29 września 1951 roku w szpitalu więzienia mokotowskiego zmarł płk Aleksander Krzyżanowski, legendarny „Generał Wilk". Podczas I wojny światowej służył w armii rosyjskiej, a następnie w I Korpusie Polskim gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego. Walczył z bolszewikami w wojnie 1920 roku. W II Rzeczypospolitej był zawodowym żołnierzem-artylerzystą. Uczestniczył w wojnie z Niemcami 1939 roku. Od pierwszych dni okupacji brał udział w konspiracji. W latach 1941–1944 był komendantem Okręgu Wileńskiego ZWZ-AK. Postawiony na ważnym, kresowym posterunku wpisał się na trwałe do najnowszej historii Polski. W lipcu 1944 roku dowodził operacją „Ostra Brama" (walki o Wilno). Podstępnie aresztowany przez NKWD ponad trzy lata spędził w sowieckich więzieniach i obozach internowania. Po uwolnieniu w listopadzie 1947 roku wrócił do kraju. Na wolności przebywał zaledwie osiem miesięcy.
Po powrocie do Polski Krzyżanowski jako oficer służby stałej zameldował się w Departamencie Personalnym Ministerstwa Obrony Narodowej. Deklarując „całkowitą lojalność" wobec nowych władz, poinformował o swojej działalności w okresie wojny i pobycie w sowieckich obozach. Nie zamierzał angażować się w działalność konspiracyjną. Uważał, że konspiracja nie ma już żadnego sensu, może tylko przynieść kolejne aresztowania. O byłym komendancie wileńskiej AK nie zapomniała jednak bezpieka. Na początku czerwca 1948 roku mjr Walenty Chmiel przygotował postanowienie o założeniu agenturalnego rozpracowania Krzyżanowskiego. Sprawie nadał kryptonim Panama. Równocześnie w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego powstał plan rozprawienia się z całym środowiskiem wileńskim.
Aresztowanie w „kotle"
W Gdańsku mieszkała jego żona Janina wraz z córką Olgą. Choć małżeństwo Krzyżanowskich przestało faktycznie istnieć jeszcze przed wojną, Aleksander miał nadzieję, że uda się odbudować związek. Wiosną 1948 roku został kierownikiem Centralnej Składnicy Rozliczeniowej Akcji Siewnej w nowo założonej placówce w Pakości. Namawiając córkę do odwiedzin, pisał: „Moje gniazdo w Pakości jest bardzo efektowne: mieszkam w pałacyku, który tonie w powodzi róż, zaś druga fala powodzi to ogórki, truskawki, czereśnie, a trzecia jabłka, gruszki, śliwki. Miasteczko parutysięczne, b. małe. Do swojej dyspozycji mam dwa pokoje z dywanami, łazienkami itp. instytucjami". Ukochana Oleńka była wówczas na pierwszym roku medycyny na Akademii Medycznej w Gdańsku. Zdała ostatnie egzaminy i przyjechała do Pakości 5 lipca. Nie zastała ojca, który wyjechał w sprawach służbowych. Niebawem miał wrócić do domu, ale nie stało się to nigdy.
3 lipca 1948 roku w Poznaniu po naradzie dyrektorów zakładów roszarniczych Krzyżanowski wraz z Kazimierzem Pietraszkiewiczem, byłym żołnierzem wileńskiej AK, udał się z towarzyską wizytą do jego mieszkania (Pietraszkiewicz był też zaangażowany w powojenną działalność konspiracyjną). Dobry nastrój spotkania zakłóciło wkroczenie pracowników Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Poznaniu. Zarówno Krzyżanowski, jak i Pietraszkiewicz zostali aresztowani, a w mieszkaniu funkcjonariusze UB założyli „kocioł".
