Turgiele to gmina na Wileńszczyźnie, około 35 km od Wilna, około 20 km od Solecznik, usytuowana w bardzo polskim regionie kraju, a równocześnie przy granicy z Białorusią, gdzie opodal też mieszkają głównie Polacy. Nieżyciowa granica UE tworzy barierę w poprzek nie tylko dawnej wielkiej, ale także miejscowej małej ojczyzny. Co tam się działo wcześniej?
Potop moskiewski
Niezbyt urodzajne ziemie nad Mereczanką pozostają na uboczu między starymi drogami z Wilna na południowy wschód (przez Oszmianę i Krewo w Mińszczyznę) oraz na południowy zachód (do Lidy i Nowogródka). W XIV wieku były to krańce paru najdalszych, kierowanych przeciwko Wilnu najazdów krzyżackich. Od czasów Jagiełły i Witolda panował tu, jak się zdaje, względny spokój – dzień drogi stąd leżała stolica wielkiego i potężnego państwa. Tatarzy dotarli tutaj bodaj jedynie raz, przemknęli tylko, dążąc ku Wilnu, którego zresztą osiągnąć nie zdołali.
Orientację historyczną utrudniają zmiany w nazewnictwie. Kiedyś – do końca XVI wieku – była to ziemia merecka, może pozostałość po niewielkim księstwie tej nazwy. Sporo tutejszych osad zwało się Mereczami takimi lub innymi. Dzisiejsze Turgiele były Mereczem Małym, kilka kilometrów dalej na zachód leżał Merecz Stary, w XVIII wieku przemianowany przez nowego właściciela na Pawłowo. Z czasem nazwa Merecz oznaczać zaczęła tylko odległe o kilkadziesiąt kilometrów miasteczko blisko Oran, przy ujściu Mereczanki do Niemna. Tam właśnie zmarł w połowie XVII wieku król Władysław IV.
Merecz Mały, czyli Turgiele, dorobił się natomiast około 1500 roku własnej parafii oraz suto uposażonego kościoła – i to uczyniło tę właśnie wieś ośrodkiem najbliższej okolicy. Kolejne informacje historyczne dotyczą konfliktów wyznaniowo-materialnych – najpierw fala reformacji ogałaca kościół z bogatych paramentów, potem prąd kontrreformacyjny przywraca turgielskiemu proboszczowi i świątynię, i miejscowy folwark. Korowody sądowe trwają do końca lat 40. XVII wieku.
Kilka lat później na Wielkie Księstwo Litewskie nadciąga wielka burza ze Wschodu. To, co Korona, a później – za sprawą Sienkiewicza – cała polska pamięć historyczna zapiszą jako „potop szwedzki", w Wilnie i na Wileńszczyźnie było „potopem moskiewskim". Rosyjski napad na Rzeczpospolitą w 1655 roku i kilkuletnia okupacja prawie całego Wielkiego Księstwa Litewskiego były gehenną dla ludności cywilnej. Niedawno wydana w Mińsku „Encykłapedia gistoryji Bełarusi", której nie podejrzewam o szczególne skrzywienia antyrosyjskie czy propolskie, przytacza szczegółową, rozbitą na powiaty, statystykę strat ludnościowych w okresie tamtej wojny. Dla powiatu wileńskiego wyniosły one 51,8 proc. ogółu mieszkańców, dla oszmiańskiego – 53,2 proc. Turgiele leżały na pograniczu ich obu. Po wyrżnięciu lub zagłodzeniu połowy ludności powrót do dawnej normy gospodarczej i cywilizacyjnej musiał chyba trwać co najmniej dwa pokolenia.
