Wychowałem się w tradycyjnym domu polskim na emigracji w Londynie. Na ścianach niewielkiego mieszkania wisiały piękne duże sztychy według Carle'a Verneta, przedstawiające ks. Józefa Poniatowskiego skaczącego do Elstery, Kozietulskiego i Krasińskiego (którego tam nie było) pod Somosierrą, ułanów polskich na widecie i ułanów polskich na biwaku. Wisiał też sztych ks. Józefa jako marszałka cesarstwa francuskiego oraz Bonapartego jako pierwszego konsula. Pamiętam tabakierkę z profilem cesarza Napoleona. Sam nabyłem mały sztych zatytułowany „La Sentinelle Endormie" przedstawiający Bonapartego jako młodego oficera, który chwycił za muszkiet śpiącego wartownika i zastępował go przed nadciągającym patrolem. Bardzo mi się podobał i chciałem wierzyć, że Napoleon był tak miły oraz szlachetny. Czytałem „Huragan" i „Szwoleżera Stacha". Miałem piękny album ze zdjęciami mundurów gwardii cesarskiej, które wściekle mi się podobały.
Jeszcze jako dziecko pokłoniłem się prochom wielkiego człowieka w krypcie paryskich Inwalidów (zresztą sprowadził je do Francji z Wyspy Świętej Heleny mój praprapradziadek – król Ludwik Filip). Można powiedzieć, że wychowałem się w kulcie Napoleona i podświadomie kojarzyłem go z Polską. W angielskiej podstawówce wściekałem się na moich kolegów, którzy mieli go za potwora i nawet porównywali go z Hitlerem.
Nabraliśmy się na własną propagandę
Po dziś dzień nie mogę się obronić przed pewnym sentymentem do cesarza Francuzów i fascynacją całą epopeją napoleońską. Ale odczułem głębokie zniechęcenie, kiedy zobaczyłem, że postawiono mu pomnik w Warszawie. Chyba nie istnieje u nas zwyczaj stawiania pomników obcym monarchom Bo gdzie Juliusz Cezar, gdzie Ludwik XIV, gdzie Franciszek I, Henryk IV, Ryszard Lwie Serce, Elżbieta I? Przecież nawet nie stawiamy pomników własnym królom. Zasługują na to na pewno Mieszko I, Bolesław Chrobry, Kazimierz Wielki, Zygmunt August, Stanisław August i inni. Co więc robi tu Napoleon? No i dlaczego właściwie u mnie w domu wisiał jego portret?
Poza miłością, którą pałał do Marii Walewskiej, nie ma żadnych danych, które by potwierdziły, że żywił sympatię do jakiegoś Polaka czy grupy Polaków
Kult Napoleona wśród Polaków ma dwa podłoża: jedno praktyczne, drugie psychologiczne. Po klęsce powstania listopadowego emigracja polityczna, zmuszona szukać schronienia i ewentualnego poparcia, wybrała Francję jako jedyne państwo konstytucyjne na kontynencie europejskim, które najlepiej ją przyjmie i może nawet w taki czy inny sposób pozwoli odtworzyć jakąś polską siłę zbrojną lub poprzeć sprawę polską. Aby spodobać się Francuzom i zarazem wyrobić u nich poczucie obowiązku wobec Polski, podkreślano wspaniałe braterstwo broni epoki napoleońskiej, poświęcenie i brawurę Polaków we wspólnej walce i – jak to zwykle bywa – nabrano się na własną propagandę.
Ciągłe wspominanie wspaniałych czynów wojskowych polskich żołnierzy w kampaniach Napoleona wzbudziło u tych, którzy je wysławiali, poczucie dumy – przecież od czasów Sobieskiego nie bardzo mieliśmy czym się chwalić w tej kwestii. Historycy i powieściopisarze zajęli się tematem ku pokrzepieniu ducha i powstała legenda, na której się wychowało kilka pokoleń. Sam Napoleon także był źródłem pocieszenia: wielki człowiek, wódz niezwyciężony został jednak w końcu zniszczony przez sojusz wrogów, tak jak wspaniała nasza Rzeczpospolita została porozbierana wskutek paskudnego spisku ościennych państw. Napoleon stał się więc symbolem dla cierpiącego narodu, pełnego kompleksów będących wynikiem niepowodzeń i stanu upodlenia, w którym się znajdował przez niemal cały XIX wiek. Dla niektórych, takich jak Mickiewicz, stał się religią.
Grabił nas i wysyłał na śmierć
Żyjemy teraz w XXI wieku, w wolnym kraju i nie musimy już szukać w historii tego rodzaju pociechy. Warto by więc się zastanowić, co dla nas, XXI-wiecznych Polaków, może znaczyć Napoleon. Czy on lubił Polskę i Polaków? Czy coś dla nas zrobił? Czy coś mu zawdzięczamy? Przecież nie byle komu, tylko zasłużonym stawia się pomniki.
Abstrahując od niewątpliwie rzeczywistej miłości, którą pałał do Marii Walewskiej, nie ma żadnych danych, które by potwierdziły, że żywił sympatię do jakiegoś Polaka czy grupy Polaków. Był trzy razy w kraju nad Wisłą. Pierwszy pobyt kojarzył mu się z entuzjazmem, z którym przyjęto go w Poznaniu i Warszawie, z błotem pod Pułtuskiem i z narzekaniami swych gwardzistów, którym właśnie wtedy nadał przezwisko „les grognards" („marudy" – przyp. red.). Drugi pobyt, w czerwcu 1812 roku, był bardzo krótki. Napoleon uniknął wszelkich niepotrzebnych spotkań z Polakami, ponieważ nie chciał się angażować w żadne konkretne plany, nie zamierzał też składać żadnych obietnic względem ich życzeń i marzeń. Trzecia wizyta, w grudniu tego samego roku, była jeszcze krótsza, właściwie okazała się być ucieczką saniami i w jej czasie odznaczył się tylko zwrotem, który wszedł do historii: „Du sublime au ridicule il n'y a qu'un pas" („Od wzniosłości do śmieszności tylko jeden krok" – przyp. red.), wypowiedzianym w rozmowie z jego ministrem w Warszawie księdzem Dominique,em-Dufour,em de Pradtem.
