Dziewczyna z ciężarówki
„Ja, Olga Hepnarová, ofiara waszego bestialstwa, skazuję was na karę śmierci przez przejechanie, a ogłaszam, że za moje życie jest X ludzi to mało”
„Ja, Olga Hepnarová, ofiara waszego bestialstwa, skazuję was na karę śmierci przez przejechanie, a ogłaszam, że za moje życie jest X ludzi to mało”
– Nie wierzyłem własnym oczom. Dokładnie przed słupkiem przystanku tramwajowego, erenka, która jechała przede mną, gwałtownie zboczyła z jezdni i wtarabaniła się na chodnik pełen ludzi – opowiadał 53-letni taksówkarz, Jiří S., który 10 lipca 1973 r. przemierzał ulice praskich Holešovic. – Potem pojazd wyprostował koła i jadąc przy samej ścianie budynku, potrącał, przejeżdżał i mielił w drobny mak każdego, kto nie zdążył uciec. Zatrzymał się dopiero na rogu ulicy Veverkovej. [...] Zaraz potem dobiegły mnie głosy z zewnątrz. Najpierw okrzyki bólu, przerażenia, strachu, wołanie o pomoc, lament, potem gniew i zdenerwowanie. Widziałem ludzi, leżeli pod i za samochodem.
Taksówkarz połączył się przez radio z dyspozytornią. Krzyczał do słuchawki tak, że telefonistka nie była w stanie go zrozumieć. Wysiadł z samochodu i rzucił się biegiem do pobliskiego komisariatu. Z budynku wybiegło już kilku funkcjonariuszy i skierowało się na miejsce wypadku. W tym czasie ciężarówkę otoczyli wściekli przechodnie. Dwóch mundurowych przebiło się przez tłum i dotarło do kierowcy. Za kierownicą siedziała dziewczyna: zwyczajna młoda kobieta w jasnej bluzce i czerwonych spodniach.
– Na Boga, zasnęła pani za kierownicą? – krzyknął funkcjonariusz który dotarł do niej jako pierwszy.
– Nie, nie zasnęłam, hamulce są sprawne – odpowiedziała spokojnie. – Umyślnie wjechałam na chodnik, to moja zemsta na społeczeństwie za to, jak traktowało mnie przez całe moje życie.
Jak się później okazało, dwa dni wcześniej kobieta napisała dwa listy do redakcji „Svobodné Slovo” i „Mlady Svět”. Oba brzmiały identycznie: „Proszę, żebyście przyjęli ten list jako dokument. Oto moja spowiedź. Ja, Olga Hepnarová, ofiara waszego bestialstwa, skazuję was na karę śmierci przez przejechanie, a ogłaszam, że za moje życie jest X ludzi mało. Acta non verba”.
Mrok w duszy
Olga Hepnarová urodziła się 30 czerwca 1951 r. w Pradze. Rodzice nigdy nie należeli do żadnych partii politycznych, nie udzielali się w życiu publicznym. W chwili tragedii ojciec Olgi był emerytowanym urzędnikiem bankowym a matka stomatologiem. Starsza o dwa lata siostra, Eva właśnie ukończyła studia wyższe o profilu humanistycznym. Olga, podobnie jak jej rodziece, nie interesowała się polityką. W śledztwie stwierdziła, że wydarzenia z lat 1968–1969 są i były jej zupełnie obojętne i „nawet nie odnotowała ich w swojej pamięci". Zamordowanie grupy osób oczekujących na tramwaj w żadnym stopniu nie nastąpiło z pobudek politycznych. Było odwetem za to, „jak ludzie traktowali ją przez przez całe jej zniszczone życie”.
Funkcjonariusze z niechęcią musieli odrzucić motyw polityczny. Nie było mowy o ataku terrorystycznym wymierzonym w państwo. Należało skupić się na rzeczywistych motywach zbrodni, a te były dla wszystkich niejasne. W trakcie długiej spowiedzi Olgi Hepnarovej śledczy próbowali zrozumieć przyczynę tragedii, traumę lub inne, istotne wydarzenia w życiu młodej kobiety, które mogły zmienić ją w kata niewinnych przechodniów.
