"Matka, nieprzejednana patriotka, nie starała się nawet ukrywać przed nami bólu i zawodu z powodu upadku powstania, wychowywała nas, robiąc właśnie nacisk na konieczność dalszej walki z wrogiem ojczyzny" – wspominał Józef Piłsudski. W pisanym wraz z bratem Bronisławem zeszycie szkolnym „Gołębiu Zułowskim" zamieszczał pieśni powstańcze. „Mając lat siedem czy dziesięć, postanowiłem sobie, że gdy tylko skończę lat 15, a więc osiągnę według mojego ówczesnego mniemania szczyt dojrzałości, to zrobię powstanie i wypędzę Moskali z Podbrzezia".
Biada czy chwała?
Wychowany do walki Piłsudski spotkał się w latach swojej młodości z „dziwolągiem psychicznym i myślowym", jakim był stosunek zapewne większości Polaków do powstania styczniowego, dziwolągiem, który kształtował pokolenia urodzone po 1863 roku.
„Z jednej więc strony prowadzono dziecko lub młodzieńca gdzieś w gęstwę lasu, by go wzruszyć zapomnianą mogiłą powstańca. [...] A obok tego głośno i nieustanne stwierdzano słowem, wzruszeniem ramion, pogardliwym lub niechętnym burknięciem wszystko, co było drugą legendą, legendą głupoty, szaleństwa, często wprost legendą zbrodni roku 1863 i jego ludzi w stosunku do nas, następnych pokoleń. [...] Więc czcić – głupotę? Więc kochać – zbrodnię? Taki byłby wywód prosty i jasny z tego dziwoląga logiki uczuciowej i moralnej".
Piłsudski nie mógł pogodzić się z nonsensem mówienia o słabości, głupocie i lekkomyślności powstańców tylko dlatego, że zostali zwyciężeni. Dręczył go „wściekły wstyd", gdy widział stosunek Polaków po 1863 roku do „wielkiej pracy narodu, który w jednym brzmieniu z całym otaczającym światem szedł na bój, na bój wielki i wspaniały".
Już w niepodległej Polsce zadawał pytanie: czy mamy nadal czcić tych, którzy nie umieli zatrzymać tego nieszczęścia, jakim – według nich – miało być jakoby powstanie, a nie czcić tych, którzy mieli siłę i odwagę „iść tak, jak inni szli i jak my teraz idziemy". Podkreślał, że Polacy umieli wówczas wykrzesać z siebie wielkość i siłę, by przez cały rok walczyć z największym państwem świata. „Czy tylko wstyd jest udziałem zwyciężonych?" – pytał retorycznie. Przypominając rzymskie powiedzenie „Vae Victis" („Biada zwyciężonym"), Piłsudski mówił: „Kiedy sam zwyciężony potwierdza te słowa, by w śmiech i pogardę obracać wielkość swoich rzeczy, to biada narodowi, który w ten sposób do wielkich rzeczy swoich się ustosunkowuje".
Klęska – wielkością? Czcić klęskę? Oczywiście, że nie o to chodziło Piłsudskiemu.
Siła pieczęci
Krytyka powstania styczniowego bolała Piłsudskiego dlatego, że unieważniała wielki wysiłek powstańców, siłę moralną i determinację, z jaką walczyli o niepodległość. Z tym nie mógł się pogodzić. Jak również z lekceważeniem faktu, który uważał za najdonioślejszy w dziejach powstania: rozkaz wydany przez władze powstania „jest bezapelacyjne spełniany, tysiące ludzi zbiera się tylko dlatego, że nakazano o godzinie takiej a takiej stanąć pod sztandarem".
Piłsudski w odczycie wygłoszonym w 1924 roku mówił, że chciał przeciwstawić wielkość legendzie głupstwa i szaleństwa, jaką miało być powstanie styczniowe. Szukał tej wielkości w ludziach: w Wielopolskim, Padlewskim, Langiewiczu, Mierosławskim – nie znalazł. Nawet w Traugucie, osądzając go chyba niesprawiedliwie: „Gdzie on jest, gdy palec boży ziemi polskiej dotyka. Razem z Białymi, siedząc w puszczy litewskiej, waha się, obawia się. Wielkości nie ma".
