Pokój fryderycjański
Historia jest niczym innym, jak sztuką stawiania pytań. Są jednak pytania których, choć wszystkim kłębią się pod czaszką, nikt nie ośmiela się zadawać głośno i wyraźnie.
Historia jest niczym innym, jak sztuką stawiania pytań. Są jednak pytania których, choć wszystkim kłębią się pod czaszką, nikt nie ośmiela się zadawać głośno i wyraźnie.
To w roku „złych wróżb” – jak Polacy nazwali 1943 – roku ujawnienia grobów katyńskich, roku Teheranu i kolejnej wobec Polski zdrady naszych sojuszników, którzy oddali nas w sowiecką niewolę, w tym samym roku, w ciągu kilku zaledwie pierwszych miesięcy Polska straciła najważniejszych swoich przywódców. Zostali aresztowani, lub zginęli tragicznie: prof. Jan Piekałkiewicz – delegat Rządu RP na Kraj, gen. Stefan Rowecki ps. „Grot” – Komendant Główny Armii Krajowej, gen. Władysław Sikorski – Premier i Naczelny Wódz, gen. Juliusz Kleeberg – dowódca konspiracyjnego wojska polskiego we Francji, płk Andrzej Marecki – szef Operacji w sztabie Naczelnego Wodza, płk Ignacy Oziewicz – komendant Narodowych Sił Zbrojnych, gen. Tadeusz Klimecki – szef sztabu NW, a także: Florian Marciniak -Naczelnik Szarych Szeregów, Stefan Sacha – prezes konspiracyjnego Stronnictwa Narodowego, czy Zofia Kossak Szczucka– współtwórczyni Frontu Odrodzenia Polski…
„Ta śmierć dramatyczna, w przełomowej chwili wojny (…) jest dziwnym dopustem Opatrzności – proroczo, w komentarzu do tzw. katastrofy gibraltarskiej – pisał Edward Raczyński – Tak dziwnym i tak dla nas groźnym, że powszechnie między Polakami powstało podejrzenie, czy Opatrzności nie wyręczyła zbrodnicza ręka wroga…”.
To samo podejrzenie, te same wątpliwości można, a może trzeba odnieść do tajemniczych aresztowań w okupowanej Polsce. Czy na pewno zdarzyły się przypadkowo, czy na pewno były czymś „normalnym” w warunkach hitlerowskiego bezwzględnego terroru, na froncie walki podziemnej, którą prowadził cały naród? Czy może są śladem jakiegoś nieznanego wrogiego zamysłu, jakiegoś nierozszyfrowanego do dzisiaj niemieckiego planu, czy wręcz scenariusza?
Dziwna gra Gestapo
Pierwszy aresztowany został w lutym 1943 r. profesor Jan Piekałkiewicz, Delegat Rządu RP na Kraj. W strukturach państwa podziemnego sprawował formalnie najwyższą władzą. W rzeczywistości faktyczną władzę miał komendant Główny Armii Krajowej i konspiracyjne wojsko. Tym niemniej, delegat z tytułem wicepremiera, starał się kierować sprawami cywilnymi. Okoliczności jego aresztowania przez Niemców do dzisiaj pozostają niejasne. Nie jesteśmy pewni, kiedy i gdzie to się stało. Pewne jest tylko jedno, że profesor Piekałkiewicz nie stawił się 19 lutego na umówione wieczorne spotkanie. Mógł to być tylko tragiczny przypadek i Niemcy mogli nawet nie wiedzieć kogo aresztowali. Błyskawiczne śledztwo podjęte 20 lutego przez kontrwywiad Armii Krajowej wykazało jednak, że 19 lutego na liście niemieckich zatrzymań wśród 30 Polaków przewiezionych na Pawiak figuruje nazwisko Lecha Piekałkiewicza, bratanka profesora. Co więcej są też nazwiska ludzi z Delegatury, którzy z Piekałkiewiczem współpracowali w ostatniej prowadzonej przez niego sprawie – rozmowach z ukraińskimi nacjonalistami. Jak się okazało delegat został aresztowany przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie, gdy zmierzał na spotkanie z jakimś ukraińskim księdzem.
