Obłudny dokument cesarski z Rimini
Z Krzyżakami jestem za pan brat. Znam ich od dziecka. Wszystkie letnie wakacje w dzieciństwie i młodości spędzałem na Pojezierzu Brodnickim, skąd co roku ruszałem śladami rycerzy-zakonników.
Z Krzyżakami jestem za pan brat. Znam ich od dziecka. Wszystkie letnie wakacje w dzieciństwie i młodości spędzałem na Pojezierzu Brodnickim, skąd co roku ruszałem śladami rycerzy-zakonników.
Nie umiem się oprzeć majestatowi, sile i rozmachowi zamków krzyżackich na Warmii. Rycerzy z czarnymi krzyżami na białych płaszczach już dawno tam nie ma, ale te warownie w Jabłonowie Chełmińskim, Brodnicy, Nidzicy, Ostródzie, Kwidzynie czy Działdowie ukazują ich niezwykłe talenty organizacyjne i wojskowe. Ten podziw kłóci się u mnie z wizerunkiem Zakonu Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, jaki zaszczepiła we mnie XIX-wieczna literatura oraz peerelowskie filmy i seriale. Nawet teraz, kiedy wiele poglądów udało mi się w życiu zweryfikować, całkowicie zmienić albo nawet odrzucić, nadal w pierwszym odruchu myślę o Krzyżakach jako o zakutych w stal tępych brutalach z filmu Aleksandra Forda czy serialu młodzieżowego „Znak Orła”.
A przecież ten wizerunek okrutnych strażników zamkowych z czarnymi krzyżami na piersiach z lubością okładających batem konających z wycieńczenia niewolników czy rabusiów palących polskie grody i wsie odległy jest od realiów historycznych.
W naszej pamięci utrwalił się bowiem sienkiewiczowski, antyprusacki portret podstępnych zbrodniarzy, którzy wykorzystali obłąkanego księcia Konrada Mazowieckiego, żeby podstępem zająć ziemię chełmińską, podbić Prusy, wymordować rodowitych gdańszczan i zbudować złowrogie państwo zakonne. Nasza niechęć do Krzyżaków jest ukształtowana przez fakt, że wojny polsko-krzyżackie zdominowały cały XIV i XV wiek. Jednak przez sto pierwszych lat obecności zakonu na naszych ziemiach pogranicze było prężnie rozwijającą się strefą pokoju.
Konrad Mazowiecki nigdy nie pozwolił na budowę państwa zakonnego. Wydzierżawił zakonowi ziemię chełmińską na takich samych zasadach, jak to się stało na Cyprze, Sycylii czy Węgrzech.
Ich początki w Polsce były bardzo niestabilne. Zresztą wielokrotnie u zarania swojego istnienia byli na granicy zniknięcia z kart historii. Na początku XIII wieku poróżnili się z templariuszami, którym formalnie mieli przecież podlegać. Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona nie potrzebował niemieckiej konkurencji. Spór rozpoczął się od prawa do noszenia białych płaszczy, które były atrybutem rozpoznawczym templariuszy. A w 1210 r. nabrał rozmachu, kiedy rozzłoszczeni templariusze złożyli skargę przeciw Krzyżakom do papieża Innocentego III. Ten najpotężniejszy w historii papież zdecydował, że Krzyżakom nie wolno nosić białego płaszcza z czarnym krzyżem na ramieniu. Decyzja wydaje nam się dzisiaj mało istotna, ale wówczas określała degradację Krzyżaków w stosunku do innych zakonów rycerskich.
Dopiero coraz gorsza sytuacja militarna zachodniego rycerstwa w Ziemi Świętej wymusiła ich bardzo powolny awans. Cieszyli się co prawda względami cesarza Fryderyka II z dynastii Hohenstaufów, ale jego konflikt z synem Henrykiem, który ogłosił się królem Niemiec, postawił zakon w bardzo niezręcznej sytuacji. Ale wykorzystał ją człowiek, którego nie sposób nie nazwać wybitnym politykiem, strategiem i organizatorem. Pochodzący z Turyngii, rycerz Hermann von Salza, wybrany na wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego w 1209 r., znakomicie wykorzystał konflikt o koronę Niemiec i spór między cesarzem a papieżem. Priorytetem w jego strategii była obrona chrześcijańskiego Bliskiego Wschodu, ale nie odmówił, kiedy Konrad Mazowiecki poprosił o wsparcie wojskowe w celu powstrzymania nękających Mazowsze najazdów prusko-litewskich. Książę nie mógł przypuszczać, że dwóch pierwszych rycerzy zakonnych będzie forpocztą siły, która stanie się śmiertelnym zagrożeniem dla potomków Bolesława Krzywoustego. Konrad przeoczył fakt, że myślący przyszłościowo wielki mistrz Herman von Salza, zgadzając się na wysłanie niewielkiej grupy swoich zbrojnych na Mazowsze, postarał się, żeby kancelaria cesarska wystawiła dodatkowy dokument, który cesarz Fryderyk II podpisał w Rimini 26 lutego 1226 r. Choć nad Wisłą nie było jeszcze żadnego Krzyżaka, cesarski dokument z Rimini nie tylko zatwierdzał darowiznę Konrada, ale też gwarantował, że wszystkie ziemie podbite przez zakon będą stanowiły jego własność o statusie państwa niezależnego od potomków Konrada Mazowieckiego. W ten sposób cesarz jako zwierzchnik całego chrześcijaństwa tak przekształcił prośbę księcia Konrada, że stała się ona początkiem ponad siedmiuset lat zmagań z zaborczym żywiołem teutońskim. Tę walkę zakończył dopiero powrót Warmii, Mazur i Pomorza do Polski w 1945 r.
Skomentuj