I nadzieja
To, co działo się w czerwcu 1941 r. po ataku III Rzeszy na Związek Sowiecki, nie miało swojego odpowiednika w całej historii ludzkości. Nigdy jeszcze najeźdźca nie spotkał się na „wrogim terytorium" z takim przyjęciem, z jakim spotkali się żołnierze niemieccy na sowieckiej ziemi. Nie było ono nawet przyjazne, było wręcz euforyczne. Na całej długości frontu, od Litwy po Ukrainę, Wehrmacht był witany chlebem i solą.
Na drogi, którymi ciągnęły na Wschód niemieckie jednostki, wychodziły tłumy mieszkańców. Ukraińców, Rosjan, Białorusinów, Polaków, Litwinów, Łotyszów i tuzin innych narodowości. Niemal wszędzie ludność spontanicznie rozbijała komitety partyjne, rozwiązywała kołchozy i przede wszystkim otwierała – zamienione przez bolszewików na magazyny lub muzea ateizmu – cerkwie.
W pierwszych dniach kampanii Niemcy niemal nie napotkali poważniejszego oporu ze strony Armii Czerwonej. Przy pierwszym kontakcie z Wehrmachtem wielu jej żołnierzy rzucało broń. Na stronę nieprzyjaciela przechodziły całe jednostki, od kucharzy i konowodów po sztaby oraz generałów. Często po wcześniejszym przepędzeniu czy nawet wystrzelaniu oficerów politycznych.
Wystarczy sięgnąć po dowolne wspomnienia żołnierzy niemieckich z roku 1941. Słynny dowódca pancerny pułkownik Hans von Luck tak pisał o swoim pierwszym kontakcie z lokalną rosyjską ludnością: „Zdumiało nas to, że nie spotkaliśmy się z najmniejszymi objawami niechęci. Przeciwnie, kobiety wychodziły przed domy z ikonami i krzyczały do nas: »Nadal jesteśmy chrześcijanami. Wyzwólcie nas od Stalina, który zniszczył nasze kościoły!«".
Dalej von Luck opisywał, jak zabiedzeni ludzie sowieccy dzielili się z niemieckimi żołnierzami ostatnimi zapasami. Jako podarunek powitalny dawali im kromkę suchego chleba czy gotowane jajko. „Zrozumieliśmy – pisał von Luck – że jesteśmy w tym kraju traktowani jako wyzwoliciele".
Inny niemiecki oficer Hans von Herwarth tak opisywał przesłuchania poddających się czerwonoarmistów: „Jednym z pierwszych był młody kapitan artylerii, który koniecznie chciał poznać położenie naszych pozycji artyleryjskich. Oświadczyłem mu, że jako jeńca nie powinno go to obchodzić. Na to on: »Chcę panu tylko wyjaśnić, jak powinna celować pańska artyleria, bo w tej chwili wasze działa przenoszą o jakieś kilkaset metrów«. Postawa ta bardzo mnie zdziwiła, bo rzadko nienawiść do własnego rządu występuje z taką otwartością".
Dalej von Herwarth pisał: „Wielu sowieckich żołnierzy natychmiast po dostaniu się do niewoli wypytywało nas, czy nie mielibyśmy dla nich jakiejś pracy, zdradzali ochotę pomaszerowania dalej z nami. Większość z nich szczerze pragnęła podjąć z Niemcami dzieło zniszczenia znienawidzonego systemu, który skolektywizował ich gospodarstwa i pociągnął za sobą tak wielkie ofiary".
Oficer ten w swoich wspomnieniach przedstawił także postawę ludności cywilnej: „Nawet w najbiedniejszych wsiach chłopi obdarowywali nas na znak przyjaźni ogórkami, zsiadłym mlekiem i chlebem. Ciągle powtarzał się ten sam motyw: »Nareszcie będziemy traktowani jak ludzie, przestaniemy żyć poza prawem«. Mieszkańcy pewnej wsi zebrali się na drodze i obserwowali z napięciem bitwę powietrzną. Przy każdym strąceniu maszyny sowieckiej zrywały się oklaski i okrzyki: »Wkrótce i Stalin będzie wykończony«".
