Przedmurze chrześcijaństwa
Państwo polskie od dawna, niemal od momentu przyjęcia chrztu, musiało odgrywać rolę, do której nie pretendowało, ale którą narzuciła jej sama geopolityka: antemurale christianitatis – przedmurza chrześcijaństwa
Państwo polskie od dawna, niemal od momentu przyjęcia chrztu, musiało odgrywać rolę, do której nie pretendowało, ale którą narzuciła jej sama geopolityka: antemurale christianitatis – przedmurza chrześcijaństwa
Jako pierwszy Polskę określił tym terminem cudzoziemiec, arcybiskup Krety Hieronim z Lando, a zrobił to stosunkowo późno – dopiero w drugiej połowie XV wieku, w kontekście konfrontacji z Osmanami. Mało kto jednak wówczas pamiętał, że Polska dłuższy czas pełnienia funkcji przedmurza miała już za sobą. Na początku rola ta ograniczała się do obrony przed pogańskimi plemionami, organizującymi na państwo polskie wyprawy łupieżcze. U zarania polskiej państwowości podobną aktywność wykazywali najpierw Wieleci, później aż do XII wieku Pomorzanie, wreszcie – do końca następnego stulecia – Prusowie i Jaćwingowie. Dla piastowskich książąt najbardziej dokuczliwe było sąsiedztwo pomorskie, a walki z tamtejszymi poganami trwały długo, od X do XII stulecia. Największe ich natężenie przypadło jednak na panowanie Bolesława Krzywoustego, który za cel postawił sobie poskromienie kłopotliwego sąsiada.
Krzyżowcy i poganie
Po bolesnej klęsce antypruskiej krucjaty z 1166 roku stosunki między Piastami a pogańskimi plemionami bałtyjskimi nie były przyjazne. Nawet drobne sukcesy odniesione przez Kazimierza Sprawiedliwego w walce z Jaćwingami, najbliższymi pobratymcami plemion pruskich, pozostały bez następstw, a polscy książęta, zwłaszcza ci, którzy swoje dzielnice mieli na północy, z najazdami pogańskimi nie dawali sobie rady. Na początku XIII wieku sięgnięto zatem po niestandardowe metody, prawdopodobnie zaobserwowane w Ziemi Świętej przez nielicznych uczestników krucjat palestyńskich. Przygraniczna stróża złożona z rycerstwa ze wszystkich polskich dzielnic, także tych oddalonych od głównego obszaru zagrożenia pogańskiego, miała rozwiązać braki kadrowe w strefie walk z poganami, a organizacja i sposób użycia tej straży granicznej przypominały taktykę zakonu rycerskiego. Pomysłodawcą i twórcą stróży mógł być mazowiecki wojewoda Krystyn, domniemany palestyński krzyżowiec. Formacja ta – przez kilka lat dobrze zorganizowana i funkcjonująca – upadła z powodu nie tyle przewagi pogan, ile podejrzliwości księcia Konrada Mazowieckiego, który przez aresztowanie, a następnie stracenie walecznego wojewody położył kres jednolitemu dowodzeniu stróży.
Inicjatywa ta dała początek idei sięgnięcia już bezpośrednio po wzorce palestyńskie. Biskup misyjny Prus, Chrystian z Oliwy, główny inicjator nawracania pogan, doradził zastąpienie miejscowej stróży inną, złożoną z członków zakonów rycerskich, zgodnie z regułą powołanych do walki z niewiernymi. Konradowi Mazowieckiemu pomysł ten się spodobał. Utworzono nawet własny zakon rycerski – Pruskich Rycerzy Chrystusowych, zwanych zwykle braćmi dobrzyńskimi ze względu na jego początkowe uposażenie w tej ziemi.
Kiedy jednak i oni nie byli w stanie sprostać nałożonemu na nich zadaniu obrony kraju przed poganami, książę Konrad Mazowiecki, nie radząc sobie z zagrożeniem prusko-jaćwieskim ze względu na zaangażowanie w walki o tron senioralny w Krakowie, zainteresował się regularnym zakonem niemieckim, już od kilku lat uposażonym przez Henryka Brodatego na Śląsku. Idea wynagradzania zakonu rycerskiego na pogranicznej „marchii” wydawała się polskim książętom korzystna.