Aresztowanie Krzyżanowskiego było najprawdopodobniej przypadkowe, choć nowe władze od początku uznawały żołnierzy wileńskiej AK za „wrogie" środowisko. „Wilk" przesłuchiwany przez funkcjonariuszy poznańskiej bezpieki przedstawił swój życiorys do chwili zatrzymania. Nie zataił funkcji, którą pełnił podczas wojny. Odpowiadając na pytania śledczych, przedstawił strukturę, zadania i obsadę personalną sztabu (podał tylko pseudonimy). Wspomniał o powołaniu Delegatury Rządu, akcjach zbrojnych i starciach oddziałów AK z siłami niemieckimi. Mówił też o dobrych, na początku, stosunkach z partyzantką sowiecką: „W sierpniu 1943 roku stosunki zepsuły się, ponieważ partyzantka sowiecka rozpoczęła rozbrajanie naszych oddziałów".
Śledztwo na Mokotowie
20 lipca były komendant Okręgu Wileńskiego ZWZ-AK został przewieziony do więzienia mokotowskiego. Sprawa – zarówno ze względu na stopień wojskowy aresztowanego, jak i pełnioną przezeń w czasie wojny funkcję – rozstrzygana miała być na szczeblu centralnym. Przesłuchujący „Wilka" oficerowie śledczy MBP wypytywali go o działalność konspiracyjną podczas wojny i późniejsze kontakty z byłymi podwładnymi. Aresztant wyjaśniał, że spotkał się z kilkoma swymi byłymi podkomendnymi z wileńskiej AK, ale rozmowy te miały charakter towarzyski. Zaznaczył, że sam ujawnił się w listopadzie 1947 roku w Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym w Białej Podlaskiej (w ZSRS występował pod nazwiskiem Jan Kulczycki).
Innym razem odpowiadając na pytanie o termin i miejsce pierwszej rozmowy z władzami niemieckimi, „Wilk" opowiedział o spotkaniu z porucznikiem Wehrmachtu w styczniu 1944 roku w okolicy Mikuliszek. Komendant okręgu przebywał wówczas na inspekcji w 5. Brygadzie AK „Łupaszki". Podkreślił, że odrzucił ofertę współpracy z niemieckimi władzami cywilnymi i wojskowymi. Wyjaśniając okoliczności niemieckiej propozycji, dodał, iż pojawiła się ona kilka tygodni po tym, jak w Puszczy Nalibockiej partyzantka sowiecka rozbiła jeden z nowogródzkich oddziałów AK. Jego dowódca (por. Adolf Pilch „Góra" – przyp. K.T.) ratując resztki oddziału, przyjął niemiecką pomoc. „Jak wywnioskowałem – stwierdził Krzyżanowski – fakt ten dawał Niemcom atut stosowania analogicznych posunięć [na Wileńszczyźnie]".
Składając zeznania były komendant Okręgu Wileńskiego AK unikał wymieniania nazwisk, ograniczając się do podawania pseudonimów. Wszystkie protokoły przesłuchań, ogółem 12, zostały przez niego podpisane. Jak wynika z zachowanych dokumentów, aresztant był przekonany o słuszności tego, co mówi. Nie sprawiał wrażenia zastraszonego czy złamanego psychicznie śledztwem.
Byłem li tylko żołnierzem...
11 kwietnia 1949 roku ppor. Wiesław Trutkowski sporządził 17-stronicowy akt oskarżenia przeciwko Aleksandrowi Krzyżanowskiemu. „Wilkowi" zarzucano, że jako komendant Okręgu Wileńskiego ZWZ-AK, „idąc na rękę władzy okupacyjnej niemieckiej", zorganizował placówkę kontrwywiadowczą, która rozpracowywała i mordowała działaczy komunistycznych, informowała Niemców o koncentracjach i dyslokacji oddziałów partyzantki sowieckiej, prowadziła rozmowy z przedstawicielami Wehrmachtu w celu dozbrojenia brygad wileńskiej AK i wspólnej walki z oddziałami sowieckimi. Ponadto po zwolnieniu z internowania i powrocie do kraju Krzyżanowski miał objąć kierownictwo szpiegowskiej organizacji, utworzonej z byłych członków wileńskiej AK. Akt oskarżenia zatwierdził wicedyrektor Departamentu Śledczego MBP ppłk Adam Humer.
