Roszpunka w krainie koszmarów
Gypsy Rose Blanchard to najgłośniejsza ofiara matki z zaburzeniem zwanym przeniesionym zespołem Münchhausena. Lata udręki sprawiły, że dziewczyna zamieniła się w socjopatyczną morderczynię
Gypsy Rose Blanchard to najgłośniejsza ofiara matki z zaburzeniem zwanym przeniesionym zespołem Münchhausena. Lata udręki sprawiły, że dziewczyna zamieniła się w socjopatyczną morderczynię
Mieszkanka różowego domu w północnym Springfield w stanie Missouri przedstawiała opłakany widok. Wychudzona nastolatka z trudem wydobywała z siebie cienki głosik. Siedziała na wózku inwalidzkim z ogoloną głową. Obrazu dopełniały bezzębne usta i grube okulary. Matka chorej dziewczyny, pulchna kobieta wydawała się całkowicie oddana opiece nad niepełnosprawną córką. Dziewczynka apatycznie ściskała pluszową zabawkę. Na jej ręce spoczywała dłoń matki. Gdyby ktoś mógł się przyjrzeć temu gestowi, z pewnością nabrałby podejrzeń, zobaczyłby nie opiekuńczość, ale silny kontrolujący sygnał. Jednak nikt nie patrzył na dłoń Dee Dee. Mała, chora Gipsy Rose znacznie bardziej przykuwała uwagę i wzbudzała przemożną chęć pomocy tej rodzinie.
Kochać za bardzo
Przez pierwsze kilka lat życia mała Blanchard była normalnym dzieckiem, żywiołowym i pełnym energii. Jednak matka, która pracowała jako asystentka pielęgniarki, wkrótce zaczęła twierdzić, że jej córka jest chora. Już w wieku trzech miesięcy dziewczynka miała cierpieć na bezdech senny. Choć wyniki szczegółowych badań dowodziły, że dziecku nic nie dolega, Clauddine była przekonana, że jej córka cierpi na cały wachlarz wrodzonych problemów zdrowotnych.
Gipsy Rose urodziła się, gdy jej matka miała 24 lata, a ojciec dopiero wkraczał w wiek pełnoletni. Małżeństwo nie było udane i już po roku Rod stwierdził, że decyzja o ślubie była pomyłką. Jednak nie miał zamiaru opuścić Gipsy. W pierwszych latach po rozwodzie aktywnie uczestniczył w życiu córki. Gdy pojawiły się pierwsze problemy zdrowotne, Clauddine była już samotną matką. Dziewczynka wydawała się chorowita i matka często korzystała z pomocy lekarskiej w drobnych sprawach. Przełom nastąpił, gdy Gypsy miała około 7 lat. Spadła z motocykla dziadka i rozbiła sobie kolano. Matka uznała, że nie jest to zwykłe stłuczenie, ale uraz wymagający przynajmniej kilku operacji. Wtedy zaczęły się nieokreślone problemy z poruszaniem się i dziewczynka musiała korzystać z wózka inwalidzkiego. Dorastała, nie wiedząc wiele o świecie poza gabinetami lekarskimi i pokojami szpitalnymi. W wieku 8 lat mała Blanchard rzekomo cierpiała na białaczkę, dystrofię mięśniową, zaburzenia widzenia i słuchu oraz ataki epilepsji. Z powodu problemów ze snem niemal przez całe życie spała z aparatem tlenowym.
– Pierwszą operacją, jaką pamiętam, było zainstalowanie gastrostomii, czyli wykonanie przetoki w żołądku i umieszczenie w niej rurki, przez którą byłam karmiona. Rurkę co pół roku zmieniano, a wtedy cierpiałam, bo robiono to bez znieczulenia – opowiadała po latach Gypsy w dokumencie „Kochana mamusia nie żyje” (HBO) – Wierzyłam, że mama chce dla mnie najlepiej i zna się na tym jako pielęgniarka. U lekarza o chorobach mówiła ona. Ja miałam pluszaki do zabawy. „Baw się” – mówiła, nawet wtedy, gdy miałam już 18 lat.
W świecie nieustannych leków, zabiegów i operacji, matka była jej „najlepszą”, a czasem „jedyną przyjaciółką”. Początkowo rodzice aktywnie urozmaicali czas chorej dziewczynce. Często jeździli na Olimpiady Specjalne i różne wydarzenia, gdzie Gipsy zawsze pojawiała się na wózku. W 2001 roku dziewczynka została uznana za honorową królową parady dla dzieci Krewe of Mid-City Parade, która odbył się w trakcie Mardi Gras w Nowym Orleanie. Clauddine przedstawiła córkę, jako ośmiolatkę a przecież była już wówczas o dwa lata starsza. Do tej pory Rod wyrzuca sobie, że nie zareagował na pierwsze oszustwa.
