Czarna książeczka UB
Dzisiaj, po latach, nikt nie ma wątpliwości, że proces stalinowskich oprawców w 1957 r. i rzekoma, kryjąca się za nim, destalinizacja były jedynie fikcją, zabiegiem propagandowym.
Dzisiaj, po latach, nikt nie ma wątpliwości, że proces stalinowskich oprawców w 1957 r. i rzekoma, kryjąca się za nim, destalinizacja były jedynie fikcją, zabiegiem propagandowym.
W pewnym momencie rozprawy poprosił o głos obrońca gen. Romana Romkowskiego, mecenas Oskar Pietruski. „Wysoki Sądzie, prosiłbym o pokazanie książki świadkowi, żeby świadek stwierdziła, że jest to ta sama książka, którą napisała”… W tym momencie w sali warszawskiego sądu wojskowego zapadła martwa cisza. Jak gdyby ludzie stłumili nawet swoje oddechy. Wszyscy w napięciu śledzili twarz sędziego przewodniczącego – Jerzego Majewskiego. Co zrobi? Czy ujawni światu ten koronny, kompromitujący nasze państwo dowód rzeczowy…? Proces był tajny. Bez jakiejkolwiek publiczności. Lecz ci, którzy na sali byli obecni – skład sędziowski, obrońcy, oskarżeni – wszyscy dobrze wiedzieli, co to była za „czarna książeczka”.
Tajny proces stalinowskich oprawców
Był październik 1957 roku. Od 11 września toczył się przed sądem tajny proces trzech głównych stalinowskich oprawców oskarżonych o naruszenie socjalistycznej praworządności: torturowanie więźniów, stosowanie niedozwolonych metod przesłuchań, łamanie prawa w procedurze zatrzymań, wreszcie o zwyczajne okrucieństwo i zwyrodnienie… Dzisiaj, po latach, nikt nie ma wątpliwości, że cały ten proces i rzekoma, kryjąca się za nim, destalinizacja były jedynie fikcją, zabiegiem propagandowym. Przed sądem nie stanął bowiem szef zbrodniczej bezpieki, minister Stanisław Radkiewicz, ani żaden ze zboczonych, sadystycznych oficerów śledczych, prokuratorów, sędziów czy tzw. czarnych obrońców, którzy legitymizowali fikcję rozpraw i procesów odbywanych w celach więziennych skazujących tysiące ludzi na śmierć. Przed sądem stanęli jedynie: gen. Roman Romkowski (Menasze Grinszpan) – wiceminister bezpieczeństwa publicznego, płk Jacek Różański (Józef Goldberg) – szef departamentu śledczego MBP – i płk Anatol Fejgin – dyrektor tzw. X Departamentu MBP. Wszyscy trzej związani byli przed wojną z Komunistyczną Partią Polski i wszyscy trzej przez większą część życia działali pod swoimi prawdziwymi, żydowskimi nazwiskami, które w tej sytuacji rzetelny historyk musi tu przywołać.
W procesie warszawskim żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy. Wymawiali się niepamięcią, powoływali się na rozkazy płynące z samej góry, domagali się okazania przez sąd dokumentów, których, co wiadome było z góry, w sprawach, o które byli oskarżeni, nie było, bo być nie mogło. Kpili sobie z sądu w żywe oczy. Lecz oto nagle, bez żadnego uprzedzenia, sąd postanowił przywołać jako świadka oskarżenia płk Stanisławę Sowińską, okupacyjną „Barbarę”, byłą szefową Biura Studiów Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego i jej książeczkę – dokument „Obóz reakcji polskiej w latach 1939–45”.
Naprawdę nazywała się Chane Zalcman. Urodziła się w 1912 roku w Łodzi, w żydowskiej, robotniczej, biednej rodzinie. Była jedną z dziewięciorga dzieci państwa Zalcmanów. Dość wcześnie związała się z ruchem komunistycznym. Początkowo w tzw. młodzieżówce, a od 1934 roku w wydziale wojskowym Komunistycznej Partii Polski. W latach 1938–39, do wybuchu wojny, siedziała w więzieniu. Pierwsze lata wojny spędziła w Baranowiczach. W 1942 roku przybyła do Warszawy, by już jako członek Polskiej Partii Robotniczej znaleźć zatrudnienie w wywiadzie Gwardii Ludowej. Prowadziła sekretariat Biura Studiów Sztabu Głównego GL. Była podwładną Zygmunta Mołojca, a następnie Mariana Spychalskiego, którego, czego nie kryła, była okupacyjną żoną. Znała wszystkich ważnych towarzyszy i ze wszystkimi była blisko. Mieczysław Moczar dał jej dokumenty swojej żony zamordowanej w obozie i tak została Stanisławą Sowińską. Po wojnie w 1947 roku objęła szefostwo Biura Studiów GZI WP. 19 października 1949 roku została aresztowana i do grudnia 1954 roku, torturowana i maltretowana, pozostawała w śledztwie w przygotowywanym przez władze procesie Gomułki, Spychalskiego i innych oskarżonych o tzw. odchylenie prawicowe. Po wyjściu z więzienia znalazła pracę w Państwowym Wydawnictwie Naukowym. W 1981 została zmuszona do opuszczenia Polski. Zamieszkała we Francji, gdzie zmarła w 2004 roku.