– Dobrze pamiętam lata przedszkolne i mogę z całą pewnością stwierdzić, że już wtedy byłam nieszczęśliwa w domu swoich rodziców. Dlatego postrzegam ich jako ludzi bezdusznych – opowiadała oskarżona. – Stosowali na mnie brutalne kary cielesne, nie tylko oni, głównie ojciec, ale też babcie, ze strony ojca i matki. Tak więc wszyscy dorośli członkowie naszej rodziny traktowali mnie, jakbym była podrzutkiem, dzieckiem znalezionym gdzieś przy drodze. Moja starsza siostra też miała do mnie negatywny, wręcz wrogi stosunek. Już wtedy zaczęło się to, co potem urosło do takich rozmiarów, że okaleczyło moją duszę.
Rodzina Olgi widziała to jednak nieco inaczej. Ojcu rzeczywiście zdarzało się wymierzyć córkom karę cielesną, matka natomiast była dość apodyktyczna. Między małżonkami dochodziło do częstych kłótni.
– Moim zdaniem ani w dzieciństwie, ani nigdy później nie było między nami większych konfliktów, ale nie było też bliskiej siostrzanej relacji, bo każda z nas jest inna, miałyśmy inne zainteresowania i obracałyśmy się w innych kręgach – opowiadała Eva. – Właściwie nie za bardzo miałyśmy o czym rozmawiać. Można chyba powiedzieć, że byłyśmy sobie obojętne, jakbyśmy nie czuły się jak siostry, jednak ja, w przeciwieństwie do Olgi, nie mogę ze swojej strony mówić o nienawiści. Obojętność to przecież nie nienawiść.
Olga była przeciętnym dzieckiem, zamkniętym w sobie, małomównym. Rzadko się uśmiechała. Jej zainteresowania szybko zaczęły zmierzać w kierunku mrocznej literatury, co dodatkowo zwiększało dystans między nią a otoczeniem. O swoim postrzeganiu świata, wyrządzonych krzywdach szeroko i chętnie opowiadała podczas przesłuchań.
– Choćby te przezwiska! W szkole mówili na mnie „babochłop”, bo musiałam się bić, żeby bronić własnych praw. Wołali też na mnie „śpiąca laleczka”, bo miałam specyficzny sposób chodzenia, jakbym była zamroczona. Zwykle byłam też źle ubrana, to akurat wina matki, która nie dbała o to ani w moim przypadku, ani w przypadku siostry… Opiszę klasyczny dzień mojego życia. Już rano budziłam się przepełniona strachem, co złego przydarzy mi się tego dnia i o co znowu ktoś się do mnie przyczepi. Zaczynałam się denerwować i z tego powodu źle mi się jadło śniadanie. Potem szłam do szkoły, bardzo niechętnie, pełna obaw, które zawsze się spełniały. Zawsze coś musiało się wydarzyć, cała klasa razem z nauczycielką czy nauczycielem się ze mnie naśmiewała. A kiedy już jakoś udało mi się przetrwać szkołę, po południu miałam czasem jakieś lekcje prywatne, pianino albo niemiecki, tam też nie lubiłam chodzić, bo zawsze na ulicy albo w tramwaju spotykałam masę niemiłych ludzi, którzy dokuczali mi tak samo jak ci w domu czy w szkole. Na przykład w drodze z pianina przypadkowy, idący z naprzeciwka chłopak kopnął mnie w krocze. Albo w tramwaju od niechcenia pokazałam kontrolerowi legitymację, a on zaczął się na mnie wydzierać, żebym nie robiła z siebie księżniczki, tylko łaskawie okazała dokument jak należy. A w domu?… Ojca potrafiła doprowadzić do szału byle bzdura, chociażby to, że miałam w buzi gumę do żucia, zaraz robiła się z tego wielka afera, czasem nawet mnie bił. W domu miałam spokój tylko wtedy, kiedy spałam.
15 czerwca 1964 r. Olga próbowała popełnić samobójstwo. Dziewczyna powiedziała lekarzom, że 10 tabletek meprobamatu połknęła omyłkowo. Jej prawdziwe intencje nie pozostawiały jednak wątpliwości, a badanie EEG wykazało pewne zniekształcenia rytmu fal mózgowych. Po pięciu dniach dziewczynę wypisano ze szpitala i zaordynowano psychiatryczną opiekę ambulatoryjną.
