Komuniści i bolszewicy, cz. III
Józef Piłsudski nie miał najmniejszych wątpliwości: Polskę czeka wojna z Rosją Radziecką. I to niebawem. A rodzimi bolszewicy staną po stronie agresora.
Józef Piłsudski nie miał najmniejszych wątpliwości: Polskę czeka wojna z Rosją Radziecką. I to niebawem. A rodzimi bolszewicy staną po stronie agresora.
Piłsudski oczywiście znał wszystkie dokumenty. Wiedział, że już 27 marca 1917 r. Piotrogrodzka Rada Delegatów Robotniczych i Żołnierskich w orędziu „Do Narodu Polskiego” proklamowała prawo Polaków do całkowitej niepodległości państwowej. Znał także dekret Rady Komisarzy Ludowych z 29 sierpnia 1918 r. „O anulowaniu traktatów o rozbiorze Polski między Rosją, Austrią i Niemcami”. Lecz gdy mu o tym przypominano, wzruszał tylko ramionami i odpowiadał, że dobrze zna Rosjan i że nie należy wierzyć w żadne ich słowo i w żadną obietnicę. Gdy więc w końcu grudnia 1918 r. wysyłał misję specjalną do Paryża na obrady konferencji pokojowej, w swej instrukcji przekazanej Kazimierzowi Dłuskiemu zapisał wyraźnie: „Polskę czeka konieczność wojny (…) kwestia pomocy Ententy stała się sprawą najbardziej palącą”. Prosił Wieniawę i Sokolnickiego, by przekazali marszałkowi Ferdinandowi Fochowi, że Rosja lada chwila się obudzi i bez względu na to, jaki będzie jej rząd, uderzy. Jest bowiem „zaciekle imperialistyczna i to jest zasadniczy rys jej charakteru politycznego…”. To najpewniej wskutek tego dramatycznego apelu marszałek Foch 22 stycznia 1919 r. na posiedzeniu Najwyższej Rady Wojennej Państw ententy zwrócił uwagę zebranych na „niebezpieczeństwo zduszenia Polski przed jej narodzinami”.
Sytuację polityczną komplikowało dodatkowo powstanie w Warszawie w grudniu 1918 r. Komunistycznej Partii Robotniczej Polski, która, ogłaszając w tych dniach polskiej walki o granice swój program, oficjalnie rezygnowała z Górnego Śląska Warmii i Mazur oraz Pomorza, uważając nasze roszczenia terytorialne za przejaw polskiego nacjonalizmu. Podobnie kwestionowała polską obecność na Kresach Wschodnich. Dla Piłsudskiego nie był to żaden program polskich komunistów, a jedynie program Moskwy podyktowany warszawskim bolszewikom. Tym bardziej że – jak pisze prof. Andrzej Leszek Szcześniak – Polakom znane już były sowieckie próby powołania w Moskwie w lecie 1918 r. „separatystycznego rządu polskiego na emigracji” z komunistą Stefanem Heltmanem na czele. Heltman, polski inteligent po studiach filozoficznych, socjalista z Zamościa, po rewolucji październikowej, w której brał czynny udział, został pełnomocnikiem Komisariatu do spraw Polskich, oraz pełnomocnikiem rządu sowieckiego do spraw jeńców i uchodźców na okręg miński i Front Zachodni. Z tej sowieckiej inicjatywy nic nie wyszło, co jednak nie przeszkodziło moskiewskim mocodawcom raz jeszcze dwa lata później wysunąć jego osobę na funkcję ministra rolnictwa w nowym, planowanym polskim komunistycznym rządzie.
„Czerwony marsz” na zachód
11 listopada 1918 roku, z chwilą podpisania przez Niemców warunków zawieszenia broni, a tym samym zakończenia wojny, Polska odzyskiwała swą wolność i niepodległość. 16 listopada Moskwa – ni tego, ni z owego proponując Polsce nawiązanie stosunków politycznych – równocześnie utworzyła tzw. Armię Zachodnią pod dowództwem Ormianina Aleksandra Miasnikowa (Miasnikiana), która to armia już następnego dnia rozpoczęła swój „czerwony marsz” na zachód, „w duchu poparcia dążeń ludu pracującego Litwy i Białorusi w jego obronnej walce z zaborczością burżuazji polskiej”.
