Nie strzelajcie do arcyksiążąt!
Strzelanie do władców, aktualnych i potencjalnych, było w pewnych kręgach dość popularne. Zadźganie, zmasakrowanie bombą lub kulą rewolwerową należało do ryzyka zawodowego domów panujących Europy.
Strzelanie do władców, aktualnych i potencjalnych, było w pewnych kręgach dość popularne. Zadźganie, zmasakrowanie bombą lub kulą rewolwerową należało do ryzyka zawodowego domów panujących Europy.
Ze szkoły wiemy, że zamach na Franciszka Ferdynanda Habsburga kosztował śmierć i kalectwo milionów ludzi. Często słyszałem, że gdyby nieszczęsny, ach! zbyt młody i głupi Gavrilo Princip z Obljaju przewidział skutki swojego strzału, to by poniechał, obrócił na pięcie i poszedł na piwo. Ośmielę się wątpić, że wizja Verdun mogła zatrzymać jego palec na cynglu. Zarówno Princip, serbski nacjonalista z Bośni, jak i inni straceńcy z rewolwerami Nagant, bombami Orsiniego, browningami i pilnikami w zanadrzu, marzyli o paneuropejskiej rzezi nad rzezie, o wielkiej „wojnie narodów” ze snów Mickiewicza, gdyż tylko taka mogła zburzyć porządek świata. Wojnę światową witali entuzjastycznie wichrzyciele wszystkich stronnictw i orientacji.
Ale nie warto skupiać się na intencjach, bo nie mają znaczenia. Zależnie od światopoglądu – Pan Bóg, determinizm lub logika dziejów kierują skutki w tę samą stronę, choć nie tak prosto, jak w Sarajewie. Zazwyczaj nikt nie wie, gdzie i kiedy Annuszka rozlewa olej...
Otóż w latach 1871–1911 w Kraju Kwitnącej Wiśni żył Denjirō Kōtoku (lub: Kōtoku Shūsui), skromny tłumacz z angielskiego w liberalnej gazecie, ale wstręt do imperializmu zwrócił go w lewo. Aby panował pokój na świecie, założył pierwszą w Japonii partię socjaldemokratyczną, choć i z nią się nie zgadzał. Nowy, radykalniejszy odłam, zwłaszcza po wojnie z Rosją, coraz głębiej nurzał się w Kropotkinie [Piotr Aleksiejewicz Kropotkin (1842–1921) – rosyjski intelektualista: działacz anarchistyczny, rewolucjonista, pisarz i eseista, a także naukowiec – przyp. red.], a w Kalifornii Denjirō usłyszał o Emmie Goldman, amerykańskiej matronie anarchii.
Jak na buntownika przystało, Denjirō trochę posiedział w więzieniu, gdzie pisał książki o imperializmie, aż poganiany gruźlicą chciał zaistnieć czymś spektakularnym. Wdał się w niewydarzony spisek bombowy, w efekcie którego zawisł w styczniu 1911 r.
Gdy tracono nestora rewolucji japońskiej, Hirohito – następca tronu – był niespełna dziesięciolatkiem; wątpliwe nawet, by słyszał o egzekucji. Nie cieszył się urokami młodości (jeśli na dworze cesarskim to w ogóle możliwe). W wieku 20 lat zdążył odbyć podróż po stolicach Europy – charakterystyczne, że nie żadnym liniowcem czy luksusowym jachtem, lecz pancernikiem. Ledwo wrócił, już musiał dorosnąć, gdyż cesarz Yoshihito był łaskaw – jak tu rzec – odejść od zmysłów. Jako formalny regent Hirohito wypełniał obowiązki cesarskie ojca, dlatego 27 grudnia 1923 r. miał otworzyć sesję parlamentarną. Jednym z oczekujących był poseł Nanba – zasłużony, lecz ojciec syna marnotrawnego.
Młody Daisuke Nanba miał być oficerem, jednak na studiach zaczytał się w książkach o rewolucji rosyjskiej, aż popadł w komunizm. Tak odkrył męczeństwo Denjirō Kōtoku, a zbrodnie imperializmu tak nim wstrząsnęły, że chciał je pomścić.
Gdzieś na trasie do parlamentu Daisuke strzelił do Hirohito ze śmiesznego damskiego pistoleciku, a w dodatku spudłował; nic się nie stało, prócz zbitej szyby i zadrapań na szambelańskim obliczu, jednak zawsze to zamach. Sąd z konieczności uznał, że młodzian zwariował – w japońskiej tradycji tylko człowiek niespełna rozumu mógł podnieść rękę na bóstwo – ale musiał ukarać. Daisuke umarł na szubienicy dwa dni po procesie.
Byłoby pięknie, gdyby wstydliwie zapominano o sprawie, wraz z upokorzoną rodziną Nanba, lecz to polityka, gdzie wszystko ma skutek. Uznając odpowiedzialność, urząd złożył premier Yamamoto Gonnohyōe – twardy konserwatysta i żaden wzór demokracji, lecz przynajmniej sceptyczny wobec niezależności armii i marynarki od rządu, mimo noszenia admiralskiego munduru. Odszedł, bo nastał czas silnych ludzi. Zastąpił go Kiyoura Keigo – „ubrany” w potrójnie zbrojony beton. Gdy rozwiązał niższą izbę parlamentarną – tę pochodzącą z wyboru – także rząd nie był zależny od partii.
Najlepsze nadeszło niebawem. Wszyscy sądzą, że Policja Myśli to metafora i fikcja, lecz wynaleźli ją Japończycy w 1927 r., dwie dekady przed „1984” George’a Orwella. Powstała jako Sekcja Myśli policji, w myśl Ustawy o zachowaniu pokoju z 1925 r. (znów orwellowska przewrotność). Zamach na Hirohito dowiódł, że ulicami chodzą bezkarnie zabójcy i wichrzyciele, tym groźniejsi, że nikomu nieznani. Sekcja Myśli sprawdzała głowy przez cenzurę i szpicli, a jeśli trzeba, to również tortury – wszystko pod nadzorem nadzwyczajnej, wyjętej z kontroli sądu „prokuratury myśli”. Wkrótce „myślozbrodnia” kosztowała od 10 lat więzienia do kary śmierci – łącznie aresztowano 70 tys. osób.
Tak Daisuke Nanba domknął system jednym damskim pistolecikiem. W latach 30. XX w. na drodze azjatyckiego imperium została tylko flota amerykańska, lecz marynarka rosyjska też uchodziła za niezwyciężoną do 1905 r.
Czy kogoś wciąż kusi strzelanie do arcyksiążąt?
Skomentuj