22 czerwca 1941 r. siły zbrojne Niemiec zaatakowały Związek Sowiecki, a przemoc i brutalność, które towarzyszyły tej wojnie, przekroczyły swą miarą wszystkie wcześniejsze konflikty zbrojne. Dostępne dziś źródła nie pozostawiają wątpliwości, że istnieje związek przyczynowy pomiędzy sowieckimi a niemieckimi zbrodniami, w tym także początkami Holocaustu. Decydujące były pierwsze tygodnie wojny niemiecko-sowieckiej i konfrontacja niemieckich żołnierzy ze zbrodniami sowieckimi na dawnych terenach wschodnich Polski przedwojennej.
W pierwszych dniach kampanii doszło do mordów na więźniach nie tylko na polskich Kresach, lecz także w krajach bałtyckich, na Białorusi, Ukrainie i w Besarabii (Mołdawia). Do największej masakry doszło we Lwowie, gdzie liczbę ofiar szacuje się na 3,5 tys. osób. Ofiarami byli Ukraińcy, Polacy i Żydzi, przeważnie mężczyźni. W więzieniu w Łucku sowieccy oprawcy zmasakrowali więźniów na podwórzu więziennym, strzelając z karabinów maszynowych i rzucając granaty; w ten sposób zamordowali według własnych danych ponad 2 tys. Ukraińców i Polaków.
Również w innych miastach kresowych sowieccy oprawcy wymordowali więźniów, np. w Dubnie (550 ofiar), Złoczowie (około 700 ofiar), Samborze (około 600 ofiar), Oszmianie (52 ofiary), Dobromilu (około 800 ofiar), Tarnopolu (574 ofiary), Czortkowie (890 ofiar), Drohobyczu (około 1,2 tys. ofiar) oraz w co najmniej 35 miastach i miasteczkach na Kresach, gdzie liczba ofiar wynosiła od kilkudziesięciu do kilkuset.
Wszystkich tych ludzi – w sumie nawet 30 tysięcy – zamordowano z rozkazu szefa NKWD Ławrentija Berii. Chodziło o niedopuszczenie do sytuacji, w której sowieccy więźniowie polityczni zostaliby przechwyceni przez wkraczających Niemców.
„Moskwa bez maski"
Te zbrodnie sowieckie stały się dla propagandy niemieckiej wręcz prezentem. Na początku lipca 1941 r., gdy do Berlina trafiało coraz więcej meldunków o masowych mordach, Joseph Goebbels, minister propagandy, podjął odpowiednie kroki. 6 lipca 1941 r. zapisał on w swoim dzienniku: „Rozpoczęta wielka kampania propagandowa przeciw bolszewizmowi. W prasie, radiu, filmach i propagandzie. Tendencja: zasłona opadła, Moskwa bez maski. Do tego cały materiał o okrucieństwach we Lwowie, dokąd posłałem 20 dziennikarzy i radiowców. Tam to wygląda bardzo strasznie".
Dwa dni później Goebbels notuje: „Wieczorem przygotowanie kroniki filmowej ze wstrząsającymi scenami bolszewickich okrucieństw we Lwowie. Furiosum! Telefon od Führera: to najlepsza kronika, jaką kiedykolwiek nakręciliśmy".
W prasie, radiu i kronikach filmowych „informowano" wyczerpująco na temat zbrodni na więźniach. Ludność niemiecka została dosłownie zarzucona wstrząsającymi zdjęciami i tekstami o zwałach trupów. Ciekawy jest fakt, że jako ofiary zbrodni sowieckich wymieniano wyłącznie Ukraińców, Bałtów i volksdeutschów. Nie wspominano ani słowem o Polakach i Żydach, choć także oni, szczególnie ci pierwsi, byli liczni wśród ofiar.
Z punktu widzenia propagandy niemieckiej nie mogło być pożądane, aby przedstawiać Polaków jako ofiary. Dotyczyło to w jeszcze większym stopniu Żydów, których oskarżano przecież o współsprawstwo tych zbrodni. 11 lipca 1941 r. Goebbels pisał w swoim dzienniku: „Kładę szczególny nacisk na to, by kwestia żydowska nie została potraktowana oddzielnie od sytuacji politycznej. Przeciwnie, działalność żydostwa ma być przedstawiona w ramach frontu plutokratyczno-bolszewickiego".