– Powiedziałem Dee Dee, że jest najlepszą matką – opowiadał po latach. – Nie ma mowy, abym mógł zrobić to, co ona robi. Ma chore dziecko. Jest przy nim 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, dbając o nie i o wszystko. Zawsze ją chwaliłem i mówiłem: „Dobra robota”.
Droga do różowego domku
Gdy Rod ożenił się ponownie, Clauddine przeniosła się do domu ojca. Prawdopodobnie wtedy dziewczynka przestała uczęszczać do szkoły. Gypsy nauczyła się czytać dzięki książkom o Harrym Potterze, a pisać korzystając potajemnie z komputera matki.
Atmosfera w domu ojca Clauddine stawała się coraz gorsza. Jej macocha zapadła na zdrowiu i lekarze nie mogli znaleźć przyczyny. Ojcu nie podobał się kontrolujący stosunek Clauddine do Gypsy. Po tym, jak została oskarżona o fałszowanie czeków i próby wyłudzenia pieniędzy od własnej rodziny, sytuacja w domu stała się nie do zniesienia. Dodatkowo pojawiły się podejrzenia co do udziału kobiety w chorobie macochy. Nie byłby to pierwszy taki przypadek. Rodzina twierdziła, że Clauddine wiele lat wcześniej doprowadziła do śmierci własną matkę, głodząc ją i zaniedbując. Gdy Blanchard z córką opuściły dom pana Pitre, zdrowie jego żony wróciło do normy. Istnieje przypuszczenie, że Clauddine truła ją herbicydami.
Aby odciąć się od niechlubnej przeszłości Clauddine zmieniła imię na Dee Dee. Rod regularnie wysyłał byłej żonie 1200 dolarów miesięcznie. To jednak nie wystarczało na życie, ogromne ilości leków i wizyty u wielu specjalistów. Gdy badania wykazywały, że dziewczynka nie jest na coś chora, Dee Dee zmieniała lekarza. Tak było po biopsji mięśnia, gdy nie znaleziono śladu dystrofii. Matka udała się do innego specjalisty, któremu wmówiła, że Gypsy ma regularne napady epilepsji. W tym czasie dziewczyna przeszła również kilka operacji i odbyła mnóstwo wizyt na izbie przyjęć z powodu drobnych dolegliwości i domniemanych ataków alergii.
W 2005 roku huragan Katrina spustoszył teren, na którym mieszkały Dee Dee i Gypsy. Panie Blanchard przeniosły się do rodzinnego Missouri i osiedliły się w domu w Springfield, zbudowanym dla nich przez Habitat for Humanity. Była to niewielka nieruchomość z dobudowanym podjazdem dla wózków inwalidzkich i wanną z hydromasażem. Dee Dee nie pracowała, utrzymywała się z ubezpieczenia społecznego i hojnych darowizn. Gypsy nie miała pojęcia o regularnie płaconych alimentach. W końcu uwierzyła matce, że jej ojciec jest narkomanem, który nie chce mieć do czynienia z chorym dzieckiem i nie łoży na jej utrzymanie. Ten fałszywy obraz Roda został przedstawiony również nowemu sąsiedztwu. Dee Dee mogła zacząć od nowa, twierdząc, że całą dokumentację medyczną pochłonął huragan Katrina.
Wkrótce losem Gypsy i jej matki zainteresowały się media. Zaczęło płynąć wsparcie finansowe. Mogły korzystać z okazjonalnych pobytów w domach Ronalda McDonalda, otrzymywały bezpłatne loty, by odwiedzać specjalistów Kansas City. Były też bezpłatne wyjazdy do Walt Disney World, a fundacja Make-A-Wish regularnie umożliwiała wstęp na różne atrakcje i kontakty z celebrytami.
Rod starał się utrzymywać kontakt telefoniczny, wysyłał córce prezenty, które nigdy do niej nie dotarły. Choć regularnie wraz z żoną próbował odwiedzić Gypsy, ciągle coś stawało na przeszkodzie. Dee Dee o to zadbała. W osiemnaste urodziny Gypsy poprosiła byłego męża, aby nie wspominał o prawdziwym wieku córki, bo ona myśli, że ma 14 lat, a jej umysł jest na poziomie 7-latki. Tak również postrzegało ją sąsiedztwo. Na ogolonej przez matkę głowie Gypsy czasem nosiła peruki przypominające loki Roszpunki, postaci z jej ukochanej bajki „Zaplątani” – jakby utożsamiała się z księżniczką uwięzioną w wieży przez złą macochę.
