Koza Judasz
Gdyby ktoś mnie zapytał, jaki najpewniejszy wniosek wyciągam ze studiowania historii gatunku ludzkiego, to odpowiedziałbym – narażając się na grad wyzwisk – że najgroźniejszym wytworem ludzkości jest demokracja.
Gdyby ktoś mnie zapytał, jaki najpewniejszy wniosek wyciągam ze studiowania historii gatunku ludzkiego, to odpowiedziałbym – narażając się na grad wyzwisk – że najgroźniejszym wytworem ludzkości jest demokracja.
Przez dziesięciolecia z uporem charakterystycznym dla osła powtarzamy sobie za Churchillem, że demokracja być może ma swoje wady, ale nikt jeszcze nie wymyślił lepszego ustroju. Wady? Przecież to najczystszy przepis na katastrofę! Demokracja w różnych jej odmianach wcześniej czy później prowadzi do oddania władzy oszustom, demagogom i radykałom.
Utrzymuje ona bowiem wyborców w próżnym przekonaniu, że mają rzeczywisty wpływ na losy otaczającego ich świata i że w ten sposób zrównują swoje szanse z tymi, którzy, posiadając odpowiednie środki, sprawują rzeczywistą władzę nad światem. Skąd to naiwne przeświadczenie? Przecież nigdy w historii demokracja nie była równoznaczna z egalitaryzmem społecznym. Nawet w swojej najbardziej pierwotnej i czystej postaci demokracja ateńska w V wieku p.n.e. nadawała przywilej podejmowania ważnych dla miasta-państwa decyzji tylko określonej grupie jego mieszkańców. I to tylko oni – pełnoprawni obywatele płci męskiej – brali udział w głosowaniu. Ta forma władzy nie uwzględniała poziomu ich wykształcenia, wiedzy, znajomości zagadnień wojskowych czy gospodarczych. Demokracja ateńska była zjawiskiem niezwykłym, ale też iluzorycznym. Paradoksalnie została zbudowana przez Peryklesa, a więc wojskowego dyktatora, który swoimi decyzjami regulował każdy aspekt życia Ateńczyków. Autokrata znalazł w demokratycznej iluzji klucz do kontroli absolutnej. Wystarczyło tylko odpowiednio przekonać wyborców do swoich racji, a byliby gotowi zagłosować nawet na własną samozagładę. Jeżeli więc ktoś dzisiaj doszukuje się w narodzinach tego ustroju wolnościowych tęsknot starożytnych Ateńczyków, jest w głębokim błędzie. Kto zaś wierzy, że demokracja to rządy wszelkich „mniejszości”, ten już jest jedynie zwyczajnym nieukiem. Wszystkie rewolucje, które stawiały sobie za przewodni postulat kreację egalitarnego i demokratycznego społeczeństwa, kończyły się krwawą rzezią różnej maści mniejszości.
Wielka Rewolucja Francuska, która rozpoczęła się od zdobycia Bastylii, uważanej za symbol bezprawia ancien regime'u, skończyła się niebywałym terrorem i ludobójstwem. Nikt w historii nie wymordował tylu ludzi, co ideologiczni spadkobiercy lewicowego Stowarzyszenia Przyjaciół Konstytucji (Société des amis de la Constitution), bardziej znanego w historii jako jakobini.
Ustrój demokratyczny przypomina ekosystem w szklarni. Wszystko rośnie i wydaje piękny plon, jeżeli są ku temu idealne warunki atmosferyczne, odpowiednia temperatura powietrza, doskonała wilgotność i troskliwi ogrodnicy. Ten wspaniały porządek może nagle zburzyć brak jednego z tych czynników. Tak było w Republice Weimarskiej, której obywatele w obliczu kryzysu ekonomicznego wybrali w 1933 r. stronnictwo polityczne głoszące niezwykle efekciarskie hasła wyborcze. 25 postulatów programowych NSDAP było bowiem typową kalką dezyderatów zgłaszanych przez wszystkie partie populistyczne świata. Wszyscy demagodzy, niezależnie od czasu i miejsca, zakładają fałszywą maskę demokratów, chociaż w rzeczywistości gardzą jednostką i jej wolą. Mimo to zgadzają się na jej arbitralny wybór, żeby po uzyskaniu mandatu tę jednostkę całkowicie sobie podporządkować. Najczęściej nawet tego nie ukrywają. Pod latarnią bowiem najciemniej. Przykładem punkt dziesiąty programu NSDAP: „Działalność jednostki nie może wykraczać przeciwko interesom ogółu, lecz musi mieścić się w jego ramach i wszystkim przynosić pożytek. (…) Domagamy się bezwzględnej walki przeciwko tym, którzy swoją działalnością przynoszą szkodę interesom ogólnym. Pospolici przestępcy, lichwiarze, paskarze itp., winni być karani śmiercią, bez względu na wyznanie i rasę”. W okresie dobrobytu te słowa budzą grozę, ale wystarczy, że na horyzoncie pojawia się bezrobocie, bezdomność, głód i ogólna pauperyzacja społeczeństwa, aby słowa te znalazły poklask nawet u ludzi o szerokich horyzontach myślowych.
Demokracja przypomina wtedy ową kozę nazywaną „Judaszem”, która ze spokojem prowadzi stado owiec do rzeźni, a sama z zadowoleniem odbiera swoją nagrodę.
Wszystkie ustroje totalitarne inkubują się w szklarniowych warunkach, gdzie rośnie demokracja. Od czasu do czasu, w określonych cyklicznych interwałach czasowych, większość wyborców wybiera władzę, która prowadzi tę większość na skraj zagłady. Historia uczy nas, że nic tak bardzo nie umacnia dyktatury jak jej demokratyczne początki. Rok 2020 jest tego najlepszym przykładem. Sami zgadzamy się, a nawet domagamy ograniczenia naszych praw w imię niejasnych reguł walki z niewidzialnym zagrożeniem. Kontrola jest najstarszą córką dyktatury. Uwielbia katalogowanie swoich ofiar i narzucanie im swojego sposobu widzenia świata. Dyktatorzy nie są wcale cynikami – oni bardziej wierzą we własne demagogiczne cele niż wszyscy ich pomagierzy, postrzegają swój mandat wyborczy jako dziejowe nadanie, a misję jako poruczenie od Opatrzności. Wreszcie, wyniszczywszy wszystko wokół siebie, na końcu to oni sami są ostatnimi ofiarami tego obłędnego mechanizmu.
Skomentuj