25 listopada władze radzieckie zamknęły budynek Misji Polskiej w Moskwie i aresztowały dyplomatów. W związku z sukcesami Armii Zachodniej (zajęto Narwę i Połock, Bobrujsk i linię Berezyny) sam towarzysz Lenin wysłał depeszę do dowódcy, nakazując poparcie wojskowe dla komunistycznych rządów, które powstawać będą na trasie „czerwonego marszu” na zachód. W pierwszych dniach grudnia Armia Zachodnia otrzymała rozkaz marszu na Wilno i Lidę, a już 31 grudnia 1918 r. Moskwa ogłosiła światu utworzenie na terenach wyzwolonych Białoruskiej Republiki Rad, mającej sięgać do Białegostoku. Jej pierwszym premierem mianowany został sam komendant Armii Zachodniej Miasnikow.
W PRL polska młodzież wynosiła ze szkół przekonanie, że nasza ojczyzna swą niepodległość zawdzięcza także Rosji i wielkiej rewolucji październikowej, która przyznała polskim braciom prawo do państwa i suwerenności. Podobnie, że to my Polacy rozpoczęliśmy wojnę z Rosją awanturniczą wyprawą Piłsudskiego na Kijów w kwietniu 1920 r. Dzisiaj okazuje się, że ta wojna polsko-bolszewicka trwała w najlepsze już od początków stycznia 1919 r. i że to nie my ją wywołaliśmy. Dzisiaj prawdziwa historia ujawnia, że już 18 października 1918 r. Lew Trocki na wiecu w Piotrogrodzie wykrzykiwał do wielotysięcznych tłumów: „Historyczna godzina wybiła. Nadchodzi czas, gdy nasi bracia na Litwie, w Polsce i na Ukrainie, a także mam nadzieję w Finlandii, połączą się pod sztandarem RSFSR”. W styczniu 1920 r. na Zjeździe RKP(b) zapowiedział „bezwzględne zniszczenie burżuazyjnej Polski”. Już 12 stycznia 1919 r. dowództwo Armii Czerwonej wydało Frontowi Zachodniemu rozkaz przejścia do drugiej fazy „czerwonego marszu” na zachód. Plan ten, czego nas Polaków nikt już w szkole nie uczył, otrzymał jednoznaczny kryptonim „Operacja Wisła”.
Polskie oddziały samoobrony na Kresach
Czy tak właśnie rozpoczęła się wojna polsko-bolszewicka? Otóż dla polskiego historyka nie ulega wątpliwości, że to już była wojna. I co więcej, że trwała już od pewnego czasu. Oto we wrześniu 1918 r. w Wilnie powstał tajny Związek Wojskowy Polaków, niebawem przekształcony w Samoobronę Wileńską, która utworzyła swoje oddziały w całej ziemi wileńskiej. W listopadzie Rada Ziemi Mińskiej zorganizowała swoją samoobronę pod dowództwem płk. Fabiana Kobordo. Powstała także, pod dowództwem gen. Mikołaja Sulewskiego, samoobrona w Grodnie. Już 7 grudnia 1918 r. Naczelnik Państwa mianował gen. Władysława Wejtko dowódcą całości samoobrony Litwy i Białorusi. W tymże samym grudniu miały miejsce pierwsze starcia oddziałów gen. Stefana Mokrzeckiego z litewskimi komunistami w Wilnie, a wobec ofensywy Armii Zachodniej, która 5 stycznia 1919 r. zdobyła Wilno, przekształcenie się oddziałów samoobrony w oddziały partyzanckie. Dzisiaj polscy bohaterowie tej zapomnianej wojny pozostają poza historią. Nikt już nie pamięta generała sapera Władysława Wejtko, nikt nie pamięta pułkownika Koborda czy kapitana Piotra Mienickiego, którego oddział samoobrony lidzkiej rozbił 14 lutego 1919 r. garnizon bolszewicki w Berezie Kartuskiej. Może najgłośniejsze były dokonania majora Jerzego Dąbrowskiego „Łupaszki”, kawalerzysty i lotnika, który na czele szwadronu wileńskiej samoobrony podjął brawurowy rajd partyzancki na tyłach Armii Czerwonej.