Wszyscy aresztowani w tej sprawie trzymani byli w izolatkach, a sam Piekałkiewicz w izolatce na Szucha. Dostęp do niego był niemożliwy. Wiadomo na pewno było tylko tyle, że Niemcy zastosowali wobec Piekałkiewicza straszliwe rygory. Był nieustannie bity i bez przerwy przesłuchiwany. Odmawiał przyjmowania jakichkolwiek posiłków. Gdy 31 maja przywieziono go na Pawiak, gdzie również umieszczono go w izolatce, „był już tylko żywym szkieletem” – jak zanotował dr Zygmunt Śliwicki, który próbował skłonić Niemców do umieszczenia Piełkiewicza w więziennym szpitalu. Gestapo nie wyraziło zgody. 19 czerwca 1943 roku prof. Jan Piekałkiewicz zmarł zamęczony w celi na Pawiaku. W tych ostatnich chwilach dzielił celę z jakimś volksdeutschem Teodorem Mullerem, który ukradł jego obrączkę ślubną. W czasie powstania widziano tego Mullera w mundurze gestapowca z bronią .
Po wielu latach, rodzi się niemało pytań. O co chodziło Niemcom? Dzisiaj już wiadomo, że gestapo miało znakomicie spenetrowane środowisko Delegatury, że miało tu swoich licznych agentów. W gruncie rzeczy Niemcy nie musieli stawiać żadnych pytań, bo w większości znali już odpowiedzi. Dlaczego więc tak okrutnie torturowano prof. Piekałkiewicza? Do czego chciano go zmusić? Co chciano na nim wymóc? Nie zachowała się w tej sprawie żadna wskazówka, żaden protokół przesłuchania, żaden więźniarski gryps. Pozostały pytania.
Tajemnica śmierci gen. Kleeberga
Od listopada 1939 r. do klęski Francji w czerwcu 1940 r., generał Juliusz Kleeberg sprawował funkcję polskiego attache wojskowego i komendanta placu Paryż. W 1943 roku został konspiracyjnym dowódcą Wojska Polskiego we Francji. To rozdział polskiej historii szerzej nie znany, pozostający poza wszelką legendą. Oto, jak wiadomo, po upadku Francji, gen. Sikorski zdołał wyewakuować do Wielkiej Brytanii ledwie 24 tysiące żołnierzy z blisko 85 tys. Części z nich (13 tys.) udało się przedostać do Szwajcarii, gdzie zostali internowani.
Część pozostałych dostała się do niemieckiej niewoli. Większość, kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy pozostało we Francji tworząc Organizację Wojskową pod dowództwem gen. Kleeberga. Trudno precyzyjnie określić jak wielu żołnierzy do niej należało, ponieważ z każdym miesiącem i z każdym rokiem ich liczba się zmniejszała. Przedostawali się poprzez Hiszpanię i Gibraltar do Wielkiej Brytanii. Spisy z 1943 r. ujawniają, że tzw. Wydział ds. Ewakuacji pomógł w ucieczce z Francji 5500 Polakom. Jakby więc nie liczyć, w 1943 roku Kleeberg, prawdopodobnie dowodził ok. 20–30 tysiącami zakonspirowanych żołnierzy polskich czekających tylko na głos trąbki by ruszyć do walki.