– Matka popełniła zasadniczy błąd – twierdziła siostra. – Od samego początku chroniła Olgę jako młodsze i bardziej problemowe dziecko, nigdy niczego od niej nie wymagała i nie nakładała na nią żadnych obowiązków domowych. Trzeba jednak przyznać, że z wychowaniem Olgi rodzice popadali ze skrajności w skrajność, bo kiedy na przykład odkryli, że Olga wagaruje, ojciec strasznie ją zlał. Wtedy było mi jej naprawdę żal. Na karze fizycznej jednak nie stanęło: matka wysłała Olgę do szpitala psychiatrycznego w Opařan koło Tábora.
Hepnarová była tam hospitalizowana dwukrotnie – od 23 marca do 27 czerwca 1965 r., a później od 12 września 1965 do 3 lipca 1966 r. W obu przypadkach jako przyczynę przyjęcia zapisano: „zaburzenia typu neurotycznego i nieprawidłowo kształtująca się osobowość w okresie adolescencji oraz problemy wychowawcze, ciągłe wagarowanie i niewłaściwe towarzystwo”.
W dokumentacji medycznej z tych okresów czytamy: „Kontakt powierzchowny, słabo współpracuje, udziela zwięzłych odpowiedzi po długich przerwach. W stosunku do pielęgniarek i reszty pacjentów zachowuje powściągliwość, traktuje ich z góry. Objawy neurozy, częste bóle głowy, nieadekwatne wybuchy śmiechu. Egzaltacja, zachowania teatralne, przesadne. Silna dążność do udowadniania swoich racji, zawyżona samoocena, bezkrytyczne podejście do siebie samej. Bardzo wyrafinowane umyślne kłamstwa, nikłe poczucie winy. Huśtawki nastrojów z przeważającym nastrojem depresyjnym. Jednorazowa ucieczka, podczas powrotu z wakacji letnich. Z pozytywów należy wymienić starania o dobre oceny w szkole, wyraźne zainteresowanie literaturą. Sprawność intelektualna dobra, czasami powyżej przeciętnej”.
Krok w krótką dorosłość
Matka Olgi Hepnarovej marzyła, że obie jej dziewczynki skończą studia i wyrosną na porządne kobiety. Jednak doświadczenia z młodszą córką pozbawiły ją złudzeń, ale nadal starała się zapewnić jej jak najlepszy byt. Przy wsparciu matki Olga wybrała zawód introligatora i podjęła trzyletnią edukację zawodową. Była przeciętną uczennicą, ale zdyscyplinowaną i nie opuszczała zajęć. Tymczasem jej problemy psychiczne nieustannie się nasilały. Wyraziła to w liście napisanym do lekarza psychiatry, który zdobył jej zaufanie podczas hospitalizacji. Miała wówczas 16 lat.
– Od czasu, kiedy opuściłam Opařany, wiele się zmieniło – pisała. – Jestem sama, dlatego do Pana piszę. Z ojcem nie rozmawiam od jesieni, kiedy ostatni raz mnie zbił. Ja niedawno pobiłam moją siostrę. Dość głupio, za jakąś błahostkę, dziwne, że tego nie żałuję. Wcześniej to ona mnie biła. Tylko z mamą zamieniam czasem kilka słów. Tyle że nie mam z nią o czym rozmawiać… Wciąż podejrzewa mnie o rzeczy, które w ogóle nie przyszłyby mi do głowy, nie ufa mi. Chyba robi błąd. Nie lubię jej… W drodze do szkoły, do pracy, w tę i z powrotem, wszędzie jestem sama. Inni wciąż mówią, kotłują się, śmieją, na przykład z rzeczy, które wcale nie wydają mi się śmieszne. [...] Traktuję ludzi z góry, chyba ich to razi, ale ja wcale nimi nie gardzę… Ja nienawidzę ludzi… [...] Czuję niewysłowiony wstręt do większych skupisk ludzi. Zawsze są gotowi i chętni, żeby kogoś osądzić. Okaleczyli mi duszę.