Zeznania Sowińskiej
Na wezwanie sądu świadek Sowińska obejrzała „Obóz reakcji…”.
Świadek, Stanisława Sowińska – Tak. To jest książka pisana nie tyle przeze mnie, ile pod moją redakcją…
Obrońca, mecenas Oskar Pietruski – Czy świadek podtrzymuje i dziś wysuwane w niej tezy?
Świadek – Musiałabym przeczytać ją na nowo – niestety nie miałam możliwości uczynić tego.
Obrońca – Czy informacje w niej zawarte są rzetelne, czy świadek czuje się za nie odpowiedzialny?
Świadek – Informacje w niej zawarte odpowiadają w przeważającej mierze dokumentom pochodzącym z archiwum okupacyjnego, jak również i dokumentom, które w toku pisania otrzymywałam do wglądu od UB. Kierownictwo Ministerstwa Bezpieczeństwa, w tym i siedzący tu na ławie oskarżonych, czytali pierwszą – roboczą – wersję książki, byli konsultowani, aprobowali treść książki jeszcze przed wydaniem jej.
Obrońca – Kto jeszcze konsultował książkę przed oddaniem jej do druku?
Świadek – Oprócz wymienionych przeze mnie z kierownictwa MBP, konsultowali ją: Gomułka, Spychalski i szereg innych osób…
Proces oprawców stalinowskich był tajny, formalnie rzecz biorąc, informacje te nie powinny wyciec z sali sądowej. Jednak jakoś wyciekły. I oto w końcu 1957 roku Polska dowiedziała się, że w maju 1948 roku Główny Zarząd Informacji wydał w trzech tysiącach egzemplarzy książkę, która była – najprościej rzecz ujmując – instrukcją zabijania i prześladowania przeciwników władzy ludowej. Co oczywiste, książka ta była supertajna, a każdy jej egzemplarz był numerowany. Nigdy nie ustalono, kto zlecił prace nad jej powstaniem, ale sądząc po jej pierwszych konsultantach, zleceniodawcy znajdowali się wśród najważniejszych ówczesnych przywódców PRL.
„Broszura niniejsza – czytamy we wstępie – została opracowana celem udzielenia praktycznej pomocy w orientowaniu się w dziejach polskiej konspiracji 1939–1945. Z tych też względów zakres jej został ograniczony do omówienia działalności głównych reakcyjnych organizacji politycznych i wojskowych tego okresu”. Autorzy nie mogli napisać wprost, że przeważająca część aparatu bezpieczeństwa wojnę spędziła na terenie ZSRR, a do kraju przybyła wraz z I i II Armią LWP. Nie miała więc żadnej orientacji, kto był kim w latach okupacji, jakie były cele i programy podziemnych organizacji i ugrupowań, kim byli ludzie organizujący walkę podziemną. Teraz otrzymywali od władzy ludowej szczególny instruktarz: jak przesłuchiwać zatrzymanych, o co pytać, wreszcie jakie wydawać wyroki, kogo karać śmiercią, a kogo tylko wieloletnim więzieniem.
Był wszelako jeszcze jeden, praktyczny cel opracowania i wydania „Obozu reakcji polskiej…”. „Działające obecnie podziemie – piszą autorzy książki – powstało na bazie reakcyjnej części podziemia czasów okupacji. Toteż wiele zagadnień dzisiejszego podziemia jest ściśle związanych z ówczesną działalnością reakcji. Prawie każdy schwytany dzisiaj szpieg, dywersant czy sabotażysta ma za sobą znaczny wkład w dzieło zbrodniczej walki z polskim ruchem demokratycznym w czasie wojny”. Chodziło więc władzy ludowej o konsekwentne, dogłębne wyeliminowanie z życia narodu wszystkich patriotów, oficerów i żołnierzy całego polskiego podziemia niepodległościowego. W tym momencie nie było już ważne, czy zaaresztują kogoś za walkę z Niemcami w 1943, czy za opór władzy ludowej w 1947 roku. Dla kierownictwa ludowego bezpieczeństwa był to w świetle „Obozu reakcji polskiej…” ten sam wróg.
