Jak wycenić niemiecki terror?
Spór o restytucję przedwojennego mienia żydowskiego w Polsce jest przejawem skrajnej głupoty i nieodpowiedzialności. Wywołali go ludzie, którzy są nieukami, a na emocjach chcą budować kapitał polityczny.
Spór o restytucję przedwojennego mienia żydowskiego w Polsce jest przejawem skrajnej głupoty i nieodpowiedzialności. Wywołali go ludzie, którzy są nieukami, a na emocjach chcą budować kapitał polityczny.
Własność jest święta. To opinia niepodważalna. Należy ją szanować w każdych czasach i niezależnie od panującego ustroju politycznego. Jeżeli odrzucimy ten aksjomat ekonomiczny, będziemy zgubieni. Dlatego uważam, że niezależnie od tego, ile lat minęło od zakończenia II wojny światowej, spadkobiercom należy się ogół praw i obowiązków nabytych po spadkodawcach w drodze dziedziczenia. Dlatego jest oczywiste, że jeżeli ktoś jest ustawowym spadkobiorcą po właścicielu nieruchomości lub ruchomości zrabowanej przez okupantów w latach 1939–1945, powinien otrzymać zwrot tych obiektów lub ich ekwiwalent finansowy. Odmowa jest w takim przypadku bezprawiem.
Ale kto powinien płacić spadkobiercom, których majątek został zniszczony przez okupantów? Dla mnie sprawa jest oczywista – to obowiązek winowajcy. W przypadku restytucji zagrabionego przez Niemców przedwojennego mienia obywateli polskich wyznania mojżeszowego nie ma najmniejszej wątpliwości, że wypłata odszkodowań wraz z należnymi odsetkami leży po stronie Republiki Federalnej Niemiec.
Większość nieruchomości, szczególnie warszawskich, została planowo zniszczona przez Niemców lub musiała być wyburzona w wyniku powojennego rozwoju miast i miasteczek. Dodatkowym problemem jest niezwykle trudne do udowodnienia prawo do spadku. Jak udowodnić, że jest się rzeczywiście krewnym osoby zamordowanej, skoro Niemcy nie tworzyli imiennych list ludzi mordowanych w masowych egzekucjach lub w obozach zagłady, a już na pewno nie wystawiali aktów zgonów.
Logika nakazuje zatem opracowanie wspólnej listy strat majątków wszystkich przedwojennych obywateli polskich niezależnie od ich wyznania czy pochodzenia etnicznego. Spadkobiercy ofiar Holokaustu mają takie samo prawo do ubiegania się o odszkodowanie za zniszczone mienie i cierpienie przodków, jak wszyscy inni poszkodowani Polacy. Jedynym adresatem naszych roszczeń powinien być rząd Republiki Federalnej Niemiec. I na tym wszelki spór Polaków i Izraelczyków powinien się zakończyć.
Minister, który nie umie liczyć
Na pytanie o niemieckie odszkodowania wojenne dla obywateli polskich, wniesione przez posła Arkadiusza Mularczyka podczas sesji plenarnej Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (ZPRE), minister spraw zagranicznych Niemiec Heiko Maas odpowiedział, że to dane państwo jest odpowiedzialne za przekazanie uzyskanego odszkodowania swoim obywatelom w odpowiedniej formie. Tak więc minister Maas bezkrytycznie zrzucił odpowiedzialność Niemiec na Polskę. „Ten system rekompensat państwowych okazał się skuteczny – podkreślił Maas. – Umożliwił zawieranie trwałych i stabilnych porozumień pokojowych. Jeśli chodzi o II wojnę światową, kwestia reparacji, a tym samym również indywidualnego odszkodowania za uszczerbek na zdrowiu i straty finansowe w konsekwencji wojny, została uregulowana zarówno prawnie, jak i politycznie”. Bzdury, panie ministrze spraw zagranicznych RFN! Bezczelne, aroganckie i wręcz prostackie kłamstwo w wydaniu polityka, który powinien reprezentować najwyższy poziom intelektualny w relacjach międzynarodowych.