Odpowiedni dokument, powierzający zakonowi krzyżackiemu obronę ziem polskich przed pogańskimi Prusami i nadający im ziemię chełmińską, Konrad Mazowiecki wydał 28 kwietnia 1228 roku, a zatem po kilkuletnich negocjacjach prowadzonych od czasu wypędzenia krzyżaków w 1225 roku z węgierskiego Siedmiogrodu. Nie można zatem powiedzieć, że nie było dostatecznie dużo czasu na sprawdzenie zamiarów zakonu i jego mistrza Hermana von Salza. Zabrakło refleksji, a być może podstawowej wiedzy o pokrętnej polityce krzyżaków. Żył wówczas jeszcze książę Kazimierz, który na krucjacie w Ziemi Świętej obserwował rywalizację zakonów rycerskich, rozsadzającą od wewnątrz pozostałości Królestwa Jerozolimskiego. Wątpliwe jednak, aby Konrad Mazowiecki i jego doradcy zwrócili się wówczas do niego o radę.
Z powierzonego zadania krzyżacy wywiązali się należycie. Krótko po przybyciu w 1231 roku nad pruską granicę dali się poznać poganom jako bezlitośni zdobywcy, o wiele skuteczniejsi w działaniach od polskich czy pomorskich władców.
Pierwszą wielką krucjatę, zorganizowaną około 1234 roku jeszcze razem z licznymi polskimi książętami, opisywał później z podziwem krzyżacki kronikarz Piotr z Dusburga:
„[…] brat i mistrz Herman [Balk, krajowy mistrz pruski – A.F.] i inni bracia w porze zimy, kiedy wszystko skuł gruby lód, zebrali wspomnianych krzyżowców, w których rozgorzało pragnienie powstrzymania Prusów, i wkroczyli na terytorium Rezji. Gdy tam zabili
i pojmali wielu ludzi, posunęli się do rzeki Dzierzgonii, gdzie doświadczyli tego, na co tak długo czekali. Natknęli się bowiem na wielkie wojsko Prusów, które stało pod bronią i było już gotowe do bitwy. Kiedy mężnie na nich natarli, ci rzucili się do ucieczki. Lecz książę pomorski [Świętopełk gdański – A.F.] i jego brat Sambor, bardziej doświadczeni w wojnie z Prusami, obsadzili swoimi zbrojnymi drogi w pobliżu zasieków, ażeby nikt nie mógł się wymknąć, i wówczas w gniewie swoim uderzyli na grzeszników. […] I doszło do wielkiego przelewu krwi ludu pruskiego, gdyż padło owego dnia 5000 zabitych. Po tym wydarzeniu wszyscy krzyżowcy powrócili do swych siedzib w radosnym nastroju chwaląc łaskę Zbawiciela”.
Otoczeni przez pogan
Bitwa nad Dzierzgonią stanowiła dopiero początek. Już wkrótce się okazało, że do kontynuowania krucjat krzyżacy w coraz mniejszym stopniu potrzebowali wsparcia polskich książąt. Wzrastająca w Niemczech i innych krajach Zachodu popularność krucjat pruskich, traktowanych na równi z palestyńskimi, doprowadziła wkrótce do uniezależnienia się zakonu. Mimo tych sprzyjających czynników krzyżacki podbój Prus, przerywany powstaniami maltretowanej ludności i interwencjami sąsiadów, trwał pół stulecia.
Dla Polski nie oznaczało to jednak wytchnienia w walkach z poganami. Wprawdzie napór samych plemion pruskich na polskie ziemie zdecydowanie zelżał, ale coraz bardziej dawali się we znaki ich pobratymcy, Jaćwingowie i Litwini, pustoszący zwłaszcza mazowieckie i kujawskie ziemie, choć docierający z niszczącymi najazdami także do Małopolski. Dość przewrotną politykę wobec tych plemion prowadził Konrad Mazowiecki. Z jednej strony, wspomagał aktywnie krzyżaków w walce z poganami, z drugiej zaś nie wahał się angażować bitnych bałtowskich wojowników w swoim wojsku, korzystając z ich pomocy w prowadzonych przez siebie walkach z piastowskimi krewniakami o Kraków. Względy praktyczne wciąż przeważały nad ideologią.