Rzeczpospolita Pawłowska
Sto lat po tamtym strasznym doświadczeniu przydarzyła się parafii Turgiele rzecz dziwna. W latach 60. XVIII wieku proboszczem turgielskim został młody, aktywny, niespełna 30-letni ksiądz Paweł Ksawery Brzostowski. Z rodu pochodził znacznego, z podziału rodzinnego majątku na pograniczu Witebszczyzny i Inflant zyskał spore fundusze, a co ważniejsze – był już solidnie wykształcony. Odbyte w Rzymie studia zapoznały go z modną wówczas doktryną fizjokratyzmu, uzależniającą rozwój gospodarczy kraju przede wszystkim od intensyfikacji produkcji rolniczej i domagającą się swobód socjalnych dla chłopa jako bezpośredniego producenta płodów rolnych. Kombinacja takiej naukowej teorii ekonomiczno-społecznej z funkcjami duszpasterskimi pełnionymi na wsi podwileńskiej i z posiadanym własnym kapitałem materialnym dawały energicznemu księdzu wyjątkowe szanse. Wykorzystał je w sposób oryginalny. Na początek nabył na terenie własnej parafii odległy od Turgieli o 2 km, zapuszczony, ale rozległy majątek, nazwał go od swego imienia Pawłowem i po dwóch latach gospodarowania dokonał w nim swoistej rewolucji.
Pierwszym krokiem była zamiana odwiecznej pańszczyzny na system stopniowego oczynszowania chłopów – począwszy od najzamożniejszych, a skończywszy na najuboższych, nadania im prawa wieczystego użytkowania uprawianej ziemi i przywrócenia im wolności osobistej. Następnymi etapami były powołanie i aktywizacja chłopskiego samorządu lokalnego, intensyfikacja upraw połączona ze zorganizowaniem kursów oświaty rolniczej, ufundowanie szkoły parafialnej w pobliskich Turgielach, wprowadzenie opieki medycznej przez osadzenie na miejscu felczera, a w przypadkach cięższych – opłacanie kontaktu z lekarzami w Wilnie. Całość tych reform – z początku gwałtownie krytykowanych przez ziemiańskie i klerykalne otoczenie, ale już po kilku latach budzących coraz szersze, regionalne, krajowe, wreszcie i zagraniczne zainteresowanie, a nawet próby naśladownictwa – zyskała sobie na wpół żartobliwą nazwę „Rzeczypospolitej Pawłowskiej", której samorząd nazwał się Sejmem, a przyjęte zasady funkcjonowania – konstytucją tej republiki, rozpościerającej się na obszarze 3 tys. ha, a więc w przybliżeniu – na terenie prostokąta 5 na 6 km pól i lasów. Konstytucja Pawłowska? – nawiasem mówiąc – swym uchwaleniem wyprzedziła o miesiąc Konstytucję 3 maja, chlubiącą się swym historycznym pierwszeństwem w Europie i drugim miejscem na świecie. Chłopi i zaściankowi szlachcice znad Mereczanki mogą to zasadnie kwestionować...
Republika Pawłowska – jako jawna i formalnie uznana struktura – trwała około 27 lat. Efekty gospodarcze, oświatowe i kulturalne miała znakomite, o jakichkolwiek konfliktach wewnętrznych nic nigdy nie było wiadomo. Zniszczyła ją rosyjska agresja w momencie ostatniego rozbioru Rzeczypospolitej Obojga Narodów – w 1795 roku.
Ten ostatni etap wart jest chwili zastanowienia. Radykalna socjalnie, prawnie, oświatowo i gospodarczo lokalna reforma w Pawłowie nie wspominała ani słowem o kwestiach narodowych i patriotyzmu – wydawałoby się – nie uczyła. Niemniej tutejsi mieszkańcy, ze swym wodzem Brzostowskim na czele, wzięli masowy udział w powstaniu kościuszkowskim, a gdy ono słabło, zorganizowali lokalną obronę swej republiki tak starannie, że pierwszy atak przeważającej siły rosyjskiej został skutecznie odparty. Pawłowo padło dopiero po drugim ataku idących na Wilno głównych sił generała Cylicjanowa. Ksiądz Brzostowski w ostatniej chwili sprzedał swój majątek, chroniąc go przed zawłaszczeniem przez skarb rosyjski, i wyjechał do Warszawy, a potem do Paryża. Od nabywcy wymógł jednak podtrzymanie obowiązujących w Pawłowie zasad prawnosocjalnych.
