Czasy się jednak zmieniają. Niedawno w Lwowskim Pałacu Sztuki zaprezentowano wystawę fotografii, a raczej kolaży fotograficznych „Napisy dla potomków", przedstawiających polskie i żydowskie napisy na murach Lwowa. Wkrótce potem Wołodymyr Pawliw, politolog i dziennikarz, opublikował artykuł pod tytułem „Jak możemy uratować »polski Lwów«". Pisał w nim, że po Sowietach niepodległa Ukraina otrzymała również niestety tradycję zacierania śladów poprzednich właścicieli miasta. „Jest to spadek, którego powinniśmy pozbyć się czym prędzej". Oblicze polskiego Lwowa – stwierdza Pawliw – tworzyli także Polacy. I ten wkład, te polskie ślady trzeba chronić. Ratować przed „bezmyślną ukrainizacją".
Pawliw przypomina przykład Szczecina, w którym za czasów komunistycznych wszystkie ślady niemieckiej przeszłości były niszczone, a dziś to dziedzictwo, mimo że obce, jest wydobywane i pokazywane.
Komunizm minął, ale przyszło pokonywać urazy i uprzedzenia, zwalczać w sobie niepewność wynikającą ze statusu nowego gospodarza.
My już tego dokonaliśmy: w Gdańsku, Szczecinie, we Wrocławiu. Wystawa „Napisy dla potomków" i głos Pawliwa pokazują, że Ukraińcy otwierają się na polską przeszłość.
Jednym z przykładów jest współpraca Uniwersytetu w Iwanofrankiwsku (dawniej: Stanisławów) z Uniwersytetem Warszawskim przy odbudowie obserwatorium astronomiczno-meteorologicznego na górze Pop Iwan, otwartego w 1938 r.
O tym, by podobny proces otwarcia się na polskie dziedzictwo rozpoczął się na Białorusi, na razie trudno marzyć, skoro Polacy są traktowani przez administrację Łukaszenki jak piąta kolumna, a Polska jako potencjalny agresor, zamierzający odzyskać Grodno, Wołkowysk, a kto wie, może nawet Mińsk.
Chciałoby się natomiast głos podobny do Pawliwa usłyszeć z Litwy. Tam jednak polskie ślady, polskie napisy, także te współczesne, są zacierane, zamalowywane, zakazane. Polskie nazwiska profesorów na tablicach umieszczonych na Uniwersytecie Wileńskim zostały zlituanizowane. Jest na Litwie, w Rojaus (Raju) muzeum wybitnego pomologa Adama Hrebnickiego. Oczywiście występuje on jako Adomas Hrebnickis. I w takim brzmieniu nazwisko umieszczono na jego pomniku. Być może Litwini nie mieli równie wybitnego pomologa jak Hrebnicki. Czy nie wystarczyłaby im jednak duma z tego, że przechowują dziedzictwo uczonego i kontynuują w jego majątku jego pracę? Ale o czym mówimy, skoro w Wilnie, dokąd większość turystów przyjeżdża z Polski, trudno znaleźć w restauracjach i kawiarniach kartę dań także w języku polskim.
W XIX w. Napoleon orda pokazał polakom zabytki ziem wschodnich I Rzeczypospolitej. W XXI w. zrobi to projekt Eurus
Nie można się jednak oburzać na swoistą adopcję Polaków, jakiej dokonują Litwini i Białorusini, jeżeli sami zapominamy o tych, którzy urodzili się na Kresach. Pięć lat temu minęła 200. rocznica urodzin Napoleona Ordy, autora setek rysunków kościołów, zamków, dworów i pałaców, także na Kresach Wschodnich, opublikowanych jako litografie w „Albumie widoków historycznych Polski poświęconym rodakom". Białoruś umiała uczcić urodzonego w Worocewiczach Ordę. Postawiła mu, jeszcze w 1997 r., pomnik, wydała znaczek pocztowy, monetę, zorganizowała stałą ekspozycję jego prac. A u nas? Gdyby nie wydanie reprintu „Albumu widoków historycznych..." przez malutką oficynę wydawniczą graf_ika rocznica Ordy przeszłaby właściwie bez echa...
A skoro jesteśmy przy tym wybitnym dokumentaliście: w Instytucie Sztuki PAN powstaje wielki projekt Eurus, kierowany przez Piotra Jamskiego. Celem jest stworzenie ikonograficznej bazy kultury materialnej obszaru ziem wschodnich
I Rzeczypospolitej. To przestrzeń między Europą i Rosją, stąd nazwa programu. Eurus chce do tej bazy pozyskać także stare zdjęcia przechowywane w domowych archiwach. Nie chodzi przy tym o przekazywanie oryginałów, które są cennymi rodzinnymi pamiątkami, lecz o umożliwienie ich zeskanowania. Program zakłada udostępnienie bazy zdjęć w Internecie.
Skomentuj