W lutym 1943 r. wobec mnożących się niemieckich prowokacji i widomych znaków osaczenia, gen. Kleeberg zawiadomił Naczelnego Wodza o konieczności opuszczenia Francji i przekazaniu dowództwa Wojska Polskiego we Francji komuś innemu. Zgodę otrzymał dopiero 16 kwietnia. 23 maja 1943 roku, po dwóch latach i 10 miesiącach dowodzenia Wojskiem Polskim we Francji, przedostał się przez Pau do Hiszpanii, gdzie cały czas był śledzony przez gestapo. Tam został aresztowany przez Hiszpanów i przewieziony do więzienia w Barcelonie. Uwolniono go, czy ściślej mówiąc ocalono dzięki brawurowej akcji polskich żołnierzy z Wydziału ds. Ewakuacji. Następnie przez Gibraltar został przerzucony na brzeg afrykański, lecz to jest już temat na zupełnie inne opowiadanie.
Wszystko wskazuje, że Niemcy zdołali usunąć ze swojej drogi następnego polskiego przywódcę. To, co wydaje się dziwne w tej historii, to fakt, że w najgłębszej tajemnicy i pod innym nazwiskiem gen. Kleeberg przewieziony został na Gibraltar. Tu również ukryty, by nikt nie dowiedział się o jego obecności. Co więcej, mimo jego pisemnych próśb o możliwość złożenia bardzo ważnego raportu generałowi Sikorskiemu, 12 czerwca, nadal w najgłębszej tajemnicy Kleeberg został wywieziony na afrykański brzeg. O czym chciał rozmawiać z Naczelnym Wodzem, co chciał mu raportować? Tego nie wiemy. Wiadomo tylko tyle, że w wiele, wiele lat później 4 lipca 1970 roku, w rocznicę śmierci gibraltarskiej gen. Sikorskiego, w Sydney w Australii, gdzie generał po wojnie zamieszkał, późnym wieczorem ktoś do niego zatelefonował i poprosił o spotkanie o godzinie 23.00 gdzieś przy szosie wylotowej z miasta. Nie wiemy kto to dzwonił. Musiał to być jednak ktoś bardzo ważny, skoro 80-letni generał bez słowa wyjaśnienia wsiadł do samochodu i wyjechał na to spotkanie. Wiemy tylko tyle, że rano, gdy zrobiło się widno znaleziono w rowie ciało gen. Kleeberga, śmiertelnie potrąconego przez jakiś samochód. Czy należy wiązać te wydarzenia z tzw. katastrofą gibraltarską?
Zdumiewające traktowanie Grota-Roweckiego
Pułkownik Ignacy Oziewicz, przed wojną dowódca 29. Dywizji Piechoty, ranny we wrześniu 1939 r., oficer dobrej sławy, był polskim komendantem obozu dla internowanych w Kołatowie na Litwie. Na jesieni 1940 roku został zwolniony z tego obozu wskutek interwencji księdza Stanisława Trzeciaka. W Warszawie znalazł nową służbę w Komendzie Głównej NOW ( Narodowej Organizacji Wojskowej), a od września 1942 roku objął dowództwo jako Komendant Główny Narodowych Sił Zbrojnych. W październiku 1942 r. powołał do życia Akcję Specjalną nr 1 do walki z lewicą.
Był zdecydowanym przeciwnikiem scalenia NSZ z Armią Krajową. 9 czerwca 1943 r. został aresztowany przez Niemców na warszawskich Bielanach, gdzie mieszkał i osadzony na Pawiaku. 5 października 1943 r. , po czterech miesiącach pobytu na Pawiaku, został wywieziony do Oświęcimia. „Gdyby przyjąć założenie, że nie należał on do grupy ugodowej wobec Niemców w Komendzie Głównej NSZ – piszą Jacek Wilamowski i Andrzej Zasieczny, historycy badający tajemnice niemieckiej policji politycznej – jego aresztowanie mogło mieć pierwszorzędne znaczenie polityczne i skutecznie otworzyło drogę do objęcia wojskowego kierownictwa w organizacji zwolennikom (…) jawnie proniemieckiego kursu”.