Propaganda na temat zbrodni sowieckich wywołała u wielu Niemców wstrząs i obawę o walczących na froncie wschodnim bliskich. Jednocześnie jednak mobilizowała ona niemieckie społeczeństwo, a to właśnie było celem całej kampanii, ponadto wzbudziła żądzę odwetu. W meldunku SD (Sicherheitsdienst = Służba Bezpieczeństwa) z 24 lipca 1941 r. czytamy: „Zbrodnicze czyny GPU i soldateski bolszewickiej na ludności cywilnej są omawiane żywo. [...] Zdjęcia filmowe z zatrzymań Żydów, którzy uczestniczyli w tej zbrodni, spotkały się z aprobatą i były komentowane, że obchodzi się z nimi zbyt przyzwoicie. Sekwencje filmowe o zmuszaniu Żydów do prac porządkowych zostały przyjęte wszędzie z wielką radością. [...] Pokazywanie sekwencji z linczu mieszkańców Rygi na swoich ciemiężycielach towarzyszyły zachęcające okrzyki".
Podobnie jak w Rzeszy Niemcy instrumentalizowali zbrodnie sowieckie na okupowanych terenach. W Generalnym Gubernatorstwie w pierwszych miesiącach wojny sowieckie zbrodnie były głównym tematem propagandy. W gazetach ukazujących się w językach polskim, ukraińskim i niemieckim publikowano niezliczone artykuły i fotografie ukazujące częściowo bardzo drastyczne sceny. W kinach pokazywano filmy o tych wstrząsających znaleziskach. „Informowano" ludzi także za pomocą plakatów i broszur, rozdawano ulotki w języku polskim, ukraińskim czy rosyjskim.
Propaganda niemiecka piętnowała reżim sowiecko-komunistyczny i przedstawiała Niemców jako wybawicieli, którzy położyli kres sowieckiemu terrorowi. I – podobnie jak w Niemczech – stylizowano wojnę przeciw ZSRS na podobieństwo wyprawy krzyżowej przeciw krwiożerczym bolszewikom.
W GG nie można było jednak zataić, że wśród ofiar znajdowało się wielu Polaków. W innym przypadku osiągnięto by wśród Polaków zerowy efekt propagandowy. Przemilczano wszakże fakt mordowania Żydów. Zamiast tego przedstawiano ich wyłącznie jako wspólników zbrodni. W wydawanym w języku polskim „Nowym Kurierze Warszawskim" 9 lipca 1941 r. ukazał się artykuł o wydarzeniach we Lwowie pod dramatycznym tytułem: „Krew tryskała pod sufit. Bolszewicy zamęczyli na śmierć Polaków i Ukraińców denuncjowanych przez żydokomunę".
Szok wywołany zdjęciami i meldunkami o zbrodniach sowieckich oraz równolegle do tego prowadzona propaganda nie pozostały bez rezultatów. Już 11 lipca 1941 r. Goebbels stwierdzał z zadowoleniem: „Propagandowe przedstawienie naszej walki przeciw bolszewizmowi w powiązaniu z kwestią żydowską przyniosło na wszystkich zajętych terenach szczególnie głęboki efekt".
Emanuel Ringelblum, historyk i kronikarz getta Warszawy, potwierdza te obserwacje: „Do powstania wrogiego stosunku do Żydów przyczynili się reemigranci z zajętych przez Niemców miast wschodniej Polski. [...] Zgodnie z zeznaniami naocznego świadka opowiadali oni w pociągach nieprawdopodobne historie o okrucieństwach, których doświadczyli Polacy ze strony Żydów podczas okupacji sowieckiej, i cieszyli się, że Hitler zrobi z nimi teraz porządek i odpłaci im za wszystko. Ofiarami tej propagandy padły setki Żydów złapanych przez Niemców w pociągach".