Po pierwszych porażkach i niepowodzeniach wynikających głównie z zaskoczenia niespodziewanym atakiem powoli zaczęły przychodzić zwycięstwa. W Różanie major Dąbrowski rozbił garnizon bolszewicki, a przebijając się do linii polskich stoczył bitwy pod Jeziornicą i Ozimowiczami. Polacy zdołali utworzyć 1. Dywizję Piechoty Litewsko-Białoruską z gen. Wacławem Iwaszkiewiczem- Rudoszańskim na czele, która 13 lutego zdobyła Wołkowysk i 20 lutego stoczyła bitwę z Armią Czerwoną nad Żelwianką, i Grupę Poleską gen. Antoniego Listowskiego, komendanta Rezerwy Oficerskiej WP. Grupa Operacyjna „Podlasie”, przemianowana w kwietniu na Grupę „Polesie”, zajęła Annopol, Terespol i Brześć, Kobryń, wreszcie 20 lutego Białystok, a 5 marca Pińsk.
Działania polityczne Rosji Radzieckiej
Na uboczu toczącej się wojny Moskwa, pewna swego zwycięstwa, podjęła działania polityczne, które miały jej zapewnić rychłe włączenie Polski do imperium rosyjskiego. Oto już 3 stycznia 1919 r. w Mińsku powołali do życia Komunistyczną Radę Wojskowo-Rewolucyjną Polski. Tę wiekopomną decyzję ogłosili po kilku dniach, 8 stycznia, nie ukrywając, że oto powstał zalążek pierwszego komunistycznego rządu Polskiej Republiki Rad. Na czele tego rządu postawili Samuela Łazowerta, pseud. Podpalacz. Jego zasługi dla bolszewików musiały być znaczne, skoro wcześniej został nominowany na przewodniczącego Rewolucyjnej Rady Wojennej (RWR), a po rozwiązaniu się rządu, który nigdy nie objął władzy, został komisarzem Zachodniej Dywizji Strzelców (powstała w październiku 1918 r., kiedy Sowiecka Wojenna Rada Rewolucyjna poleciła wszystkim Polakom służącym w Armii Czerwonej połączyć się w jeden oddział). Na członków tego drugiego już, po rządzie Heltmana, bolszewickiego rządu Polski powołani zostali także Adam Kaczorowski i radziecki dyplomata Stefan Brodowski-Bratman. Obaj, podobnie jak Łazowert, związani z Komunistyczną Partią Robotniczą Polski.
Tymczasem wojna w 1919 r. toczyła się dalej ze zmiennym powodzeniem. Szczególną cechą tej wojny były prowadzone przez cały rok rozmowy pokojowe i autentyczne rokowania. A to Gieorgij Cziczerin – komisarz ludowy spraw zagranicznych – wymienia noty dyplomatyczne ze Stanisławem Patkiem – ministrem spraw zagranicznych Polski, a to do ich rozmowy przyłącza się premier Ignacy Paderewski. Część tych rozmów i pertraktacji przebiega w największej tajemnicy. W lipcu Lenin wysyła na rozmowy do Białowieży „pana Kujawskiego”, czyli Juliana Marchlewskiego. Nic z nich jednak nie wynika i Marchlewski powraca na rozmowy do Mikaszewicz. Tu spotyka się z płk. Ignacym Boernerem, specjalnym wysłannikiem Piłsudskiego, który komunikuje mu wolę Naczelnika wstrzymania polskich działań, aby umożliwić Armii Czerwonej pokonanie „białych Rosjan” Judenicza i Denikina. To żaden gest życzliwości dla bolszewików. Piłsudski, który dobrze znał poglądy „białych Rosjan” na sprawę polską, wiedział, że nie ma w nich miejsca na jakąkolwiek polską niepodległość. Na marginesie owych rozmów i rokowań warto odnotować fakt, że Komitet Centralny Komunistycznej Partii Robotniczej Polski z siedzibą w Mińsku Litewskim kategorycznie potępił wszelkie próby porozumienia bolszewików z rządem „jaśniepańskiej Polski”.
