Z jednej bowiem strony autor podejmujący takie wyzwanie musi sprostać zasłużenie podniesionej do rangi legendy heroicznej postawie polskiego żołnierza, zawiłości, tragizmowi i paradoksom jego losów wojennych oraz martyrologicznemu wymiarowi rodzimej pamięci zbiorowej, bez którego nasza tożsamość byłaby zapewne znośniejsza, ale zubożona. Z drugiej natomiast powinien zachować obiektywizm badacza w określeniu skali militarnego zaangażowania i ocenie jego strategicznego znaczenia, nader często wszak poświęcenie konkretnych osób czy formacji w konfrontacji ze słabością własnego potencjału bojowego, ogromną przewagą nieprzyjaciela i realną sytuacją na froncie przynosiło zwycięstwo jedynie moralne bądź emocjonalne, na pragmatycznie pojmowany rezultat walk wpływu jednak nie miało. Jednym z licznych przykładów takiego właśnie rozdźwięku między miejscem w narodowym panteonie a rzeczywistą rolą w przebiegu działań wojennych są dzieje polskich okrętów podwodnych. Kiedy po tylu latach opinię publiczną elektryzuje wiadomość o kolejnej szansie na znalezienie wraku „Orła", okrętu symbolu, łatwo zapomnieć, że Rzeczpospolita w chwili wybuchu wojny dysponowała jednym Dywizjonem Okrętów Podwodnych, dopiero w ostatnich miesiącach pokoju rozbudowanym do pięciu jednostek i niepostrzeganym jako istotna strategicznie siła nie tylko przez wrogów i aliantów, ale nawet przez polskie dowództwo. Szlak bojowy poszczególnych okrętów, choć niekiedy niezwykle dramatyczny, w kronikach światowego konfliktu ułożył się w pasmo godnych odnotowania – lecz tylko – epizodów. Pisarz zatem, który podejmuje ten temat, odpowiednie musi dać rzeczy słowo. Kolejnym, który się tego podjął, jest Kacper Śledziński.
Śledziński jako autor opracowań historycznych o profilu przede wszystkim popularyzatorskim ma już niemałe doświadczenie. Jedna z jego ostatnich prac „Czarna kawaleria", poświęcona dywizji Maczka, była nominowana do tytułu Książki Historycznej Roku. Najnowsza publikacja, opowieść o załogach polskich okrętów podwodnych w czasach II wojny, jest dojrzalszym wcieleniem tej formuły, którą pisarz konsekwentnie testował we wcześniejszych tekstach. Koncentruje się więc Śledziński przede wszystkim na bohaterach dramatu, rekonstruując ich postawy, kontury osobowości i konteksty podejmowanych decyzji, zwłaszcza w okolicznościach ekstremalnych, głównie na podstawie dokumentów osobistych: wspomnień, relacji spisanych po latach, zapisków w mniejszym lub większym stopniu autobiograficznych. Wybór takiej metody prezentowania historii nie zawsze znajdował uznanie w oczach krytyków i czytelników, ponieważ wszelkie formy pamiętnikarskie obciążone są subiektywizmem, a po opracowania i materiały archiwalne sięga autor zazwyczaj ze swobodą publicysty raczej niż badacza – także w tym przypadku „wybrana literatura", której lista zamieszczona została na końcu książki, jest rzeczywiście wybrana, kryteria jej doboru zaś nie są jasne. Ale tym razem taka właśnie koncepcja strategii pisarskiej jest zrozumiała i uzasadniona. Po pierwsze, jak już wspomniano, działania floty podwodnej i w kampanii wrześniowej, i później, miały z wojskowego punktu widzenia charakter bardzo ograniczony i z tego powodu katalog twardych źródeł historycznych jest dosyć skromny.
Poza dziennikami bojowymi jednostek i niewielkim zbiorem materiałów sztabowych polskich i jeszcze mniejszym niemieckich (dla Niemców wojna na Bałtyku była zdarzeniem zupełnie marginalnym) podstawą do napisania książki poświęconej w całości wyczynom podwodników (bo tak nazywali samych siebie marynarze) mogą być jedynie ich własne świadectwa. One też najlepiej oddają relacje międzyludzkie i dylematy indywidualne dowódców i członków załóg, a to są wątki w opowieści najciekawsze. Po drugie, przedsięwzięcie Śledzińskiego służy popularyzacji wiedzy o tym rozdziale naszej historii, nie ma natomiast ambicji drobiazgowej, naukowej analizy przebiegu służby podwodnych łowców. Beletryzowany opis bliski poetyce eseju czy nawet powieści, zaproponowany przez pisarza, sprawdza się od dawna w tej roli i może być dla czytelnika bez specjalistycznego przygotowania niezwykle skuteczną zachętą do zgłębiania tematu. Nie mówiąc już o tym, że pozwala na literacką grę wyobraźni w przestrzeniach, w których z konieczności hipotezy muszą zastępować nieznane fakty. Po trzecie wreszcie, tworzenie prozy historycznej po polsku to zamysł po prostu karkołomny, jeśli pamiętamy o naszym specyficznym nadmiarze historycznym – doświadczyliśmy tyle, że moglibyśmy obdzielić bogactwem rocznic najistotniejszych kilka bardziej „monotonnych" narodów – oraz o tym, że jedną z konsekwencji tego bogactwa jest imponująco rozwinięty ruch historyków amatorów, którzy na ogół są znakomicie przygotowani do merytorycznej dyskusji z każdym autorem i stawiają mu bardzo wysokie wymagania. Mimo tych zastrzeżeń i dzięki rozstrzygnięciom autora nowe dzieło Śledzińskiego jest lekturą zajmującą i inspirującą do sporów. A to wystarczy, aby książkę polecić.
Kacper Śledziński Odwaga straceńców. Polscy bohaterowie wojny podwodnej Znak
Skomentuj