Żołnierz naocznym świadkiem
Niekiedy żołnierze niemieccy byli tymi, którzy pierwsi odkryli zbrodnię, jak np. w Łucku. Dziesiątki tysięcy żołnierzy niemieckich „zwiedzało" w tamtych dniach więzienia i inne miejsca, w których odkryto masowe groby.
Meinrad von Ow 8 lipca 1941 r. wkroczył wraz ze swoją jednostką do Czortkowa (dzisiejsza Ukraina Zachodnia). Dzień później pisał do swego ojca: „Już wczoraj znowu poszliśmy o 5 rano do dużego więzienia w małym mieście, gdzie znaleźliśmy przerażające rzeczy. Wszędzie dookoła leżeli pomordowani, częściowo na pół zakopani, częściowo pod murem, gdzie ich rozstrzelono, częściowo okropnie okaleczeni. [...] Żydzi, którzy tych pomordowanych denuncjowali Rosjanom, wkładali zwłoki do trumien, a po południu przez miasto posuwał się duży kondukt pogrzebowy. To nie jest jednak pojedynczy przypadek i jeśliby się nie widziało tego na własne oczy, to trudno byłoby w to uwierzyć".
Podobnie jak von Ow wielu żołnierzy (około 10 proc.) miało własne aparaty fotograficzne i fotografowało te sceny. W ten właśnie sposób sowieckie zbrodnie zostały udokumentowane na tysiącach zdjęć. Oprócz fotografii żołnierze pisali tysiące listów do rodzin, przyjaciół, kolegów z pracy w Rzeszy, w których opisywali wszystkie te wydarzenia. Na przykład major Sch. pisał w swoim liście o zbrodniach sowieckich na Kresach i stwierdził: „Bolszewicy to bestie. Człowiek nie może i nie chce uwierzyć, jak katowali więźniów, choćby tutaj w tej małej miejscowości. Bydło – skończone bydło".
Niemało żołnierzy niemieckich odczuło ulgę. „Wojna prewencyjna", jak domniemywano, uchroniła ludność niemiecką przed „krwiożerczymi hordami" Sowietów. Z listu Heinza B.: wobec Führera, bo gdyby te bestie, które tutaj są naszymi przeciwnikami, wkroczyły do Niemiec, zaczęłoby się takie mordowanie, jakiego świat jeszcze nie widział".
Ponadto wielu niemieckich żołnierzy uważało siebie samych za wyzwolicieli narodów Europy Wschodniej spod komunistycznego jarzma. W tym przekonaniu wzmocniła ich reakcja miejscowej ludności. Większość Polaków, Ukraińców, Białorusinów czy Litwinów była zadowolona, a nawet szczęśliwa, że położono kres terrorowi sowieckiemu. Szczególną wdzięczność okazywały niemieckim żołnierzom uratowane przez nich ofiary sowieckiego terroru, jak ocalali z masakry w Łucku więźniowie, którzy z wielkiej radości krzyczeli: „Heil Hitler!". Wyraz tej paradoksalnej z dzisiejszego punktu widzenia postawie dał Grzegorz Małecki, ocalony z masakry w Samborze. Latem 1998 r. powiedział: „Hitler uratował mi życie. Czy to nie jest zwariowane?".
Wyjątek stanowili Żydzi (około 10 proc. całej ludności) oraz ci, którzy kolaborowali z Sowietami – ci obawiali się represji i prześladowań. Żołnierze niemieccy czuli się także mścicielami. Tak jak np. w Łucku, gdzie pomiędzy ocalonymi więźniami znalazł się sowiecki prokurator, którego zabito na miejscu z inicjatywy Niemców. Joanna Stankiewicz-Januszczak, która przeżyła „marsz śmierci" z Mińska, opisuje swoje spotkanie z niemieckimi oficerami 4 lipca 1941 r.: „Oficerowie sztabowi mówią po francusku, więc nareszcie i ja również mogę opowiedzieć wszystko, co przeżyliśmy. Skarżymy się okropnie na Sowietów. Obiecują odpłacić za nas. [...] Od sztabu dowiedziałyśmy się, że dziś wzięto do niewoli 30 tys. »sołdatów«, a »komissarów« rozstrzelano".
