Pod Gettysburgiem po obu stronach dowodzili ludzie, których ojcowie budowali zręby niepodległości Stanów Zjednoczonych Ameryki. Konfederatom wydawał rozkazy Robert Edward Lee – syn bohatera wojny z Brytyjczykami oraz przyjaciela Jerzego Waszyngtona. Na czele unionistów stał zaś George G. Meade, którego ojciec realizował misję rządową w Hiszpanii. Siły Południa i Północy zakończyły bratobójczą rzeź pod Gettysburgiem 3 lipca 1863 r. – dokładnie w wigilię 87. rocznicy ogłoszenia Deklaracji Niepodległości. Nie minął więc nawet wiek, a największy kraj najdalej idących swobód obywatelskich oraz nadzieja ludzkości rozpadł się i pogrążył w wojnie domowej. Jak do tego doszło?
Klątwa Browna i proroctwo Norwida
– Zbrodnie tego grzesznego kraju nigdy nie zostaną odkupione inaczej jak tylko krwią – oświadczył abolicjonista John Brown przed powieszeniem w grudniu 1859 r. Został schwytany i skazany na śmierć, gdy zaatakował arsenał w Harpers Ferry w stanie Wirginia, usiłując wzniecić powstanie niewolników na południu Stanów Zjednoczonych.
Klątwa Johna Browna okazała się prorocza. Wojna zwana secesyjną zaczęła się już rok po jego śmierci. Przyniosła śmierć 600 tys. Amerykanów i rany milionowi kolejnych – więcej niż obie wojny światowe i konflikt wietnamski łącznie.
Miesiąc przed egzekucją abolicjonisty polski poeta Cyprian Kamil Norwid napisał wierszowany list „Do obywatela Johna Brown", w którym również zawarł ważkie proroctwo. Oto ostatnia strofa:
Więc, nim Kościuszki cień i Waszyngtona
Zadrży – początek pieśni przyjm, o! Janie...
Bo pieśń nim dojrzy, człowiek nieraz skona,
A niźli skona pieśń, naród pierw wstanie.
Spory abolicjonistów i zwolenników utrzymania niewolnictwa do tego stopnia zdominowały narastający konflikt stanów południowych z północnymi, że zasłoniły przed opinią publiczną po obu stronach Atlantyku jego najbardziej istotne przyczyny. Chodziło, jak to zwykle bywa, o pieniądze. Południe wytwarzało bawełnę, która stanowiła 60 proc. eksportu USA. Ale musiało kupować drogie produkty przemysłowe ze zindustrializowanej Północy, rząd federalny nałożył bowiem jeszcze wyższe cła na artykuły sprowadzane z Europy. Zarówno wielcy plantatorzy, jak i drobni farmerzy z Południa czuli się oszukiwani, a w żądaniach wyzwolenia Murzynów widzieli kolejny zamach na podstawy swego bytu. Chcieli założyć własne państwo, a brak zgody na ten krok ze strony Północy traktowali jak atak na podstawowe prawo do wolności wyboru. To oni, właściciele niewolników, czuli się spadkobiercami ojców niepodległości USA.
Wbrew poglądom większości opinii publicznej w swych krajach rządy Francji i Wielkiej Brytanii wcale nie podzielały oburzenia z powodu niewolnictwa na amerykańskim Południu, ale – kierując się interesem gospodarczym – były skłonne wspierać konfederatów.
Co więcej, mimo do dziś panującej opinii o bezkompromisowości Abrahama Lincolna w sprawach abolicji, wybrany w listopadzie 1860 r. nowy prezydent USA uważał, że utrzymanie niewolnictwa jest wewnętrzną sprawą każdego stanu. Zależało mu przede wszystkim na utrzymaniu niepodzielnego państwa. No i dotychczasowych obrotów handlowych.
