Pod koniec grudnia 1952 r. warszawiacy tłumnie odwiedzali Arsenał, gdzie odbywała się głośna wystawa „Oto Ameryka". Zgromadzono na niej wszystko, co mogło symbolizować „ciemną" stronę Ameryki. Były tam więc pistolety i szpiegowskie aparaty fotograficzne, bomby napalmowe i zdjęcia zamordowanych czarnych mieszkańców amerykańskich miast. Warszawiacy potrafili jednak godzinami stać w kolejce, aby zobaczyć kawałek Ameryki, którą na co dzień tak zohydzała im komunistyczna propaganda. Dokładnie w tym samym czasie Polska Agencja Prasowa doniosła o ujawnieniu się V Komendy WiN, organizacji „bandyckiego" podziemia, które od kilku lat miało już nie istnieć. PAP cytowała oświadczenie jej szefów, niejakiego „Kosa" i jego zastępcy „Wiktora", którzy mieli przekazać organom bezpieczeństwa broń, radiostację, szyfry oraz ponad milion dolarów otrzymanych od Brytyjczyków i Amerykanów. Jedno z ich stwierdzeń miało szczególną siłę propagandową. Brzmiało ono: „(...) kierowaliśmy organizacją wtedy, kiedy na naszych oczach w Warszawie rosły nowe dzielnice mieszkaniowe, dziesiątki nowych fabryk, kiedy zaczęto wznosić Nową Hutę, kiedy odbudowywał się stary Gdańsk". Oświadczenie kończyło się deklaracją stopniowego likwidowania całej organizacji. Reżimowe gazety powielały je jeszcze przez wiele dni. Przytaczała je też Polska Kronika Filmowa. W styczniu 1953 r. Departament V MBP, pisząc o nastrojach społeczeństwa w związku z ostatecznym zlikwidowaniem WiN, podkreślał, że „naród polski widzi, że nasyłanie szpiegów przez imperializm amerykański z dnia na dzień ukraca się".
W rzeczywistości była to skrupulatnie przygotowana akcja propagandowa, która miała być ostatnim akordem wielkiej operacji bezpieki wymierzonej w antykomunistyczne podziemie i tych, którzy chcieli je wspierać. Nawet jej zbieżność z antyamerykańską wystawą w Arsenale nie była przypadkowa. Ale operacja „Cezary", bo taki MBP nadało jej kryptonim, zaczęła się prawie cztery lata wcześniej.
MBP konstruuje operację
Od początku najważniejszym przeciwnikiem bezpieki było zbrojne podziemie, w ubeckim slangu zwane po prostu „bandami". Najpierw wchodziły one w skład struktur AK–DSZ, potem WiN, a także NSZ–NZW oraz dziesiątek innych, znacznie mniejszych podziemnych organizacji.
Oczywiście struktury AK–WiN były najsilniejsze. Jednak latem 1947 r. całe podziemie znalazło się już w głębokim kryzysie. Jego powodem była ogłoszona 22 lutego 1947 r. amnestia, z której skorzystało prawie 54 tys. członków podziemia, w tym ponad 20 tys. członków Zrzeszenia WiN. Jego jednolite struktury zbrojne de facto przestały istnieć. Ale WiN miał jeszcze struktury polityczne, przede wszystkim IV Komendę kierowaną przez ppłk. Łukasza Cieplińskiego. Istniały też niektóre ogniwa na niższych poziomach. Ich rozbicie było jednak tylko kwestią czasu z powodu licznej w terenie agentury UB. Tak też się niebawem stało. 28 listopada 1947 r. w Katowicach aresztowano ppłk. Cieplińskiego, a w kolejnych tygodniach zatrzymano kilkadziesiąt osób związanych z organizacją. Dzięki ich zeznaniom UB dowiedziało się, że w Londynie działa Delegatura Zagraniczna WiN, krypt. „Dardanele", kierowana przez ppłk. Józefa Maciołka, a jej łączność z krajem jest utrzymywana przez skrzynki kontaktowe w Jeleniej Górze i Prudniku oraz trzy inne punkty kontaktowe. Na jeden z tych punktów miał przybyć kurier z Londynu. I właśnie wtedy bezpieka postanowiła podjąć swoistą grę wywiadowczą.W czasie operacji „Cezary" UB przejęło 17 przesłanych z Zachodu radiostacji, ponad milion dolarów brytyjskiej i amerykańskiej pomocy dla podziemia oraz kilkaset kilogramów złota
