W sowieckim „Przewodniku do sił powietrznych", który został wydany w Moskwie przez państwowe wydawnictwo wojskowe w 1935 roku, podkreślano, że „polski przemysł produkował wspaniałe myśliwce konstrukcji krajowej i inne typy samolotów". Prawdziwą perłą był najnowszy bombowiec PZL.37 Łoś. Jak zaznaczają historycy lotnictwa, Łoś należał do rodziny bombowców nowej fali. Główną cechą tych samolotów – pod względem taktycznym – była prędkość lotu, istotnie większa niż w przeszłości. Na pokazach lotniczych w Belgradzie i Paryżu maszyna ta odniosła wielki sukces, zaskakując specjalistów wojskowych z różnych krajów przede wszystkim prędkością (445 km/godz.) i obciążeniem bombowym (do 2,5 ton).
Wkrótce z innych krajów nadeszły do Warszawy propozycje w sprawie zakupu nowego bombowca. Wiosną 1939 roku Jugosławia podpisała kontrakt na dostawę 10 samolotów tego typu. Bułgaria chciała kupić 15 Łosi. Ponadto Bułgarzy wysłali swoich pilotów wojskowych na szkolenie do Polski. Istniały plany sprzedaży bombowców do Turcji i Rumunii, natomiast produkcję licencjonowaną chciały podjąć Belgia, Dania, Estonia i Finlandia.
Po inwazji Niemiec na Polskę PZL.37 Łoś planowano wykorzystać do masowego bombardowania Królewca. Pomysł ten został jednak odrzucony. Pierwszą misją bojową dla PZL.37 był atak na wojska niemieckie koło Łodzi. Według historyków polskich w ciągu dwóch tygodni kampanii wrześniowej polskie bombowce Łoś przeprowadziły 100 lotów bojowych. Front poruszał się jednak zbyt szybko. W takich okolicznościach użycie lotnictwa bombowego było nieskuteczne, a nawet niebezpieczne. Polskie samoloty mogły zbombardować pozycję swojej piechoty.
Sowieci patrzą w niebo
Od pierwszego dnia II wojny światowej Związek Sowiecki uważnie obserwował działanie wojenne w Polsce. Stalin przygotowywał się do „rzutu na Zachód" i czekał na odpowiedni moment. Na granicy polsko-sowieckiej wzmocniono patrole straży granicznej NKWD i lotnictwa wojskowego.
Pod koniec drugiego tygodnia wojny na terenie Sztabu Białoruskiego Specjalnego Okręgu Wojskowego coraz częściej wysyłał telegramy do Moskwy w sprawie naruszenia sowieckiej przestrzeni powietrznej przez polskie samoloty wojskowe. 12 września 1939 roku w okolicach Szepietówki na Ukrainie na stronę sowiecką przeleciał polski trzysilnikowy samolot. Sowieckie siły powietrzne nie dały rady go zatrzymać, a polska maszyna wróciła do Polski. 15 września 1939 roku TASS (Agencja Telegraficzna Związku Sowieckiego) powiadomiła, że dwa dni wcześniej polskie bombowce naruszyły sowiecką przestrzeń powietrzną koło Krywina i Jampoliu (teren Ukrainy). Jeden z nich został otoczony przez sowieckie samoloty i zmuszony do lądowania, a polscy piloci: podchorąży Henryk Udyk, kapral pilot Józef Bidik i pilot Stanisław Hońdo – aresztowani.
Tragiczny los pilotów
13 września 1939 roku podobne wydarzenia miały miejsce i na terenie Białoruskiego SRS. W raporcie pułkownika Pentiukowa, naczelnika pierwszego oddziału sztabu sił powietrznych Armii Czerwonej, o naruszeniach granicy państwowej ZSRS przez polskie samoloty wojskowe zaznaczono: „13.09.1939 o godz. 16.30 w rejonie miejscowości Żytkowicze (100 km na północny zachód od Mozyrza) trzy polskie samoloty »Łoś« (PZL.37) przeleciały przez naszą granicę i poleciały w głąb sowieckiego terytorium (około 130 km). Jeden samolot w rejonie miasta Wasilewicze (44 km na północny wschód od Mozyrza) rozbił się. Załoga zginęła. Dwa inne polskie samoloty zostały zmuszone przez nasze myśliwce do lądowania na polu koło Dawidowicz. Załogi ocalały, samoloty nie zostały uszkodzone". W dokumencie TASS poinformowano również, że 12 polskich lotników zostało zatrzymanych.