Syn Konrada, kolejny książę mazowiecki Siemowit I, najbardziej narażony na pogańskie ataki, zwłaszcza ze strony Jaćwingów, zdecydował się działać, nie patrząc na krzyżaków, za to korzystając z pomocy Rusinów. Poprowadził nawet wspólnie z nimi trzy zakończone sukcesem wyprawy na jaćwieskie ziemie w 1248, 1253 i 1255 roku. Mogło mu to jeszcze ujść bezkarnie, Jaćwingowie bowiem podporządkowali się zwycięzcom, kiedy jednak kilka lat później wsparł rycerzy zakonnych w ich rejzie przeciwko Żmudzinom i Litwinom, wywołało to gwałtowną reakcję pogan. Po dwóch latach doszło do wielkiego najazdu Litwinów na Mazowsze, skutkującego nie tylko spustoszeniem Płocka, ale także śmiercią samego księcia mazowieckiego 23 czerwca 1262 roku w zdobytym przez pogan Jazdowie.
Śmierć Siemowita I i sukces wyprawy dały w następnych latach impuls do dalszych wzmożonych najazdów Bałtów. Chociaż Jaćwingowie, pokonani w 1282 roku przez Leszka Czarnego w bitwie nad Narwią, przestali już stanowić zagrożenie, nie można tego powiedzieć o Litwinach. Ich pustoszące wypady dawały o sobie znać jeszcze przez wiele dziesięcioleci. Mimo pewnych prób ich pokojowego nawracania na chrześcijaństwo nie udało się tego problemu rozwiązać nikomu z zainteresowanych – ani krzyżakom pruskim, ani ich inflanckim pobratymcom, ani książętom polskim czy ruskim. Zarówno najazdy litewskie, jak i odwetowe wyprawy polskie, organizowane razem z krzyżakami lub samodzielnie, również nie przyczyniły się do przełamania wzajemnie narastającej niechęci. Podejmowano co prawda próby zbliżenia – jedną z nich był sojusz Bolesława II mazowieckiego z księciem Trojdenem, potwierdzony małżeństwem. Był to pierwszy litewsko-polski monarszy związek matrymonialny. Za nim miały nastąpić dalsze, aż do pamiętnych „krakowskich ślubów” Jadwigi i Władysława Jagiełły.
Tymczasem kolejny tragiczny epizod – najazd litewskiego księcia Witenesa na Łęczycę w 1294 roku, zakończony śmiercią Kazimierza II w bitwie pod Trojanowem – podał w wątpliwość sens sojuszu z poganami, gdyż aktywność Bolesława II, usiłującego pośredniczyć między wrogimi stronami, nie przyniosła oczekiwanego skutku. Na wzajemne zbliżenie „obojga narodów” trzeba było poczekać.
Litwini nie byli jedynymi poganami, z którymi Polska musiała się wówczas mierzyć. Od południowego wschodu już od lat srożył się bowiem kolejny wróg, którego skuteczność i siła przerastały wszystkich dotychczasowych przeciwników. Byli to Tatarzy.
Krucjata antytatarska
Pojawienie się Mongołów, w Europie powszechnie zwanych już Tatarami, na ziemiach polskich w 1241 roku trudno było uznać za niespodziewane. Już przynajmniej od kilkunastu lat echa walk na południowych kresach Rusi i relacje nielicznych węgierskich misjonarzy kazały polskim książętom zastanawiać się nad naturą i celami nowego stepowego przeciwnika. Fakt, że zajęci swoimi sprawami chrześcijanie zachodni nie wykorzystali tego czasu na odpowiednie przygotowanie się do obrony, można z dzisiejszej perspektywy uznać za lekkomyślność. Nie należy jednak zapominać, że Europa wciąż miała złudzenia co do związków Mongołów z armią „kapłana Jana”, rozpatrując ich pojawienie się na Wschodzie w kategoriach wsparcia w walce z islamem.
Rozmiar i zasięg tatarskiej pożogi przekroczyły wszelkie przewidywania, a wobec strategii i taktyki nowych barbarzyńskich pogan rycerstwo polskie przez długi czas pozostawało bezradne.
Kolejne już walki Polaków z pogańskim zagrożeniem także tym razem miały wymiar tragiczny. W bitwie pod Chmielnikiem poległ wojewoda krakowski Włodzimierz, a miesiąc po nim, już na śląskiej ziemi, w bitwie pod Legnicą 9 kwietnia 1241 roku śmierć poniósł książę Henryk Pobożny, dawny pruski krzyżowiec. Według relacji mongolskich świadków, spisanych kilka lat po wydarzeniach przez Jana di Piano Carpiniego, jednego z członków papieskiego poselstwa do wielkiego chana, nie szczędzono mu wówczas upokorzeń:
„Wtedy księcia Henryka wzięli Tatarzy do niewoli i całkowicie obrabowali, a kazali mu klękać przed martwym wrogiem, który poległ w Sandomierzu. Głowę jego jakby barana zawieźli przez Morawy na Węgry do Batu i wkrótce potem rzucili ją między głowy innych poległych”.
