Nierzadko kadry namalowane ręką sprawnego fotografa opowiadają o świecie, który już przeminął, który utraciliśmy bezpowrotnie. Tak właśnie jest w przypadku dwóch pięknych albumów ze zdjęciami, które trafiły ostatnio w moje ręce. Oba opowiadają tę samą historię, historię miasta „semper fidelis", zawsze wiernego Polsce Lwowa, choć robią to na różne sposoby. Książka „Przedwojenny Lwów. Najpiękniejsze fotografie" przygotowana przez Żannę Słoniowską dla wydawnictwa RM sięga głęboko w przeszłość, album „Lwów. Miasto zatartych granic" Stanisława Sławomira Niciei wydawnictwa Libra jest zbiorem zdjęć współczesnych (choć i tu znajdziemy sporo niezwykle ciekawej ikonografii archiwalnej).
Obie zapraszają w podróż sentymentalną. Będzie ona taka nie tylko dla osób związanych ze Lwowem osobiście, ale dla każdego, komu nie jest obojętna historia własnej ojczyzny. Lwów bowiem jest jednym z ważniejszych elementów historii naszego kraju i absolutnie nie zmienia tego fakt, że został nam odebrany siłą w wyniku wojennej zawieruchy.
Lwów nigdy nie był miastem homogenicznym etnicznie, przez wieki żyli tu obok siebie Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Ormianie, Niemcy i inne narodowości. To jedyne miasto poza Rzymem, które było siedzibą trzech arcybiskupstw (katolickiego, greckokatolickiego i ormiańskiego), w którym obok wspaniałych kościołów stały równie wspaniałe cerkwie i synagogi. Niezaprzeczalnie jednak to Polacy odcisnęli na nim najsilniejsze piętno. I vice versa. Lwów także pozostawił niezatarty ślad w polskiej pamięci. Przez wieki był niezdobytą kresową twierdzą, miejscem, gdzie przecinały się ważne szlaki handlowe, ale także ścieżki wielkich polskich artystów, poetów, pisarzy i naukowców. Paradoksalnie jego rola wzrosła jeszcze w okresie zaborów. A potem były Orlęta, obrona Zadwórza..., wymieniać można niemal bez końca. Dlatego utraty tego miasta Polacy długo nie mogli, a wielu jeszcze do dziś nie może odżałować. „Trauma trwa, choć od decyzji poczdamskich minęło już siedemdziesiąt lat. Lwów był bowiem przez prawie sześć stuleci wyjątkowo silnie wpisany w historię Polski, a w czasie zaborów, zwłaszcza po uzyskaniu autonomii Galicji, stał się duchową stolicą Polski. Żyły tam tysiące Polaków tworzących zadziwiające zjawiska w nauce, kulturze i gospodarce, przez co miasto w pełni zasłużyło na określenie „fenomen"" – pisze prof. Nicieja.
Zapewne Niemcom nieco łatwiej było pogodzić się z utratą Królewca, bo dzisiejszy Kaliningrad w niczym już nie przypomina stolicy dawnych Prus Wschodnich. Ze Lwowem jest inaczej. Lwów się ostał. Wypompowano z niego polską krew i wpuszczono obcą, ale o dawnym charakterze tego miejsca wciąż świadczą wspaniałe budynki, skwery, place i, może najbardziej, cmentarze, na czele z nekropolią łyczakowską i panteonem Orląt Lwowskich.
Warto oba albumy oglądać symultanicznie. Przepiękne fotografie lwowskich kościołów, kamienic, budynków użyteczności publicznej, cmentarzy i innych obiektów, które znalazły się w wydawnictwie Libry, możemy porównać z obrazami tych samych miejsc uwiecznionymi 80, 90 czy 100 lat temu. Ulice, gmachy katedr, reprezentacyjna bryła Teatru Wielkiego czy Uniwersytetu Jana Kazimierza prezentują się okazale niezależnie od daty wykonania zdjęcia. Te przedwojenne kadry mają jednak jeszcze jeden walor, są na nich twarze ludzi, dawnych mieszkańców Lwowa – eleganckich mieszczan, handlarzy czy legendarnych lwowskich batiarów. Ich już we współczesnym Lwowie nie spotkamy. Warto dodać, że album wydawnictwa RM (choć może jego tytuł jest nieco na wyrost) zawiera zdjęcia unikalne, w większości publikowane w Polsce po raz pierwszy, wykonane przez takich mistrzów aparatu jak Adam Lenkiewicz, Zygmunt Goldhammer czy Marek Münz.
Oba wydawnictwa przede wszystkim cieszą oko, co nie znaczy, że powinniśmy pominąć warstwę tekstową, jaka znalazła się w obu albumach. We „Lwowie. Mieście zatartych granic" pięknie pisze o nim Stanisław Sławomir Nicieja, wybitny znawca tematyki kresowej. „Przedwojenny Lwów" ciekawym wstępem opatrzyła zaś rodowita lwowianka Żanna Słoniowska.
Skomentuj