Czy Napoleon coś zrobił dla Polski? Stworzył Księstwo Warszawskie, przywracając simulacrum państwowości polskiej, nadał mu konstytucję i wprowadził na jego terytorium szereg postępowych instytucji, takich jak francuskie licea czy „Code Napoléon" („Kodeks Napoleona"). To państewko nie było niezależne i w żaden sposób nie było w stanie się obronić, stanowiło jednak otwartą prowokację dla trzech państw zaborczych, więc był to pocałunek Almanzora. Kilka razy wyraził chęć przywrócenia państwa polskiego w dawnych granicach, ale nie ma żadnych podstaw do twierdzenia, że poważnie to rozważał. Rozważał natomiast poważnie w latach 1811 i 1812 oddanie terytorium Księstwa Warszawskiego Rosji.
Stworzywszy księstwo, Napoleon doprowadził je do bankructwa (słynne sumy bajońskie i nie tylko). Odsprzedawał Polakom majątki zabrane im przez Prusaków. Eksploatował gospodarkę, a co gorsza – ludność, dla własnych celów. Malutkie państewko musiało wystawić olbrzymią armię (tym samym odrywając ręce od pługa), na którą nie było go stać. Ta armia walczyła wyłącznie w interesie cesarstwa francuskiego, bez żadnych korzyści dla sprawy polskiej. Wyjątkiem była kampania 1809 roku, kiedy podbito Kraków i część Galicji od Austriaków, ale i wtedy jej zdobycze trzeba było częściowo oddać. W ogóle za rządów Napoleona żołnierz polski walczył wielkim kosztem za nie swoją sprawę we Włoszech, na Karaibach, w Hiszpanii, Niemczech, Austrii, Rosji i we Francji. Trudno oszacować, ilu Polaków zginęło w tej wojaczce, ale na pewno dobre kilkadziesiąt tysięcy.
Postawmy pomnik... Aleksandrowi!
Wszczynając w 1812 roku swoją wojnę z Rosją, Napoleon sprowadził na Polskę i Polaków największe nieszczęście. Cały kraj został ogołocony przez rekwizycje żywności, spustoszony przez grabież, zniszczenia, mordy i dziesiątki, jeżeli nie setki tysięcy cywilów zginęło z powodu przemocy, głodu i choroby. Dziesiątki tysięcy żołnierzy polskich straciło życie w tej kampanii.
Co gorsza, wciągając Polaków w najazd na Rosję, skazał nasz naród na nienawiść żywioną przez wiele pokoleń Rosjan, którzy po dziś dzień myślą o nas jako ludziach, którzy w odstępie 200 lat dwa razy agresywnie wtargnęli do ich stolicy bez najmniejszego pretekstu czy usprawiedliwienia. My widzimy siebie jako ofiarę Rosji, ale oni zupełnie inaczej zapatrują się na tę sprawę, co nadal ciąży nad wszelkimi próbami pojednania.
Widząc pomnik Napoleona na warszawskim placu, mogę tylko wnioskować, że nie wyzbyliśmy się naszych XIX-wiecznych kompleksów. W innym przypadku wystawilibyśmy pomnik nie Napoleonowi, lecz... carowi Aleksandrowi I, który notabene królował nam jako Aleksander II.
Ten skomplikowany i skądinąd mało sympatyczny człowiek naprawdę bowiem lubił wielu Polaków, poczynając od Adama Czartoryskiego oraz Tadeusza Kościuszki, i nie tylko przebaczył wielu polskim żołnierzom, ale nawet uhonorował tych, którzy walczyli przeciwko niemu – czym straszliwie się naraził własnym rodakom.
Często bywał w Polsce. Też miał polską kochanicę, Marię z Czetwertyńskich Naryszkinę. Od początku swojego panowania nosił się poważnie z zamiarem przywrócenia państwowości polskiej i chociaż nie udało mu się tego do końca osiągnąć, jemu zawdzięczamy 15-letni okres Królestwa Kongresowego, dzięki któremu w dużej mierze przetrwaliśmy jako naród. Dzięki niemu Mickiewicz, Słowacki, Chopin i inni uczyli się w polskich szkołach oraz na polskich uniwersytetach, dzięki niemu dwa pokolenia wychowały się w duchu polskim. Ile instytucji polskich powstało w tym okresie, ile książek zostało wydrukowanych...
Wypadałoby uczcić Aleksandra za jego zasługi dla sprawy polskiej. Byłoby to nie tylko uznanie prawdy historycznej, ale także elegancki gest wobec Rosjan. Niestety, wciąż wolimy się trzymać legendy oraz kompleksów i płaszczyć się przed zachodnią Europą.
Autor jest brytyjskim historykiem polskiego pochodzenia. Zajmuje się problematyką Europy, a szczególnie Polski w XIX wieku. W 1997 roku otrzymał dyplom ministra spraw zagranicznych RP za wybitne zasługi dla kultury polskiej. W 2007 roku przyznano mu Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, a wydawnictwo Znak otrzymało Nagrodę im. Jerzego Skowronka za jego książkę „1812. Wojna z Rosją". Napisał także: „Warszawa 1920. Nieudany podbój Europy. Klęska Lenina" oraz „Orły nad Europą".
Skomentuj