30 czerwca, przy ulicy Spiskiej w Warszawie zatrzymany został przez gestapo Komendant Główny Armii Krajowej gen. Stefan Rowecki „Grot”, rzeczywisty przywódca Polski Podziemnej. Sprawa tego aresztowania i dalszych losów generała doczekała się już swojej wielkiej literatury – książek, spektakli telewizyjnych, programów, filmów i dziesiątków, czy nawet setek artykułów prasowych i publicystycznych. Nie ma potrzeby opowiadać jej na nowo. To, co jednak dzisiaj nadal zastanawia, to forma w jakiej Niemcy traktowali polskiego dowódcę. W przeciwieństwie do tego jak potraktowano prof. Piekiełkiewicza, nie było mowy o biciu Roweckiego. Nie było nawet żadnego przymusu.
Prowadzone były tylko rozmowy polityczne o ówczesnej wspólnocie interesów niemieckich i polskich, o zagrożeniu bolszewickim i o ewentualnym współdziałaniu politycznym i wojskowym. Niewiele wiadomo o przebiegu tych pertraktacji. Wiadomo tylko tyle, że gdy generała Roweckiego rozbolały zęby, Niemcy zawieźli go nawet do Berlina na wizytę do najwybitniejszego stomatologa. Gdy potrzebował nowych okularów, gestapo w Warszawie po rozmowach z rodziną generała poszukiwało recepty na nowe szkła, a w związku z poważną chorobą wątroby, skonsultowana Roweckiego z lekarzem, który ustalił przebieg dalszego leczenia. Tak się nie traktuje więźnia. Żadnego więźnia, a cóż dopiero więźnia zamkniętego z obozie koncentracyjnym.
W tej historii wszystko jeszcze jest pytaniem. Zaczynając od tego, kto naprawdę wskazał Niemcom „Grota”, a kończąc na pytaniu po co Niemcy jeszcze w 1967 roku utrzymywali, że nikt nie rozstrzelał Roweckiego. Jest to sprawa szczególnie ważna w świetle świadectw dokumentujących życie generała po śmierci. Ważniejsze w tej sprawie jest jednak pytanie o równoległą z aresztowaniem „Grota”, akcję polskiego podziemia, podjętą przez Kedyw na rozkaz gen. Emila Fieldorfa uwolnienia i przewiezienia do Warszawy z obozu w Murnau generała Władysława Bortnowskiego. Tę akcję miał wykonać Zagra-Lin, komórka Kedywu KG AK działająca na terenie Rzeszy.
W ostatniej chwili została ona jednak odwołana, choć przygotowania do niej podobno były zapięte na przysłowiowy ostatni guzik. Nasuwają się pytania: w jakim celu zdecydowano się sprowadzić do Warszawy gen. Bortnowskiego i co ta akcja może mieć wspólnego z aresztowaniem gen. Roweckiego „Grota”? Czy możliwe jest, by w czyimś zamyśle miał on zająć miejsce Roweckiego w KG AK ? A jeśli tak, to w czyim zamyśle – polskim czy niemieckim?
Niemiecka „gra o życie”
O katastrofie w Gibraltarze wiadomo dzisiaj prawie wszystko i nie miejsce w tym krótkim szkicu na jej głębsze analizy. Przypomnieć może warto tylko jedno: w czasie długich, moich rozmów z szefem VI Oddziału – Specjalnego, Sztabu NW, płk dypl. Marianem Utnikiem, które przeprowadziłem w połowie lat osiemdziesiątych, pozwalałem sobie mówić o śmierci Sikorskiego w Gibraltarze. Pan pułkownik niezmiennie mnie poprawiał twierdząc, że celem zamachu nie był tylko Sikorski, ale trzej oficerowie, którzy decydowali o kształcie, polityce i celach wojska polskiego: naczelny wódz, szef sztabu i szef operacji. Sikorski, Klimecki i Marecki. Tylko usunięcie tych trzech ludzi pozwalało na przeprowadzenie koniecznych zmian w armii. „Jakich zmian?” – pytałem. „Przecież powiedziałem – odpowiadał pułkownik – koniecznych! I niech pan tak łatwo nie skreśla w tej historii Niemców – dodał – Niemcy byli wtedy wszędzie, także na Gibraltarze”.