Co więcej wiosną 1920 r. KPRP próbowała zorganizować jednodniowy strajk powszechny na znak protestu przeciwko wojnie z Rosją. Strajk ten się nie powiódł. Później w maju i czerwcu komuniści sprowokowali szereg strajków lokalnych z tymże samym przesłaniem, z których najważniejszy był strajk pracowników użyteczności publicznej w Warszawie. Jak pisze Jan Alfred Reguła (pseudonim Józefa Mützenmachera), „Działali na rzecz demoralizacji sił armii polskiej, by ułatwić zwycięstwo najeźdźcom. Gros pracy KPRP polega w tym czasie na indywidualnej pracy szpiegowskiej i sabotażowej jej członków na terenach okupowanych przez Armię Czerwoną. Partia komunistyczna organizowała komitety rewolucyjne (rewkomy). W armii polskiej też próbowali tworzyć rewkomy propagujące przechodzenie z bronią na stronę wroga. Słowem – siali defetyzm, niewiarę i panikę… Wielką pomoc wojskom bolszewickim okazywało wtedy małomiasteczkowe żydostwo, z którego to przeważnie rekrutowały się rewkomy. Ponadto duży procent tych zdrajców dały niekomunistyczny Bund i Poalej-Syjon – Lewica. Partie te dzięki swej polityce w roku 1920 ponoszą w dużym stopniu odpowiedzialność za antysemityzm, jaki rozwinął się wśród naszej inteligencji w latach następnych”.
W Rosji Sowieckiej polska klasa robotnicza widzi swego sprzymierzeńca i dąży nie do wojny z nią, lecz do jak najściślejszego sojuszu – pisano w 1920 r. w broszurze KPRP, „w sprawach partyjnych”. Przekonywano, że rządy burżuazji w Polsce stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo dla jej niepodległości. Trwałą niepodległość państwową może dać narodowi polskiemu tylko zwycięstwo rewolucji… Wreszcie pisano, że zbrojna pomoc proletariatu rosyjskiego, gdyby jej potrzebowała dojrzewająca rewolucja polska, nie byłaby najazdem ani też wyrazem tendencji imperialistycznych, nie miałaby nic wspólnego z dążeniem do podboju pod hasłem narodowych wojen, lecz byłaby po prostu „wcieleniem w czyn haseł międzynarodowej solidarności rewolucyjnej proletariatu”. W imię wcielania w czyn tych haseł już 3 września 1919 r. w Smoleńsku utworzono biuro Nielegalnej Działalności do koordynowania dywersji na tyłach frontu polskiego. I być może nie byłoby o czym mówić, gdyby nie ujawniono nazwisk dowódców owego biura. Jakub Dolecki, właśc. Fenigstein, był zwyczajnym komisarzem w komisariacie do spraw polskich, a od 1919 r. członkiem Grup KPRP w Rosji i Rady Wojenno-Rewolucyjnej Zachodniej Dywizji Strzelców, natomiast Adam Sławiński to, jak się okazało, było nowe nazwisko Adama Kaczorowskiego, członka niechlubnej pamięci „polskiego”, mińskiego rządu Samuela Łazowera z pierwszych dni 1919 r. Dlaczego się ukrywał i nagle zmienił nazwisko, nie sposób już powiedzieć. Być może czegoś się wstydził.
Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski
Oto, co ujawnia prof. Lech Wyszczelski: podczas narady w Moskwie 10 marca 1920 r. uznano, że głównym zagrożeniem dla Rosji Radzieckiej jest Polska i dlatego założono jej militarne zniszczenie. Piłsudski o tym wiedział. Polski wywiad tych pierwszych niepodległych lat był współautorem naszego wielkiego zwycięstwa. „Od rozstrzygnięcia tej wojny zależeć będzie, czy Polska stanie się potężnym i wolnym państwem, wielkim i jasnym domem, w którym każdemu z jej obywateli będzie dobrze i bezpiecznie, i w którym gospodarzem będziemy my sami, czy też stanie się małym i słabym kraikiem, ubogą lepianką, w której wróg będzie gospodarował jak u siebie i w której dla najlepszych jej synów miejsca nie będzie” – pisał Piłsudski w przeddzień Bitwy Warszawskiej. Problemem nierozwiązanym pozostawał wróg wewnętrzny – rodzimi bolszewicy. „Polskie społeczeństwo chętnie wierzyło kłamstwu, dając tym dowód swej słabości – dodawał po latach Marszałek. – Jest to rzecz niebezpieczna dla bytu naszego jako państwa i narodu”.