XX-wieczny „Młot na czarownice”
Jak dalece ważna i jak bardzo tajna była owa „czarna książeczka”, najlepiej świadczy fakt, że w 1954 roku, po audycjach płk. Józefa Światło w Radiu Wolna Europa, cały trzytysięczny nakład został starannie zebrany i w najgłębszej tajemnicy na rozkaz Cyrankiewicza spalony w Miedzeszynie, aby po tym polskim, kompromitującym, XX-wiecznym „Młocie na czarownice” nie pozostał żaden, nawet najmniejszy ślad. Ale jak pokazało życie, jednak ocalały pojedyncze egzemplarze.
Oskarżony Romkowski – Chciałbym wrócić jeszcze do „Obozu reakcji…”. W tym okresie, kiedy książka ta została napisana, miałem szereg wykładów dla aktywu Ministerstwa Bezpieczeństwa i mój pogląd na wszystkie zagadnienia nie pokrywa się z poglądami zawartymi w tej książce. Ta książka w zupełności nie odpowiadała moim poglądom i ja jej nie konsultowałem…
Przewodniczący, sędzia Majewski – Jeśli oskarżony twierdzi, że nie zgadzał się z poglądami książki, to dlaczego, jak wynika z przewodu sądowego, była ona jakby vademecum dla oficerów śledczych… Kazano im się głównie opierać na książce Sowińskiej.
Oskarżony Romkowski – Książka ta nie była żadnym vademecum, nie była nawet lekturą obowiązkową. Niektórzy pracownicy czytali ją tak samo, jak pamiętnik Sowińskiej „Lata walki”, ale raczej niewielki krąg. Nigdy ta książka nie była traktowana jako dokument obowiązujący.
Świadek Sowińska – Nie będę się upierać, że oskarżony Romkowski konsultował „Obóz reakcji…” osobiście, choć wcale nie jestem przekonana. Cóż jednak może mieć za znaczenie ten fakt, skoro konsultowali ją inni z kierownictwa Ministerstwa Bezpieczeństwa! Oskarżony Różański jeszcze przed moim aresztowaniem oświadczył mi, że „Obóz reakcji…”, tak samo jak i „Lata walki”, jest najbardziej autorytatywnym źródłem wiedzy dla aparatu MBP, który w większości okupację przebył na terenie Związku Radzieckiego, że książki te są pilnie przez aparat studiowane. Oczywiście nawet nie podejrzewałam, w jakim sensie studiowane; że „Obóz reakcji…” stanie się przedmiotem śledztwa przeciwko Lechowiczowi, przeciwko Gomułce, przeciwko mnie samej. Że tak samo, jak w wypadku mojego pamiętnika „Lata walki”, Bezpieczeństwo będzie dążyło do tego, by stały się dowodem rzeczowym w przygotowywanym i niedomontowanym do końca procesie.
W toczącym się procesie stalinowskich oprawców nie powiedziano o jeszcze jednym, groźnym dla każdego obywatela zastosowaniu owej „czarnej książeczki”. Oto w całym kraju, w każdym przedsiębiorstwie, pracownicy kadr – tzw. personalni, posiadający teczki z życiorysami każdego pracownika, mogli pod byle pretekstem, czy nawet nie szukając pretekstu, wydalić z pracy lub szykanować w różny sposób ludzi związanych w czasie okupacji z opisywanymi w książce organizacjami i osobami. Skoro więc według autorów „Obozu reakcji…” Muszkieterzy to była powstała w 1942 roku gestapowska organizacja wywiadowcza, a jej kierownik kpt. Witkowski został zastrzelony przez AK pod zarzutem współpracy z Gestapo, to każdy żołnierz należący w czasie wojny do organizacji „Mu” musiał się liczyć z aresztowaniem, a dalej z wyrokiem śmierci lub więzienia. Jeżeli zdaniem autorów „czarnej książeczki” Miecz i Pług to była gestapowska organizacja stworzona dla likwidowania działaczy organizacji lewicowych i tropienia Żydów za pomocą swoich tzw. Oddziałów Samoobrony, to setki żołnierzy MiP niemających pojęcia o oskarżeniach na nich ciążących mogło się liczyć w przyszłości z najgorszym losem.