„Niemcy przekazały również znaczące środki na rzecz Polski z tytułu odszkodowań za niesprawiedliwości narodowosocjalistyczne – ze spokojem oświadczył szef niemieckiej dyplomacji. – 140 mln marek niemieckich dla ofiar eksperymentów medycznych, 1,3 mld marek niemieckich za porozumienia w zakresie ubezpieczeń społecznych, 500 mln marek niemieckich dla Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie, 15 mln euro jako wkład w świadczenia emerytalne wypłacane przez Jewish Claims Conference (JCC), 979 mln euro wpłat Fundacji Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość dla byłych polskich robotników przymusowych”.
Nisko pan minister Maas ceni bezmiar cierpienia narodów pod okupacją niemiecką. To prawdziwa drwina, jak można na ochłapy wycenić ludzkie życie.
Tekst ten, choć żałuję, że tak krótki, chciałbym, żeby był takim bardzo skrótowym przypomnieniem wiedzy, która najwyraźniej ominęła pana ministra w szkole na lekcjach historii.
Niszczyć, niszczyć, niszczyć!
Zagłada Polski była planowana przez Niemcy jeszcze przed rozpoczęciem wojny. W sierpniu 1939 r. szef Służby Bezpieczeństwa SS (Sicherheitsdienst) SS-Oberguppenführer Reinhard Heidrich przystąpił do realizacji rozkazu specjalnego SS-Reichsführera Heinricha Himmlera o utworzeniu siedmiu samodzielnych Grup Operacyjnych (Einsatzgruppen), których głównym zadaniem będzie systematyczne mordowanie przedstawicieli inteligencji polskiej na obszarach, które zajmą w Polsce niemieckie siły zbrojne. Te przestępcze grupy składały się z funkcjonariuszy Policji Bezpieczeństwa, Tajnej Policji Państwowej, Policji Kryminalnej i oczywiście Służby Bezpieczeństwa. Powstały w porozumieniu i przy wsparciu Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu, co obala mit o szlachetności niemieckiej armii. 2500 morderców w mundurach SS miało zabijać przedstawicieli polskiej inteligencji według wytycznych z tzw. Sonderfahndungsbuch Polen. Była to lista 60 tys. profesorów, ludzi kultury, sportowców, księży, działaczy społecznych, polityków i obrońców polskości.
22 sierpnia 1939 r., kiedy jeszcze świat naiwnie łudził się, że może uda się uratować pokój, Hitler wygłosił przemówienie do generałów, podczas którego jasno określił swoje zbrodnicze cele. „Na początku wojny nie chodzi o prawo, lecz tylko o zwycięstwo – grzmiał do ludzi, których po wojnie niemiecka opinia publiczna zrehabilitowała jako oficerów kierujących się honorem. – Zapomnieć o litości! Postępować brutalnie! Osiemdziesiąt milionów Niemców musi otrzymać to, co im się należy. Ich egzystencja musi być zapewniona. Silniejszy ma prawo za sobą. Postępować jak najsurowiej!”.
Nikomu w czasie tego przemówienia nie zadrżała ręka. Nikt z owych szlachetnych przedstawicieli pruskiej szkoły wojskowej nie wstał i nie krzyknął: „Ty austriacki przybłędo, każesz nam zabijać niewinnych cywilów w imię swojej obłędnej wizji świata?”. Wszyscy oni milczeli, kiedy tyran chrapliwym głosem prawie krzyczał: „Na pierwszym planie jest zniszczenie Polski. Celem jest zniszczenie żywej siły, a nie dotarcie do określonej linii”.
