Prudential
Chłopcy od „Kilińskiego" mieli piata. Walnęli nim w niemieckie stanowiska i ruszyli na Prudential. Piętro po piętrze forsowali najwyższy budynek przedwojennej Warszawy. Był wśród nich „Garbaty". Od dozorcy dostał trzymetrowy maszt, od łączniczek flagę. Wdrapali się na dach i za chwilę flaga powiewała nad Warszawą. Biało-czerwona, biało-czerwona, hej, biało-czerwona! Wracając, „Garbaty" zachwiał się i osunął na ręce kolegów. Chyba nie wiedzieli, że płuca ma w kleszczach odmy. „Nieważne. Spójrzcie w górę, na łopoczącą" – powiedział.
PASTA
„Kolejny szturm na PAST-ę przy ul. Zielnej wyznaczono na późny wieczór 19 sierpnia" – wspomina ówczesny dowódca plutonu Antoni Bieniaszewski „Antek". „Przygotowano dwie pompy, kilka tysięcy mieszanki palnej. Do ataku wyznaczono siedem kompanii „Kilińskiego", drużynę saperów, patrol minerek, pluton z kompanii sztabowej i ochotników z innych oddziałów. Całą noc toczyły się zacięte walki. Budynek podpalono. Wysadzono otwory, którymi szturmujący wdarli się do środka. Rozgorzał bój o każde piętro. Wreszcie osaczona, przerażona załoga niemiecka poddała się. Wzięto do niewoli 115 jeńców, poległo 36 Niemców. Zdobyto ciężki karabin maszynowy i kilka ręcznych, a także około 50 pistoletów maszynowych".
(Wacław Gluth-Nowowiejski, „Podchorąży, rocznik 1926.... aż do ofiary życia")
Bracia Romoccy
Podczas Powstania Warszawskiego Andrzej Romocki „Morro" dowodził 2. Kompanią „Rudy" Batalionu „Zośka". Dowódcą drużyny w tej kompanii był młodszy brat Andrzeja – Janek ps. Bonawentura, co po łacinie oznacza „dobra przyszłość".
12 sierpnia o godz. 16.20 plutony Kompanii „Rudy" – „Alek" i „Sad" – pod dowództwem Andrzeja „Morro" nacierają na magazyny niemieckie przy Stawkach. „Chłopcy biegli jak szaleni, padali, podrywali się, znów biegli, padali, zrywali się... – pisze żołnierz „Sadu" Jerzy Waleszkowski „Ali". – Postanowiliśmy za wszelką cenę iść naprzód i dotrzeć do magazynów, za którymi znaleźlibyśmy osłonę. Z okrzykiem „Hurra!" podrywamy się. Ogień kaemów osadza nas na miejscu.
– Co jest, do cholery, panowie! – krzyknąłem. – Nie dają nam się ruszyć. Musimy wydostać się zza tych kamieni!
Wyczekaliśmy chwilę i... skok pod ścianę, oddaloną o 25–30 m od nas. Udało się.
– Jasiek – krzyknął któryś do „Bonawentury". – Za tymi magazynami stoi czołg!
– Dawaj gamon – rzekł „Bonawentura". – I podsadźcie mnie, tylko szybko!
Zgrabnie począł się wdrapywać na dach magazynu. Wtem strzał z kabe i „Bonawentura" stoczył się nam na głowy. Był ranny w brzuch. Krwawił silnie".
„Morro" wynosił rannych, gdy dopadła go łączniczka z wieścią o bracie. Doktor „Brom" pocieszył go, że stan Jaśka poprawia się. Obydwaj myśleli o matce. [Janek Romocki zginął podczas bombardowania szpitala 18 sierpnia, a Andrzej w końcu września na Powiślu]. ( Barbara Wachowicz, „To »Zośki« wiara")
Zagłada „RONA"
W nocy z 2 na 3 września 1944 roku 80-osobowy oddział szturmowy „Grupy Kampinos" rozgromił dwa bataliony piechoty i baterię artylerii kolaborujących z Niemcami wojsk Rosyjskiej Wyzwoleńczej Narodowej Armii („RONA" ) ponoszącej odpowiedzialność za najgorsze bestialstwa w Warszawie.
Dochodziła godzina pierwsza, gdy w głębi wsi ciszę przerwały krótkie serie pistoletu maszynowego. Oddziały błyskawicznie ruszyły naprzód. Zaskoczenie wroga było całkowite. Płomienie objęły większą część wsi. W blasku ognia widać było, jak nasi chłopcy prą naprzód, siekąc z peemów. Najgłębiej wdarł się oddział por. „Jastrzębia", docierając w rejon stanowisk artyleryjskich. Porucznik „Lawa" likwidował uciekających w kierunku wsi Łazy. Co chwila słychać było przerażające wołanie: „Hospody pomiłuj"!. Często słychać było też nawoływanie naszych chłopców: „Sobota, Sobota", co było hasłem umożliwiającym identyfikowanie się w ciemnościach. Zginęło około 250 wrogów, a 100 zostało rannych. Zdobyto działo, ckm, 13 ręcznych km, dwa ciężkie moździerze, kilkanaście pistoletów maszynowych, amunicję. Straty nasze, wynoszące ośmiu poległych i 10 rannych, można uznać za wyjątkowo niskie. (relacja Jerzego Koszady)
Łączniczka
„Gdy [Niemiec] zapytał ją, czy ma jakieś życzenia lub prośby, odparła, że ma tylko jedno pragnienie: wydobyć się na wolność, wrócić do Warszawy, by móc dalej walczyć przeciwko Niemcom. Śmiałość jej wobec generała Bacha była zadziwiająca. Przesłuchiwanie trwało kilka godzin, nie zdradziła jednak żadnej, najmniejszej wiadomości wojskowej. Bach przyznaje, że pod tym względem kobiety wykazały większą odporność i powściągliwość aniżeli mężczyźni. Zaproponował jej, że może wrócić do Warszawy z listem do dowództwa AK. Błysk w oczach dziewczyny wskazał mu, że propozycja spodobała się jej, ale zastanowiła się i zapytała, co jest treścią listu. Bach odmówił wyjaśnienia, wobec czego nie chciała się podjąć pośrednictwa. Nie mogąc jej nakłonić, Bach wyjaśnił, że list zawiera propozycję porozumienia się i zaprzestania walki. Wywołało to oburzenie łączniczki, że chciał użyć ją do zadania tak poniżającego godność żołnierza. Stanowczo oświadczyła, że za żadną cenę nie zrobi niczego, co by mogło osłabić wolę i odporność obrońców".
W rezultacie projekt spełzł na niczym. (Kazimierz Iranek-Osmecki, „Powołanie i przeznaczenie")
Skomentuj