Podobne oskarżenia i opinie odnośnie do działalności zbrodniczej dotyczyły w „czarnej książeczce” Narodowych Sił Zbrojnych, Konfederacji Narodu czy Konfederacji Zbrojnej, tzw. Brygady Korwina, Komendy Obrońców Polski, Tajnej Armii Polskiej, PPS-WRN, Delegatury Rządu, Rady Jedności Narodowej – praktycznie wszystkich organizacji i instytucji Polskiego Państwa Podziemnego, oczywiście poza Polską Partią Robotniczą, Gwardią i Armią Ludową. I tak na przykład Obóz Polski Walczącej było to w świetle „badań” autorów „Zjednoczenie kilku drobniejszych grup sanacyjnych będących kontynuacją przedwojennego Ozonu. W 1942 roku przywódca OPW, Julian Piasecki, w porozumieniu z Gestapo sprowadził do Polski Rydza Śmigłego w celu postawienia go na czele organizacji gestapowskiej (…). Wynikiem tej działalności miało być opanowanie podziemia przez grupę jawnie sanacyjną i nadania mu charakteru nieszkodliwego dla Niemców, a skierowanego całkowicie przeciw ruchowi demokratycznemu (czyli komunistycznemu – przyp. red.) i ZSSR. Na skutek wynikłych potem nieporozumień Rydz został otruty…”.
Wyrok na gen. Fieldorfa
O tym, że „zapisane” w owej „czarnej książeczce” wyroki miały swoją moc obowiązującą nawet po latach, świadczyć może historia zatrzymania i stracenia gen. Augusta Emila Fieldorfa. W jego sprawie autorzy „Obozu reakcji…” napisali: „Utworzone w 1942 roku na miejsce Związku Odwetu Kierownictwo Dywersji (Kedyw) miał mieć oddziały dyspozycyjne dywersyjno-bojowe w centrum i na okręgach. Szefem Kedywu został płk Fieldorf – »Nil«. Oficjalnie zadaniem miało być tępienie gestapowców, prowokatorów, agentów i prowadzenie akcji dywersyjnych i sabotażowych… Jednak poszczególne komórki Kedywu coraz bardziej wciągały się do pracy kontrwywiadu, dając Niemcom zupełny spokój i przekształcając się w brygady wywiadowcze, w których zresztą pełno było agentów niemieckich… Jeszcze na jesieni 1943 roku powstał w łonie sanacyjnej mafii rządzącej w AK plan nowej organizacji pracy konspiracyjnej w wypadku wyzwolenia Polski przez Armię Czerwoną. Ten plan akcji dywersyjno-szpiegowskiej na tyłach Armii Czerwonej i Odrodzonego Wojska Polskiego był następnie uzgodniony z Sosnkowskim i Raczkiewiczem w tajemnicy nawet przed większością rządu londyńskiego. Na czele przygotowań do realizacji tego planu stanął płk Fieldorf – »Nil« – dotychczasowy szef Kedywu AK…”. Dla każdego czytającego te słowa oczywiste było, że szef akcji dywersyjno-szpiegowskiej prowadzonej na tyłach Armii Czerwonej musi tym samym, wcześniej czy później, otrzymać od władzy ludowej stosowną karę, czyli nieuchronny wyrok śmierci.
Jak wiadomo, gen. Fieldorf w maju 1945 roku pod nazwiskiem Walenty Gdanicki, nierozpoznany przez bezpiekę, został wywieziony z obozu rembertowskiego do ZSRR. W 1947 roku po powrocie z zesłania już pod własnym nazwiskiem spróbował formalnie w Rejonowej Komisji Uzupełnień w Łodzi załatwić swoje przejście w stan spoczynku (miał 52 lata). Został zatrzymany i w haniebnym procesie skazany na karę śmierci. Według wielu historyków jego proces i orzeczony w nim wyrok był formalnym zamknięciem moskiewskiego tzw. procesu szesnastu z 1945 roku, w którym sądzeni byli przywódcy Polski podziemnej, z gen. Okulickim i wicepremierem Jankowskim na czele. Ten wyrok na generale Fieldorfie, spóźniony o osiem lat, wykonano jednak 24 lutego 1953 roku, na dwa tygodnie przed śmiercią Stalina.
Kto pisał „Obóz reakcji...”
