca z nazistami była błędem albo że żałują, nie chcieli stać się katalizatorem, który wymusiłby takie przyznanie.
„Moje pokolenie – zauważa ze smutkiem Niklas Frank – przegrało walkę z rodzicami. Nigdy nie zapytaliśmy ich, co się wydarzyło, pytam o to ciebie, drogi ojcze, albo ciebie, droga matko. Dlaczego byłeś w tamtym czasie słaby? Dlaczego byłeś tchórzem? Co tak naprawdę wiedziałeś o Żydach w twojej wiosce, miasteczku, mieście, sąsiedztwie? Co się z nimi stało? Kiedy wszyscy starzy naziści wymrą, wówczas nasze dzieci będą miały szansę na autentycznie świeży start”.
„Już wystarczy” – mówi Rolf Mengele. – „Wiem, że nic nie mogę na to poradzić. Taki już chyba mój los, bycie jego synem. Ale wiem, że jeśli porozmawia pan z innymi Niemcami w moim wieku, przekona się pan, że bardzo niewielu z nich myśli o wojnie, nazistach i zbrodniach tyle, ile ja jestem zmuszony myśleć. Mój ojciec dopuścił się tych rzeczy i teraz ja muszę za niego odpowiedzieć. Ale nie może to przejść na moje dzieci. To dziedzictwo musi umrzeć wraz ze mną”.
„Myślę, że to ważne dla ofiar i ich rodzin” – dodaje Dagmar Drexel. „Powinni wiedzieć, że my, dzieci mężczyzn, którzy byli winni tych zbrodni, nie zapominamy o Holokauście. A raczej staramy się konfrontować z tym tematem. Nie da się zadośćuczynić za zamordowanie milionów ludzi, głównie Żydów. My próbujemy na swój skromny sposób zadbać, żeby to się już nigdy więcej nie powtórzyło. To nasz szczególny obowiązek”.
Fragment książki Geralda Posnera „Dzieci Hitlera. Jak żyć z piętnem ojca nazisty”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak. Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Skomentuj