Tylko to nie mroczna postać z baśni ostrzykiwała ślinianki dziecka jadem kiełbasianym, a następnie nakłoniła lekarzy do całkowitego ich usunięcia. Przed wizytami lekarskimi wcierała dziecku w dziąsła znieczulenie miejscowe, żeby uzyskać wrażenie drętwienia jamy ustnej. Wskutek tych zabiegów dziewczynce zaczęły się psuć zęby. Dee Dee podstępem uzyskała skierowanie na ich całkowite usunięcie. Zanim w dziewczynie zrodziła się bunt, wszczepiono jej rurki drenujące uszy by zapobiec ich rzekomym zapaleniom.
Promyk nadziei pojawił się, gdy neurolog dziecięcy Bernardo Flasterstein zakwestionował diagnozę dystrofii mięśniowej i odnalazł dawne badanie Gypsa. Zauważył też, że pani Blanchard potrafi świetnie opowiadać różne historie rodzinne, w zależności od specjalisty. Wtedy po raz pierwszy została postawiona hipoteza, że Dee Dee cierpi na zastępczy zespół Münchhausena. To zaburzenie polega na umyślnym wywoływaniu stanów chorobowych u dziecka lub innego członka rodziny, by uzyskać wsparcie, podziw i uwagę otoczenia. To ciężka przypadłość, która często kończy się śmiercią ofiary i w 85 proc. przypadków dotyczy matek biologicznych.
Wobec sprzeciwu środowiska lekarskiego Flasterstein ostatecznie nie podjął żadnych oficjalnych kroków w tej sprawie, tym bardziej, że sprytna Dee Dee podstępem przejrzała jego notatki i przestała odwiedzać doktora. Jednak w 2009 roku, policja w Springfield otrzymała informację, że pani Blanchard fałszuje datę urodzenia córki i własne dane osobowe. Anonimowy obywatel donosił również, że stan zdrowia Gypsy jest inny niż podaje jej matka. Jak można się domyślić, dzięki niezwykłemu talentowi do manipulacji otoczeniem, Dee Dee przekonała funkcjonariuszy, że w ten sposób ukrywa się przed byłym mężem i sprawę zamknięto. Jakby tego było mało, w jakiś sposób Dee Dee przekonała prawników do udzielenia jej zgody na decydowanie o losie pełnoletniej córki w sprawach medycznych.
Ucieczka z wieży
Naprawdę Gypsy miała już 22 lata i wiedziała już, że nie ma uczulenia na cukier, bo zasugerował jej to jeden z lekarzy. Zaczęła więc wykradać słodycze i zajadać się nimi pod osłoną nocy. Brała je z szuflady Dee Dee i czasem z półek sklepowych, ponieważ w dokonywaniu drobnych kradzieży doskonale wyszkoliła ją matka. Od pewnego czasu Gypsy gromadziła pieniądze, ukrywając je w jednym z dziesiątek pluszowych misiów.
Na wszelkie próby kwestionowania przez córkę problemów zdrowotnych Dee Dee reagowała wściekłością. Czasem biła ją otwartą dłonią, a niekiedy wieszakiem do ubrań. Jednak dziewczynę coraz bardziej interesowało życie poza różowym domkiem. Wtedy też Gypsy przypadkowo natrafiła na swój prawdziwy akt urodzenia i dowiedziała się że datowany jest na 1991 rok.
Pewnej nocy pojawiła się przed drzwiami sąsiadki na własnych nogach, prosząc o podwiezienie jej do miejscowego szpitala, gdzie umówiła się na randkę z mężczyzną poznanym w internecie. Jednak uprzedzono go, że może zostać oskarżony o próbę wykorzystania nieletniej osoby niepełnosprawnej umysłowo. W szpitalu pojawiła się również Dee Dee z „prawdziwym” aktem urodzenia córki, twierdząc, że jest to pomyłka powstała po zaginięciu dokumentów podczas huraganu.
Kolejną próbę ucieczki dziewczyna podjęła w 2011 roku podczas konwentu science fiction i fantasy. Wykorzystała wyjście na imprezę, by uciec i spotkać się w pokoju hotelowym z inną internetową sympatią. Matka znalazła ją po czterech godzinach i zagroziła mężczyźnie, że powiadomi policję o jego próbach kontaktów z nieletnią. Po powrocie do domu, rozbiła komputer młotkiem i zagroziła córce, że jeżeli jeszcze raz spróbuję uciec, to samo zrobi z jej palcami. Kolejne dwa tygodnie Gypsy spędziła przypięta smyczą do łóżka, czasem przykuta kajdankami. Dodatkowo matka zamontowała alarm w drzwiach, żeby dziewczyna nie mogła wymknąć się niepostrzeżenie. Powiedziała jej również, że złożyła na policji oświadczenie o niepełnosprawności umysłowej Gypsy i jeżeli kiedykolwiek będzie chciała uciec, nikt jej nie uwierzy.
