Bułgaria, kraj o znakomitej historii, kojarzony jest głównie ze Złotymi Piaskami.
Jest w tym sporo prawdy. Jeśli mówi się o Bałkanach choćby pod kontem podróżniczym, Bułgaria w tym krajobrazie pełni trochę rolę kurortu. Kojarzy się z czasami socjalizmu, kiedy jechało się tam nad morze, ale tak naprawdę niewiele osób potrafi cokolwiek powiedzieć na jej temat poza stereotypowymi wyobrażeniami. Bośnia, Serbia, niedaleka Albania czy Macedonia wzbudzają więcej emocji i zainteresowania.
Macedonia w ostatnich latach wydała spore pieniądze, żeby wypromować swój obraz historii.
I to przyniosło efekty. Macedonia ma dziś swój własny, choć kontrowersyjny, język komunikacji ze światem zewnętrznym. Bułgaria stoi dopiero przed jego wyborem. Kiedy go znajdzie, wydobywając się trochę z tych różnych stereotypów, może być naprawdę ciekawie. Dla mnie jako naukowca Bułgaria jest warta szczególnej uwagi. Zresztą w Polsce istnieje sporo ośrodków bułgarystyki, niektórzy mówią, że najwięcej na świecie. W tych ośrodkach uczy się też spora liczba studentów, którzy sprawiają, że ta wiedza jest kontynuowana i pogłębiana.
Porozmawiajmy więc o Bułgarii, państwie, które ukonstytuowało się na kilkaset lat przed Polską: powstało w roku 681, natomiast w 864 r. przyjęło chrzest.
A w 1018 r. zostało zajęte na blisko dwa stulecia przez Bizancjum, po czym, przez okres samostanowienia w latach 1186–1398, zostało podbite na kolejne 500 lat przez osmańską Turcję.
Wyrwanie się spod tego panowania zawdzięczają Rosjanom i to tłumaczy prorosyjskość widoczną tam w postaci pomników rosyjskich generałów i carów, bynajmniej, jak to jest u nas, nie kontestowaną przez nikogo, a wręcz przeciwnie.
Chyba od żadnego Polaka, który się nie zajmuje Bułgarią, nie usłyszałam takiej etykietki, że to jest kraj prorosyjski. Co nie znaczy, że nie jest. Istnieje wiele powiązań z Rosją, państwem, które jest dla Bułgarów bardzo ważne.
Nie tak jak Serbia, to na pewno...
Na historii bułgarskiej bardzo zaważyła obecność Turków, 500 lat panowania osmańskiego. Bułgarzy budują opowieść o własnej historii w dużym stopniu w oparciu o czasy panowania osmańskiego. Ono skończyło się bardzo późno, wykluczając Bułgarię z orbity tak zwanej Europy, która była tylko odległym wyobrażeniem, a nie realnością. Bardzo późno, bo pod koniec XVIII, a właściwie dopiero w XIX wieku, zaczęli siebie identyfikować jako wspólnotę w nowoczesnym ujęciu. Ta identyfikacja była dosyć trudna, bo postanowili, że zwrócą się właśnie w stronę modernizacji kulturowej i politycznej w sensie europejskim, a przecież przez 500 lat bytowali w zupełnie innym kręgu kulturowym i politycznym. Jest wiele mitów narosłych na temat panowania osmańskiego, co dobrze wyraża m.in. słowo „jarzmo”, utrwalone przez wielu twórców odrodzenia narodowego, które weszło też do potocznego obiegu. Mniej się mówi o tym, że Bułgarzy korzystali z Turcji ekonomicznie. To było bardzo dobrze zorganizowane państwo, które dało im swoją obecność, podrzędną, ale jednak obecność w ramach Imperium Osmańskiego, możliwość awansu społecznego, podniesienia statusu, odbywały się konwersje, żeby ten status podnieść. A mimo to decydują się iść ku Europie. Zwracają się ku niej, nie za bardzo wiedząc, czym ta Europa jest, a Europa też nie wie, kim są Bułgarzy. Zaczyna się dosyć trudny proces, bardzo złożony, mający odpowiedzieć na pytanie o to, kim nowoczesny Bułgar ma być.
Skąd wzięto wzorce po odrzuceniu tradycji osmańskiej i braku wiedzy o zachodnich standardach?