Znalazł ją w symbolu – pieczęci Rządu Narodowego. „W roku 1863 istniał taki symbol, który silnie – ba – nieraz wszechwładnie panował nad ludźmi. Była to pieczęć – pieczęć Rządu Narodowego. Widywałem ją w różnych muzeach – kawałeczek bibuły z drobnym pismem, a u spodu pieczęć. To był symbol siły". Piłsudski był zafascynowany posłuchem, jakim w społeczeństwie miała karteczka z pieczęcią Rządu Narodowego.
„Jeden z dowódców małego oddziału – mówiąc językiem bardziej nowoczesnym – zbandyciał. Pędzi rozkaz do dowódcy danego okręgu, Czachowskiego. Rząd nakazuje ukarać śmiercią bandytę, a Czachowski, nieznający ani jednego z członków tego Rządu, nieznający nawet ich nazwisk, czyni specjalną wyprawę, aby winnego odnaleźć. Dopada go i po odczytaniu wyroku każe go natychmiast wykonać".
Czasami, jak mówił Piłsudski, pieczątka nakazywała spełniać ciężki obowiązek, jakim było na przykład uczestniczenie w egzekucji powstańca, by wzrok patrzących mówił: „Idziesz na śmierć, ale my jesteśmy z tobą".
Przywoływał z pracy Mikołaja Berga „Zapiski o spiskach polskich i powstaniach po 1831 roku" następujący epizod: „Przyjeżdża świeżo mianowany urzędnik rosyjski do Warszawy. Staje w hotelu, puka ktoś do drzwi. Nakaz płatniczy zapłacenia podatków. – Od kogo, w czyim imieniu? – W imieniu rządu polskiego. I urzędnik moskiewski płaci podatek rządowi tajnemu, rządowi pieczęci".
Piłsudski konstatował: „Wielkość naszego narodu w wielkiej epoce istniała, a polegała na jedynym może w naszych dziejach rządzie, który, nieznany z imienia, był tak szanowany i tak słuchany, że zazdrość wzbudzać może we wszystkich krajach i we wszystkich narodach".
Powstanie 1863 roku jeszcze coś innego dało Polakom. Piłsudski uważał, że wytworzyło żołnierza „niebędącego fachowym zwierzęciem do zabijania", lecz obywatela związanego ze swoim narodem.
Na dwa lata przed wymarszem kompanii kadrowej do walki Piłsudski, komendant główny Związku Strzeleckiego, wygłosił cykl wykładów „Zarys historii militarnej powstania styczniowego". Zawarł w nich szereg krytycznych uwag o przygotowaniach do powstania, działaniach bojowych, braku jednolitego kierownictwa i koncentracji sił. Pisał to oczywiście z myślą o nowym powstaniu, o udziale strzelców w nadchodzącej wojnie.
Kończąc wykłady, mówił: „W każdym wypadku, gdy z ust moich padało słowo krytyki, stale się obawiałem, że mogę być zaliczony do rzędu tych, którzy tak haniebnie krytykowali to powstanie [...], którzy rok 1863 z pamięci, z serc chcieliby wymazać, a nad całym tym okresem wyryć słowo: zbrodnia".
Polacy stracili marzenia
Rok 1863 przyniósł Polsce coś gorszego niż represje, egzekucje, zsyłki, konfiskaty majątku, rusyfikacja. Piłsudski, gdy pytał w młodości o powstanie styczniowe, słyszał w odpowiedzi: „Nie pytaj, jest to szlachetne i piękne, ale zarazem głupie, nienawistnie przeklęte i tak już oczywiście niepraktyczne". Spotykał byłych powstańców, którzy uważali swój udział w nim za pomyłkę.
