Liczące kilkadziesiąt tysięcy stron zapisków „Dzienniki z lat 1923–1945" Josepha Goebbelsa – ministra oświecenia publicznego i propagandy Rzeszy (RMVP) – zostały dopiero przed kilkoma laty, po wielu perypetiach, wydane drukiem w Niemczech w niemal pełnej zachowanej objętości. Pierwsza wzmianka o Powstaniu Warszawskim nosi w nich datę 3 sierpnia 1944 roku; przebywał on akurat wtedy w Głównej Kwaterze Hitlera w Gierłoży koło Kętrzyna: „Sytuacja na Wschodzie nie jest tak całkiem groźna. Przełęcz Beskidzka znowu stanęła otworem. Koło Warszawy sytuacja trochę poprawiła się, ale w Warszawie wybuchło powstanie. Nasze tamtejsze formacje próbują je stłumić i mają nadzieję, że im to się uda. Wróg coraz bardziej przybliża się do granicy wschodniopruskiej".
Minister przerywa milczenie
Znacznie dłuższy zapis z 4 sierpnia 1944 roku pojawił się w „Dziennikach" po wizycie ministra RMVP w Poznaniu i po jego rozmowie z tamtejszym kierownikiem NSDAP Okręg Warty Arthurem Greiserem. Gauleiter przekazał ministrowi „alarmujące wiadomości z Warszawy, które okazały się bardzo nieprzyjemne. Twierdzi on [Greiser], że tamtejszego powstania partyzantów [sic!] w żaden sposób nie można było stłumić". Jednakże, pocieszał się Goebbels, informacje pochodziły od Hansa Franka, a więc „nie posiadają należytej wiarygodności". Generalny gubernator części okupowanej Polski nie cieszył się względami ministra propagandy, który od dawna donosił na niego do Hitlera i oczekiwał, zresztą nadaremnie, jego dymisji. Goebbels miał nadzieję na szybkie, „w ciągu mniej więcej dwóch dni", zdławienie powstania, „jako że nasze oddziały nie mogą walczyć, mając wroga na karku".
W notatce z 10 sierpnia 1944 roku znalazło się jednak potwierdzenie faktu, że „walki w samej Warszawie ciągle jeszcze trwają", a „przez miasto można teraz przejechać jedynie pojazdami opancerzonymi".
18 sierpnia 1944 roku, na znak dany z RMVP, przerwała swoje milczenie niemiecka prasa. „Szatańska gra. Londyn i Moskwa podżegają Warszawę do powstania, pozostawiają ją na łaskę losu" – tak brzmiał nagłówek na pierwszej stronie głównego organu NSDAP „Völkischer Beobachter". Z tekstu komentarza miało wynikać, że powstańcy, którzy na początku sierpnia 1944 roku uderzyli na tyły walczących z bolszewizmem wojsk niemieckich, działali na rozkaz „londyńskiego rządu emigracyjnego". Rozkaz został wydany za pełną aprobatą władz brytyjskich oraz po uzyskaniu obietnicy pomocy wojskowej ze strony ZSRS. Strona sowiecka nie uczyniła jednak niczego w tej sprawie. Nie spowodowała ofensywy Armii Czerwonej ani też nie zaopatrzyła powstańców w broń i amunicję. Zgotowała natomiast Polakom „Katyń szczególnego rodzaju: wpędziła ich pod kule niemieckich karabinów".
Jednocześnie Sowieci, dodano w nazistowskiej gazecie, kierowali się zmyślną kalkulacją polityczną. Sprzyjając stłumieniu powstania, dyskredytowali polski rząd na obczyźnie wobec angielskich i amerykańskich sojuszników, a także w oczach własnego narodu. Kulisy tragedii warszawskiej, głosił w zakończeniu komentarza „Völkischer Beobachter", przesłaniają „diabolizm" politycznej gry bolszewików o panowanie nad Europą, w czym „ochoczo" pomaga im rząd Wielkiej Brytanii.
W notatce z tego samego dnia autor „Dzienników" zapisał: „W Warszawie chwyciło za broń 20 tys. powstańców, którzy zostali wycięci w pień [sic!]. Polskie podziemie złożyło wielką daninę krwi i można je tymczasem spisać na straty". Goebbels dodał też, najwyraźniej w intencji usprawiedliwienia nazistowskich zbrodni, że w pacyfikacjach w mieście wzięły udział oddziały „Kałmuków", które siały spustoszenie, dopuszczając się potworności i gwałtów na kobietach, podczas gdy niemieccy żołnierze i policjanci „zachowywali się nadzwyczaj poprawnie".
