Czy udział w rozbiorach przyniósł Rosji więcej korzyści, czy problemów?
To skomplikowana sprawa, ale moim zdaniem w sumie podbój w szczególności rdzennych polskich ziem przyniósł Rosji więcej złego niż dobrego. Z bardzo wielu względów. Po pierwsze miało to zdecydowanie zły wpływ na rozwój wewnętrzny Rosji – konflikt z polskim ruchem narodowym z reguły bowiem aktywizował w imperium siły reakcyjne. Przez to wiele koniecznych reform albo nie było wprowadzanych, albo wprowadzanych było zbyt nieśmiało, niekonsekwentnie i za późno.
Po drugie na pewno w XIX wieku Rosja bardzo traciła propagandowo na skutek antyrosyjskiej działalności polskich emigrantów, jej wpływów na opinię publiczną krajów zachodnich. Rosyjsko-polska walka miała też wyraźnie ujemny wpływ na reputację Rosji w świecie słowiańskim.
No i wreszcie Rosja przez cały czas albo zwalczała polskie powstanie, albo musiała się z nim liczyć. To pochłaniało jej siły. I poza tym wiązało ją z Prusami i Austrią – Petersburg musiał być solidarny z pozostałymi mocarstwami zaborczymi i jednocześnie musiał brać pod uwagę to, że któreś z nich wyciągnie przeciw niemu kartę polską...
Czyli w sumie się nie opłacało?
Uważam, że nie, choć zyski też były. Imperium Rosyjskie znalazło się w centrum Europy i zajęło ogromne tereny dawnej Rzeczypospolitej; mogło ściągać tam rekruta, co wzmacniało jego siłę wojskową. No i korzystało z działalności setek tysięcy Polaków, którzy w tej czy innej formie wybrali pracę w głębi imperium albo wręcz służbę mu. A takich było bardzo wielu. Wbrew stereotypom pod koniec XIX wieku w armii rosyjskiej samych generałów Polaków, i co więcej – wyznania katolickiego, było wiele dziesiątek, nie mówiąc już o pułkownikach. Szereg polskich gubernatorów administrowało guberniami w etnicznej Rosji. Sporo było wybitnych naukowców, przedsiębiorców.
Na początku XIX stulecia wielu Polaków i Rosjan żywiło jednak nadzieje na trwały związek obu narodów, który miał przynieść korzyści i jednym, i drugim... Czy to nigdy nie miało szans się ziścić?
Szanse były niewielkie, bo przeciw tym planom działały polska i rosyjska kultura polityczna oraz świadomość historyczna obu narodów. Zaraz po kongresie wiedeńskim w Rosji zaczęły narastać nastroje sprzeciwu wobec podobno zbyt łaskawego sposobu, w jaki Aleksander I potraktował Polaków. Oburzenie rosyjskiej opinii publicznej wywołało nie tylko to, że car utworzył niemal samodzielne Królestwo Polskie i udzielił amnestii tym Polakom, którzy po III rozbiorze mieszkali na wchodzących w skład imperium Kresach dawnej Rzeczypospolitej. Ważne było też to, że będąc poddanymi rosyjskimi, przeszli w 1812 roku na stronę Napoleona. Byli więc w rozumieniu prawa zdrajcami – w odróżnieniu od tych Polaków, którzy w 1812 roku mieszkali w Księstwie Warszawskim. Weźmy pod uwagę, że
I Wojna Ojczyźniana spowodowała erupcję rosyjskiego patriotyzmu na niespotykaną do tej pory skalę. A przecież była jeszcze sprawa ziem zabranych...
Właśnie. Pierwsze polskie spiski, które potem doprowadziły do nocy listopadowej, zostały zawiązane dlatego, że car nie zrealizował własnych obietnic włączenia do Królestwa Kresów...
Aleksander dobrze pamiętał, jak skończył jego ojciec, car Paweł. W jakich okolicznościach wstąpiła na tron jego babka, Katarzyna. I jaki czynnik kształtował władzę w Rosji przez niemal cały XVIII wiek. To były przewroty pałacowe, dokonywane przez oficerów gwardii. Rozumiem rozgoryczenie Polaków, ale Aleksander po prostu nie mógł dotrzymać tych własnych obietnic. Włączenie ziem zabranych uważano w Rosji za akt dziejowej sprawiedliwości.
Mimo że te tereny nigdy przedtem nie należały do Moskwy?
Te ziemie uważano za ruskie, a ich wcielenie – za kolejny akt zapoczątkowanego przez pierwszych wielkich książąt moskiewskich procesu „zbierania ziem ruskich".
Na balu u Czartoryskich w Puławach pewien rosyjski oficer gwardii, zachwycony Polską i Polakami, powiedział: „Trzeba w całej Rosji wprowadzić polski język!". „Jak to – wprowadzić?" – zdumieli się jego polscy rozmówcy. „To proste – car wyda odpowiedni ukaz i się wprowadzi!".
Car oczywiście był samowładcą, ale ograniczonym przez opinię elit. A elity i bez oddania Polsce Kresów miały do Aleksandra pretensje, że za dobrze traktuje Polaków. Radykałów – przyszłych dekabrystów – oburzało, że obcych (Polaków) car obdarzył swobodami i konstytucją, a swoich rodaków (Rosjan) – nie. Że w Rosji utrzymuje absolutyzm. Ich zdaniem godne potępienia było to, że liberalizację swojego imperium car zaczął od Polski. Według nich powinien zacząć od Rosji rdzennej, która zwyciężyła w wojnie z Napoleonem. Przez jakiś czas Aleksander traktował Królestwo Polskie jako poligon, doświadczenia zebrane nad Wisłą miały posłużyć temu, żeby w pewnym momencie podzielić całą Rosję na kilka autonomicznych i rządzących się liberalnymi prawami obszarów. Tego jednak też nie zrealizował, będąc pod wrażeniem ówczesnych europejskich ruchów rewolucyjnych.