Opór unika rozgłosu
Upadek państwa oznaczał dla Rzeczypospolitej Pawłowskiej i dla związanego z nią gospodarczego i kulturalnego sukcesu Turgieli koniec. Dalsze lata pokazały jednak, że był to „koniec pierwszy". Kiedy po śmierci carycy Katarzyny w Imperium Rosyjskim ustała nagonka na byłych powstańców, Brzostowski wrócił z emigracji. Proboszczem w Turgielach być już nie mógł, osiadł więc – jako starszy już kapłan – w pobliskich Rukojniach. Zachowane szczęśliwie kapitały łożył na miejscowe inicjatywy kulturalne, a Turgielom resztę środków ofiarował na budowę nowego, większego kościoła. Zmarł w głębokiej starości w 1827 roku. Starego wodza zabrakło, ale pokazane przezeń pomysły, jak żyć godziwie, nadal funkcjonowały w okolicy. Udowodniło to powstanie listopadowe. W skali całej Wileńszczyzny jego aktywność była raczej słaba, ale okolica Pawłowa oraz Turgieli stanęła do walki masowo i walczyła długo. W efekcie rok 1832 stał się dla niej momentem bardzo ciężkich rozliczeń z triumfującym znów zaborcą. Porządki, wprowadzone kiedyś w Pawłowie przez Brzostowskiego, tym razem zostały doszczętnie zaprzepaszczone. Grób Brzostowskiego w Rukojniach Rosjanie ze szczególną pasją zniszczyli. Był to więc „koniec drugi".
Kolejnych 80 lat, oglądanych z odległej perspektywy, wydaje się być pozbawionych dużych wydarzeń przyciągających uwagę historyka. Właściciele ziemscy zmieniają się, stare zabytki niszczeją, pojawiają się budowle nowe – np. piękna kaplica grobowa rodziny Kobylańskich, zbudowana w 1848 roku na turgielskim cmentarzu. Długotrwała władza rosyjska dla jednych staje się polityczną normą, w której trzeba zmieścić i realia, i dążenia własnego życia, dla drugich wciąż jest uciążliwą niewolą, której trzeba się przeciwstawiać. Opór bywa skuteczny, ale unika rozgłosu – i po paru pokoleniach jego ślady tkwią tylko we wspomnieniach niektórych rodzin, zaścianków czy małych wiosek. To pole badań dla historii lokalnej, jeszcze niestety będącej w powijakach. Rok 1903 przynosi Turgielom rangę miasteczka, od 1905 roku powstaje na nowo miejscowa szkoła, ale wolności wciąż jeszcze nie ma.
Początek wielkich zmian przypada na drugi rok I wojny światowej: jesienią 1915 roku wojska rosyjskie wyparte są z Wileńszczyzny przez Niemców i zaczyna się wielka niewiadoma – wojnę przegrywają i Rosja, i Niemcy, z niebytu politycznego wyłaniają się Polska i programowo zrywająca z nią dawne więzy Litwa. Na Wileńszczyźnie Litwinów jest ledwie parę procent, Polacy stanowią tu od 80 do 90 proc. ludności. W kwietniu 1919 roku do Turgieli wkraczają polscy ułani Beliny, by z tego rejonu uderzać na Wilno. W roku następnym przez krótki czas byli tu bolszewicy, później nastał czas Litwy Środkowej – organizmu państwowego, który powstał, ale nie wykazał dostatecznej woli życia: w 1922 roku powszechne wybory decydują o przyłączeniu się Wileńszczyzny do państwa polskiego. Dla mieszkańców Turgieli jest to jedyne naturalne wyjście – są przecież Polakami.