Na przełomie czerwca i lipca 1969 r. Olga Hepnarová skończyła 18 lat i szkołę zawodową w Tomosie. Na pytanie o prezent urodzinowy odpowiedziała, że chciałaby wyprowadzić się z domu. Dokądkolwiek. Podjęła zatem pracę w charakterze introligatora, jednak nie przedłużono jej trzymiesięcznego okresu próbnego. Notatka służbowa zawierała żadnych negatywnych informacji. Prawda była jednak inna. Współpracownicy nie lubili jej. Przede wszystkim jakość pracy nie spełniała oczekiwanych standardów. Olga była nieporządna, wrogo nastawiona do otoczenia, roszczeniowa i przewrażliwiona na swoim punkcie.
Dwie kolejne próby zatrudnienia skończyły się w podobny sposób. Życiowy start nie poszedł po jej myśli, a włóczęga po kraju pogłębiła jedynie poczucie samotności.
– Kiedy byłam w zachodnich Czechach, od czasu do czasu utrzymywałam kontakt listowny z moją siostrą Evą, która w końcu napisała, żebym rzuciła to wszystko w diabły i wracała do Pragi. Potem, kiedy było mi już naprawdę źle, dałam jej do zrozumienia, że się z tym zgadzam. Ojciec przyjechał i zabrał mnie z powrotem do domu.
Rodzina przyjęła ją ciepło, jednak po jakimś czasie Olga zaczęła ponownie odczuwać potrzebę ucieczki z domu rodzinnego. Matka podsunęła jej pomysł kursu na prawo jazdy i opłaciła większość należności. Okazało się, że dziewczyna ma pewien talent do prowadzenia pojazdów i świetnie czuje się za kierownicą. Egzamin zdała przy pierwszym podejściu, po czym dostała pracę w Transporcie Poczty i Telekomunikacji.
Jej zadaniem było opróżnianie skrzynek pocztowych i wożenie inkasentki. Nie minęło wiele czasu, gdy dziewczyna ponownie zaczęła czuć się ośmieszana i poniżana. Zaczęła posądzać współpracowników o pewien rodzaj bojkotu. Nie było to całkiem bezpodstawne przypuszczenie. Inkasentki oficjalnie poprosiły o zmianę kierowcy. Bały się jeździć z Olgą. Notorycznie przekraczała prędkość, prowadziła samochód jak szalona, wjeżdżała na krawężniki i schody. Nieustannie stwarzała zagrożenie na jezdni. Olga ponownie musiała pożegnać się z pracą.
Podczas śledztwa Hepnarová przyznała się do jeszcze jednego występku – podpalenia domu, w którym przebywała jej rodzina. Na szczęście nikt nie ucierpiał.
– Paląc wiejski domek, który ojciec odziedziczył po swoich rodzicach, chciałam się zemścić przede wszystkim na nim, na ojcu, którego uważałam za główną przyczynę swoich kłopotów rodzinnych. Chodziło też o samą nieruchomość, w domu wciąż wybuchały przez nią kłótnie, bo matka chciała ją sprzedać i kupić coś w Pradze albo pod Pragą. [...] Wpadłam na pomysł, że może kłótnie by się skończyły, gdyby dom w Zábrodí po prostu zniknął z powierzchni ziemi. I postanowiłam, że coś z tym zrobię.
Zawiedzione nadzieje
Do kolekcji subiektywnych i obiektywnych krzywd doszła jeszcze sprawa przyjaciółki Olgi, Alžběty Š. W tym czasie Hepnarová mieszkała w domku działkowym, który, choć nieogrzewany i skromny, traktowała jak kawałek swojego miejsca na ziemi. Olga zakochała się w koleżance i nieśmiało ją uwodziła. Przyjaciółka miała już partnerkę i mimo jej sprzeciwów utrzymywała kontakty z dziwną, ale niewątpliwie ładną koleżanką. Któregoś dnia dała się zaprosić do domku Olgi.
Początkowo było bardzo miło. Gospodyni była niezywkle rozmowna, chwaliła się usprawnieniami, jakich dokonała w swoim lokum. Wypiły wino i położyły się spać, ale – ku rozczarowaniu Olgi – w osobnych łóżkach.