Komunistyczna Partia Robotnicza Polski, pisze w swych głośnych wspomnieniach rosyjski superszpieg Walter Kriwicki, „wykonywała wszystkie rozkazy nacierającej armii Tuchaczewskiego. Jej członkowie pomagali organizować sabotaże, przeprowadzać akcje dywersyjne i opóźniać przywóz broni z Francji. Zorganizowaliśmy strajk w Gdańsku, by uniemożliwić wyładunek francuskiego uzbrojenia. Jeździłem do Warszawy, Krakowa, Lwowa, na niemiecki i czeski Śląsk, do Wiednia, w celu wywołania strajków i zatrzymania dostaw broni. Udało mi się przeprowadzić pomyślnie strajk kolejowy w Czechach na trasie do Bogumina, przekonując czeskich kolejarzy, że lepiej przerwać pracę niż dostarczać sprzęt wojskowy z zakładów Skoda dla Polski Piłsudskiego. W tym samym czasie przygotowywany w razie przewidywanego zajęcia Warszawy polski rząd komunistyczny podążał wraz z armią Tuchaczewskiego w kierunku stolicy Polski”.
Na siedzibę rządu wybrano Białystok. Być może dlatego, że niedawno podczas pochodów pierwszomajowych na ulicach miasta pojawiły się grupy komunistów z transparentami głoszącymi: „Precz z Polską”, „Precz z armią i sejmem”, „Niech żyje Rosja Sowiecka” „Niech żyje Trocki i Lenin”. Być może również dlatego, że miasto Białystok z uwagi na strukturę demograficzną przypominało wrzący tygiel, w którym polskie interesy wydawały się mocno zagrożone. Nie do końca było więc wiadomo, czy jest to miasto rosyjskie, polskie, czy może, jak chciała najliczniejsza w Białymstoku ludność żydowska – wolne miasto Białystok. By ratować polskość tego miasta, polskie władze w maju 1919 r. zmieniły granice administracyjne, przyłączając do Białegostoku chrześcijańskie przedmieścia. Miasto powiększyło się więc z 27 do 44 kilometrów kwadratowych. Nadal notowano przewagę ludności żydowskiej (53,7 proc.), ale nie była już ona przygniatająca. Podobnie dopiero w sierpniu 1919 r. ustawa sejmowa zdecydowała o utworzeniu województwa białostockiego, 3,5 razy większego niż za czasów rosyjskich. Taki Białystok był wylęgarnią dla wszelkich radykalizmów, a więc także dla bolszewizmu. Z 15 czerwca 1919 r. pochodzi odezwa Okręgowego Komitetu Robotniczego PPS: „Burżuazja zaprzedaje satrapom obcym ziemie rdzennie polskie przez proletariat przeważnie zaludnione, lecz jednocześnie wtrąca Polskę w wojny zaborcze o ziemie nam nie przynależne, gwałci swobody ludów, które wolnymi pragną być…”.
Nadano temu rządowi tytuł Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski. Lecz do końca nie wiadomo, kto nadał, kiedy nadał i kto w ogóle decydował. Formalnie biorąc – dr Julian Marchlewski, faktycznie, jak twierdzą liczni badacze, sam Lenin. Podobno zaś nad tekstem odezwy pracował jeszcze w Wilnie sam Feliks Dzierżyński: „Białystok, 5 sierpnia 1920 roku! Towarzysze! Rewolucyjna Armia Czerwona w zwycięskim pochodzie zbliża się do Warszawy, jako zwiastun skruszenia niewoli kapitalistycznej, ostatecznego wyzwolenia klasy robotniczej. (…) Starzy, posiwiali w bojach żołnierze rewolucji, obejmując na czas przejściowy rządy nad krajem, do czynu, do walki was wzywamy! Warszawa przez was samych zdobyta być winna! Sztandar Czerwony nad Pałacem Zygmuntowskim i Belwederem przez was powinien być zatknięty! (…) Do Broni, do Czynu, do Walki!”. W manifeście TKRP mowa była o utworzeniu Polskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, obaleniu rządów burżuazji i szlachty, nacjonalizacji fabryk i nietykalności ziemi chłopskiej.
