Melchior Wańkowicz
Sztafeta. Książka o polskim pochodzie gospodarczym
Pruszyński i S-ka
Gdyby tego pochodu nie było, z jaką pamięcią o dwudziestoleciu byśmy mieli do czynienia? Z taką, jaką narzucali propaganda Polski Ludowej i jej współcześni kontynuatorzy: obóz w Berezie Kartuskiej, kryzys, bezrobocie, getto ławkowe, pogrom w Przytyku, ONR i – ogólnie mówiąc – faszyzm.
„Sztafeta", która zamyka edycję dzieł Wańkowicza, to wynik reporterskich podróży po terenach Centralnego Okręgu Przemysłowego, które Wańkowicz odbył w latach 1937–1938. Pisał we wstępie do książki, że jego zamiarem było pokazanie, jak w Polsce ludzie pracują: „Rozproszenie mgły nieświadomości, w której obtłukują się ludzie między hurrapatriotyzmem a kompleksem niższości". Niewątpliwie „Sztafeta" leczyła z kompleksu niższości. Coś się w Polsce zaczęło dziać, coś się zaczęło udawać. Stało się to za sprawą państwa.
Wańkowicz mówi wprost: Polska jest biednym krajem. Ma 10 mln ludzi – a jest to trzecia część ludności! – niemal wegetujących, bezrobotnych, niewykorzystanych. Do czasu rozpoczęcia budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego „wygniwa środek »Mocarstwowej Polski«". Wańkowicz wie, jaki jest kontrast między mocarstwowością a realiami.
Budowa COP to nie tyle sukces, ile perspektywa sukcesu. „Ta książka tylko chce dowieść, że dynamika naszego życia współczesnego nie jest z najmarniejszych, że możemy mieć nadzieję, iż przy niej wydobędziemy się na lepszy stopień". Reporter oprowadza czytelnika po zrealizowanych i powstających inwestycjach COP: Stalowej Woli, zaporze wodnej w Rożnowie, fabryce opon Stomil i bekoniarni w Dębicy, fabryce celulozy w Niedomicach.
„Sztafeta" leczyła z kompleksu niższości. Coś się w Polsce zaczęło dziać, coś się zaczęło udawać
Rozwija się motoryzacja, więc trzeba budować fabrykę sztucznego kauczuku, który ma powstawać z ziemniaków. „Z każdego hektara – pisze obrazowo Wańkowicz – będzie 10 do 30 opon". Pokazuje rozwój wydobycia gazu i gazociągów. „Już się mówi, że w czasie wojny będzie można gaz zastosować do popędu aut". A może będziemy wysyłać gaz do Paryża i Berlina? – zastanawia się reporter. Choć COP to przedsięwzięcie państwowe, Wańkowicz stwierdza: „Należy się strzec, aby COP nie stał się domeną etatyzmu. Zasadnicze inwestycje związane z przemysłem wojennym muszą w tegoczesnych warunkach być państwowe, ale wokół nich powinno się rozkrzewić bujne życie prywatnej inicjatywy". COP oczywiście nie rozwiązałby sprawy bezrobocia w Polsce ani nawet na jego terenie. Stąd też dość fantastyczne sugestie Wańkowicza, że Polska starać się powinna o kolonie.
Ostatni rozdział jest reportażem o odzyskaniu Zaolzia w 1938 r. Wańkowicz traktuje ten fakt jako wyzwanie wykorzystania potencjału gospodarczego, hut i kopalni węgla. Trafia do huty w Trzyńcu: „Proszę dyrektora Olszaka o to, by oprowadził mnie jaki inżynier. Naturalnie inżynier nazywa się Buzek". To znajomy reportera. Był zapewne krewnym premiera Jerzego Buzka, który urodził się na Zaolziu.
Skomentuj