Nigdzie indziej
Tommy Orange
Zysk i S-ka
Tommy Orange
Zysk i S-ka
Niby wiemy, że biali na amerykańskim kontynencie byli agresorami, niby wiemy, że wymordowali ponad 90 proc. rdzennej ludności, a jednak nierzadko zapominamy o tym, a w Indianach widzimy jedynie „dzikusów” w pióropuszach na głowie, z łukami i tomahawkami w dłoniach, których niedobitki trafiły do rezerwatów. Ten krzywdzący obraz utrwalały m.in. westerny i literatura białych. W 1952 r. rząd USA uchwalił Ustawę o przemieszczeniu Indian – likwidowano rezerwaty, a rdzenną ludność przesiedlano do miast, w ramach przymusowej asymilacji, czy też – jak pisze autor w „Prologu” – „w procesie (…) wymazywania z kart historii: stosowne zakończenie ludobójczej kampanii, trwającej już od pięciuset lat”. Tommy Orange jest członkiem plemion Czejenów i Arapahów z Oklahomy, a urodził się i wychował w Oakland w Kalifornii. Właśnie w tym mieście rozgrywa się akcja jego debiutanckiej powieści – dodajmy: świetnie napisanej. Fabuła rozwija się wokół przygotowań do wielkiego zjazdu plemiennego, a opowiadana jest z perspektywy jego 12 uczestników. Co jednak ważne, autor w ich losach ukazał główne problemy nękające środowisko współczesnych Indian: alkoholizm, przemoc, depresje prowadzące do samobójstw. Doroczne zjazdy – w tradycyjnych strojach, z przepełnionymi transem tańcami
– dla jednych są duchowym przeżyciem i ukłonem wobec przodków, dla innych zaś barwnym jarmarkiem. I okazją do… Warto przeczytać.
Skomentuj