Nie, to nie jest żadna „hitlerowska propaganda". Potwierdzenie tego fenomenu można znaleźć w źródłach ukraińskich, polskich, litewskich, żydowskich, a przede wszystkim w sowieckich. Jak wynika z oficjalnych danych NKWD, do 10 października 1941 r. aresztowano 667 364 żołnierzy, którzy uciekli z frontu! Wielu z nich zostało rozstrzelanych. W pierwszych miesiącach kampanii Niemcom poddało się zaś blisko 4 mln czerwonoarmistów.
II głupota
Jak widać z powyższych relacji niemieckich żołnierzy, przyjazna postawa ludności wprawiała ich w zdumienie. Wschodniego Europejczyka nie może ona jednak dziwić. Jej przyczyna była jedna – komunizm. Ludzie sowieccy znajdowali się pod władaniem tego nieludzkiego systemu od 24 lat, a mieszkańcy zagrabionych przez bolszewików byłych ziem wschodnich II RP od niecałych dwóch. Wystarczyło to, aby go poznać i znienawidzić.
Na opanowanych przez siebie terytoriach bolszewicy od 1917 r. wymordowali dziesiątki milionów ludzi. Sama kolektywizacja na Ukrainie w latach 30. przyniosła kilka milionów ofiar. Kolejne kilkadziesiąt milionów siedziało w obozach koncentracyjnych. W całych Sowietach nie można było znaleźć rodziny, w której nie było kogoś represjonowanego. W świeżej pamięci byłych obywateli polskich były zaś masowe deportacje, które odbywały się jeszcze w 1941 r.
Wszystko to sprawiło, że Niemcy latem 1941 r. mieli Europę Wschodnią u swych stóp. Tak jak przewidywali ówcześni sowietolodzy, uderzenie zewnętrzne na ZSRS wyzwoliło w uciemiężonych przez to państwo ludziach nagromadzoną od blisko ćwierć wieku głęboką niechęć do systemu. W efekcie straszliwy sowiecki reżim zaczął się trząść w posadach i wszystko wskazywało na to, że lada dzień się załamie.
Aby tak się stało, Niemcy musieli rzucić tylko jedno hasło. Było nim: „Wyzwolenie". Wyzwolenie od kołchozów. Wyzwolenie od terroru, łagrów, aresztów i więzień. Wyzwolenie od powszechnego kłamstwa, strachu, donosicielstwa, od piorącej mózgi propagandy. Wyzwolenie od nędzy i od bezbożnictwa.
To hasło jednak nie padło. Zaślepiony rasistowskimi ideami Adolf Hitler nie miał bowiem najmniejszego zamiaru nikogo wyzwalać. Tereny odebrane przez bolszewików postanowił zamienić w niemiecką kolonię, w której rolę Murzynów mieli odgrywać „słowiańscy podludzie". Zamierzał realizować swoją obłędną teorię Lebensraum. Jedną straszliwą dyktaturę zastąpił drugą. Terror czerwony terrorem brunatnym.
„Samorządność to pierwszy stopień do niepodległości. Co się zdobyło przemocą, tego się nie utrzyma demokratycznie. Gdzie sens podbijać wolny kraj tylko po to, żeby mu zwrócić wolność? Kto przelał krew, ma prawo panować nad tym, co zdobył" – powiedział w 1942 r.
W podobnym tonie wypowiadali się inni przywódcy III Rzeszy. „Słowianie powinni pracować dla nas – mówił Martin Bormann. – Jeżeli nie są nam potrzebni, mogą umrzeć. Dlatego szczepienia i w ogóle wszelka pomoc lekarska dla nich są zbędne. Rozmnażanie się Słowian jest niepożądane, a kształcenie ich niebezpieczne. Wystarczy, jeżeli będą liczyć do stu. Najlepsze wychowanie dla nich jest takie, które ich przeobrazi w użytecznych dla nas robotników. Każdy wykształcony Słowianin to wróg. Panowie to my i wszystko powinno iść w pierwszej kolejności do nas".