Dla Piłsudskiego rok 1863 był przełomem. Do tego momentu kolejne pokolenia przekazywały sobie tradycję walki zbrojnej o niepodległość. Powstanie styczniowe „utopione w strumieniach krwi" rozpoczyna zaś, jak to określał Piłsudski, czas panowania ostrożności i rozsądku, lęku przed ponownym powstaniem, które mogłoby się znów okazać klęską. Idea walki niepodległościowej została zarzucona. „Wspomnienie naszej bojowej przeszłości zaciera się coraz bardziej, powoli rozpływa się w nicość".
Słowa Aleksandra II wypowiedziane wobec Polaków – „Żadnych marzeń panowie!" – przed powstaniem styczniowym, zostały przez większość społeczeństwa zaakceptowane po jego upadku.
W gruncie rzeczy Piłsudski miał żal i pretensję o to, że społeczeństwo polskie pod wpływem represji jednak się ugięło i porzuciło myśl o niepodległości, nie mówiąc już o walce zbrojnej. Duch wolnościowy został zabity. I to właśnie, a nie represje było największym nieszczęściem. „Niewola wciskać się zaczęła do dusz polskich, czyniąc z Polaków nie niewolników, lecz nieledwie z własnej chęci, szukających poprawy losu u swych panów rozbiorców i w ogóle u obcych".
Wprawdzie i PPS, i Liga Narodowa w latach 90. wpisały do swoich programów walkę o niepodległość, lecz dopiero PPS – Frakcja Rewolucyjna w 1908 roku podjęła praktyczne kroki dla wojskowego przygotowania społeczeństwa, tworząc Związek Walki Czynnej, który powołał paramilitarne organizacje: Strzelca i Związek Strzelecki, kształcące kadry przyszłego wojska polskiego.
26 czerwca 1914 roku, miesiąc przed wybuchem I wojny światowej, Piłsudski wygłosił przemówienie na pogrzebie Józefa Kajetana Strzemieńczyka-Janowskiego, członka Rządu Narodowego w 1863 roku. Zwracał się w nim do strzelców: „Twój grób bezimiennym być może. Ty znajdziesz go w lesie nieznanym lub na śmietnisku więziennym – tak jak przed pół wiekiem oni znajdowali. Oni, ci nasi dziadowie, którym ten, kogo dziś chowamy, przewodził. Lecz, żołnierzu polski, ty nie zadrżysz przed walką, na którą cię twój Rząd Narodowy wyśle, bo rząd to twój wódz, co krwi żołnierskiej nie powinien, nie może żałować".
Nie wszyscy dali się przekonać, że powstańcy 1863 roku byli szaleńcami. Kilkanaście tysięcy młodych Polaków, garstka zaledwie spośród dość obojętnego w kwestii walki zbrojnej o niepodległość społeczeństwa polskiego – co podkreślał Piłsudski – garstka więc ludzi urodzonych głównie w ostatniej dekadzie XIX wieku, przeszło przeszkolenie wojskowe w Związku Strzeleckim, Strzelcu, Polskich Drużynach Strzeleckich. Walczyli następnie w Legionach Polskich i w szeregach Wojska Polskiego w latach 1918–1920. Byli wśród nich także synowie powstańców styczniowych i przyszli ojcowie żołnierzy Armii Krajowej. Jeden z nich to Stanisław Baczyński, ojciec poety Krzysztofa Kamila, żołnierza AK. Tadeusz Żuliński był pierwszym komendantem POW. Wnukami powstańców byli Henryk Dobrzański „Hubal" i Zdzisław Krasnodębski, dowódca Dywizjonu 303, Paweł Jasienica, żołnierz AK i historyk. Taka była polska sztafeta pokoleń.
Virtuti dla weteranów
„Gdy nie będziecie odwoływać się do tego, co jest bezsilnością, gdy nie będziecie rozumować jak tchórze i gdy we własne przeżycie wejrzycie, znajdziecie w sobie szacunek i ufność dla pięknej i wielkiej epoki, epoki Padlewskiego, epoki Sierakowskiego, epoki Szwarcego i epoki wielkiej dziejowej godziny, gdy ojcowie nasi szli niegdyś na boje" – mówił Piłsudski w wykładzie o wpływie Wschodu i Zachodu na Polskę w 1863 roku.