W tym celu opracowano koncepcję utrzymania dotychczasowej łączności z londyńską delegaturą za pomocą podstawionej przez UB agentury, która miała odgrywać rolę rzekomo istniejącej V Komendy WiN. Pomysłodawcą i jednym z wykonawców operacji był płk. Henryk Wendrowski z Departamentu III MBP. Pod przybranym pseudonimem Zygmunt miał on być kierownikiem Wydziału Informacji V Komendy WiN. Pojawił się jednak organizacyjny problem: kto powinien personalnie firmować fikcyjną V Komendę, aby zyskała wiarygodność na Zachodzie. Kierownictwo MBP gorączkowo zaczęło szukać potencjalnych kandydatów. Jednym z nich był legendarny szef Kedywu gen. Emil Fieldorf „Nil", który w październiku 1947 r. powrócił ze Związku Sowieckiego (gdzie został deportowany pod innym nazwiskiem), a w lutym 1948 r. ujawnił się w RKU w Łodzi. Jednak próba zmuszenia go, by stanął na czele V Komendy WiN, zakończyła się fiaskiem. Rozważano jeszcze inne kandydatury, ale w końcu wybór padł na przebywającego w areszcie UB Stefana Sieńkę ps. Wiktor.
Kandydat prawie idealny
Stefan Sieńko pochodził z Mokłuczki w gminie Błażowa na Rzeszowszczyźnie. W czasie okupacji był żołnierzem AK, absolwentem konspiracyjnej podchorążówki, a następnie zastępcą dowódcy plutonu w Placówce AK Błażowa. Uczestniczył w wielu akcjach zbrojnych i był wyróżniany za odwagę. Po zajęciu Rzeszowszczyzny przez Armię Czerwoną pozostał w konspiracji. W sierpniu 1944 r. znalazł się w składzie zgrupowania partyzanckiego, które miało iść z odsieczą walczącej Warszawie. Na początku października brał udział w nieudanej próbie rozbicia więzienia w Rzeszowie. Potem się ukrywał poszukiwany przez UB. Gdy powołano WiN, został zastępcą ppłk. Maciołka, który kierował siatką wywiadowczą Obszaru Południowego WiN i jednocześnie był zastępcą prezesa tego obszaru. Po jego wyjeździe na Zachód we wrześniu 1946 r. został faktycznym szefem siatki. Na początku następnego roku awansował na kierownika Biura Studiów w Wydziale Informacji IV Komendy WiN. Gdy na przełomie listopada i grudnia 1947 r. komendę dotknęła fala aresztowań, również Sieńko trafił w ręce UB. Nie jest jednak do końca pewne, czy jego aresztowanie nie było sfingowane i czy Sieńko nie był już wtedy agentem UB. W każdym razie z dokumentacji UB wynika, że w połowie grudnia Sieńko występował już jako agent bezpieki.
W ocenie Wendrowskiego Sieńko doskonale nadawał się do odegrania kluczowej roli w operacji. Po pierwsze, dobrze znał szefa Zagranicznej Delegatury WiN ppłk. Józefa Maciołka, z którym był nawet skoligacony. Po drugie, cieszył się jego pełnym zaufaniem, był traktowany przez niego wręcz po ojcowsku. Po trzecie, znał również Adama Boryczkę, jednego z najważniejszych kurierów delegatury, który wiele razy przybywał z misją do Polski. Ponadto Sieńko miał spore wywiadowcze doświadczenie z czasów AK i WiN i nie musiał się specjalnie przygotowywać do roli, jaką napisało dla niego UB. Miał też dobry kontakt z wywodzącym się z AK płk. Wendrowskim, co nie było bez znaczenia w trakcie bieżącego planowania działań. W ciągu następnych czterech lat dowiódł również, że jako agent UB jest bardzo pracowity, wręcz niezmordowany w wykonywaniu zlecanych mu zadań. W rękach bezpieki stał się prawdziwym narzędziem zdrady swoich dawnych towarzyszy.
