Są momenty, kiedy czas staje jakby w miejscu, by potem biec dalej przed siebie w innym już, całkiem nowym kierunku. Czy taką chwilą była bitwa pod Borodino? Choroba pęcherza przeszkodziła wówczas Napoleonowi podjąć właściwą decyzję i posłać na osłabione oraz chwiejące się oddziały Rosjan własną gwardię, która raz na zawsze przesądziłaby o zwycięstwie. Tak przynajmniej sądzi wielu historyków. Pokazują, że walka była wygrana. Że gdyby cesarz Francuzów wykazał się taką determinacją i wyobraźnią jak tylekroć wcześniej, rosyjskie wojska Kutuzowa poszłyby w rozsypkę.
A wtedy?
A wtedy historia potoczyłaby się całkiem inaczej. Wtedy zdobycie Moskwy byłoby nie ostatnim, rozpaczliwym już niejako akordem wojny, ale przypieczętowaniem zwycięskiej kampanii. Car pozbawiony armii sam żebrałby o łaskę, sam słał posłańców, sam się układał. Wtedy i Rosja byłaby inna, i Europa. A Księstwo Warszawskie przemieniłoby się w suwerenne, wielkie państwo.
Czy upadek Napoleona można jednak sprowadzić do chwilowej niedyspozycji?
Czy klęska Wielkiej Armii, która z takim animuszem i wiarą wtargnęła w czerwcu na ziemie rosyjskie, nie była przesądzona? Brytyjska blokada, nieudana okupacja Hiszpanii, narastająca niechęć do wojowania, wreszcie wykrwawienie – to tłumaczy ją pewnie lepiej niż wirus nękający cesarza.
Można snuć, owszem, alternatywne scenariusze historii, można wyobrażać sobie, co by było i jak by się skończył pochód na Moskwę, gdyby nie owa nagła przypadłość zdrowotna. Pytam jednak, czy w takich rozważaniach nie kryje się swoista naiwność i niedojrzałość? Choroba Napoleona odgrywa tu taką rolę jak ów sławny nos Kleopatry u Pascala. Jest czymś drobnym, nieznaczącym, pozornie całkiem przypadkowym, ale jednocześnie w dziejach decydującym. Albo może złudzeniem, iluzją, że historia mogła się zakończyć inaczej. Zostawmy jednak Napoleona pod Borodino z jego dreszczami, z narastającym bólem przy oddawaniu moczu, z apatią spowodowaną cierpieniem.
Dla Polaków klęska cesarza oznaczała powrót do przeklętych pytań. Czy można było osiągnąć więcej? Czy postawiliśmy na właściwego konia? Czy poparcie dla Napoleona wynikało z naiwności, z nazbyt gorącego serca i ślepej wiary, czy też przeciwnie – było wynikiem naszego polskiego interesu? Ileż to razy takie pytania padały w naszej historii? Każde pokolenie Polaków musi na nie odpowiadać na nowo. Warto się z nimi mierzyć nie tylko po to, by lepiej rozumieć przeszłość, ale także by zrozumieć współczesność.
Skomentuj