Krzyżanowski nie przyznał się do zarzucanych mu w oskarżeniu czynów. Stojąc na czele Okręgu Wileńskiego ZWZ-AK, spełniał przecież swój żołnierski i obywatelski obowiązek. Nie poczuwając się do żadnej zbrodni, kategorycznie odmówił złożenia podpisu pod aktem oskarżenia. Była to jedyna możliwa w tych warunkach forma protestu.
Bezskuteczne były też zabiegi rodziny o umożliwienie widzenia z aresztantem. Władze więzienne zezwoliły jedynie na przesyłanie listów i przekazywanie paczek żywnościowych. Od Aleksandra sporadycznie docierały oficjalnie wysyłane kartki pocztowe i listy oraz więzienne grypsy. Informował lakonicznie o swojej sytuacji i stanie zdrowia („raz gorzej, raz lepiej – ot, zwykły los gruźlika" – list z 20 maja 1951 roku). Ogromną radość sprawiały mu listy od najbliższych: matki i siostry. Z utęsknieniem oczekiwał na wiadomości od córki („Piszcie częściej, bo listy od Was to jedyna moja radość" – kartka z 2 lipca 1950 roku).
Do mieszkających w Gdańsku żony i córki, za pośrednictwem nieznanych im osób, dotarło kilka więziennych grypsów od Aleksandra. W pierwszym „nieoficjalnym" liście z 1949 roku pisał: „Byłem li tylko żołnierzem, który walczył pod orłem z koroną, i to jest uważane za zbrodnię". Kolejny był rodzajem testamentu. Dokonując rozrachunku z samym sobą, pisał do córki: „Może byłem niezłym ojcem. Może popełniłem jednak błąd życiowy i nadmiernie poświęciłem się sprawie ogólnej. Trudno mi sądzić samemu, więc sądź Ty. Ogólnie jednak mój bilans życiowy jest jakby ujemny, jestem niezaprzeczalnie bankrutem w dziedzinie ogólnej, jak również w życiu prywatnym. Może winna temu moja donkiszoteria, może zbytnie ryzykanctwo, po prostu jakby pewna niezdolność do przystosowania do współczesnego życia". Mimo uczciwości, poświęcenia i oddania sprawie miał poczucie przegranej, własnej klęski: „Jeszcze w roku ubiegłym myślałem, że jako jedyny spadek zostawię Ci dobre imię. Ale i to jakby bierze w łeb, ponieważ zawiodło powodzenie i okazuje się, że mój cały i szczery żołnierski wysiłek był li tylko zbrodnią. Po powrocie do kraju tak chciałem odpocząć i odżegnałem się od wszelkiego rodzaju zaszczytów, odchodząc jak najdalej od polityki. Ale nie uratowało to mnie od mego dzisiejszego losu. Nie chcę nikogo obwiniać, ale sam również nie poczuwam się do żadnej winy. Mówię Ci o tym, ponieważ wiem, że mnie i moje imię, jako reprezentujące »coś«, postarają się zohydzić i zarzucić błotem, tym bardziej że bronić się nie mogę". Mimo tragicznej sytuacji potrafił również zdobyć się na dowcipny ton. List zakończył pozdrowieniem: „Twój zawsze wierny Tobie Tatek-Krawatek i dozgonny przyjaciel".