Zdobyć zaufanie
Operację zapoczątkowało spotkanie Sieńki z przybyłym do kraju kurierem londyńskiej delegatury Adamem Boryczką. Doszło do niego 18 grudnia 1947 r. i Sieńko zdołał przekonać rozmówcę do odbudowy organizacji po niedawnych aresztowaniach przez UB. Potem skontaktował go z celowo pozostawionym na wolności Mieczysławem Kawalcem („Psarskim"), byłym kierownikiem Wydziału Informacji IV Komendy WiN, który nieświadomy operacyjnej gry bezpieki został na początku szefem fikcyjnej V Komendy WiN. Oprócz nich w jej skład weszli „Zygmunt" (płk Wendrowski) i „Kos" (prawdopodobnie funkcjonariusz MBP J. J. Kowalski). Oczywiście główną rolę w pozyskaniu zaufania Delegatury Zagranicznej WiN odegrał Sieńko z racji więzi, jakie łączyły go z Maciołkiem. Potem z prowadzonej gry UB usunęło Kawalca, aresztując go. Nowym szefem V Komendy został „Kos". I to właśnie takiemu, już całkowicie kontrolowanemu przez UB kierownictwu, Boryczko w kwietniu 1948 r. przekazał 35 tys. dolarów na potrzeby organizacyjne, otrzymując w zamian pierwszą instrukcję dla delegatury w Londynie.
Po uwiarygodnieniu się V Komendy kolejnym etapem było przechwycenie kontaktów oraz dróg przerzutowych delegatury i przejęcie kontroli nad działalnością i powiązaniami organizacyjnymi WiN w kraju. W październiku 1948 r. kurier z Londynu przywiózł kolejne 30 tys. dolarów, a z powrotem zabrał spreparowane przez UB materiały informacyjne oraz następne instrukcje. Aby dodatkowo wzmocnić wiarygodność V Komendy, do Londynu ze specjalną misją wysłano niczego nieświadomego Jerzego Cichalskiego, który myślał, że faktycznie reprezentuje prawdziwy WiN. Jego spotkania z ludźmi delegatury rozwiały ostatnie wątpliwości.
W ręce UB zaczęły trafiać z Zachodu coraz ciekawsze materiały wywiadowcze, znacznie poszerzające wiedzę bezpieki na temat środowisk emigracyjnych udzielających wsparcia WiN. Potem przyszedł kolejny sukces. UB zdobyło tajny plan „X", zawierający wytyczne dla Zrzeszenia WiN na wypadek ewentualnego światowego konfliktu zbrojnego. WiN miał m.in. rozpoznać sytuację w kraju, przede wszystkim w kwestiach wojskowych i gospodarczych. Po nawiązaniu przez delegaturę współpracy z CIA plan „X" został uzupełniony i skonkretyzowany w postaci planu „Wulkan", który z kolei przewidywał intensyfikację działalności dywersyjnej w kraju. Zawarta w 1950 r. umowa londyńskiego WiN z Amerykanami otworzyła przed UB nowe perspektywy. Najważniejszym celem stało się teraz rozpracowanie struktur CIA w Europie Środkowej. Jednak wtedy Amerykanie postanowili zweryfikować sprawność działania londyńskiej delegatury oraz samego Zrzeszenia WiN. Postawili konkretne wymagania: przerzut sprzętu radiowego, uruchomienie stałej łączności radiowej z krajem oraz skierowanie z Polski kilku osób w celu wzmocnienia delegatury. Te żądania wymusiły na UB rozbudowę fikcyjnej V Komendy WiN, co jednak zwiększało ryzyko jej zdemaskowania. UB zdecydowało się zatem na ofensywne działania wobec Amerykanów. W tym celu m.in. przerzucono na Zachód agenta UB Michała Stróżyńskiego, który przekonał Amerykanów o istnieniu silnej struktury konspiracyjnej w Polsce. To był ważny moment w całej operacji. Od tej chwili bezpieka kontrolowała nie tylko krajowe ogniwa WiN i jego delegaturę, ale także z sukcesami prowadziła grę z amerykańskim i brytyjskim wywiadem, poznając ich metody, ludzi oraz przejmując sprzęt i pieniądze przesyłane dla antykomunistycznego podziemia w Polsce.
Kreml nakazuje przerwać operację
Z ramienia Departamentu III MBP oprócz płk. Wendrowskiego w operację byli zaangażowani m.in. oficerowie Wydziału II Roman Wysocki i Jan Wołkow. Nadzór nad nią sprawował dyrektor Departamentu III płk Jan Tataj, a od marca 1950 r. płk Józef Czaplicki. Na początku 1949 r. bezpośrednie prowadzenie sprawy przejął wicedyrektor tego departamentu płk Leon Andrzejewski i to on był do końca prawdziwym mózgiem operacji. O wszystkich działaniach był informowany również wiceminister Konrad Świetlik, który nadzorował pracę Departamentu III, a także minister Stanisław Radkiewicz.