W ciągu kilku miesięcy tego 1943 r. Niemcy, tak lub inaczej, zdołali wymienić polskich przywódców, cywilnych i wojskowych w tej wojnie. Nasuwa się pytanie: w jakim celu? Odpowiedź wydaje się nietrudna, jeśli zważyć, że ten pełen przełomowych wydarzeń rok, to czas bitwy o Stalingrad i konferencji w Casablance.
Po pierwsze, Niemcy ponoszą największą klęskę w swych dziejach. Z pola bitewnego w Stalingradzie Rosjanie uprzątają 147 tysięcy ciał niemieckich. 90 tysięcy Niemców dostaje się do niewoli, z której powróci po 10–12 latach niewiele ponad 5 tysięcy. Nie ma nawet, co liczyć strat poniesionych w sprzęcie. VI Armia feldmarszałka Friedricha Paulusa – w tym 22 dywizje niemieckie, jedna włoska, jedna węgierska i cztery rumuńskie – przestają istnieć. Poczucie klęski jest tak głębokie, że Berlin ogłasza 4 lutego 1943 r. czterodniową żałobę państwową. Najbardziej cieszą się Polacy, bo VI Armia brała udział w walkach o Warszawę we wrześniu 1939 roku. Wtedy nosiła nazwę X Armii. Z niej w październiku 1939 powstała VI Armia. Ale Polacy pamiętali.
Po drugie, podczas konferencji w Casablance zapada najważniejsza decyzja Sprzymierzonych w tej wojnie. Roosevelt i Churchill ogłaszają ją światu 24 stycznia 1943 r. podczas kończącej narady sztabów konferencji prasowej. Wojna nie może zakończyć się inaczej, jak tylko bezwarunkową kapitulacją Niemiec, Włoch i Japonii. Komentatorzy polityczni i wojskowi nie mają wątpliwości, że taka decyzja musi przedłużyć wojnę, a co więcej musi zaostrzać jej charakter, mnożąc niemieckie okrucieństwa i rodząc ich nową determinację do walki. Lecz ta decyzja jest prezentem Churchilla i Roosevelta dla nieobecnego w Casablance Stalina, który głośno i stanowczo wcześniej mówił o „pozbawionych charakteru sojusznikach”.
Wbrew oczekiwaniom Amerykanów i Brytyjczyków Stalin zupełnie nie wzrusza się prezentem od Sprzymierzonych. On zresztą wcale nie potrzebuje bezwarunkowej kapitulacji Niemiec, w momencie, gdy w Moskwie oczekiwały już komunistyczne komitety narodowe, gotowe pod egidą Moskwy przejąć władzę w wyzwalanej Europie. W tym także komitet niemiecki.
To właśnie klęska stalingradzka i decyzje, które zapadły w Casablance leżą u podstaw nowej niemieckiej, politycznej „gry o życie”. Jeśli uważnie śledzić prasę tamtego czasu, to przeczytać można, że oto 15 lutego 1943 r. Joseph Goebbels zalecił podjęcie starań o pozyskanie narodów Europy Wschodniej do „walki przeciw bolszewizmowi”. 18 marca ten sam Goebbels polecił prasie w Generalnym Gubernatorstwie, by unikać obraźliwych słów pod adresem Polaków. „W dniu 3 lutego 1943 r. – donosił londyński „Dziennik Polski” z 5 lutego – Niemcy rozlepili w Polsce proklamację do całej ludności tzw. „Gen. Gubernatorstwa”, wzywającą Polaków do zapisywania się na listy niemieckie. Jak się bowiem okazuje Polacy… są pochodzenia niemieckiego. I oto nagle z podludzi, którzy nie mają żadnych praw ani żadnych widoków na przyszłość, awansowaliśmy na ludność niemiecką, która na skutek specjalnych procesów historycznych przyjęła tylko mowę polską i polskie obyczaje, a „którą Hitler weźmie pod swoją opiekę”.