Niemiec w niewoli
Żołnierzy niemieckich, którzy dostali się do niewoli w pierwszych latach wojny, w większości rozstrzeliwano. Ostrożnie szacując, były ich setki (jeńców krasnoarmiejców były miliony). Śmierć kolegów w niewoli sowieckiej dotknęła niemieckich żołnierzy o wiele bardziej niż śmierć więźniów. Trzeba dodać, że zabitych w niewoli niemieckich wojskowych znajdowano często z okaleczeniami, np. z powykłuwanymi oczami i poobcinanymi narządami płciowymi.
Wiele mówiący jest zapis w dzienniku Goebbelsa z 16 lipca 1941 r.: „Docierają do nas wiadomości o straszliwym i niemożliwym do opisania traktowaniu naszych żołnierzy wziętych przez bolszewików do niewoli. Listy z frontu wskazują, że w następstwie tego wśród naszych żołnierzy panuje taka wściekłość, że prawie nie dają pardonu". A tak 6 lipca 1941 r. pisał do żony generał Gottard Heinrici, dowódca LIII korpusu armii, który podczas marszu w głąb ZSRR znalazł się latem 1941 r. na dzisiejszej Białorusi: „Stojący naprzeciwko nas Rosjanin został zniszczony. Walki były bardzo krwawe. Częściowo nie dawano żadnego pardonu. Rosjanie obchodzili się nieludzko z naszymi rannymi. Teraz nasi ludzie biją i strzelają do każdego, kto nosi brązowy mundur".
Kolejnym ważnym czynnikiem radykalizującym postawę niemieckich żołnierzy wobec przeciwnika była ożywiona aktywność dywersantów. Chodzi tutaj o – zgodnie z do dzisiaj obowiązującym prawem wojennym – „nielegalnie" prowadzących walkę, jak aktywiści komunistyczni, komsomolcy, czerwonoarmiści z rozproszonych oddziałów itp. Ostrzeliwali oni z ukrycia niemieckie oddziały.
W oczach wielu żołnierzy niemieckich Kommissarbefehl (rozkaz likwidacji wziętych do niewoli komisarzy Armii Czerwonej) uzyskał ex post legitymizację. Rozkaz usprawiedliwiono tym, że nie można liczyć, iż strona przeciwna będzie przestrzegać zasady prowadzenia wojny. Przeciwnie, liczono się z tym, że „twórcy barbarzyńskich, azjatyckich metod walki" będą traktowali niemieckich jeńców „z nienawiścią, okrutnie i nieludzko". Wydarzenia pierwszych tygodni wojny potwierdziły te oczekiwania.
Prześladowanie Żydów
Wielu niemieckich żołnierzy, zapewne większość z nich, łączyło system sowiecki i stosowany przez niego terror z miejscowymi Żydami. To przekonanie było produktem propagandy nazistowskiej. W Niemczech było jednak stosunkowo mało Żydów, a jeszcze mniej komunistów pochodzenia żydowskiego. Na zajętych terenach, w porównaniu z Rzeszą, żyło nieporównanie więcej Żydów i stosunkowo wielu z nich pracowało w sowieckim aparacie władzy: w administracji, w aparacie gospodarczym, ale też w milicji, organach „sprawiedliwości" i NKWD.
Masakry w pierwszych tygodniach wojny wzmogły antyżydowskie resentymenty wśród ludności. Niemało Ukraińców, Litwinów, Polaków czy Białorusinów brało czynny udział w pogromach. Nie jest przypadkiem, że właśnie Żydzi byli zmuszani do ekshumacji ofiar sowieckiego terroru. Te pogromy i prześladowania usprawiedliwiano przed Niemcami, twierdząc, że Żydzi są współodpowiedzialni za sowiecki terror.
Oficer wywiadu 9. Dywizji Pancernej, która 2 lipca 1941 r. wkroczyła do Tarnopola, meldował, że dochodziły do niego stale donosy na Żydów. Jednostki Wehrmachtu, które jako pierwsze wkroczyły do Lwowa, meldowały: „Z powodu zbrodni bolszewików panuje wśród tutejszej ludności wściekłość i rozgoryczenie, które wyładowuje się przeciw mieszkającym w mieście Żydom, którzy zawsze współpracują z bolszewikami".