Jednak tylko z pozoru była to samodzielna operacja UB. W rzeczywistości od początku do końca merytoryczny i polityczny nadzór nad nią sprawował wywiad KGB. Część historyków uważa nawet, że sam pomysł operacji „Cezary" pochodził od Sowietów. Miała być ona bowiem wzorowana na sowieckiej operacji „Trust" z lat 20. Czeka utworzyła wówczas fikcyjną organizację podziemną – Monarchistyczną Organizację Rosji Środkowej – za pomocą której udało jej się sparaliżować wiele działających na Zachodzie organizacji rosyjskich emigrantów, a także spenetrować zachodnie służby wywiadowcze.
W zachowanej w archiwach IPN dokumentacji operacji „Cezary" znajduje się wiele dokumentów wskazujących na bieżący nadzór strony sowieckiej. To również ona zadecydowała o przerwaniu operacji w grudniu 1952 r. mimo odnoszonych wówczas sukcesów. Kreml po prostu obawiał się jej zdemaskowania, co zaprzepaściłoby możliwość propagandowego wykorzystania dotychczasowych rezultatów. Wywiad sowiecki miał już bowiem otrzymać sygnały, że Amerykanie zorientowali się w istocie mistyfikacji. Właśnie dlatego 28 grudnia 1952 r. polska bezpieka rozpoczęła akcję propagandową, która miała skompromitować w oczach społeczeństwa emigrację, podziemie oraz sam Zachód.
Operacja „Cezary" uderzyła przede wszystkim w resztki antykomunistycznego podziemia w Polsce. Uzyskane w jej trakcie informacje posłużyły UB do rozpracowania działających jeszcze ogniw podziemia. Jedną z najbardziej spektakularnych była sprawa o kryptonimie „Obszar", skierowana przeciw oddziałowi partyzanckiemu kpt. Kazimierza Kamieńskiego „Huzara" na Białostocczyźnie. W celu jego zlikwidowania MBP upozorowało m.in. istnienie kilkustopniowych struktur sztabowych Zrzeszenia WiN. Wciągnięty w tę prowokację legendarny partyzant po kilku miesiącach dał się skłonić do opuszczenia swojego terenu i w październiku 1952 r. został podstępnie aresztowany w Warszawie. Bezpieka aresztowała również wielu innych członków WiN. Spośród około 120 uwięzionych WiN-owców 55 skazano na długoletnie więzienie, a 15 na karę śmierci, z czego sześć wyroków wykonano.
W ramach operacji „Cezary" UB nie ograniczało się tylko do rozpracowywania konspiracji poakowskiej. Wykorzystując kontakty emigracyjnych przywódców stronnictw politycznych z Delegaturą Zagraniczną WiN, V Komenda docierała do dawnych działaczy PPS-WRN, PSL, SP, SN i innych organizacji, infiltrując te środowiska. To posłużyło później UB do rozpętania tzw. afery Bergu, której sednem miało być ujawnienie, że emigracyjne stronnictwa pomagały CIA w działalności wywiadowczej i dywersyjnej w Polsce, za co otrzymywały pieniądze. W konsekwencji pogłębiło to rozłam emigracji.
W czasie operacji „Cezary" przejęto m.in. 17 przesłanych z Zachodu radiostacji, ponad milion dolarów i kilkaset kilogramów złota. Przejęto również przerzucanych z Zachodu emisariuszy, podsyłając w zamian agentów UB. Mając kontakty z amerykańskimi i brytyjskimi służbami, bezpieka mogła poznawać ich faktyczne zamiary i cele, co rzeczywiście pozwalało jej się poczuć jak prawdziwy zwycięzca w wywiadowczej wojnie z Zachodem. Dlatego przez wiele lat chlubiono się sukcesem operacji i jeszcze w latach 80. na jej podstawie szkolono oficerów Służby Bezpieczeństwa.
Komentarze
Andrzej Saturday, June 29, 2019, 11:23 PM
Fantastycznie przeprowadzona kombinacja operacyjna!