Pierwsze dwa lata wojny
Protesty abolicjonistów przeciw wykonaniu wyroku na Brownie i wybór Lincolna wywołały zdecydowane działania południowców. Już 20 grudnia 1860 r. wyjście z Unii ogłosiła Karolina Południowa, a rychło dołączyły do niej kolejne stany. 4 lutego 1861 r. powołały one nowe państwo – Skonfederowane Stany Ameryki – którego prezydentem został Jefferson Davis. Do Karoliny dołączyły Missisipi, Alabama, Floryda, Georgia, Luizjana, Teksas, a w trakcie trwania wojny także Wirginia, Tennessee, Arkansas i Karolina Północna. W Missouri i Kentucky powstały zarówno rządy prounijne, jak i prokonfederackie. Na fladze nowo powstałego państwa figurowało 13 gwiazdek, po jednej dla każdego stanu.
Wojna zaczęła się 12 kwietnia 1861 r. od ostrzelania Fortu Sumter, zajętego przez wojska federalne, a blokującego ważny dla Południa port w Charleston. Fort poddał się następnego dnia; nikt nie zginął po żadnej ze stron. Sumter pozostał w rękach konfederatów niemal do końca wojny, pomimo prób zdobycia go przez siły Unii od strony morza.
Obie strony zaciągnęły do swych szeregów ogromne – jak na owe czasy – masy ochotników: 500 tys. Konfederacja i 700 tys. Unia. Rezerwy tej ostatniej były jednak znacznie większe, Unia dominowała nad Konfederacją ogromnym zapleczem przemysłowym. Od początku starała się także blokować porty Południa, aby uniemożliwić import zaopatrzenia z Europy. W tej sytuacji przedłużanie działań zbrojnych sprzyjało Północy.
W ciągu pierwszych dwóch lat walki toczyły się przede wszystkim na dość ograniczonej przestrzeni, wyznaczonej przez sto kilkadziesiąt kilometrów dzielących stolice Unii i Konfederacji – Waszyngton i Richmond. 21 lipca 1861 r. nad potokiem Bull Run w pierwszej dużej bitwie wojska Unii poniosły dotkliwą porażkę. Wydarzenie obserwowały tłumy widzów i dziennikarzy, którzy porażkę uznali za katastrofę. Szukano winnych. Północ utworzyła Armię Potomaku, której dowództwo objął 35-letni gen. George McClellan, zwany z powodu drobnej postury Małym Mackiem. Wobec nieudanych prób czołowych ataków na Richmond Armię Potomaku przerzucił na Półwysep Wirginii i wiosną 1862 r. zaatakował z flanki od strony morza. Konfederaci powstrzymali go niedaleko Richmond, a ich głównodowodzącym został gen. Robert E. Lee. Stworzył on Armię Północnej Wirginii i zmusił w kilku starciach (zwanych wydarzeniami siedmiu dni) liczniejszą, lepiej wyposażoną i wykarmioną armię Północy do odwrotu.
Lee odniósł pasmo sukcesów, gromiąc unionistów latem 1862 r. w drugiej bitwie pod Bull Run, nie dając się pokonać 17 września 1862 r. pod Antietam, wreszcie zwyciężając pod Fredericksburgiem 13 grudnia 1862 r. Rozgoryczony Lincoln odwoływał kolejnych głównodowodzących generałów: McClellana zastąpił Ambrose Burnside, a na jego miejsce przyszedł z kolei Joseph Hooker. Także on nie okazał się zdolny do stawienia czoła generałowi Lee i pomimo że dysponował dwukrotnie liczniejszą armią, został upokorzony w bitwie pod Chancellorsville w maju 1863 r. Głównodowodzącym wojsk Unii został George G. Meade.
