Ostateczny rodzaj miłości
Ucieczka Mali i Edka z Auschwitz jest otoczona nimbem legendy, tak jak ich miłość – mówi włoska dziennikarka Francesca Paci.
Ucieczka Mali i Edka z Auschwitz jest otoczona nimbem legendy, tak jak ich miłość – mówi włoska dziennikarka Francesca Paci.
Jak wyglądał zwykły dzień w Auschwitz?
Cóż, nie jestem znawcą historii Holokaustu, jestem dziennikarką i starałam się podejść do historii miłości między Malą i Edkiem z dziennikarskiego punktu widzenia. Zebrałam jak najwięcej głosów świadków i ocalałych. Według nich i zgodnie z dostępnymi dokumentami nie było w Auschwitz czegoś takiego jak „zwykły dzień”. Chyba że za „zwykły dzień” możemy uznać terminarz ludobójstwa, obudzić się wcześnie i brutalnie, pracować niewolniczo, marzyć o kawałku suchego chleba, walczyć o przetrwanie, nawet mając świadomość, że nie jesteśmy niczym innym jak duchami. Malaria, sadyzm strażniczek, obserwatorek żałosnej wymiany, w której kawałek mydła jest wart tyle, ile skórka chleba lub odwrotnie, noce pełne widziadeł, wszy i wizji apelów zwoływanych zaraz po zaśnięciu, obsesja zachowania butów, dyktowana świadomością, jak łatwo je zgubić, a chodzenie na bosaka może doprowadzić do śmierci. Zwykły dzień w Auschwitz był codziennością bez życia.
Mala i Edek, czyli Mala Zimetbaum i Edward Galiński, o których wspomniałaś, to bohaterowie twojej książki „Miłość w Auschwitz”. Opisujesz w niej historię ich miłości.
Zgadza się. To historia ich spotkania i tragicznej miłości w nieludzkich warunkach. Miłości, która nie powinna się zdarzyć.
Wróćmy do życia w Auschwitz. Więźniowie byli niedożywieni. Czy istniał czarny rynek żywności?
Tak, pewnie. Więźniowie odpowiedzialni za wyżywienie mieli pewną władzę, podobnie jak więźniowie odpowiedzialni za tzw. Kanadę, teren obozu, gdzie przechowywano odzież i rzeczy więźniów. Jak mawiał Claude Lanzmann, wszyscy deportowani byli męczennikami, ale nie wszyscy męczennicy byli świętymi. Był czarny rynek, ale nie nazwałabym go nielegalnym, bo to tak, jakby powiedzieć, że Auschwitz było legalne.
Czy więźniowie mieli jakąkolwiek swobodę?
Nie, zero. Ale na przykład Mala miała pewne przywileje, ponieważ mówiła wieloma językami, a Auschwitz, w czasie gdy do niego trafiła, było już piekłem zamieszkanym przez więźniów z całej Europy. Gdy Mala przyjechała do obozu, została mianowana przez Niemców tłumaczką. Odpowiadała za tłumaczenie rozkazów i poleceń wydawanych zdesperowanym ludziom. Mężczyznom i kobietom zagubionym, przestraszonym, czekającym na śmierć – nawet jeśli o tym nie wiedzieli. Dlatego nie goliła głowy, zamiast pasiastej piżamy nosiła ubrania, dostawała mydło, jedzenie, czasem leki. Jej funkcja powodowała, że w obozie mogła się prawie swobodnie poruszać i dzięki tej możliwości poznała Edka. On też mógł się poruszać, bo był „jeńcem wojennym”, jednym z pierwszych deportowanych z polskim ruchem oporu i od początku „zatrudnionym” przy budowie obozu. Edek pracował w logistyce, nie był Żydem i prawdopodobnie przeżyłby jak wielu jego towarzyszy.
Czy w obozie funkcjonowało pojęcie czasu wolnego?
Nie było „czasu wolnego”. Czas pozostały po pracy przymusowej był przeznaczony na walkę o fizyczne i psychiczne przetrwanie: szukanie dodatkowego kawałka chleba, szukanie butów, łyżki, wspominanie zapamiętanej poezji z dzieciństwa, aby oprzeć się śmiertelnej pustce. Archiwum w Oświęcimiu przechowuje poezję pisaną przez więźniów bardziej wykształconych, ale także przepisy na tradycyjne potrawy pisane przez mniej wykształconych, które zapisywali tylko po to, by skupić swój umysł na czymś innym i nie zagubić się.
Czy próbowali jakoś oswoić ten koszmar, stworzyć pozory normalności?
Czy to jest jakaś normalność, kiedy wiesz, że stoisz w kolejce po śmierć? Od pewnego momentu wojny świat zdawał sobie sprawę z ludobójstwa, a wiele osób z okolic obozu pracowało w Auschwitz (np. jedna z nich pomogła uciec Mali i Edkowi). Być może formą walki o normalność było stawianie oporu, tyle że stawianie oporu w Birkenau polegało na wspieraniu się. Ci, którzy znali Malę i ocaleli, wspominali, że wspierała wszystkich i było jej obojętne – Żyd czy Polak. Czasem przyniosła trochę chleba, miodu czy marchewkę, a czasem informację o konieczności przeniesienia do szpitala czy lżejszej pracy.
Czy takich związków jak ten Mali i Edka było więcej?