Zamiast zgłosić sprzeciw wobec planu największego barbarzyństwa w historii Europy, niemieccy generałowie z iście pruską skrupulatnością przystąpili do jego realizacji. Tylko od 1 września do 26 października 1939 r. na obszarach pod kontrolą Wehrmachtu wykonano 764 egzekucje. W 311 z nich żołnierze regularnych niemieckich sił zbrojnych zabili 24 tys. Polaków. Jedynie dowódca niemieckiej 8. Armii, generał pułkownik Johannes Blaskowitz, zdobywca Warszawy i ten sam, który 5 października 1939 r. u boku Hitlera odbierał paradę zwycięstwa w Alejach Ujazdowskich, ośmielił się napisać wodzowi raport o niemieckich zbrodniach w Polsce (memoranda z 27 listopada 1939 i dwa z lutego 1940 r.). Ale i on później nie ustrzegł się przed okrucieństwem. Chcąc uniknąć odpowiedzialności przed amerykańskim Trybunałem Wojennym, popełnił samobójstwo w 1948 r.
Zgodnie z opublikowanym 12 lipca 1940 r. w Reichsgesetzblatt (Dzienniku Ustaw Rzeszy) rozporządzeniem Hitlera, dopiero wtedy formalnie władzę w okupowanej Polsce przekazano de facto Himmlerowi, który z Berlina wydawał bezpośrednio rozkazy generalnemu gubernatorowi Hansowi Frankowi. W rzeczywistości znacznie wcześniej przystąpiono do totalnej eksploatacji Polaków, ich majątku i gospodarki. Sam Frank jasno wyraził to 19 stycznia 1940 r. kierownikom poszczególnych oddziałów tzw. rządu GG: „We wrześniu otrzymałem specjalny rozkaz, żeby ten kraj traktować jako obszar wojenny. Jako kraj zdobyczny ma być w pełni, bezwzględnie wykorzystywany. Całą jego strukturę gospodarczą, społeczną, kulturalną, polityczną należy zamienić, że się tak wyrażę, w kupę gruzów”. Warto ten cytat przypomnieć panu ministrowi spraw zagranicznych RFN Maasowi, ponieważ niemiecki plan zamiany Polski „w kupę gruzów” został zrealizowany w każdym szczególe. Śmieszą więc żałosne ochłapy 2 miliardów euro, o których pan minister mówił, drwiąc sobie najwyraźniej z polskiej pamięci narodowej.
Zdumiewająco szczery Hans Frank
Może warto panu ministrowi Maasowi przypomnieć dalszą część wypowiedzi tzw. generalnego gubernatora Hansa Franka: „Pod wpływem pracy wychowawczej [tak Frank nazywał niemiecki terror, czyli egzekucje uliczne, łapanki, tortury, obozy koncentracyjne, grabież mienia, przemysłu i gospodarki, porywanie dzieci, kradzież dzieł sztuki, niszczenie polskich zabytków, głodzenie narodu – przyp. PŁ] ostatnich miesięcy nastawienie to całkowicie się zmieniło. Dzisiaj teren Generalnego Gubernatorstwa uważa się za cenny składnik niemieckiego obszaru życiowego. Koncepcja całkowitego zniszczenia przeobraziła się w koncepcję wspierania tego obszaru na tyle, na ile w obecnym stanie może on Rzeszy przysparzać korzyści”.
Wyjątkowo podły niemiecki eufemizm „praca wychowawcza” dotyczył planowanej na maj, czerwiec i lipiec 1940 r. akcji AB (Außerordentliche Befriedungsaktion), przeprowadzonej we współpracy tzw. rządu GG z dowódcami SS Krügerem i Streckenbachem. Hans Frank nie ukrywał, co jest jej celem. „Przyznaję otwarcie – oświadczył z zadowoleniem ten czołowy prawnik Hitlera na naradzie policyjnej 30 maja 1940 r. w Krakowie – że będzie to kosztowało życie wielu tysięcy Polaków, przede wszystkim z warstwy duchowych przywódców Polski (…). To, co możemy zrobić dla ułatwienia wykonania tego zadania, zrobimy, wykonując rozkaz, który Führer powierzył mi w zaufaniu. (…) A wyraził się on tak: »To, co teraz uznaliśmy za warstwę przywódczą w Polsce, należy zlikwidować, a to, co dorośnie, trzeba ująć i w stosownym czasie zlikwidować«”.