Rolę intelektualnych przewodników przejęli, nielubiani zresztą, Grecy, pełniący ważniejsze funkcje w strukturach kościelnych do momentu uzyskania przez Cerkiew bułgarską autokefalii (samodzielności) w drugiej połowie XIX w. To Grecy stworzyli pierwsze nowoczesne szkoły, do których chodzili młodzi Bułgarzy, żeby potem wybrani mogli dalej wyruszyć na uniwersytety w Europie. Poza tym Bułgarzy w czasach tureckich pełnili w swym państwie rolę podrzędną, należeli do niższego duchowieństwa, wyższe funkcje były zarezerwowane dla Greków. Stali też gorzej ekonomicznie. Było więc bardzo mało ludzi, którzy potrafiliby wziąć na swoje barki tworzenie nowej tożsamości. Tym bardziej że elity traktowane były z nieufnością, jako obce ciało w organizmie, który w swej masie wciąż był narodem chłopskim. Należało więc dopiero elitę wykształcić. Tu faktycznie dużą rolę odegrała Rosja jako ważne medium zapośredniczenia kultury, literatury, szkół, uniwersytetów.
Odbywało się to tylko na płaszczyźnie czysto intelektualnej?
Na intelektualnej, ale zakotwiczonej w różnych mitologiach. W połowie XIX w. wykształcił się mit bułgarskiej księżniczki Rajny i dziadka Iwana, o którym pisze bułgarski badacz Nikołaj Aretow. W tym micie Bułgaria, czyli Rajna, jest księżniczką – piękną, lecz bezwolną, a Iwan, czyli Rosja, wyraża męską ofensywną siłę. Przynosi wyzwolenie i pełni funkcję opiekuńczą. Bułgaria odgrywa w nim rolę pasywną, podporządkowaną. Mit ten wciąż jest żywotny w różnych wariantach. Istnieje jednak także silna strona racjonalna w relacjach między oboma narodami. W czasie trwania wojny rosyjsko-tureckiej, której efektem było m.in. oswobodzenie Bułgarii, w Rosji pokładane były ogromne nadzieje, które zaowocowały w finale ogromnymi rozczarowaniami. Bułgarzy mieli za złe Moskwie, że pozostawiła ich samych sobie i nie wzięła na siebie roli przewodnika. Z drugiej strony, Bułgarzy byli wdzięczni Rosjanom, że jako pierwsi docenili ich ludową twórczość na początku XIX w., dzięki czemu sami ją bardziej docenili i zaczęli wyrażać siebie samych jako młody naród za pomocą tych kodów kulturowych. Stało się tak za sprawą rosyjskiego badacza Venelina, który pojechał do Bułgarii, odkrył bułgarskie pieśni ludowe i posiadł przekonanie, że to kultura, o której powinien dowiedzieć się cały świat. Można powiedzieć, że już w XX w. takim przełomem w relacjach Bułgaria–Rosja, był czas po II wojnie światowej, kiedy do Bułgarii zawitał komunizm.
Był konsekwencją włościańskich korzeni nowej Bułgarii?
Bułgaria podczas II wojny światowej przystępuje do walki po stronie państw Osi. Jednocześnie w kraju działa silna partyzantka komunistyczna, pod dowództwem przyszłego dyktatora Todora Żiwkowa, sterowana i sponsorowana przez sowiecką Rosję. Po wojnie jego ludzie przejmują władzę w Bułgarii i do końca lat 40. zajmują się fizyczną eliminacją przeciwników. Ci znajdowani byli zarówno we własnych szeregach, jak i w przedwojennych jeszcze partiach, rekrutowali się z ludowców i socjalisów, a łączył ich właśnie ów demokratyczny rys. Liczne kary śmierci wydane w sfingowanych procesach rys ów zlikwidowały.
Schemat lat powojennych pod okupacją sowiecką jest praktycznie wszędzie identyczny. Różnice powstają po śmierci Stalina. Polska zaczyna się uczłowieczać, owocując Gomułką. Enver Hodża idzie w zaparte, wyrzucając Rosjan z Albanii pod pretekstem zdrady ideałów rewolucji. Co dzieje się w Bułgarii?
Państwo poszło w kierunku zmian. W połowie lat 50. przyszła tak zwana odwilż. Na scenę polityczną wchodzi mocno Todor Żiwkow, potępia dawne czasy, Stalina, poprzednich dyktatorów. W tym głównego zawiadującego powojenną Bułgarią, czyli Wyłko Czerwenkowa, który był bardzo brutalnym politykiem. Żiwkow zbudował swój nowy mit niejako w opozycji wobec tego krwawego przywódcy.
Który z kolei był politycznym synem chrzestnym Georgiego Dymitrowa.