Nie aż tak dużo. Ale, co może się wydawać dziwne, w Auschwitz była jakaś miłość. Nie mówię o miłości takiej, jaką znamy w wolnym świecie, o miłości wśród wolnych ludzi: mówię o miłości desperackiej i rozpaczliwej, o ostatecznym rodzaju miłości. Badacze Holokaustu mówili mi, że w Auschwitz była miłość, nawet fizyczna. Chodzi o to, że do niedawna nikt o niej nie mówił. Ocalali wstydzili się tego, że przeżyli. I tak jak nie mówili o Zagładzie aż do lat 80., tak nie mówili o miłości i seksie. Także dlatego, żeby nie dać argumentów negacjonistom, którzy chcieliby osłabić te potworności. I nawet teraz jest to kwestia bardzo skomplikowana: czy można sobie wyobrazić wymianę pieszczot pomiędzy szkieletami pokrytymi skórą i czekającymi na koniec? Mala i Edek byli wyjątkiem, regułą była śmierć. Ta miłość była tarczą pozwalającą zapomnieć o zbliżającej się śmierci. Ucieczka kochanków jest otoczona nimbem legendy, przywołuje ją wiele ocalałych kobiet, choć według historyczki Annette Wieviorki w tej opowieści jest dużo fantazji. Wiele więźniarek, choćby Fania Fénelon, snuło wizje o Mali powracającej na czele wyzwoleńczych wojsk i patroszących SS-manów. Dla nazistów ucieczka ta była niewiarygodną obrazą, dla ofiar to rewanż.
Czy jakaś inna para próbowała uciec?
Słyszałam jeszcze o jednej parze. To David Wiśnia i Helen Spitzer. Ich historię opisał „The New York Times”. Spotkali się w obozie. Oboje byli uprzywilejowani i oboje byli Żydami. Ona była obozową graficzką, on został wybrany przez nazistowskich oprawców, bo pięknie śpiewał. Spotykali się w zaimprowizowanym pomieszczeniu zbudowanym z paczek odzieży więźniów. Wokół nich wszędzie była śmierć, a jednak kochankowie planowali wspólne życie i przyszłość poza Auschwitz. Podczas ostatniej randki zrobili plan: kiedy wojna się skończy, mieli spotkać się w Warszawie w domu kultury. To była obietnica… Wiśnia opuścił obóz z jednym z ostatnich marszów śmierci kierującym się do Dachau. Kiedy w jego ręce trafiła łopata, uderzył nią SS-mana i zbiegł. Ukrywał się w stodole. Usłyszał zbliżające się wojska. Okazało się, że to Amerykanie. Był wolny. Ameryka była jego przyszłością. Pani Spitzer była jedną z ostatnich, które wyszły z obozu żywe. Przed ewakuacją w marszu śmierci została wysłana do obozu kobiecego w Ravensbrück. W jego trakcie uciekła wraz z koleżanką. Trafiła do pierwszego całkowicie żydowskiego obozu dla wysiedleńców w amerykańskiej strefie okupowanych Niemiec. Mimo że Wiśnia dostarczał do tego obozu zaopatrzenie, nie spotkali się. Do spotkania doszło dopiero po 72 latach w Nowym Jorku. Podczas ostatniego wspólnego popołudnia poprosiła go, żeby jej zaśpiewał. On wziął ją za rękę i zaśpiewał jej węgierską piosenkę, której nauczyła go w Auschwitz.
Czy któraś z więźniarek kiedykolwiek zaszła w ciążę? Czy z takich związków rodziły się dzieci? Co się z nimi stało?
Nie wiem, czy istnieją na ten temat informacje. Pamiętaj, jestem dziennikarką, a nie ekspertem od Holokaustu. Część więźniarek trafiła do obozu w ciąży. One starały się zamaskować swój stan, starały się ukryć noworodki – chciały je ocalić. Być może część obozowych miłości zakończyła się ciążą. Dokładna liczba dzieci urodzonych w Auschwitz nie jest znana, nie liczyła się. Niektóre urodziły się żywe, inne umarły, niektóre zamordowano zaraz po urodzeniu, inne zmarły na skutek chorób, jeszcze inne były przeznaczone do adopcji w Niemczech. Około trzydziestu przeżyło wyzwolenie Auschwitz. Do połowy 1943 r. nie pozwolono jednak przeżyć w Auschwitz żadnemu noworodkowi.
Tragiczna historia Edwarda i Mali jest gdzieś na marginesie opinii publicznej. Jak sądzisz, dlaczego?
Mala i Edek praktycznie zostali zapomniani. Jest tylko niewielka tabliczka na domu, w którym dziewczyna mieszkała w Antwerpii. W internecie da się znaleźć dwa eseje. Imię i numer więzienny wyryte przez Galińskiego w celach bunkra 11, pukiel włosów i portret wykonany ołówkiem znajdujące się w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau, kilka wzmianek w książkach, film Wandy Jakubowskiej „Ostatni etap” (1947 r.), gdzie odpowiednikiem Mali jest Marta Weiss. Nie ma jednak nic w ponad trzech milionach dokumentów przechowywanych w muzeum żydowskim w Brukseli, bardzo mało znajduje się we wszystkich archiwach Holokaustu z wyjątkiem Auschwitz. Uważam, że historia Mali i Edka nie jest znana, ponieważ nikt, ani po jej, ani po jego stronie, nie chciał zachować żywej pamięci. Byli zbyt heretyccy dla obu światów, do których należeli. Mala była Żydówką, która uciekła z miłości do nie-Żyda, gdy w tym czasie jej pobratymcy byli eksterminowani. Edek był katolikiem, który być może przetrwałby, gdyby nie uciekł z Żydówką. Czyżby to była cena za bulwersującą miłość między Żydówką i polskim katolikiem? Jak na swoje czasy byli heretykami, ale to czyni z nich, moim zdaniem, dwoje bardzo nowoczesnych, współczesnych bohaterów.
Skomentuj