– Nad ranem przebudziłam się gwałtownie i zobaczyłam nóż – opowiadała Alžběta. – Nóż, który Olga Hepnarová trzymała w ręku. Okropnie się przestraszyłam. Olga mówiła coś, raczej mamrotała, że nie chce mi zrobić krzywdy. Mówiła chyba, że sama chce się zabić… Nie wiem, chyba byłam nieprzytomna, nie wiem nawet, czy była wtedy ubrana, czy naga. Myślałam tylko o jednym: jak najszybciej się ewakuować. Odepchnęłam ją, chwyciłam torebkę i swoje rzeczy, po czym wyleciałam na zewnątrz.
Przekłamywanie rzeczywistości w wykonaniu Olgi Hepnarovej polegało na wyolbrzymianiu własnego męczeństwa i wypieraniu z pamięci wszelkich oznak tego, że ktoś próbował podać jej pomocną dłoń. Odrzucała przyjaźnie, a w zasadzie niszczyła je atakami agresji, zazdrości i wyimaginowanymi zarzutami. Niektórzy przyjaciele wytrwali przy niej dość długo, aż do wypadku.
Katharsis
W momencie popełnienia zbrodni Olga Hepnarová była pracowniczką przedsiębiorstwa Komunikacje Praskie.
– Chciałam zostać kierowcą autobusu z zemsty na społeczeństwie, ponieważ wówczas, w momencie, kiedy w pojeździe byłoby dużo pasażerów, mogłabym specjalnie zrzucić go gdzieś do wąwozu.
Zrealizowała jednak inny plan. 10 lipca 1973 r. Olga Hepnarová odwiedziła matkę w jej gabinecie.
– Zapytałam, dlaczego nie poszła do pracy. Powiedziała, że jest na zwolnieniu, bo ma zapalenie migdałków. Skarżyła się, że źle się czuje, szczególnie, że ma problemy ze snem. Zapytała, czy nie mogłabym jej czegoś przepisać. [...] Cieszyłam się, że ją widzę. Rzadko do mnie przychodziła, tym razem miała jednak konkretny powód. Przyszła po spreparowaną ludzką czaszkę, wcześniej prosiła, żebym wstawiła jej ludzkie zęby. Spełniłam prośbę. Ponoć kupiła tę czaszkę od jakiegoś studenta medycyny, woziła ją w swoim prywatnym aucie za tylną szybą, w oczodoły były wsadzone żarówki i czaszka pełniła funkcję migaczy.
Czy to spotkanie z matką miało być pożegnaniem? Olga wsiadła do wynajętej ciężarówki i spędziła prawie pół godziny, okrążając ruchliwy przystanek tramwajowy, czekając na zgromadzenie odpowiedniej liczby osób.
– Nie było tramwajów, samochodów. Nic nie było na mojej drodze. Powiedziałam sobie, że nadszedł właściwy czas. Wjechałam na chodnik i dalej wpadłam w tłum ludzi – wyznała Hepnarová.
Trzy ofiary zmarły na miejscu zdarzenia, dwie kolejne wkrótce później, a trzy inne nie przeżyły nawet kilku dni po ataku. Sześcioro zostało ciężko rannych, sześcioro miało tylko lekkie obrażenia. Prawie wszystkie ofiary były emerytami.
Podczas śledztwa Hepnarová potwierdziła, że jej zamiarem było zabicie jak największej liczby osób. Nigdy nie wyraziła żalu. Biegli orzekli, że nie wykazywała objawów choroby psychicznej, jedynie zaburzenia osobowości, które nie zwalniały jej z odpowiedzialności za zbrodnię. Zaplanowała ją i była całkowicie poczytalna. Działała w taki sposób, by uzyskać jak najwyższą skuteczność.
6 kwietnia 1974 r. Olga Hepnarová została skazana na karę śmierci przez powieszenie. Premier Lubomír Štrougal odrzucił prośbę o ułaskawienie. Egzekucja odbyła się 12 marca 1975 r. w więzieniu Pankrác w Pradze. Hepnarová była ostatnią kobietą straconą w Czechosłowacji. Tuż przed śmiercią nagle przestała jej pragnąć. To była jedna z najdramatyczniejszych egzekucji, jaką przeprowadzono w tym więzieniu.
Cytaty pochodzą z książki Romana Cílka „Ja, Olga Hepnarová” (wydawnictwo Afera)
Skomentuj