Antytezą polityki Aleksandra I wobec Polaków była polska polityka Aleksandra III, która była po prostu antypolska...
Nie wydaje się ona ani zbyt konsekwentna, ani tym bardziej skuteczna. Dobrze to ilustruje pewna historia związana z Bronisławem Grąbczewskim. To był syn zesłańca, generał rosyjski, wywiadowca, podróżnik, badacz Tybetu i Azji Środkowej. Otóż Aleksander III mianował go w pewnym momencie hetmanem kozaków astrachańskich. Grąbczewski przypomniał mu wtedy, że jest Polakiem i katolikiem. Car odparł, że o tym wie, ale osobiście ma do Grąbczewskiego wielkie zaufanie i podtrzymuje decyzję o nominacji. Powiedział tak car, za którego panowania doktryna nacjonalistyczna, skierowana również przeciwko Polakom, stawała się oficjalną polityką państwową. A jednak mimo to Aleksander zachował się tu niezgodnie z tą doktryną, zgodnie raczej ze wzorcami starej daty.
Ale zasadniczo antypolską politykę prowadzono.
To oczywiście prawda. Miano nadzieję nie tyle na to, że Polacy staną się Rosjanami, ile na to, że uda się trwale odseparować polskiego chłopa od szlachty i inteligencji, sprawić, żeby stał się on bytem zupełnie odrębnym od polskiego narodu politycznego. Nawiasem mówiąc, część rosyjskich konserwatystów za to właśnie krytykowała Aleksandra II. Ludzie tak myślący uważali, że nie można bezkarnie prowadzić zasadniczo innej polityki w różnych częściach państwa, a przecież wszędzie poza Polską władza carska opierała się na ziemiaństwie i wspierała je w konfliktach z chłopami...
Zarazem warto zauważyć, że Rosjanie powszechnie nie lubili Polaków renegatów. Byli oni otoczeni pogardą. Wydaje się, że major Płut z „Pana Tadeusza" nie miałby wśród Rosjan łatwego życia. Taki na przykład Tadeusz Bułharyn, zamieszkały w Rosji polski pisarz i wydawca, który współpracował z tajną policją, był wyśmiewany przez Puszkina i wielu innych. Wsparty został przez III Oddział Carskiej Kancelarii, ale – jak określali to pamiętnikarze – było to wsparcie „wzgardliwe".
I większość Rosjan była wobec Polaków po powstaniu styczniowym wrogo nastawiona?
Badań socjologicznych wtedy nie prowadzono, ale takie emocje były częste. Polaków w ogóle uważano wtedy za zagrożenie. Co charakterystyczne, w 1866 roku, po zamachu na Aleksandra II dokonanym przez Dymitra Karakozowa, usilnie szukano „polskiego tropu" i przewodniczącym komisji śledczej mianowano Michaiła Murawiewa, słynnego „Wieszatiela", kojarzonego z bezwzględną polityką antypolską. Antypolskość w ogóle była w modzie. Polacy mieli opinię skłonnych z natury do zdrady, a uzasadnieniem tej tezy był między innymi... „Konrad Wallenrod" Mickiewicza, traktowany jako program polityczny. Jako przyznanie się, że Polacy wyrzucają na śmietnik wierność danemu słowu i suwerenowi.
Nawet coraz liczniejsze przyjazdy Polaków do pracy na tereny etnicznej Rosji uważane bywały za niebezpieczne, za forpocztę jakiejś polskiej inwazji. Dla porównania: Mikołaj I próbował wprowadzić zasadę, żeby polscy urzędnicy i wojskowi zaczynali służbę w głębi imperium, nie tylko poza Królestwem, ale także poza ziemiami zabranymi. Przy czym nie wykluczało to dobrych stosunków Polaków z Rosjanami.
Jakie postawy przeważały wśród Polaków mieszkających w Rosji?
Najczęściej nie zrywali oni związków z polskością, ale też nie byli w większości przedstawicielami tego, co później zaczęło być określane mianem Polski Walczącej. W czasie wojny z Turcją, w latach 70. XIX wieku, pewien Rosjanin odwiedził dowództwo operującej na Bałkanach rosyjskiej armii i powiedział, że czuje się tam „niby w sztabie Pana Sobieskiego" – tylu pełniło wtedy tam służbę wyższych oficerów Polaków.
A w jednej z ważniejszych inscenizacji megapatriotycznej – i, dodajmy, antypolskiej – opery Glinki „Życie za cara" (opowiadającej o tym, jak to w czasie wielkiej smuty chłop Iwan Susanin wyprowadził oddział polskich interwentów, którzy chcieli pojmać cara Michaiła Romanowa, na bagna, gdzie Polacy zginęli) partię syna Susanina odegrała śpiewaczka polskiego pochodzenia. Z domu Piłsudska...
Doktor habilitowany Leonid Gorizontow jest profesorem Narodowego Uniwersytetu Badawczego Wyższa Szkoła Ekonomii, kierownikiem Centrum Historii Polski i Rosyjsko-Polskich Stosunków Instytutu Historii Powszechnej Rosyjskiej Akademii Nauk.
Skomentuj