Bezpośredni sprawcy zdołali jednak uciec. Na miejscu pozostali jedynie mniej obciążeni oraz Żydzi, których część ludności miejscowej (podobnie jak propaganda nazistowska) identyfikowała z sowieckim systemem.
Nie pozostało to bez wpływu na całą politykę antyżydowską Niemiec. Niemieccy Żydzi, których było stosunkowo mało, od 1933 r. zmuszani byli do emigracji. Kiedy we wrześniu 1939 r. w ręce Niemców wpadło ponad 2 mln polskich Żydów, „kwestia żydowska" zyskała nowy wymiar. Żaden kraj na świecie nie byłby gotów przyjąć milionów, najczęściej biednych Żydów z Polski. W toku przygotowań do napaści na ZSRS powstała idea, by wszystkich Żydów po szybko wygranej wojnie wywieźć daleko w głąb Rosji. Do czerwca 1941 r. nie było w Berlinie planów, aby Żydów jako naród zdziesiątkować poprzez systematyczne zabijanie (jak to czyniono z polską inteligencją) czy też zlikwidować (jak to czyniono z chorymi psychicznie).
Cezurą w polityce antyżydowskiej Niemiec stały się natomiast mordy w „odwecie" za sowieckie masakry w pierwszych tygodniach wojny. Grupy operacyjne (Einsatzgruppen) rozstrzelały tysiące mężczyzn – Żydów. Rozstrzeliwania te odpowiadały logice narodowych socjalistów: we Lwowie np. były trzy grupy narodowościowe – Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Polacy i Ukraińcy byli najczęściej wrogo nastawieni do Sowietów, a niemieckie oddziały witali jako wyzwolicieli. A że faktyczni sowieccy sprawcy zbrodni uciekli, mszczono się na ich domniemanych poplecznikach i sympatykach, czyli na Żydach.
Niemcy postępowali podobnie przy podejmowaniu akcji odwetowych za napady partyzantów i dywersantów oraz akty sabotażu. Z niemieckiego punktu widzenia rozwiązanie nasuwało się samo: brać żydowskich zakładników i rozstrzeliwać w odwecie za te napaści. Niemcy uznawali przy tym za mniej prawdopodobne, by nie-Żydzi popierali te skierowane przeciwko Niemcom akty. Ilustracją takiego sposobu postrzegania jest pisany przez żołnierza niemieckiego następujący list: „Miasto płonie już osiem dni, wszystko to sprawa Żydów. Dlatego rozstrzelano Żydów w wieku od 14 do 60 lat, także kobiety i dzieci żydowskie będą rozstrzelane. Inaczej nie będzie z tym końca".
O popieranie aktów dywersyjnych wobec oddziałów niemieckich posądzano z reguły ludność żydowską zamieszkałą. Himmler traktował te akty dywersji, podobnie jak zbrodnie NKWD na więźniach, jako pretekst, by zrzucić odpowiedzialność za wszelkie napady partyzanckie, akty sabotażu, grabieże i podpalenia na ludność żydowską zamieszkałą na zdobytych terenach. Stopniowo rozwijał strategię brania odwetu za wszelkie akty zagrażające bezpieczeństwu na terenach okupowanych poprzez mordowanie mężczyzn pochodzenia żydowskiego w wieku poborowym.
Po raz pierwszy w historii prześladowań Żydów przez Niemców latem 1941 roku rozstrzeliwano „systematycznie" tysiące Żydów. Te mordy stanowią jedną z najważniejszych cezur na drodze do ostatecznej decyzji wymordowania Żydów w Europie. Tak rozpoczął się Holocaust.
Autor jest badaczem dziejów Niemiec, Polski i Rosji w XX w., zwłaszcza w okresie II wojny światowej i w latach międzywojennych. Napisał m.in. książki „Rozstrzelać elementy kontrrewolucyjne: brutalizacja wojny niemiecko-sowieckiej latem 1941 r." oraz „Na zachód po trupie Polski".
Skomentuj