Do „trzecich Sowietów"
Ta epoka trwa jednak tylko 17 lat. Wrzesień 1939 roku rozpoczyna nowy cykl wojennych zmian, które w zbiorowej pamięci zapiszą się jako etapy „pierwszych Sowietów", „pierwszych Litwinów", „drugich Sowietów", „Niemców, czyli drugich Litwinów", wreszcie „trzecich Sowietów", którzy tym razem okażą się okupantami trwałymi, rządzącymi Litwą blisko 47 lat. II wojna światowa to na Wileńszczyźnie także aktywne polskie podziemie AK-owskie. W tym właśnie wymiarze regionalnej historii okolice Turgieli zapiszą się wyjątkowo wyraziście. Znam tylko znane szerokiemu gronu amatorów skrawki tej historii. 28 grudnia 1943 roku oddziały AK likwidują w walce posterunek litewskiej policji w Turgielach, pracującej dla Niemców i odpowiedzialnej za pacyfikacje okolicznych wsi. Nowej placówki na tym – czysto polskim – terenie ani Litwini, ani Niemcy założyć już nie chcą lub nie potrafią. Władza okupacyjna przestaje funkcjonować, zanika. Wokół Turgieli powstaje obejmujący dziesiątki kilometrów kwadratowych obszar, w którym Polacy nagle odnajdują swoją wolność. Pojawia się nieoficjalna, ale popularna nazwa: Republika Turgielska czy wręcz Turgielska Rzeczpospolita. Mijają tygodnie i miesiące, a ta zdumiewająca sytuacja trwa. Trwa jednak w walce: w połowie maja 1944 roku na południe od Turgieli – pod położoną dziś już za białoruską granicą wsią Murowana Oszmianka – dochodzi do największej bitwy między AK a pozostającą w służbie niemieckiej litewską brygadą generała Plechanovičiusa. Polskie zwycięstwo jest zupełne i świętowane z iście polską butą: wzięci do niewoli Litwini puszczeni są do swych domów swobodnie, ale tylko w samych gaciach... Ich brygada przestała istnieć.
Republika Turgielska zachowała swą niezależność aż do drugiej połowy lipca 1944 roku, czyli do wejścia Armii Czerwonej. Wyzwolenie Wilna od Niemców miało dokonać się wspólnie z Sowietami. Polscy oficerowie zostali wezwani na wspólną, poświęconą temu współdziałaniu konferencję do siedziby wojsk sowieckich w Puszczy Rudnickiej – położonej kilkanaście kilometrów od Turgieli. Uwierzyli i wylądowali na Syberii. Ich podwładni częściowo się rozproszyli i ukryli, niektórzy powędrowali lasami na południowy zachód – na Podlasie, a nawet w okolice Warszawy. Turgiele zostały obezwładnione. Nastał sowiecki komunizm, niewolący i Polaków, i Litwinów przez prawie całe pół wieku.
Pamięć politycznie poprawna?
Mówiliśmy wcześniej o dwóch „końcach" Rzeczypospolitej Pawłowskiej – w latach 1796 i w 1831. Czy lipiec 1944 roku można przenośnie nazwać jej „końcem trzecim"? Jeszcze za wcześnie, by o tym wyrokować. Wiedza o Republice Turgielskiej jest zresztą dotąd ułamkowa – i na Litwie, i w Polsce. Do roku 1990 milczenie na ten temat było – tu i tam – w każdym przypadku z różnych przyczyn oczywiste. Dzisiejsze niemówienie o tym po stronie litewskiej też nie dziwi: generał Plechanavičius przed kilku laty został tam pośmiertnie odznaczony najwyższym Orderem Witolda Wielkiego. O Murowanej Oszmiance wspominać w tym miejscu nie wypada... W Polsce pamiętają o tych wydarzeniach bodaj tylko pochodzący z Wileńszczyzny weterani ze Światowego Związku Żołnierzy AK, którego członkowie tylko wyjątkowo mają dziś mniej niż 85 lat. Czy ta pamięć jest dziś aby politycznie poprawna?
A w Turgielach działa tymczasem polskojęzyczna szkoła średnia imienia Pawła Ksawerego Brzostowskiego, przy niej jest poświęcone mu muzeum, a o losach XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej Pawłowskiej wie sporo liczna młodzież. Historia toczy się dalej...
Autor jest historykiem idei, profesorem – wykładowcą uniwersyteckim, publicystą, współtwórcą przemian demokratycznych w Polsce. Napisał m.in.: „Rodowody niepokornych", „Zatrutą humanistykę", „Doświadczenia polskie", „Baśń niepodległa, czyli w stronę politologii kultury. Wykłady witebskie".
Skomentuj