Nie współczuję Polakom...
Zasadniczy cel podjętej właśnie w mass mediach Trzeciej Rzeszy próby propagandowego wykorzystania Powstania Warszawskiego szef RMVP określił w „Dziennikach" w sposób następujący: „Rozdzielamy sprawiedliwie winę po obu stronach. Kierujemy oskarżenie zarówno przeciw Anglikom, jak i bolszewikom. Bez wątpienia bowiem obie strony, działając cynicznie i bez skrupułów, popchnęły do krwawej awantury zarówno emigrantów londyńskich, jak i polski komitet narodowy [PKWN]. Nie może to być dla nas powód do zmartwienia, albowiem kolejne powstanie w Generalnym Gubernatorstwie już tak szybko nie wybuchnie". Goebbels dał też wyraz przekonaniu, że „warszawski przykład odstraszy wszystkich ewentualnych naśladowców".
23 sierpnia zwrócił uwagę na fakt, że Sowieci uprawiają na zajętych już przez nich ziemiach polskich „politykę ugłaskiwania". Traktują mieszkańców humanitarnie, nie dopuszczając się ekscesów i akcji terrorystycznych. Goebbels uznał, że są to posunięcia taktyczne i niebawem Sowieci „zgotują Polakom krwawą łaźnię, kiedy już nie będą potrzebowali ich wsparcia". Minister RMVP polecił prasie i radiu nie osłabiać antybolszewickiej propagandy, wykorzystując w niej „materiał, który pozostaje w naszej dyspozycji z wcześniejszych czasów".
Odnosząc się do docierających do niego na bieżąco raportów wojskowych i policyjnych z Warszawy, Goebbels odnotował tego samego dnia: „Dowiaduję się, że straty wśród jej mieszkańców wynoszą już 200 tys. osób, co wydaje mi się liczbą znacznie zawyżoną. Poza tym całe miasto stoi w płomieniach i czeka je potworny los. Nie współczuję jednak Polakom. Mogliby lepiej na tym wyjść, gdyby okazali więcej opanowania. Gdyby jednak powstanie warszawskie zakończyło się sukcesem, to mielibyśmy wówczas polską insurekcję na całym obszarze, który znajduje się jeszcze w naszym posiadaniu. A tak po żałosnym załamaniu się puczu [sic!] w Warszawie takie niebezpieczeństwo już nie istnieje".
5 września zapisał w „Dziennikach":
„[...] Wiele się jeszcze nad tym [powstaniem] debatuje, przy czym Anglicy i Amerykanie nie szczędzą zarzutów Sowietom. Moskwa tymczasem stanowczo wypiera się odpowiedzialności za powstanie. Sądzę, że faktycznie tak jest, iż bolszewicy przyglądali się z zadowoleniem, jak to karabiny maszynowe Niemców i ich ciężka broń miażdżyły polskich nacjonalistów".
W notatce z 13 września 1944 roku w „Dziennikach" Goebbelsa znalazła się wiadomość, że: „Generał „Bór" podaje wielkość strat wśród polskich insurgentów, jakie ponieśli oni w ciągu jednego miesiąca. Wynoszą one 80 proc. Takie straty mogą sprawiać tylko radość. Fakt, że polscy insurgenci tak bardzo wykrwawili się podczas tego powstania, którego nigdy nie zapomną, będzie w istotny sposób ułatwiać naszą politykę na jeszcze okupowanych częściach Generalnego Gubernatorstwa".
Tydzień później, 19 września, dodał z nieprzyjemnym zdziwieniem, że powstanie warszawskie mogło dojść do skutku jedynie „w cieniu niemieckiej demoralizacji. [...] Gdyby nasze placówki służbowe w Warszawie nie były tak pozbawione poczucia obowiązku i tak lekkomyślne, to przygotowania powstańcze nie miałyby szans realizacji". Goebbels uznał również, że: „Cywilna ludność Warszawy wzięła udział w powstaniu jedynie z przymusu, a w decydującej godzinie osłabła. Tym należy tłumaczyć nagłe załamanie się powstania. W każdym razie musi nam posłużyć to za naukę. Działalność partyzancką można prowadzić na długą metę jedynie z udziałem pewnej grupy ludzi. Powinny ich cechować fanatyzm i entuzjazm. Takimi cechami ludność mieszczańska nie dysponuje, przynajmniej na dłuższy czas".