Gra Katyniem
13 kwietnia 1943 r. radio niemieckie nadało wiadomość o odkryciu w Katyniu grobów polskich oficerów pomordowanych przez Sowietów. Zrobiono wszystko by stworzyć wrażenie rzeczywistego odkrycia. W istocie o grobach katyńskich Niemcy wiedzieli na pewno już od października 1942 r., kiedy wykonano pierwsze prace odkrywkowe i ekshumacyjne. Polskie władze o lokalizacji grobów i fakcie sowieckiego ludobójstwa wiedziały już od maja lub czerwca 1940, kiedy pierwsze meldunki i szkice topograficzne wykonane na Koziej Górze przez Muszkieterów dotarły do Warszawy, a stąd do Paryża i Londynu . Nie wiadomo jednak, czy Sikorski poinformował o tym tragicznym odkryciu kogokolwiek z naszych sojuszników: Francuzów, Brytyjczyków czy Amerykanów.
22 kwietnia, Himmler zaproponował ministrowi spraw zagranicznych Rzeszy rozważenie możliwości zaproszenia do Katynia gen. Sikorskiego wraz z towarzyszącymi osobami i zapewnienia im nietykalności oraz bezpiecznego powrotu do Wielkiej Brytanii. Podobne zaproszenie zostało Sikorskiemu doręczone, ale polski premier z niego nie skorzystał. Jednak eksplozja propagandowej „bomby katyńskiej” obliczona na skłócenie i dezintegrację Sprzymierzonych przyniosła pewne oczekiwane przez Niemców skutki. Związek Radziecki zerwał stosunki dyplomatyczne z Polską. Lecz w obronie Polski nie stanęły w tych dniach ani Wielka Brytania, ani Ameryka.
Przywódcy tych krajów znakomicie wiedzieli kto stoi za katyńskim ludobójstwem, ale milczeli stwarzając wrażenie, że wierzą w niemieckie sprawstwo. 19 czerwca 1943 r. generalny gubernator Hans Frank tak pisał do Hitlera w tajnym liście: „Na dużą część polskiej inteligencji nie wywarły, ani nie wywierają wpływu napływające informacje o Katyniu. Wiadomości o Katyniu nie przyniosły również korzystnych dla Niemiec efektów także w szerokich kręgach polskiej ludności”.
Tego samego dnia, 19 czerwca Himmler zreferował Hitlerowi powstały wiosną 1943 r. plan utworzenia polskiej armii i skierowania jej do walki przeciw ZSRR. Początkową kadrę dowódczą dla niej miało tworzyć 700 oficerów polskich zwolnionych z niemieckich obozów jenieckich. Być może zamyśle tym mieściła się tajemnicza akcja uwolnienia z niewoli gen. Bortnowskiego. Hitler odrzucił jednak realizację tego pomysłu. Podobnie, pięć dni później, odrzucił propozycję władz wojskowych zaciągania do niemieckiej armii polskich ochotników. Himmler powrócił do planów wykorzystania Polaków dopiero po aresztowaniu przez Niemców gen. „Grota” Roweckiego. Proponował wówczas Hitlerowi by wykorzystać „Grota” do neutralizacji polskiego podziemia. Lecz i ten plan Hitler odrzucił i tym samym rozmowy prowadzone przez szefa „Referatu Polskiego” Harro Thomsena i Alfreda Spielkera z Roweckim w Sachsenchausen nie zostały realizowane.