Śmierć bez sądu
Wiosną 1949 roku bezpieka przymusiła do współpracy żonę „Wilka". Nadano jej pseudonim Joanna. Funkcjonariusze UB mieli nadzieję, że jako osoba ciesząca się poważaniem w środowisku wileńskim będzie cennym agentem. Krzyżanowską funkcjonariusze UB zwerbowali, grożąc jej samej i jej siostrze długoletnim więzieniem. Mimo podpisania zobowiązania do współpracy „Joanna" nie spełniła pokładanych w niej nadziei. Starała się przekazywać jak najbardziej oględne informacje, stosując liczne uniki. Pytana na przykład o mjra Czesława Dębickiego „Jaremę", jednego z ważniejszych oficerów wileńskiej AK, stwierdziła, że zna profesora chirurgii z Gdańska o tym nazwisku. Jej wnuczka zapamiętała, że zazwyczaj radosna „babcia Jasia" nawet po latach, gdy wspominała o przesłuchaniach, przestawała się śmiać.
Gdy Krzyżanowski przebywał w więzieniu mokotowskim, jego żona przeprowadziła rozwód, a w lipcu 1950 roku wyszła za mąż. Niektórzy byli podkomendni „Wilka" mieli jej to za złe i nawet przestali podawać jej rękę na powitanie. Dla Krzyżanowskiej związek z Aleksandrem skończył się jednak już dawno, jeszcze przed wojną, choć formalnie nadal byli małżeństwem.
Zapowiadana na 27 maja 1949 roku rozprawa nie odbyła się z powodu złego stanu zdrowia oskarżonego. W załączonym do akt sprawy zaświadczeniu lekarskim pisano: „Obecny stan więźnia nie pozwala na jego stawiennictwo na sprawę sądową. Wyżej wymieniony przebywa na oddziale gruźliczym Centralnego Szpitala Więziennictwa od dnia 9 października 1948 roku. Stan chorego bardzo ciężki, rokowania złe". Oprawcy Krzyżanowskiego nie rezygnowali jednak z procesu i jeszcze kilkakrotnie zwracali się z pytaniem o stan jego zdrowia.
W ostatniej odpowiedzi z 22 września 1951 roku naczelnik więzienia przesłał orzeczenie komisji lekarskiej, w którym podkreślono, iż oskarżony „w obecnym stanie zdrowia może być na rozprawie sądowej tylko w pozycji leżącej". Tydzień później, 29 września 1951 roku, Aleksander Krzyżanowski zmarł w szpitalu więziennym po przeszło trzyletnim aresztowaniu, nie doczekawszy rozprawy sądowej. Przyczyną śmierci, obok ogólnego wycieńczenia i osłabienia organizmu, była gruźlica.
Zwłoki „Wilka" zostały w tajemnicy zakopane (trudno mówić o pochowaniu) przez władze więzienne na terenie między Powązkami komunalnymi a wojskowymi. Było to miejsce, w którym najprawdopodobniej od kwietnia 1948 roku grzebano więźniów zmarłych bądź straconych w więzieniu na Mokotowie. O zgonie i miejscu pogrzebania zwłok nie zawiadomiono rodziny. Mało tego – przez jakiś czas władze więzienne nadal przyjmowały paczki żywnościowe.
Grób pod płotem
Po październiku 1956 roku rodzina i byli podkomendni zastanawiali się nad możliwością rehabilitacji „Wilka". Krzyżanowski nie był jednak sądzony, do procesu nie doszło, nie zapadł wyrok. Nie było więc formalnych podstaw do występowania z rewizją. Poza tym uznano, że nie ma go przed kim rehabilitować.
Starania o ujawnienie miejsca pogrzebania zwłok „Wilka" podjęli córka oraz jego były podkomendny Kazimierz Augustowski. Miejsce zakopania ciała wskazał grabarz z Cmentarza Komunalnego na Powązkach. Po uzyskaniu zezwolenia, 26 kwietnia 1957 roku, przystąpiono do ekshumacji. Miejsce nie było w żaden sposób oznaczone, ale zostało wskazane trafnie. Szczątki Krzyżanowskiego leżały w trumnie bez wieka.