Nie ma żadnej wątpliwości, że Hans Frank jasno wyłożył plan zagłady całego narodu polskiego. Rozróżnienie wśród obywateli Rzeczypospolitej Polskiej Żydów i Polaków miało jedynie na celu wyznaczenie kolejności ich eksterminacji.
Liczby nie kłamią!
Tzw. generalny gubernator jest najważniejszym świadkiem zbrodni dokonanych przez Niemców w Polsce. Nikt z tak rozbrajającą szczerością nie napisał aktu własnego oskarżenia, jak zrobił to we własnych pamiętnikach najważniejszy prawnik ruchu narodowosocjalistycznego. W czerwcu 1943 r. pisał: „Do bardzo znacznego pogorszenia nastrojów całego polskiego narodu w Generalnym Gubernatorstwie doprowadziły na przestrzeni lat [były to zaledwie 3 lata – przyp. PŁ] liczne działania lub skutki niemieckiego panowania, które – często z niszczycielską bezwzględnością – traktowały albo pojedyncze grupy zawodowe, albo cały naród, a najczęściej pojedyncze osoby. Należą do tego w szczególności:
* Zupełnie niewystarczające wyżywienie, szczególnie ludności pracującej miast, która w większości pracuje na rzecz Niemiec.
* Konfiskata dużej części polskich majątków ziemskich, wywłaszczenie bez odszkodowania oraz wysiedlenie polskich chłopców z poligonów wojskowych i niemieckich terenów osiedleńczych.
* Rekwizycje i wywłaszczenia w sektorze przemysłu, handlu i rzemiosła oraz innej własności prywatnej.
* Masowe aresztowania oraz egzekucje dokonywane przez niemiecką policję przy zastosowaniu metody odpowiedzialności zbiorowej.
* Rygorystyczne zasady dyscypliny pracy [czyli brak jakichkolwiek praw pracowniczych – przyp. PŁ].
* Daleko posunięty paraliż życia kulturalnego.
* Zamknięcie szkół średnich i wyższych.
* Ograniczenie, a nawet całkowita likwidacja polskiego wpływu na wszystkie dziedziny polskiej administracji.
* Okrojenie wpływów Kościoła katolickiego, któremu do tej pory, oprócz koniecznego niewątpliwie ograniczenia jego ogromnego wpływu, zamykano i konfiskowano, często w najkrótszym czasie [zwykłe okradanie kościołów – przyp. PŁ], klasztory, szkoły oraz prowadzone i założone przez niego instytucje dobroczynne”.
Kalkulatory w dłonie
Czyż istnieje lepsza mowa oskarżycielska niż ta szczera spowiedź kata Polski? Czy ktoś mógłby lepiej wyjaśnić naszym niemieckim sąsiadom, dlaczego 2 miliardy euro rzekomych odszkodowań wspomniane przez ministra Maasa to drwina z Polaków? Hans Frank w jasny i konkretny sposób przedstawił pierwsze trzy lata niemieckiej okupacji Polski. Nic dodać, nic ująć.
Warto jednak, żeby te słowa dotarły nie tylko do Berlina, ale także do Tel-Awiwu, Waszyngtonu i Nowego Jorku. Może skończyłoby się powielanie bzdur o tym, jak wyglądała rzeczywistość społeczna w okupowanej Polsce w latach 1939–1945.
Panom ministrom spraw zagranicznych RFN oraz Izraela polecam bardzo pouczającą lekturę „Sprawozdania Biura Odszkodowań Wojennych w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski 1939–1945” sporządzonego przez Biuro Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów w 1947 r. W skrócie informuję, że Polska straciła w czasie niemieckiej okupacji 38 proc. przedwojennego majątku narodowego, w tym 90 proc. dóbr kultury narodowej i 90 proc. infrastruktury przemysłowej. Na każdy tysiąc mieszkańców zabitych zostało 220 osób. Niemcy zamordowali ponad 80 proc. polskiej inteligencji. Teraz proszę wziąć kalkulator w dłonie i policzyć sobie, ile to jest w przeliczeniu na euro.
Skomentuj