Połowa września 1944 roku była, jak wiadomo, momentem, kiedy to pododdziały 2. i 3. Dywizji Piechoty 1. Armii WP przeprowadziły desant na lewy brzeg Wisły (Kępa Potocka, Górny Czerniaków, Solec). Z powodu złej koordynacji działań z powstańcami i z braku doświadczenia w walkach w mieście próba desantu przyniosła ogromne straty w ludziach i zakończyła się niepowodzeniem. Wiele przy tym wskazuje na fakt, że sowieckie dowództwo zezwoliło na te działania z powodów propagandowych, a nie w celu udzielenia realnej pomocy. Goebbels miał zapewne tego świadomość, bo 19 września zapisał w „Dziennikach": „W Warszawie powstanie rozgorzało na nowo. Charakterystyczne, że bolszewicy nie śpieszą mu również teraz z żadną pomocą".
Alianci i Sowieci a sprawa polska
Obserwując postawę państw alianckich wobec powstania warszawskiego i szerzej – w stosunku do sprawy polskiej – minister propagandy Rzeszy odnotował 28 września, że „w obu izbach angielskiego parlamentu odbywa się ożywiona debata na temat Polski, z silnymi atakami na moskiewski Kreml. Stalinowi oczywiście nie przeszkodzi to zupełnie w kontynuowaniu jego polityki w sprawie polskiej, która to polityka prowadzi do sowietyzacji Polski. Mimo wszystko jednak Anglicy zaczynają powoli bronić się przed sowieckimi metodami. Deputowanych do Izby Gmin irytuje zwłaszcza fakt, że Stalin aresztował i deportował członków polskiego ruchu podziemnego. [Ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii] Edena zarzucono licznymi pytaniami, ale na razie odpowiada na nie wymijająco. Musi przyznać, że problem Polski przysparza rządowi angielskiemu największych trosk, ale jest on na tyle delikatny, że nie można go omawiać publicznie".
Dla Goebbelsa nie ulegało żadnej wątpliwości, że istnieje iunctim między postawą poszczególnych partnerów Wielkiej Trójki a sytuacją w polskim obozie politycznym – zarówno w okupowanym kraju, jak i na emigracji. 2 października zamieścił w „Dziennikach" notatkę na ten temat: „Polski komitet [PKWN] kieruje ostre ataki na polski komitet na uchodźstwie [rząd emigracyjny] w Londynie. W rzeczywistości trzeba traktować te wypady jako atak Sowietów na angielski rząd. Szczególnie ostro atakuje się generała »Bora«, oskarżając go, że wpędził polski ruch oporu pod kule niemieckich karabinów maszynowych. Jeśli polski komitet [PKWN] oświadcza, że konflikt z polskim rządem emigracyjnym raczej przybrał na sile, aniżeli osłabł, to jest to z pewnością odpowiedź na passus zawarty w ostatnim przemówieniu Churchilla, że ma on nadzieję, iż angielsko-sowiecki konflikt z powodu Polski będzie mógł być niebawem zażegnany. W danym momencie naturalnie nie ma o tym w ogóle mowy".
W poglądzie tym Goebbels upewniał się, jak wskazują na to zapisy z czterech kolejnych dni w „Dziennikach".
5 października:
„Ważniejszy jednak od wszelkiej innej materii konfliktów między Angloamerykanami i Sowietami pozostaje problem Warszawy. Generał „Bór" dał sygnał końcowy dla powstania warszawskiego. Polski premier na uchodźstwie Mikołajczyk uczcił warszawskich insurgentów w pompatycznej odezwie, z której dla nich nic nie wynika. W Warszawie, jak to oświadczono z emfazą, zostają oddane ostatnie strzały. My staramy się zbić na warszawskim konflikcie możliwie największy kapitał. Neutralna opinia publiczna kieruje z oburzeniem oskarżenia przeciwko Sowietom, że nie udzielili warszawskim insurgentom żadnej pomocy. Na razie Kreml zachowuje jeszcze w kwestii warszawskiej całkowite milczenie.