W 1967 r. niemiecki historyk Michael Foedrowitz dowiedział się od Thomsena, że w 1944 r. generalny gubernator Hans Frank wysłał w sprawie porozumienia polsko– niemieckiego dwa listy do władz polskich w Londynie. Podobno oba listy zaginęły z Instytutu Polskiego i Muzeum gen. Sikorskiego w Londynie, gdzie były po wojnie przechowywane. Trudno zaprzeczyć, że to sensacyjna historia. Gdyby okazała się prawdziwą, tłumaczyłoby to powody, dla których cała grupa najwyższych funkcjonariuszy Rzeszy: Himmler, Bormann, Lammers, Speer i Goebbels uporczywie zabiegali u Hitlera o pozbawienie Hansa Franka jego stanowiska w Generalnym Gubernatorstwie. „Generalny gubernator Frank – pisał w swych dziennikach Joseph Goebbels – nie dorósł w żadnej mierze do swoich zadań i opinia ta, tak jak zawsze przypuszczałem, w zupełności się tu potwierdza. Zamiast wspierać niemieckie przywództwo wojenne, uprawia się propolską politykę, doprowadza się kraj do porządku, buduje drogi, mosty i domy, remontuje zniszczone miasta, odnawia zamki, urządza się kosztowne wnętrza pałaców i na to wszystko trwoni się pieniądze…” Lecz mimo wszystkich tych zarzutów, Hitler i w tej sprawie nie zdecydował się na żadne zmiany.
Wzorem Fryderyka Wielkiego
Co więc rzeczywiście wydarzyło się w owym roku „złych wróżb”, jak Polacy nazwali 1943? I o co rzeczywiście szło Niemcom, gdy zmieniali całą swoją politykę wobec Polski i Polaków. Może najlepiej odgadł to nieznany autor niewielkiego artykułu zamieszczonego w Dzienniku Polskim 17 lutego 1943 r., zatytułowanego „ Kuszenia niemieckie, a pakt polsko– sowiecki”. Podejrzewam, że był nim Tadeusz Katelbach, który napisał: „Niemcy znowu kuszą i straszą świat. Ideologiczna rozprawa z bolszewizmem służy znów za zasłonę dymną ich niecnych zamiarów. Armia niemiecka broni zagrożonej cywilizacji europejskiej – krzyczą radio i prasa hitlerowska. Jeśli ta armia zostanie rozgromiona, całą Europę zaleje fala barbarzyństwa bolszewickiego (…)
Dziś bestia hitleryzmu jest w potrzasku. Nikt i nic nie jest w stanie jej uratować poza jedną rzeczą. A byłoby nią, jak mówił gen. Sikorski – rozbicie Wielkiej Koalicji. Gdyby Wielka Koalicja uległa rozbiciu , gdyby demokracje Zachodu i Rosja poszły każde z nich w swoją własną stronę, wówczas mogłoby spełnić się ostatnie marzenie Hitlera o »pokoju fryderycjańskim«. Wówczas mogłoby Hitlerowi udać się to, co udało się Fryderykowi Wielkiemu w wojnie siedmioletniej, gdy wielka koalicja antypruska przestała istnieć”. I wszystko wskazuje na to, że w tych pierwszych miesiącach 1943 r., po stalingradzkiej klęsce i po konferencji w Casablance, Niemcy próbują skłócić i rozbić Wielką Koalicję tak, by wojna zakończyła się wymuszonym pokojem. I jak się wydaje, Niemcy próbują zrealizować swój plan poprzez Polskę, poprzez ujawnienie zbrodni katyńskiej, poprzez jakąś formę sojuszu wojennego z Polską, która uzbrojona pozwoli się poprowadzić na Rosję. Tyle tylko, że aby plan ten zrealizować, wcześniej trzeba zmienić polskich partnerów do rozmów politycznych, bo „ci wszyscy Piekałkiewicze, Sikorscy, czy Roweccy, czy Kleebergowie” na taki plan nigdy nie pójdą. I to być może cała tajemnica.
Skomentuj