Zmieniła się epoka, ale nie zmienił się styl Kopra. Barwny, wartki, pełen anegdot i nieznanych faktów. „Kobiety władzy PRL" to zbiór sylwetek między innymi takich postaci jak Wanda Wasilewska, Małgorzata Fornalska, Zofia Gomułkowa, Stanisława Gierek, Zofia Nałkowska czy Nina Andrycz.
Aby dać państwu próbkę najnowszej książki Kopra, kilka cytatów z sylwetki „Krwawej Luny", czyli Julii Brystygier, szefowej Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. „Podejrzewano ją o sadyzm na tle seksualnym. Katowała rozebranych więźniów szpicrutą, ze specjalnym uwzględnieniem okolic jąder. Brystygierową powszechnie uważano za »zbrodnicze monstrum« okrucieństwem przewyższające niemieckie dozorczynie z obozów koncentracyjnych" – pisze Koper.
A oto fragment relacji przedstawiającej to, jak „Krwawa Luna" przesłuchiwała działacza PSL Szafarzyńskiego: „Maltretowany przez Lunę stanowił widok przerażający. Jądra miał na wysokości kolan. Brystygierowa wsadzała mu przyrodzenie do szuflady i następnie zatrzaskiwała, a także bez opamiętania biła więźnia. Szafarzyński wkrótce zmarł wskutek ogólnego wycieńczenia". Podczas przesłuchań znana z wyjątkowo wyuzdanego stylu życia ubeczka szczególnie upodobała sobie maltretowanie młodych chłopców. Sławomir Koper pisze, że za młodu Brystigierowa (wówczas jeszcze Julia Prajs) pozowała podobno do obrazów Picassa. Była bowiem tak koszmarnie zbudowana, że... żywcem pasowała do jego kubistycznych form. Informacja ta wygląda na złośliwy dowcip, ale to, że w II RP była agentką NKWD, nie ulega wątpliwości. Z zachwytem przywitała 17 września, a po ataku niemieckim na Sowiety wyjechała w głąb „raju robotników i chłopów".
Tam dalej składała swoim mocodawcom donosy, między innymi na... Józefa Różańskiego (wówczas jeszcze Józefa Goldberga). Żona przyszłego ubeckiego sadysty przyjęła bowiem paczkę żywnościową od rządu Sikorskiego, aby ratować przed śmiercią głodową syna. Dla Brystygierowej wszelkie kontakty z „polskimi faszystami" z Londynu były zaś dowodem na zdradę.
Po tym donosie Różańskiego przed kulą w łeb uratowało tylko to, że sam był agentem NKWD.
Gdy po 1956 roku Brystygier musiała opuścić struktury bezpieczeństwa, partyjni koledzy zapewnili jej miękkie lądowanie. Pracowała w wydawnictwach, wydawała powieści. Pod koniec życia, świadoma bezmiaru zła, które wyrządziła, miała się zaś nawrócić i przyjąć chrzest w Kościele katolickim.
Książkę Kopra, której każda strona obfituje w podobne sensacje, czyta się z zapartym tchem.
Sławomir Koper, Kobiety władzy PRL, Czerwone i Czarne
Skomentuj