Premiera Bułgarii w latach 1946–1949, który zginął w bardzo dziwnych okolicznościach, w Moskwie. Jego następcą jest wspomniany Czerwenkow. A po odwilży przychodzi czas Todora Żiwkowa, który przejmie władzę na kolejne kilkadziesiąt lat. Razem z Hodżą, albańskim przywódcą, byli dwoma najdłużej panującymi, zmieniając swoje statusy partyjne, pozycje polityczne, ludzi wokół siebie. Żiwkow rządził Bułgarią bardzo konsekwentnie, a przez wiele lat także z wysoką akceptacją społeczną.
Ale wróćmy do odwilży, która została wprowadzona deklaratywnie, w sposób właściwie fasadowy. Owszem, potępiono zbrodnie, lecz niewiele dano w zamian, a aparat policyjny nadal działał bardzo sprawnie. Żiwkow miał dobroduszną twarz ojca, ale w rzeczywistości był brutalnym politykiem podporządkowanym Związkowi Radzieckiemu. Jednocześnie był też świetnym psychologiem społecznym, który umiał manipulować masami, i zapewnił sobie władzę na wiele lat, właściwie do 1989 r.
Na czym więc polegała ta odwilż?
Po 1956 r. nie nastąpiło specjalne rozluźnienie polityczne czy kulturowe. Można powiedzieć, że środowiska, które byłyby w jakikolwiek sposób przeciwne sytuacji w kraju, po prostu nie istniały. Nie zaistniał też opór systemowy. Owszem, były jednostki, które na różne sposoby starały się pokazać swój stosunek do komunizmu, ale były one błyskawicznie marginalizowane. Niszczono je za pomocą ostracyzmu: zwalniano ich z pracy, otaczano zakazem jakiejkolwiek publikacji, zatrudniania. W ten sposób ich unieszkodliwiano.
Żiwkow obwiązał Bułgarię całą siecią instytucji, również policyjnych, urzędniczych, które kontrolowały obywateli na każdym etapie. Chwalił się, że w Bułgarii nie ma cenzury, ale ona nie była potrzebna, bo ludzie sami się cenzurowali.
Kim był Żiwkow?
Był bardzo inteligentny, ale nie należy mylić tego z wykształceniem. Był chłopem, który często podkreślał, że nie ma żadnego wykształcenia. To było częścią jego wizerunku, który akceptowano. Był szanowany. Dlaczego? W efekcie powojennych przemian zmarginalizowana została lub wymordowana z trudem wykuwana w XIX w. inteligencja.
Przypomnijmy, że owa inteligencja może nie odnosiła jakichś spektakularnych sukcesów, bo a to straciła dostęp do Morza Egejskiego, a to postawiła na Hitlera, jednak grała w pierwszej lidze politycznej Europy. Weźmy za przykład pierwszą i drugą wojnę bałkańską.
Jak już ustaliliśmy, po II wojnie światowej ludzie ci zostali w większości wyeliminowani z gry, chyba że postawili na komunizm. Nowe elity zostały zbudowane według trochę innego niż poprzednie klucza. Przede wszystkim byli to ludzie związani z partyzantką komunistyczną, podporządkowani ZSRR. Przypominam, że Żiwkow w 1963 r., czyli 10 lat po śmierci Stalina, zaproponował Związkowi Radzieckiemu, żeby Bułgarię przyłączyć do ZSRR.
W którym roku???
W roku 1963. Zresztą propozycję ponowiono w 1973 r.
Jak zareagowali Rosjanie?
Odrzucili obie propozycje. Mówi się, że jednym z powodów było to, że Bułgaria jako 16. Republika Związku Radzieckiego straciłaby oddzielny głos w instytucjach międzynarodowych, do których należała. A Rosjanom zależało, żeby go miała. Z kolei motywacje Bułgarów były w dużej mierze ekonomiczne. Jako państwo czerpiące zyski przede wszystkim z rolnictwa, Bułgaria miała sobie zapewnić lepsze rynki zbytu. Być może chęć przyłączenia się do ZSRR było też próbą ratowania tego, co się działo w Bułgarii za oficjalną fasadą szczęścia i dobrobytu. W rzeczywistości Bułgaria miała ogromny dług zewnętrzny i wewnętrzny. Żiwkow, jak się okazało po zakończeniu jego władzy pod koniec lat 80., poza długami zostawił Bułgarom problemy ekologiczne, ogromne zanieczyszczenia. Wspomnę jedynie te wszystkie gigantyczne kombinaty, jak potężny zakład Kremikovci, który zbudowano wokół Sofii. Do dziś straszy jako pustostan i nikt nie ma pomysłu, co z nim zrobić. Okazało się, że Żiwkow był niegospodarny, sprzedał całą rezerwę złota Bułgarii.
Nie dziwi więc, że Rosjanie nie chcieli kolejnej republiki, skoro Bułgarią zarządzali ludzie, którzy i tak traktowali ją jak część ZSRR.