Żołnierze i broń
Generał Lee był nie tylko znakomitym wodzem (wcześniej stanowisko głównodowodzącego proponował mu zresztą Lincoln), ale stał się także ucieleśnieniem wszelkich cnót Południa: honoru, odwagi, wierności konserwatywnym zasadom. Był uwielbiany przez własnych żołnierzy i szanowany nawet przez przeciwników. W rzeczywistości symbolizował to, co tak ujmuje nas dotąd w powieści i filmie „Przeminęło z wiatrem". Jego podkomendni też zresztą górowali nad wrogami w pierwszej fazie konfliktu męstwem i umiejętnościami strzeleckimi. Różnicę między nimi południowcy starali się oddać słowem „Jankes", które oznaczało pozbawionego honoru lichwiarza. Nie można, rzecz jasna, w tym znaczeniu objąć owym określeniem wszystkich żołnierzy Unii, z których wielu biło się i ginęło za jedność kraju, wolność i równość obywateli.
Ta wojna objęła całe państwo – niemal wszystkie rodziny amerykańskie wysłały swych mężczyzn na front. Obok powszechnego poboru również sposoby prowadzenia walki wyróżniały ów konflikt. Zadecydowała o tym broń strzelecka – karabiny odtylcowe Sharps wz. 1859, a nawet powtarzalne Henry,ego wz. 1860, pierwowzory słynnych winchesterów. Pojawiły się rewolwery bębenkowe (np. kapiszonowy Colt Navy), tak powszechne już niedługo po tym na Dzikim Zachodzie. Kartaczownice Gatlinga – wiązki sześciu luf o oddzielnych zamkach poruszane mechanizmem korbowym – zapowiadały erę karabinu maszynowego. Siła ognia zwiększyła się na polu walki tak dalece, że coraz częściej broniono się w okopach, nacierano zaś tyralierą. Ataki w szyku zwartym piechoty oraz szarże kawalerii bywały okupione stratami przekraczającymi połowę stanu wyjściowego.
Podczas wojny secesyjnej po raz pierwszy używano powszechnie telegrafu do przesyłania wiadomości oraz kolei żelaznej do transportu wojska i zaopatrzenia. 9 marca 1863 r. przy Hampton Roads doszło do starcia konfederackiego „Merrimaca" („Virginii") z „Monitorem" unionistów – pierwszej w historii bitwy okrętów pancernych (zakończonej uszkodzeniem obu jednostek).
Ku rozstrzygającemu starciu
Generał Lee zdawał sobie sprawę, że mimo zwycięstw w bitwach wojna nie rozstrzyga się na korzyść Południa. Jego siły topniały, a rezerwy przeciwnika zdawały się nieprzebrane. Unioniści walczyli coraz lepiej. – Nadal ich zabijamy, ale już nie uciekają – stwierdził. Potrzebne było zwycięstwo strategiczne: rozbicie głównych sił Unii, co pozwoliłoby na zagrożenie wielkich miast – Baltimore, Filadelfii, Nowego Jorku, zawarcie sojuszu z Francją i Wielką Brytanią, zmuszenie Lincolna do pokoju. Uznał, że dokona tego, ruszając głęboko na terytorium wroga.
Wybrał Pensylwanię z jej żyznymi polami i położeniem umożliwiającym obejście Waszyngtonu od północy. W tajemnicy zostawił w Wirginii tylko siły osłonowe, a sam ruszył z 70 tys. żołnierzy na północny zachód. Podzielił armię na trzy korpusy pod dowództwem Jamesa Longstreeta, Richarda Ewella i A.P. Hilla. Kawalerię poprowadził „Jeb" Stuart, znakomity zagończyk, który jednak oderwał się za daleko od sił głównych i zabrakło go w godzinie próby.
Trzy dni krwawej łaźni
Minęło półtora tygodnia, zanim dowódca Armii Potomaku zorientował się w sytuacji i ruszył na północ. Miał jednak pod komendą 93 tys. żołnierzy, którzy od wschodu zbliżali się w okolice Gettysburga – małej mieściny, stanowiącej jednak ważny węzeł komunikacyjny. Do tego samego miejsca zmierzali od zachodu konfederaci...