W Warszawie wzięliśmy do niewoli licznych wojskowych i cywilów. Legendarny generał »Bór« jest tak wyczerpany walkami, że na razie nie nadaje się do przesłuchań. Musimy okazać cierpliwość jeszcze przez kilka dni, zanim będziemy mogli w związku z jego osobą zbijać nasz polityczny kapitał".
6 października:
„Problem Warszawy znajduje się ciągle jeszcze w centrum uwagi światowej opinii publicznej. Prasa londyńska demonstruje zawstydzenie i wściekłość. Zawstydzenie dlatego, że mogło dojść do takiego wydarzenia [jak powstanie warszawskie], a brytyjskie siły zbrojne nie były w stanie nic na to poradzić. Wściekłość z tego powodu, że Stalin forsuje swoją politykę wojenną, nie uwzględniając brytyjskich interesów. W USA traktuje się problem Warszawy bardzo powściągliwie, najwidoczniej z powodów wyborczych. Roosevelt nie chce stracić polskich głosów. Generalnie biorąc, problem Warszawy wywołuje silne rozdźwięki wśród aliantów.
Państwa neutralne są [natomiast] oburzone sposobem, w jaki Anglia, Ameryka i Związek Sowiecki porzuciły w potrzebie warszawskich insurgentów.
Generał »Bór« skapitulował, gdyż faktycznie nie widział już żadnych możliwości dalszego oporu. Dostał się do naszej niewoli – sama skóra i kości. Został przeniesiony do dobrego lazaretu, aby najpierw doszedł do siebie. Jak dalece można go użyć do naszych celów politycznych, nie da się jeszcze przewidzieć. W każdym razie trzeba w tym względzie zachować ostrożność. Gdyby bowiem »Bór« wystąpił otwarcie po naszej stronie, to poszlibyśmy na rękę Stalinowi, który już polecił oświadczyć z niejaką precyzją, że uważa »Bora« za zdrajcę i dlatego nie akceptuje jego nominacji na polskiego naczelnego dowódcę. Naturalnie triumfowałby wobec Anglików i Amerykanów, gdyby „Bór" poszedł na naszą służbę.
Churchill wygłosił w związku z kapitulacją Warszawy cyniczną mowę pogrzebową, która przewyższa wszystkie dotychczasowe wyczyny angielskiej hipokryzji. Umywa ręce w poczuciu własnej niewinności, twierdząc, że Anglicy i Amerykanie, a także Sowieci oddali do dyspozycji taką pomoc, jaka akurat leżała w ich możliwościach. To oczywiste kłamstwo. Ponadto zadowala się tym, że z respektu wobec polskich insurgentów uchyla przed nimi kapelusza, pozostawiając ich własnemu losowi.
W Moskwie okazuje się zresztą duże niezadowolenie w związku z brytyjską krytyką sowieckiej postawy wobec problemu Warszawy. Odrzuca się ją w najostrzejszym tonie".
7 października:
„Sprawa polska nadal jest traktowana w Moskwie zgodnie ze znanymi już metodami. »Bór« znajduje się pod najostrzejszym ostrzałem sowieckiej prasy. Kapitulacja Warszawy przebiegła w sposób absolutnie rycerski. »Bór«, zanim poszedł do niewoli ze swoimi oddziałami, mógł przy pomocy komisji skontrolować stan obozów dla polskich ewakuowanych i znalazł tam wszystko w całkowitym porządku. Samemu »Borowi«, gdy się udawał do niewoli, oddano honory wojskowe. Są zdjęcia dokumentujące obecny stan Warszawy; budzą one przerażenie. Los Warszawy można wręcz uważać za zrządzenie opatrzności. Miasto zostało teraz po raz drugi podczas tej wojny całkowicie zniszczone, a przecież ta wojna wyszła także z tego miasta.
Sytuację na terenach okupowanych przedstawia się jako nieco bardziej ustabilizowaną, co uznać trzeba za konsekwencję umocnienia naszych frontów zarówno za Zachodzie, jak i na Wschodzie. Przykład Warszawy podziałał zwłaszcza na Czechów, o Polakach już nie wspominając, bardzo otrzeźwiająco".