Był pewien niemiecki dziennikarz, nazywał się Thomas Ross, który przyjechał do Bułgarii w latach 60., żeby zbadać i zobaczyć, na czym właściwie polega fenomen Żiwkowa. Mimo szczerych chęci wyszło mu, że ma do czynienia z najbardziej bezbarwnym, najbardziej podporządkowanym typem aparatczyka, który spełnia polecenia ZSRR w sposób wyjątkowo poddańczy, właściwie niespotykany nigdzie na świecie. I rzeczywiście Bułgaria nie wychylała się w bloku wschodnim z żadnymi własnymi inicjatywami.
I nikt, ale to naprawdę nikt przez te wszystkie lata nie stanął okoniem, domagając się zmian?
Tak jak wspomniałam, środowiska opozycyjne w rodzaju zorganizowanych grup nie istniały. Poza tym w Bułgarii miała miejsce dość specyficzna sytuacja. Kiedy wyczerpał się mit Bułgarii, która ma zbudować raj na ziemi, nikt jakoś szczególnie się tym nie przejął. Kraj z ideologicznego przepoczwarzył się w kraj biurokratyczny, zarządzany przez bezduszny aparat. Efekt był taki, że w latach 70. nastąpił regres historyczny. Żiwkow, widząc, że młodzi już w ogóle nie chcą się identyfikować z Bułgarią, i że coś niedobrego może się stać z państwem, stworzył projekty... rewitalizacji narodu bułgarskiego. Postawił na masowe wspominki, akcje propagandowe przypominające czasy wojny, szkolne apele, specjalne programy nauczania, spisywanie wspomnień partyzantów.
W Polsce w tym czasie działy się podobne rzeczy.
W 1981 r. przypadała rocznica 1300-lecia istnienia państwa bułgarskiego, którą postanowiono niezwykle hucznie i bogato obchodzić, mimo że państwo nie było w dobrej sytuacji ekonomicznej.
Przypomina się nasz rok 1966 i uroczystości milenijne.
Tak, tyle że tutaj podobieństwa się kończą. Twarzą obchodów oraz jej główną organizatorką zrobiono córkę szefa państwa, Ludmiłę Żiwkową, minister kultury Bułgarii w latach 70. Zupełnym novum, i to w skali całych demoludów, był fakt, że owa wysoko postawiona córka znała języki obce, była świetnie wykształcona, skończyła Oksford. Wyglądało na to, że w Bułgarii nadszedł czas prawdziwych zmian. Ludmiła była świetną odpowiedzią na staroświecką i zużytą mitologię ojca.
Nowe otwarcie?
Niestety, nie do końca. Ludmiła, przy całym swoim światowym wizerunku, nie zrobiła nic, co by było niezgodne z wolą ojca. Wyciszała jednak swoje uwikłanie w politykę jej ojca, kreując autowizerunek wrażliwej erudytki zajmującej się przede wszystkim kulturą, a nie polityką.
Ale to nie wyklucza światowości.
Fascynowała się Wschodem, ale innym niż jej ojciec. Po wypadku, podczas którego doznała poważnych obrażeń, zmieniła się w ascetkę, przestała jeść mięso, ubierała się na biało. Zainteresowała się ezoteryką, okultyzmem, ćwiczyła jogę, studiowała filozofię Wschodu i bardzo ceniła tamtejszych filozofów.
Z dzisiejszej perspektywy: typowa lewaczka. Ale, jak rozumiem, w tamtych czasach musiała szokować komunistyczne otoczenie.
Dzieci często buntują się przeciw rodzicom. Tutaj, choć pozornie mamy dwie osoby z innej bajki, nie mamy do czynienia z podobną sytuacją. Ludmiła zdawała się kontynuować w dosyć spójny sposób linię polityczną ojca. Dziś wiele osób mówi, choć nie ma na to twardych dowodów, że nie zmarła z przyczyn naturalnych. Jedno jest pewne: 21 lipca 1981 r. już nie żyła, a z odnowy wizerunku władz niewiele zostało. Do dziś spotkać można ludzi, i to świetnie wykształconych, znawców tematyki bułgarskiej, którzy utrzymują, że Ludmiła została zlikwidowana na zlecenie, gdyż za bardzo Bułgarię emancypowała. Ewidentnie widać, że istnieje potrzeba zagospodarowania jej opozycyjnego mitu.
No więc właśnie. Przychodzi czas zmian w Europie Wschodniej. Praktycznie wszyscy wschodnioeuropejscy komuniści stworzyli mniej lub bardziej udanych opozycjonistów, z którymi siadają do stołu. Tymczasem w Bułgarii nie ma przecież żadnej opozycji.
