Prorok zwycięskiej Europy, hr. Coudenhove-Kalergi
Czym jest prawdziwy sukces? Czy jest możliwy za życia? Czy ci, którzy naprawdę w to wierzą, nie dają się zwodzić pozorom?
Czym jest prawdziwy sukces? Czy jest możliwy za życia? Czy ci, którzy naprawdę w to wierzą, nie dają się zwodzić pozorom?
Ż
ycie zawsze i nieodmiennie jest pasmem wzlotów i upadków, diabelskim kołem, które najpierw unosi w górę, by po chwili brutalnie i nieodwołalnie strącić na sam dół. Kochankowie fortuny kończą w ubóstwie jako samotni starcy, wielkie gwiazdy ekranu jako zgorzkniałe staruchy, bohaterowie narodowi jako potępiona agentura. Przegrywają nawet najwięksi. Wypalony Kościuszko umierał samotnie w Szwajcarii. Świat ulubieńca dziejów, Piłsudskiego, rozsypał się we wrześniu trzydziestego dziewiątego jak domek z kart. Tytani totalitaryzmów skończyli jak ich ofiary. Jednego zwłoki spalono pod Kancelarią Rzeszy, drugiego zamordowali prawdopodobnie współpracownicy. Na naszych oczach przegrywa Lech Wałęsa, zgorzkniały i zagnany w kąt symbol mijającej epoki. Może więc prawdziwy triumf możliwy jest jedynie po śmierci, kiedy idea, dzieło, dorobek obronią się same? Kiedy się to rozważa, przychodzą na myśl Leonardo, van Gogh, czy Kafka. To najbardziej klasyczne przykłady wielkości potwierdzonej przez kolejne epoki. Wśród artystów jest tych przykładów bez liku. A ile w polityce? Niewiele, bo w tym świecie dramatyzm osobistych losów przeplata się zwykle z nieprzewidywalnymi kaprysami dziejów. A jednak, bywają tacy, co mogą poczuć się wygranymi. Przypomnę jedną z takich postaci, mało oczywistą, w Polsce niemal nieznaną, a przecież tak ważną dla naszej, także polskiej współczesności. Richard Nikolaus hrabia Coudenhove-Kalergi, austro-węgierski dyplomata, pół krwi Japończyk, ale prywatnie prawnuk Marii z hr. Nesselrode Kalergis Muchanow, ukochanej Norwida. Dziewiętnastowieczna femme fatale sama w sobie była symbolem epoki. Córka niemieckiego hrabiego i polskiej arystokratki od szóstego roku życia wychowywała się w Petersburgu, w domu stryja, Karla Roberta Nesselrodego, przez cztery dekady ministra spraw zagranicznych Cesarstwa Rosyjskiego. Jako osoba dorosła brylowała na europejskich salonach w otoczeniu wianuszka geniuszy, Chopina, Liszta, Wagnera, de Musseta, Gautiera, Heinego. Nic więc dziwnego, że odrzuciła oświadczyny skromnego poety Cypriana, który nieśmiały i chorowity, zawsze pozostawał w cieniu wielkich nazwisk. Wsparła Moniuszkę, ale już jako żona carskiego pułkownika Muchanowa, dyrektora rządowych teatrów warszawskich. Jej wnuk, ożeniony z Japonką, Jan Henryk Maria hr. Coudenhove, uzyskał zgodę Franciszka Józefa na rozszerzenie nazwiska na Coudenhove-Kalergi, by wpisać się w legendę swojej, pochowanej na Powązkach babki. Ale to co dla Marii Kalergis było belle epoque europejskich salonów, stało się obsesją jej prawnuka Richarda. Marzył mu się zjednoczony, sprawiedliwy, pokojowy Zachód i tej idei poświęcił całe swoje życie. Filozof, po studiach w Monachium i Wiedniu wziął sobie za żonę żydówkę, Idę Roland, niegdyś wziętą aktorkę. W początkach lat 20. rozpoczął wydawanie pisma „Paneuropa”, na którego łamach głosił potrzebę zjednoczenia wszystkich państw europejskich, „od Polski po Portugalię”, by stawić czoła agresywnym planom Rosji Sowieckiej. W 1923 roku ogłosił książkę – manifest „Paneuropa”, która zainicjowała organizację pod nazwą Międzynarodowa Unia Paneuropejska, uważanej za najstarszy na kontynencie ruch zjednoczeniowy. Richard Coudenhove-Kalergi wieścił, ze jedyną szansą kontynentu jest wspólne, jednolite, bezrasowe społeczeństwo, oparte na fundamentach liberalnego konserwatyzmu, chrześcijaństwa, odpowiedzialności społecznej i proeuropejskości. I kierując się takimi właśnie wartościami, gromadził wokół siebie intelektualistów, grupy wpływu i organizacje. Unia została zdelegalizowana przez nazistów, ale odrodziła się po wojnie z udziałem nowych elit. Stała się ruchem międzynarodowym, obecnym w większości krajów Zachodu. W czasach zimnej wojny skrajnie antykomunistyczna była stygmatyzowana jako jeden z głównych przeciwników przez kraje bloku sowieckiego. Przez jej szeregi przewinęło się wiele wybitnych nazwisk epoki, wśród nich Albert Eintein, Fridtjof Nansen, Tomasz Mann, Bronisław Huberman, Konrad Adenauer, Zygmunt Freud, Benedetto Croce, Georges Pompidou, Otto von Habsburg czy Winston Churchill. Hrabia Coudenhove-Kalergi był przewodniczącym Unii do swojej śmierci w 1973 roku i miał jeszcze za życia szansę doświadczyć sukcesu swojej idee fix. Zniszczona przez II wojnę światową Europa już w latach 40. postawiła na integrację, a ta, krok po kroku, przez kolejne lata prowadziła do zjednoczonej Europy, jaką znamy dziś. Czy Coudenhove za życia wyśnił rok 1989, kiedy upadł mur? Czy potrafił wyobrazić sobie rok 2004, kiedy dawne kraje komunistyczne, z ojczyzną jego słynnej babki i jej niedoszłego kochanka Norwida, dołączyły do wspólnej Europy? Tego nie wiem, ale jeśli można mówić o triumfie idei czy sukcesie indywidualnego człowieka, Richard hrabia Coudenhove-Kalergi jest takim właśnie bohaterem. Szkoda, że w Polsce się go nie pamięta. Może czas to naprawić?
Skomentuj