Na większe sukcesy w walce ze stepowymi wojownikami trzeba było długo czekać. Ich pierwsze wyprawy na polskie ziemie kończyły się zawsze ogromnymi spustoszeniami. Choć dzięki stale modernizowanym fortyfikacjom polskich miast i grodów coraz częściej udawało się powstrzymywać Mongołów pod miejskimi murami czy wałami, a czasem nawet zmuszać do odwrotu izolowane tatarskie oddziały, trudno mówić o przełomie. Jazda stepowa, zazwyczaj doskonale zorganizowana według systemu dziesiętnego, dominowała także szybkością, zwrotnością i siłą rażenia nad ciężkozbrojnym rycerstwem zachodnim, zbrojnym w kopie, miecze i topory. Dopiero w lutym 1341 roku, całe stulecie po pierwszym najeździe i klęsce legnickiej, polskim wojskom udało się odnieść pierwszy większy sukces i zwyciężyć ordyńców w bitwie pod Lublinem.
Doszedł jednak kolejny czynnik, w dalszej perspektywie decydujący o charakterze działań zbrojnych na stepie. Był nim islam.
Do muzułmanów Mongołowie podchodzili na początku z niechęcią. Pamiętali zacięte walki z Chorezmem w czasach Czyngis-chana i wrogie wobec nich działania kalifów bagdadzkich. Sytuacja uległa jednak zmianie w momencie, kiedy podziały między poszczególnymi ułusami zaczęły się pogłębiać. Prochrześcijańska polityka irańskiego ułusu Hulagidów skłaniała władców Złotej Ordy ku religii Mahometa. Jak wiadomo, już chan Berke około 1256 roku przyjął islam, rozpoczynając tym samym islamizację Złotej Ordy. Proces ten w następnych dziesięcioleciach jeszcze się pogłębił, gdyż sprzyjało mu stopniowe odchodzenie złotoordyńskiej arystokracji wojskowej, ulegającej szybkiej turcyzacji, od tradycji i języka Mongołów. Tworzył się nowy etos tatarski. Na początku XIV wieku chan Özbeg ogłosił islam religią dominującą. Oznaczało to również odstępowanie od zasad mongolskiej Jasy na rzecz prawa koranicznego. Miało to pewne ideologiczne skutki, ponieważ tym samym prowadzona od kilku pokoleń walka z chrześcijańskimi państwami stopniowo przybierała wymiar dżihadu.
Do tego dochodziło wzrastające ponownie zainteresowanie Europejczyków pielgrzymkami do Ziemi Świętej. Choć czternastowieczne informacje o planowanych lub zrealizowanych ekspedycjach polskich pątników do Ziemi Świętej są śladowe, z czasem ich liczba rosła. Powracający z podróży przynosili pewne wieści o muzułmanach i ideologii islamskiego dżihadu. Dla położonej na peryferiach chrześcijańskiego świata Polski miało to przełomowe znaczenie, gdyż dotychczasowe doświadczenia w konfrontacji z innowiercami nie skłaniały do wyraźnych postaw natury religijnej. Zagrożenie, jakim dotąd były dla wiary chrześcijańskiej kulty pogańskie, wydawało się znikome. Wiary Słowian i Bałtów nie cechowała misyjność. Kapłani pogańscy raczej nie próbowali przekonywać wyznawców Chrystusa do oddawania hołdu Swarożycowi czy Perkunowi, choć opór wobec przymusowej chrystianizacji, kojarzonej – słusznie czy niesłusznie – z utratą wolności i niezawisłości, i tak był znaczny.
Inaczej wyglądała sytuacja w przypadku islamu, który walkę zbrojną z chrześcijaństwem miał już wpisaną w tradycję. Jednocząca się po rozbiciu dzielnicowym Polska po raz pierwszy w dziejach musiała się zmierzyć u południowych granic z wojującym islamem. Miało to wielki wpływ na ostateczne ukształtowanie się w świadomości Polaków ideologii świętej wojny.
Fragment książki „1444. Krucjata polskiego króla” Artura Foryta, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Astra. Lead, skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji. W przytoczonym fragmencie została zachowana oryginalna pisownia.
Skomentuj