Opozycji nie było, ale byli ludzie, którzy w latach 80. stworzyli różne organizacje inteligenckie, wywodzące się ze środowisk lewicujących, które przekształciły się następnie w opozycję demokratyczną. Chociaż rzeczywiście było tak, że nie był to proces łatwy, bo spierano się po 1989 r. o to, czy komuniści mogą wziąć udział w nowym rządzie, czy nie mogą, i w owej opozycji nastąpił szybko rozłam. Napisałam książkę o bułgarskiej pisarce Bładze Dimitrowej, która była wiceprezydentką kraju właśnie po tych przemianach. Ona się zbuntowała przeciwko temu, żeby w nowym rządzie byli członkowie partii komunistycznej. Nie chciała się na to zgodzić, wspierały ją różne środowiska, organizowano strajki. Inne środowiska, związane z prezydentem Żelju Żelewem, dowodziły, że jest potrzebny taki kompromis.
Bułgaria, choć jest w Unii Europejskiej, do dzisiaj boryka się z powracają korupcją czy potężnymi wpływami zorganizowanych grup przestępczych.
Kto obecnie rządzi państwem?
To ciekawe, ale historia zatoczyła koło. Od 2009 r. premierem Bułgarii jest ta sama osoba, która miała zresztą na początku kariery związki z rodziną Żiwkowów. Bojko Borisow, a o nim mowa, wykształcony w akademii przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, w latach 90. został szefem firmy zajmującej się ochroną rodziny Żiwkowów.
Bali się, że skończą jak ich rumuńscy odpowiednicy?
Był lęk po wydarzeniach w Rumunii. Nadal mieli duże wpływy w Bułgarii, na pewno bali się o swoje bezpieczeństwo. Żiwkow w latach 90. dobrze sobie żył: owszem, został skazany, ale z racji wieku trafił do aresztu domowego. Tam napisał pamiętniki, które później okazały się wydawniczym hitem. W tych pamiętnikach stworzył swój obraz jako wspaniałego zwolennika modernizacji, uwielbiającego młodzież. Dodatkowo opatentował preparat na długowieczność...
Wracając jednak do osoby obecnego premiera: nagle Bojko Borisow znajduje się w otoczeniu Żiwkowa i jego rodziny. Później trafia do otoczenia cara, który zostaje premierem. Bo car, który powraca po blisko pół wieku emigracji, jest uwielbiany przez Bułgarów.
To była głośna historia: wrócił i miał podnieść z kolan cały naród. Udało się?
Niestety, nie udało się. Car okazał się wielkim rozczarowaniem. Kraj opuścił jako dziecko, a wrócił jako starszy człowiek, mocno odklejony od Bułgarii, bo życie spędził w Madrycie i w Stanach. Nagle wraca, obiecuje, że przywróci w Bułgarii porządek. Wielu wiąże z nim ogromne nadzieje, ale też późnej przeżywają ogromne rozczarowanie. I Bojko Borisow też przy nim jest, ochrania go w sposób bardziej symboliczny niż Żiwkowa: zostaje szefem policji w Bułgarii. Jest to o tyle kuriozalne, że w latach 90., będąc szefem agencji ochrony, dzielił biuro z ludźmi, którzy mieli ewidentnie powiązania mafijne.
No to już pani do Bułgarii nie wpuszczą...
(śmiech) Piszę trochę o tym w mojej nowej książce. Poza tym w Bułgarii wiele osób już o tym pisało...
W każdym razie, po pracy u cara Borisow zostaje prezydentem Sofii, stolicy Bułgarii. Następnie z ramienia centroprawicowej partii GERB ląduje na fotelu premiera.
Jakim jest szefem rządu?
Wielu społecznych umiejętności nauczył się od Żiwkowa, ale wizerunek ma bardziej nowoczesny. To taki bałkański typ maczo. Jest opalony, wygląda jak sportowiec, którym zresztą był, bo ćwiczył karate, gra też amatorsko w piłkę nożną. We wczesnych latach politycznej kariery lubił się fotografować, pokazywać bicepsy. Kontynuuje też wizerunkową linię prostego chłopa, czym wzbudził zaufanie Bułgarów.
Przypomina mi się fragment tej rozmowy, w której opisywała pani Żiwkowa...
Obecny premier został dopiero co wybrany na trzecią kadencję i rządzi od 2009 r. Do 35 lat rządów Żiwkowa jeszcze mu daleko, ale ma spore szanse, żeby się do nich zbliżyć.
Rozmawiał Rafał Otoka-Frąckiewicz
Skomentuj