Heinrich Himmler na odprawie generałów SS 4 października 1941 r. oświadczył zaś: „Czy narody te będą żyły w dobrobycie, czy też umierały z głodu, interesuje mnie tylko o tyle, o ile będziemy potrzebowali ich jako niewolników dla naszej kultury. Poza tym nie interesuje mnie to wcale. Czy 10 tysięcy kobiet rosyjskich padnie z wyczerpania, kopiąc rów przeciwczołgowy, interesuje mnie o tyle tylko, o ile rów będzie dla Niemiec skończony...".
I właśnie na takich założeniach został oparty system okupacyjny na terytoriach odebranych Sowietom. Powstałe spontanicznie narodowe rządy zostały zniesione, a zamiast nich stworzono... komisariaty (!). Zagrabiony przez Sowiety majątek prywatny nie został zwrócony. Na Wschodzie zaczęły działać SS i Gestapo, które brutalnością nie ustępowały NKWD. Płonęły wsie, ludzie ginęli w masowych egzekucjach, zaczęła się eksterminacja Żydów.
Uosobieniem tej ludobójczej, rasistowskiej polityki stał się komisarz Erich Koch. Modelowy typ narodowego socjalisty. Były rzeźnik, o socjalistycznych przekonaniach społecznych oraz rasistowskim, prymitywnym światopoglądzie politycznym. Na powierzonej mu Ukrainie wprowadził rządy totalnego terroru („Słowian należy utrzymywać w ryzach knutem") oraz utrzymał kolektywne gospodarstwa („Gdyby bolszewicy nie wymyślili kołchozów, my musielibyśmy to zrobić").
III rozczarowanie
Efekty takiej polityki nie były trudne do przewidzenia. Olbrzymie nadzieje wiązane z nadejściem Niemców przerodziły się w równie olbrzymie rozczarowanie. Miliony ludzi zrozumiały, że oczekiwany przez nich wyzwoliciel jest po prostu kolejnym okupantem. Cały gigantyczny kapitał wytworzony w pierwszych tygodniach kampanii został zaprzepaszczony. Jak wówczas mówiono, Niemiec okazał się takim samym bolszewikiem, tylko „szczeka jak pies".
Jeden z bohaterów „Nie trzeba głośno mówić" Józefa Mackiewicza opowiada następującą anegdotę: „Do wsi przyjeżdża Niemiec i dawaj wywlekać z chlewu parsiuka. No wiadomo, gospodarz zastąpił się, nie daje. To Niemiec w twarz jego kułakiem. A on spojrzał tylko na Niemca, jakby myśl jemu jakaś przyszła i mówi: »Bij drugi raz!«. To Niemiec drugi raz jego w twarz uderzył. A on: »Bij w trzeci raz!«. Niemiec jego trzeci raz. A on mówi: »Mało tego, bij czwarty raz«. To wtedy Niemiec zastanowił się i pyta: »A dlaczego chcesz, żebym ja ciebie bił koniecznie«. A on odpowiada: »Bo zasłużyłem na to, żeby mnie bić«. »Czymże takim zasłużyłeś na taką karę?« – pyta Niemiec. »A tym – odpowiada – że was czekałem jak zbawienia losu«...".
Rozczarowani ludzie sowieccy przestali wspierać władze okupacyjne, w terenie zaczęły mnożyć się oddziały partyzanckie. Na początku złożone z samych funkcjonariuszy NKWD, z czasem zaczęły przyciągać zwykłych obywateli, zmuszonych do ucieczki do lasu coraz bardziej brutalnymi represjami nowych władz. Niemcy mieli coraz większe problemy z utrzymaniem porządku na zapleczu frontu.
System komunistyczny przetrwał najbardziej krytyczny moment i przeszedł do kontrofensywy. Józef Czapski pisał: „W wagonie w drodze do Moskwy opowiadał mi partyjny komunista o tych miesiącach, o nagminnym paleniu biletów partyjnych, o fali sabotażów. Oceniał on, ten wierny z wiernych, że wiązania trzeszczały, że ustój sowiecki był wówczas u progu załamania od wewnątrz. Dopiero niewiarygodne z początku dla Rosjan wieści o nieludzkich, masowych, bezmyślnych okrucieństwach nazistów odwróciły nastroje".