„Wilka" rozpoznała po uzębieniu żona, z zawodu stomatolog. Augustowski rozpoznał natomiast sprzączkę od kanadyjskich butów, które kupił Krzyżanowskiemu po jego powrocie do kraju, i strzępy wełnianej koszuli amerykańskiej, którą mu podarował. O ekshumacji wiedział i popierał ją Bolesław Piasecki – przewodniczący stowarzyszenia PAX. W lipcu 1944 roku, podczas operacji „Ostra Brama", Krzyżanowski był dowódcą ppor. Piaseckiego „Sablewskiego".
Ekshumacja i ponowny pochówek Krzyżanowskiego stały się elementem jednoczącym środowisko wileńskie. Służba Bezpieczeństwa pozyskała jednak kilku tajnych współpracowników wywodzących się z wileńskiej AK. Bodaj najważniejszym informatorem SB był Longin Wojciechowski TW „Gumka", były dowódca 4. Brygady AK.
27 kwietnia 1957 roku uroczyście przeniesiono szczątki „Generała Wilka" na Cmentarz Wojskowy na Powązkach. Nekrologi zawiadamiające o ekshumacji, żałobnej mszy i eksportacji zwłok na cmentarz ukazały się w paksowskim tygodniku „Kierunki" i w dzienniku „Słowo Powszechne" oraz w „Głosie Wielkopolski". Ręcznie pisane klepsydry (w liczbie pięciu sztuk) zostały natomiast nalepione na warszawskich kościołach.
Wileńskich akowców i przyjaciół o pogrzebie zawiadomiono listownie. Koszty związane z organizacją pogrzebu częściowo pokryli rodzina Krzyżanowskiego oraz żołnierze AK, którzy zebrali pieniądze w formie składek, a także stowarzyszenie PAX.
Pogrzeb zgromadził wielu byłych podkomendnych Krzyżanowskiego i stał się manifestacją patriotyczną. Według szacunków bezpieki na cmentarzu obecnych było około 700–800 osób. Nabożeństwo żałobne celebrował biskup pomocniczy diecezji pińskiej Karol Niemira.
W notatce sporządzonej przez SB po pogrzebie podkreślono, iż „na uwagę zasługuje fakt, że wszyscy się znali, ewentualnie wzajemnie zapoznawali się przez wspólnych znajomych". Do nieznajomych odnoszono się podejrzliwie, co utrudniało działanie funkcjonariuszom SB, którzy wmieszali się w tłum, wykonywali zdjęcia, zanotowali też 26 rejestracji samochodowych. Informacje te miały posłużyć do identyfikacji uczestników uroczystości. Pisemne raporty sporządzili też tajni współpracownicy SB.
Przy grobie „Wilka" przemawiał m.in. ppłk Jan Mazurkiewicz „Radosław". Legendarny dowódca z powstania warszawskiego, przypominając sylwetkę „Wilka", powiedział m.in. „Trzy lata śledztwa, w znanych już dziś powszechnie warunkach, i grób pod płotem cmentarza dla bezdomnych, z dala od towarzyszy broni – to końcowa faza jego żołnierskiego szlaku bojowego – bo i w więzieniu będąc – walczył o zwycięstwo prawdy i sprawiedliwości". Na grobie Krzyżanowskiego postawiono żelazny krzyż i tablicę z informacją: „Zginął śmiercią tragiczną w więzieniu mokotowskim". W 1975 roku żelazny krzyż rodzina zamieniła na grobowiec z piaskowca. Z nagrobnej tablicy musiano już jednak usunąć „niewygodny" akapit.
Autor jest profesorem historii związanym z wyższymi uczelniami Wrocławia i Opola oraz PAN. Opublikował m.in. „Konfrontacja czy współpraca? Litwa w polityce rządu polskiego na uchodźstwie 1939–1945"; „Litwini w Polsce, 1944–1997".
W najbliższych dniach zostanie wznowiona jego biografia Aleksandra „Wilka" Krzyżanowskiego.
Komentarze
Anna Gorajek Wednesday, July 17, 2019, 8:04 PM
Wdziecznosc za rzetelne dane faktow historycznych.