W polskiej historii do dzisiaj nikt nie wiedział, kto naprawdę pisał ową „czarną książeczkę”. Płk Stanisława Sowińska nigdy nie chciała ujawnić ich nazwisk, ani podczas brutalnego śledztwa w więzieniu w Miedzeszynie, ani nawet na wolności w trakcie procesu Romkowskiego, Różańskiego i Fejgina. Dopiero już we Francji, w latach 90., gdy składała wyjaśnienia przed kamerami „Rewizji Nadzwyczajnej”, zdecydowała się złożyć osobiste oświadczenie: „Blisko pół wieku należałam do obozu »komuchów«, wierzyłam w piękną – dla mnie – lecz nieziszczalną fikcję. Poświęciłam jej życie i zdrowie. Odeszłam od nich, gdy przekonałam się nieodwracalnie, jak okrutnymi środkami i jak okrutne rezultaty przyniosły próby narzucenia przemocą fikcji… Dzisiaj, nie całkiem z własnego wyboru, życie pozostawiło mnie samą, pośrodku, i obrywam cięgi z jednej i z drugiej strony… Została mi tylko wiara w sprawiedliwą historię. I dlatego z wami rozmawiam. Proszę, oto pełna lista autorów »Obozu reakcji polskiej w latach 1939–45«. W skład zespołu redakcyjnego wchodzili:
1. Ppłk Władysław Halberstadt. To on głównie pracował nad książką. Rozdzielał tematy i dokumenty, dawał tzw. wytyczne itd. Bardzo inteligentny i pracowity. Był moim z-cą w Biurze Studiów do spraw archiwów. Przyszedł do Polski ze Związku Radzieckiego z 1-szą Armią. Wchodził w skład jednostki polskiej, którą gen. Berling wysłał na pomoc powstańcom na Przyczółku Czerniakowskim. W przeprawie przez Wisłę został ranny i stracił nogę po biodro. W 1947 roku, kierownictwo GZI WP ( Kuhl, Fejgin, Woźniesieński) zwerbowali go, by donosił im dokładnie, co się robi w Biurze Studiów, szczególnie na odcinku przedwojennego archiwum 2-ki”. Czego płk Sowińska nie rozwija w swoim oświadczeniu, w 1947 roku na bocznicy stacji kolejowej w Gdańsku Oliwie znaleziono zapomniane wagony, stojące tam już od dwóch lat, pozostawione w wojennym rozgardiaszu przez Niemców. Okazało się, że ukrywają one dokumenty 2. Oddziału Sztabu Głównego WP przejęte przez Niemców w Warszawie w gmachu GISZ w 1939 roku. Dokumenty te trafiły właśnie do Biura Studiów dowodzonego przez Stanisławę Sowińską i także stanowiły część materiału, na podstawie którego pisano „czarną książeczkę”.
2. „Por. Naum Lewandowski. Mój sąsiad. Po wyjściu z więzienia spotykałam go dzień w dzień. Na mój widok odwracał głowę i mijał mnie tak, jakby mnie nie znał”.
3. „Kpt. Włodzimierz Gorzkowski. Zdolny, inteligentny, łagodny… Po wyrzuceniu mnie z Biura Studiów został przeniesiony do Oddziału Śledczego. W krótkim czasie zasłynął jako jeden z najkrwawszych katów. Torturował osobiście przesłuchiwanych w więziennej piwnicy Głównego Zarządu Informacji”.
4. „Por. Marian Popiołek. W latach 70. był bodaj z-cą szefa Okręgu Warszawskiego w stopniu generała, zięć generała Konrada Straszewskiego. Miałam o nim jak najlepsze zdanie i sądzę, że nadal pozostał przyzwoitym człowiekiem”.
5. „Płk Wincenty Romanowski (żona Krystyna). Mieszkają przy al. Wyzwolenia po parzystej stronie. Nie jestem pewna, czy pracował w redakcji »Obozu reakcji...« osobiście. Przyjaźnił się z Czesławem Kiszczakiem. Kiszczak swoją karierę w Głównym Zarządzie Informacji rozpoczął od pracy w Biurze Studiów. Ale ja go nie pamiętam, nie wiem, w jakim okresie ani w jakim dziale. Może również miał coś wspólnego z redakcją »Obozu reakcji...«”.
6. „Mjr Ludwik. Pamiętam tylko nazwisko i wygląd. Poza tym nic o nim nie wiem”.
I to już cała historia „czarnej książeczki”. Jeżeli próbować zrozumieć, skąd w dziesiątkach i setkach procesów akowskich lat 40. i 50. stalinowska sprawiedliwość formułowała wobec oskarżonych zarzut współpracy z gestapo, to wystarczy dzisiaj przywołać na świadka tego oskarżenia ową haniebną, zapomnianą już książeczkę. Nasz polski „Młot na czarownice”. Dodać należy tylko tyle, że w procesie oprawców stalinowskich, w którym odegrała swoją wielką rolę, Roman Romkowski i Jacek Różański skazani zostali na 15 lat więzienia, a Anatol Fejgin na lat 12. To zresztą nie ma większego znaczenia, gdyż kilka lat później, w 1964 roku, wszyscy trzej byli już na wolności.
Skomentuj