Prawdziwie samobójcze dla III Rzeszy okazało się jednak to, w jaki sposób narodowi socjaliści traktowali jeńców. Trudno wręcz znaleźć słowa na opisanie tego bestialstwa. Otóż przechodzący na stronę Niemców i wyrażający chęć wspólnej walki z bolszewizmem czerwonoarmiści byli kierowani wprost do straszliwych obozów. Powołując się na fakt, że Sowiety nie podpisały konwencji haskiej, Niemcy zamykali jeńców w ośrodkach masowej zagłady.
Na ogół były to otwarte pola otoczone drutem kolczastym. Niemiłosiernie stłoczeni w nich ludzie musieli oddawać pod siebie kał i mocz. Niemal nie dostawali jedzenia i picia. Gdy nadeszła zima, gołymi rękami musieli wkopywać się w zamarzniętą ziemię, aby zrobić prowizoryczne jamy. W efekcie zaczęły się szerzyć epidemie, setki tysięcy ludzi konały z głodu. Doprowadziło to do fali kanibalizmu. Niemcy zrzucili to na karb... niskiego poziomu cywilizacyjnego „słowiańskich zwierząt".
Jak wyliczył Timothy Snyder, Niemcy rozstrzelali i zagłodzili 3,1 mln jeńców sowieckich. Oznacza to, że stanowili oni po Żydach drugą co do wielkości grupę ofiar III Rzeszy. Wiele z „obozów jenieckich" znajdowało się na okupowanym polskim terytorium. Tylko w jednym z nich, pod Częstochową, spośród 30 tys. osadzonych przeżyły... 2 tys. Jak pisze Snyder, w jednym z takich ośrodków zrozpaczeni jeńcy na piśmie składali podania o rozstrzelanie.
Napływające do Berlina protesty ze strony władz wojskowych Hitler i jego otoczenie odrzucali jako „absurdalne". W jednej z rozmów Führer stwierdził, że w wojnie na Wschodzie „stosowanie zasad rycerskości jest nie na miejscu i wprost śmieszne". Nietrudno domyślić się, co się stało, gdy wieści o koszmarze rozgrywającym się w niemieckiej niewoli dotarły do żołnierzy Armii Czerwonej na froncie. Ci ludzie zaczęli wówczas walczyć.
Na pytanie, kto stworzył Armię Czerwoną, która wygrała II wojnę światową, kto z armii, która odmówiła walki w 1941 r., stworzył wojsko, które w 1945 r. zajęło Berlin, może być tylko jedna odpowiedź. Tym człowiekiem był Adolf Hitler.
„Żołnierz sowiecki został postawiony przed wyborem: albo walka do upadłego, albo śmierć w niewoli niemieckiej lub z rąk NKWD – pisał gen. Władysław Anders. – Oczywiście wybierał on z reguły walkę, gdyż ta dawała mu pewne szanse. W rezultacie zaczął się bić z determinacją. Do niewoli nie szły już jak dawniej całe armie, korpusy i dywizje, a liczba dezerterów spadła do ułamka tego, co kiedyś przechodziło na stronę niemiecką. [...] Rzekomi wyzwoliciele okazali się nie tylko nieludzcy, ale wręcz ślepi na interes Niemiec".
IV klęska
Samobójcza, zbrodnicza polityka Hitlera i jego współpracowników wywołała przerażenie wśród rozsądniejszych Niemców. Nastroje takie panowały przede wszystkim w korpusie oficerskim Wehrmachtu. Co ciekawe, do zmiany nastawienia do wschodnich Europejczyków nawoływali niemal dokładnie ci sami ludzie, którzy później – w lipcu 1944 r. – zorganizowali nieudany zamach stanu i próbowali zgładzić Führera w Wilczym Szańcu.