8 października:
„Wydaje mi się rzeczą znamienną, że rozgłośnia polskiego rządu emigracyjnego w Londynie wyemitowała odezwę dotyczącą upadku Warszawy, w której przypuszczono jak najostrzejszy atak zarówno na Sowietów, jak i na Angloamerykanów. Odezwa kończy się pełnym rezygnacji stwierdzeniem, że Polska została całkowicie opuszczona".
Jednak warto to czytać
Z powyższych zapisków szefa RMVP wynika więc, że kwestiami, które w związku z powstaniem warszawskim zajmowały go najbardziej, były międzynarodowe reperkusje tego wydarzenia i możliwość doprowadzenia za jego sprawą do trwałego kryzysu w koalicji antyhitlerowskiej. Rozpatrywał też jak najpoważniej ewentualność „zbicia kapitału politycznego" w związku z wykorzystaniem osoby gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego.
Należałoby też zwrócić uwagę na długotrwałe lekceważenie niepodległościowego zrywu Polaków i towarzyszącą temu blokadę informacji o warszawskich wydarzeniach w mass mediach Trzeciej Rzeszy. Pogarszająca się sytuacja Niemiec na frontach i zamach na Hitlera 20 lipca 1944 roku skłaniały władze RMVP do przemilczania kolejnych wydarzeń, które mogłyby jeszcze bardziej zachwiać morale walczących wojsk i pogłębić defetyzm wśród mieszkańców Rzeszy.
Powstańczych walk w Warszawie nie udało się jednak zignorować, choć Goebbels w swoich dziennikach kilkakrotnie ogłaszał ich definitywny koniec. Zaczęto więc stosować technikę bagatelizacji i kłamliwej deprecjacji, przywołując też tradycyjny stereotyp szalonych Polaków, niemających pojęcia o regułach wielkiej polityki. Jednocześnie – zarówno w zapiskach Goebbelsa, jak i w propagandzie na łamach prasy oraz w przekazach radia Trzeciej Rzeszy – pojawił się znowu, tak jak w 1939 roku, wątek o Polsce jako ofierze cynicznego spisku mocarstw, które po raz kolejny opuściły swojego łatwowiernego sojusznika w potrzebie. W „Dziennikach" Goebbelsa, jak i w nazistowskiej propagandzie – głównie na polskich ziemiach okupowanych, ale po części również na obszarze „starej" Rzeszy – zaistniała też z biegiem czasu pewna korekta wizerunku warszawskich powstańców: od okrutnych „bandytów", dowodzonych przez „samozwańczego generała" (czy nawet generalissimusa) „Bora", strzelających podstępnie do regularnych wojsk niemieckich, aż po zorganizowane i dobrze walczące oddziały, na czele których stoi człowiek, któremu oddaje się honory wojskowe.
W ostatniej notatce, dotyczącej bezpośrednio Powstania Warszawskiego, autor „Dzienników" pod datą 26 października 1944 roku zapisał: „Z Warszawy za pośrednictwem Czerwonego Krzyża otrzymuję okropny raport o [tamtejszej] niedoli. Warszawska ludność płaci drogo i największymi cierpieniami za swoje powstanie. W polskich obozach przejściowych panuje głęboka rezygnacja. Istnieje bardzo duże oburzenie na dowództwo polskiego ruchu oporu. Również ta okoliczność stanowi niejakie przygotowanie dla bolszewizacji ludności polskiej". Podobnie jak w wielu innych zapisach, umieszczonych w „Dziennikach", kompletny brak empatii dla ludzi walczących o swoją wolność, zbrodniczy cynizm i bałwochwalcza wiara w geniusz Adolfa Hitlera mieszają się z chłodną i niejednokrotnie zadziwiająco trafną analizą wydarzeń wewnątrzniemieckich oraz na arenie międzynarodowej. Z tego ostatniego powodu, przemagając zrozumiałą odrazę, związaną z postacią autora „Dzienników", warto zajrzeć do jego zapisów.
Autor jest historykiem w Instytucie Studiów Politycznych PAN oraz Collegium Civitas, badaczem dziejów najnowszych. Niebawem Świat Książki wyda dwa tomy fragmentów z „Dzienników" Goebbelsa w wyborze, tłumaczeniu oraz z przypisami i wstępem prof. E.C. Króla.
Skomentuj