Rankiem 1 lipca konfederaci z dywizji Hetha przez dwie godziny atakowali spieszonych kawalerzystów Buforda na Wzgórzach McPhersona. Ci ostatni doczekali się odsieczy – najpierw I korpusu gen. Reynoldsa (zginął wkrótce trafiony kulą w głowę), a potem XI korpusu gen. Howarda, który szybko wycofał swoje wojska na dogodne do obrony pasmo wzniesień: Okrągłych Szczytów, Grzbietu Cmentarnego, którego centralną pozycję stanowiło Wzgórze Cmentarne, oraz Wzgórze Culpa.
Stopniowo nadciągały jednak kolejne oddziały konfederatów, którzy zyskiwali przewagę. Późnym popołudniem wśród unionistów wybuchła nawet panika. Generał Lee rozkazał zadać decydujący cios, gen. Ewell uznał jednak atak za zbyt ryzykowny. Południowcy stracili pierwszą szansę wygrania bitwy... Nocą pod Gettysburg przybył gen. Meade i pozostałe korpusy jego armii. Drugiego dnia Unia zyskała przewagę liczebną, mając też dogodne pozycje na paśmie wzgórz oraz większe możliwości manewru po liniach wewnętrznych. Generał Longstreet nalegał na obejście lewego skrzydła Armii Potomaku, aby zmusić ją do zmiany pozycji i przyjęcia bitwy w warunkach sprzyjającym konfederatom. Tym razem odmówił sam gen. Lee, tracąc zapewne drugą szansę wygranej. Na jego rozkaz Longstreet zaatakował frontalnie lewe skrzydło przeciwnika. Ze zmiennym szczęściem walczono od godz. 16 do wieczora – do historii przeszły zażarte boje o Jaskinię Diabła, Pole Pszenicy, Grzbiet Cmentarny. Trup słał się gęsto. – Krew płynęła po zboczu małymi strumyczkami, tworząc małe jeziorka – wspominał świadek wydarzeń. Ataki konfederatów były odpierane bądź niweczone szaleńczymi kontratakami na bagnety. W rezultacie unioniści utrzymali swe pozycje.
Mimo dogodnego położenia przed trzecim dniem bitwy gen. Meade lękał się rozbicia swej armii i nawet rozważał odwrót. Z kolei gen. Lee wiedział, że jeśli tego dnia nie zwycięży, to kolejna okazja może już nigdy się nie nadarzyć. Ale znów odrzucił propozycję Longstreeta, który widział ratunek w oskrzydleniu Armii Potomaku. Zapewne bał się dalszego rozczłonkowania swych szczupłych sił. Rozkazał zaatakować frontalnie świeżej dywizji gen. Picketta wspartej żołnierzami gen. Hilla.
Dwie godziny trwała wymiana ognia artyleryjskiego, zanim 15 tys. piechurów Konfederacji ruszyło z rozwiniętymi sztandarami i z orkiestrami grającymi „Dixie" – piosenkę południowców opowiadającą o tęsknocie za „krainą bawełny", w której „dawne zwyczaje nie zostały zapomniane". Stanowili wspaniały cel na przestronnej równinie. Skończyło się to po pół godzinie masakrą; połowa atakujących nie wróciła z pola. Łączne straty obu stron podczas całej bitwy wyniosły 46 tys. ludzi.
Ofensywa w Pensylwanii zakończyła się fiaskiem. Od bitwy pod Gettysburgiem Południe nie odzyskało już inicjatywy strategicznej. Czekały je dwa lata powolnego konania, podczas których Północ wdzierała się do skonfederowanych stanów, osaczała i likwidowała ich siły. Generał Lee poddał się 9 kwietnia 1865 r. w Wirginii, a po dwóch dalszych miesiącach ustały ostatnie walki. Zwyciężyły Stany Zjednoczone Ameryki.
Lee, którego nie objęto amnestią, został jednak dyrektorem college'u w Waszyngtonie. Umarł po pięciu latach od kapitulacji. Kongres przywrócił mu obywatelstwo dopiero w 1975 r.
Skomentuj