Historia do dzisiaj zastanawia się, dlaczego tak postępowy i atrakcyjny społecznie program jednak wywołał nieprzychylne przyjęcie przez społeczeństwo. Być może, jak przypuszczali niektórzy, spowodowały to nagminne rozboje i rabunki Armii Czerwonej. Według innych przyczyną był stosowany przez TKRP bezwzględny terror wobec rzeczywistych i urojonych przeciwników. Dość powiedzieć, że do 2. Białostockiego Pułku Strzelców zgłosiło się ledwie 70 osób, a do Polskiej Armii Czerwonej, do której rozpoczęto rekrutację, zgłosiło się raptem 176 ludzi i to głównie Żydów i Białorusinów. 22 sierpnia 1920 r. „nowy rząd polski” w popłochu uciekał z Białegostoku do Mińska, gdzie ministrowie rozjechali się po sztabach frontowych i obozach jenieckich, bezskutecznie werbując ochotników do Polskiej Armii Czerwonej. 17 sierpnia Feliks Dzierżyński w depeszy do Lenina próbował wyjaśnić przyczyny niepowodzenia: „Do czasu wzięcia Warszawy wróciliśmy (z Wyszkowa) do Białegostoku… Masy robotnicze Warszawy oczekują nadejścia Armii Czerwonej, ale same czynnie nie występują wobec braku przywódców i z powodu panującego terroru. Mnóstwo komunistów aresztowano i wywieziono… Chłopi odnoszą się biernie do wojny i uchylają się od mobilizacji…”. Historia nie zna statystyki owych aresztowań i wywiezień. Rąbka tajemnicy uchyla profesor Jan Tomicki, ujawniając, iż aresztowano około 5 tys. komunistów, których osadzono w więzieniach i obozach. Wiadomo, że wielki obóz internowania znajdował się w Dąbiu pod Krakowem, a także w miejscowości Strzałkowo. Zapadały także wyroki śmierci.
Profesor Andrzej Nowak obliczył, że w 1920 r. jednak powstało na zachód od Bugu ok. 150 komitetów rewolucyjnych (rewkomów). Tworzyli je głównie Żydzi, Polacy z PPS lewicy i, co wydaje się niepojęte!, ludzie z Narodowej Demokracji. Wyjaśniając powody, prof. Nowak przywołuje za Zbigniewem Herbertem pojęcie zapaści semantycznej, która wówczas zapanowała (a być może jeszcze się nie skończyła), gdzie zatraciły swoje znaczenie pojęcia zdrady i wierności, prawdy i kłamstwa, dobra i zła.
Jak się dowiaduję, nie ma dzisiaj i nigdy nie było w spisie lektur szkolnych znakomitego eseju Stefana Żeromskiego „Na probostwie w Wyszkowie”. Jak się zdaje, niewielu go już dzisiaj pamięta. I może dlatego warto zakończyć ten cykl poświęcony polskim komunistom i bolszewikom w pierwszych latach niepodległości i latach wielkiej wojny polsko-bolszewickiej bezcenną myślą wielkiego pisarza: „Kto na ziemię ojczystą, chociażby grzeszną i złą, wroga odwiecznego naprowadził, zdeptał ją, stratował, splądrował, spalił, złupił rękami cudzoziemskiego żołdactwa, ten się wyzuł z Ojczyzny. Nie może ona być dla niego już nigdy domem, ni miejscem spoczynku. Na ziemi polskiej nie ma dla tych ludzi już ani tyle miejsca, ile zajmą stopy człowieka, ani tyle, ile zajmie mogiła”.
Skomentuj