Na wszelkie monity, memoriały i projekty Hitler reagował jednak zawsze tak samo: „Panowie oficerowie niech nie mieszają się do polityki i zajmują się prowadzeniem wojny. Od polityki jestem ja". Hitler zdecydowanie odrzucał wszelkie projekty powołania u boku Wehrmachtu jednostek złożonych z byłych obywateli sowieckich. Jak mówił, jeżeli Słowianom da się broń do ręki, to skończy się to tak jak z legionami Piłsudskiego.
Tylko dzięki rzutkości i determinacji części oficerów udało się Niemcom utworzyć wschodnie jednostki pomocnicze. W szczytowym momencie osiągnęły one grubo ponad milion żołnierzy, służyli w nich Rosjanie, Ukraińcy, Łotysze, Kozacy, Estończycy, Tatarzy, Kałmucy, Gruzini, Ormianie, Azerowie i przedstawiciele wielu innych narodów. Wszystko to zrobiono jednak wbrew woli i za plecami Hitlera. Gdy narodowi socjaliści w 1944 r. zmienili zdanie i zgodzili się na pewne ustępstwa, było już za późno. Rację miał generał Andriej Własow, który został wówczas postawiony na czele Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej, gdy mówił, że „Rosję mogą pokonać tylko Rosjanie". Dla zaciekłego nacjonalisty Hitlera pogląd taki był jednak herezją. Führer nazywany jest często – szczególnie na Zachodzie – „największym zbrodniarzem w dziejach". Bardziej adekwatnym określeniem byłoby „największy głupiec w dziejach". Człowiek ten swoją polityką doprowadził bowiem do triumfu bolszewizmu, którego rzekomo tak nienawidził.
„Jeśli Hitler nie posłuchałby rozbestwionych diabełków w swojej głowie – pisał z pasją rosyjski pisarz Aleksander Nikonow – lecz przyszedł do ZSRS jako prawdziwy wyzwoliciel spod jarzma bolszewizmu, jego szanse na zwycięstwo solidnie by wzrosły. Lecz Hitler był typem psychicznie podobnym do Żyrinowskiego, a to jest typ histerycznego fantasty, któremu własne szaleńcze napady przesłaniają realia. Hitler miał wspaniałą szansę, ogromne rezerwy ludzkie na okupowanych terenach plus 4 mln czerwonoarmistów wziętych do niewoli w pierwszych miesiącach wojny. Ilu spośród nich mogłoby wziąć do ręki karabin i skierować go przeciwko bolszewizmowi, o odrodzenie Rosji, jeżeli by takie hasło rzucił Hitler? Ja myślę, że przytłaczająca większość!".
Adolf Hitler w Europie Wschodniej dokonał czegoś niebywałego. Spowodował, że miliony mieszkańców tej części kontynentu z rozpaczy zwróciły się w stronę komunizmu. „My, którzy narzekamy na głupotę swojej polityki podczas wojny, mamy to jedno chyba wątpliwej wartości pocieszenie, że polityka niemiecka była jeszcze głupsza od naszej – pisał Józef Mackiewicz. – Była to polityka osobistych animozji, fantazji i odruchów samego Hitlera. [...] Hitler stał się niewątpliwie najskuteczniejszym agentem bolszewickim, jakiego znały dzieje świata. Pchał całą Europę, którą opanował, emocjonalnie w objęcia bolszewizmu, a Polskę, która tej Europy była barierą, oczywiście w pierwszym rzędzie".
Najbardziej z tego zadowolony był naturalnie Stalin. To właśnie obłędna polityka Hitlera uratowała sowieckiego dyktatora i jego ideologię przed upadkiem. To obłędna polityka Hitlera umożliwiła Stalinowi zdobycie połowy Europy. To obłędna polityka Führera na długie dziesięciolecia wybiła z głów ludziom sowieckim jakiekolwiek myśli o buncie i nadzieje na wyzwolenie, które miałoby przyjść z Zachodu. Parafrazując wspomnianego Mackiewicza, Stalin powinien był postawić niemieckiemu dyktatorowi pomnik na placu Czerwonym. Z napisem: „Adolf Hitler – zbawca komunizmu".
Skomentuj