Samolot, który rozbił się koło Wasilewicz, został zestrzelony przez sowieckie myśliwce. Dwa inne bombowce znalazły się w rękach władz sowieckich. Jak wiemy, załogi tych samolotów zostały aresztowane przez funkcjonariuszy Straży Granicznej. Niestety, nazwiska tych 12 osób nie są znane. Wiemy tylko, że dwaj piloci byli porucznikami. Najprawdopodobniej podzielili oni los dziesiątków tysięcy polskich jeńców, schwytanych przez Armię Czerwoną na terenie tzw. Białorusi Zachodniej i Ukrainy Zachodniej po 17 września 1939 roku i zostali zamordowani przez NKWD wiosną 1940 roku. Brak jakiejkolwiek informacji o tym, co się stało z ciałami pilotów polskiego bombowca, który rozbił się w pobliżu Mozyrza. Być może polscy lotnicy pochowani zostali gdzieś w pobliżu.
Łoś trafia do Moskwy
Bombowce PZL.37 Łoś wzbudziły duże zainteresowanie wśród sowieckich konstruktorów wojskowych. W sprawie przetransportowania łosiów do Instytutu Naukowo-Badawczego Sowieckich Wojskowych Sił Lotniczych z Moskwy zostali wysłani najlepsi piloci: szef działu samolotów lądowych – I. Petrow, szef działu badań silników – G. Peczeńko, piloci – K. Kalilec, M. Nuchtikow i P. Stefanowski. Badanie polskich samolotów pokazało, że są one w dobrym stanie i gotowe do lotu. Według wspomnień uczestników tej operacji system sterowania Łosia, którego potocznie nazywano „sochaty" (po rosyjsku jedna z nazw łosia), znacznie różnił się od tego, który był w sowieckich samolotach. Obawiając się awarii układu hydraulicznego piloci lecieli do Bobrujska z wypuszczonymi kołami .
Operacja transportowania „polskich trofeów" była na tyle tajna, że nawet jednostki sowieckiej obrony przeciwlotniczej w Bobrujsku nie zostały o tym poinformowane. Kiedy więc nad miastem pokazały się „obce" samoloty z polską szachownicą na skrzydłach, dowódcy załóg dział przeciwlotniczych otworzyli do nich ogień. Sowieccy piloci musieli wykazać się wyższą sztuką latania, aby nie paść ofiarą własnych artylerzystów. Wreszcie Stefanowskiemu i Nuchtikowi udało się wylądować na bobrujskim lotnisku. Następnego dnia samoloty odleciały do miejsca ich przeznaczenia, czyli do stolicy ZSRS. W Moskwie łosia wyczekiwali przedstawiciele rządu sowieckiego i dowództwo Armii Czerwonej. Ponoć na cud polskiej myśli inżynieryjnej zechciał popatrzeć nawet „ojciec narodów" – towarzysz Stalin.
Od października do grudnia 1939 roku polskie bombowce wykonały 39 lotów. Sowieccy piloci zauważyli, że Łoś jest stabilny we wszystkich trybach lotu, a technika pilotowania jest łatwiejsza niż w sowieckich samolotach tej klasy. Po 17 września 1939 roku, w wyniku agresji ZSRS na Polskę, w ręce Sowietów trafiło wiele polskich samolotów różnego typu. Jeśli chodzi o łosie zdobyte 13 września 1939 roku na terenie Białorusi sowieckiej, to ich szczegółowe badanie było wyjątkowo skrupulatne i trwało aż do czerwca 1941 roku, czyli do ataku Niemiec hitlerowskich na Sowiety.
Autor jest białoruskim historykiem i polonistą. Ukończył Białoruski Uniwersytet Państwowy w Mińsku oraz Uniwersytet Warszawski (Studium Europy Wschodniej, 2005 ). Autor licznych artykułów naukowych o tematyce białorusko-polskiej. Zajmuje się między innymi „białoruską listą katyńską" oraz historią 20. Dywizji Piechoty Wojska Polskiego.
Komentarze
Tom Tuesday, December 30, 2014, 12:20 AM
"a technika pilotowania jest łatwiejsza niż w sowieckich samolotach tej klasy. Po 17" Bzdura Łoś był trudny w pilotażu co potwierdzają ofiary pilotów testowych w Polsce. Oraz: Małe siły na sterach. Dążenie do małych sił na sterach (dobra sterowność samolotu) stało się przyczyną zbyt dużych wzmocnień (przekompensowania), co spowodowało liczne śmiertelne wypadki podczas służby w dywizjonach bombowych
Krzysztof Thursday, April 4, 2019, 11:50 AM
Tak było we wczesnym stadium . Potem zlikwidowano przekompresowanie sterów. Łosia pilotował o się przy użyciu 2ch palców z ladunkiem bomb jak i bez.