On sam wyraził swój szacunek dla weteranów powstania styczniowego, wydając 21 stycznia 1919 roku rozkaz zaliczający do szeregów Wojska Polskiego weteranów 1863 roku, z prawem noszenia specjalnego munduru. W rozkazie w rocznicę powstania styczniowego przypominał, że przez wiele lat „Jako żołnierze i obrońcy ojczyzny zostali w Polsce usunięci przez swych współczesnych gdzieś w kąt daleki, jako rzecz, o której zapomnieć należy. [...] Dla nas, żołnierzy wolnej Polski, powstańcy 1863 r. [...] pozostaną wzorem wielu cnót żołnierskich, które naśladować będziemy".
Pisał w tym rozkazie o ideale zapału, trwania i ofiarności w nierównej walce. Czy mógł przypuszczać, że tak szybko, w 1939 roku i następnych latach, ten wzór, jaki dawali powstańcy styczniowi, bardzo się przyda?
Nieprzypadkowo to właśnie rocznicę wybuchu powstania, 22 stycznia 1920 roku, Piłsudski wyznaczył jako dzień pierwszego posiedzenia Kapituły Orderu Virtuti Militari i pierwszych dekoracji tym orderem. Tamtego dnia Piłsudski zwrócił się do weteranów 1863 roku słowami: „Rozumiem dobrze, starzy koledzy, ile się goryczy w waszych sercach nieraz zbierało, i może pociechą wam będzie, że byli nieszczęśliwi od was ci, którzy wam zazdrościli. Należałem do ich liczby. Gdy nastąpiły po waszej klęsce ciężkie czasy niewoli nie tylko fizycznej, ale i duchowej, zdawało się, że szczęście powitania wiosny, którą dotąd miało każde pokolenie Polski, moje pokolenie ominie. I wtedy nieraz, zmęczony dzikimi warunkami podziemnej walki, zazdrościłem wam gorąco szczęścia walki oko w oko, pierś w pierś z wrogiem. Przyjemnie mi więc dzisiaj, w dniach tryumfu, widzieć was pośród nas, jako zasłużonych kolegów w pracy nad piorunem, co błyska i uderza".
5 sierpnia 1921 roku, w rocznicę stracenia Romualda Traugutta i czterech pozostałych członków Rządu Narodowego na stokach Cytadeli Warszawskiej, marszałek Piłsudski udekorował Orderem Virtuti Militari 10 powstańców styczniowych. Byli wśród nich: Marian Dubiecki, sekretarz Rusi w Rządzie Narodowym, Benedykt Dybowski, komisarz Rządu Narodowego na Litwę i Białoruś, oraz Aleksander Kraushar ze zasymilowanej rodziny żydowskiej, w 1863 roku redaktor konspiracyjnej prasy. Po ustanowieniu w 1930 roku Krzyża i Medalu Niepodległości odznaczeniami tymi zostali uhonorowani wszyscy żyjący wówczas – było ich 468 – powstańcy roku 1863.
Cieszyli się ogromnym szacunkiem społeczeństwa polskiego II Rzeczypospolitej, a w ogromniej mierze była to zasługa Piłsudskiego.
„Twierdziłem nieraz, że się obawiam, by synowie w tym kraju nie pluli na groby ojców swoich, że za Polskę krew swą lali. Na usunięcie tej goryczy z życia polskiego dałem z siebie dużo najlepszej pracy" – pisał Piłsudski w liście na Zjazd Legionistów w sierpniu 1932 roku. Myślał niewątpliwie o losie powstańców 1863 roku przed odzyskaniem niepodległości. Dlatego, kontynuując tę pracę 22 stycznia 1933 roku, Marszałek już wówczas – w latach 30. ograniczający swoje spotkania – przyjął około 20 weteranów powstania styczniowego i przedstawił ich swoim córkom.
Skomentuj