Książę mściciel
Gypsy była nadal zdeterminowana, by uciec ze swojej wieży, poznać ukochanego księcia i założyć z nim rodzinę. Nocami korzystała z komputera matki, by w końcu na chrześcijańskim portalu randkowym poznać Nicholasa Godejohna, mężczyznę z Big Bend w stanie Wisconsin. Zakochali się w sobie w ciągu czterech dni i rozpoczeli intensywną, z czasem coraz bardziej erotyczną korespondencję. Trwała ona dwa i pół roku. Wiedzieli o sobie niemal wszystko. Gypsy opowiedziała ukochanemu o swoich problemach zdrowotnych, a także wątpliwościach które nią targały. Chłopak zwierzył się, że ma zaburzenia dysocjacyjne i czasem staje się wampirem oraz posiada historię problemów z prawem. Nie powiedział, że jego IQ przekracza 80, ponieważ nie był tego świadomy, ale z pewnością uważał, że do siebie pasują i stworzą szczęśliwą rodzinę.
Gypsy i Godejohn postanowili spotkać się osobiście po raz pierwszy w marcu 2015 r. w kinie w Springfield. Para miała nadzieję, że Dee Dee spotka się z Godejohnem i polubi go. Nic z tego nie wyszło, poza szybkim seksem w toalecie.
– Stała się zazdrosna, ponieważ poświęcałam mu zbyt wiele uwagi, a ona kazała mi trzymać się z dala od niego – opowiadała później podczas wywiadu dla ABC News. – Krzyczała, rzucała przedmiotami, nazywałą mnie dziwką i kurwą. Trwało to przez kilka tygodni.
Wtedy Gypsy stwierdziła, że ma dość. W czerwcu 2015 r., podczas gdy Dee Dee zabrała Gypsy na rutynową wizytę w szpitalu, Godejohn przyjechał do Missouri i zameldował się w lokalnym motelu. Czekał na sygnał, że pani Blanchard poszła spać. Gdy dotarł do różowego domu, Gypsy podała mu rękawiczki, taśmę klejącą i nóż. Dziewczyna schowała się w łazience i zakryła uszy. W tym czasie jej chłopak udał się do sypialni i wielokrotnie ugodził śpiącą kobietę nożem. Ta próbowała wołać córkę na pomoc, ale szybko umilkła. Zmarła we własnym łóżku.
Dalej sprawy nie potoczyły się jak w bajce „Zaplątani”. Para poszła do pokoju Gypsy i uprawiali seks, po czym udali się do motelu, gdzie mieli snuć plany rozpoczęcia nowego życia.
– Czułem się z tym okropnie – wspominał Godejohn w wywiadzie dla ABC News. – Kiedy byliśmy w pokoju hotelowym powtarzała mi: „Przestań płakać, przestań płakać. Nie ma powodu do płaczu. To był mój pomysł, nie twój”. Pocieszała mnie. Modliłem się, kiedy tu dotarłem. Próbowałem zmusić duszę jej matki do wybaczenia mi. Zrobiłem to, co zrobiłem, bo ją kochałem. Naprawdę chciałem z nią żyć.
Przez kilka dni para cieszyła się wolnością. Narzędzie zbrodni wysłali do domu Nicholasa. Dziewczyna nie wierzyła wtedy, że zostaną złapani.
W kilka dni po zabójstwie rodzinę zaniepokoił wulgarny wpis na profilu Dee Dee na Facebooku: „Ta suka nie żyje!”, a kilkanaście minut później: „Tak, zarżnąłem tę grubą sukę, ta ku…a wrzeszczała nieprawdopodobnie głośno. A potem pie...łem jej słodką, niewinną córkę”.
Po wejściu do domu pani Blanchard policjanci zorientowali się, że zniknęła również jej niepełnosprawna córka, pozostawiając wózek inwalidzki. Funkcjonariusze znaleźli ciało zasztyletowanej kobiety, a wkrótce później młodą parę w domu Godejohna.
Opinią publiczną miotały skrajne emocje. Kto był ofiarą? Czy matka, która została zamordowana podczas snu, czy jej całkowicie zdrowa córka, faszerowana lekami zwiotczającymi mięśnie, odurzana psychotropami, maltretowana okaleczającymi zabiegami, czy może zakochany, nieco opóźniony chłopak?
W lipcu 2016 r. Gypsy Blanchard została skazana na 10 lat lekkiego więzienia z możliwością zwolnienia warunkowego po odbyciu 85 proc. kary. Nicholas Godejohn spędzi resztę życia za kratami. Rod Blanchard cieszy się z odzyskania córki, a prochy Dee Dee zostały przez rodzinę spłukane w muszli klozetowej.
Skomentuj