Bernard de Roquefeuil,
Uciekinier,
LTW
Skąd wziął się francuski hrabia w okupowanej Polsce? Z oflagu. Bernard de Roquefeuil był oficerem armii francuskiej, dostał się do niewoli w 1940 roku, a następnie przewędrował przez 12 obozów jenieckich. Przerzu- cano go z miejsca na miejsce, bo Roquefeuil cztery razy uciekał zza drutów. Za czwartym razem skutecznie. Dzięki pomocy napotkanych przypadkowo Polaków trafił do Warszawy.
Spostrzeżenia francuskiego oficera dotyczące Polski przypominają momentami XIX-wieczne reportaże Europejczyków podróżujących do Afryki. „Jedzenie w Polsce bardzo różni się od tego, co jadamy we Francji – pisze Roquefeuil. – Daniem najbardziej charakterystycznym jest klusek, w liczbie mnogiej kluski. Polacy jadają również placki".
Hrabia de Roquefeuil na początku mieszkał pod Warszawą u rodziny Mańków. Musiał z panem domu pić szklankami wódkę , pomagał mu w gospodarstwie, brał udział w świniobiciu. Doprowadziło to do szeregu zabawnych sytuacji, ale – co ciekawe – wygląda na to, że francuski arystokrata świetnie się bawił.
Wkrótce został skierowany przez AK do pałacu w Wilanowie, gdzie dostał się pod skrzydła rodziny Branickich. To już zupełnie inny świat. Wspaniały gmach, wytworne wnętrza, rozmowy po francusku. Choć brutalna okupacyjna rzeczywistość dotknęła także arystokrację, Braniccy starali się żyć na pewnej stopie. Bez żadnego wahania, mimo grożących represji, ukrywali uciekiniera.
Roquefeuil jest bardzo uważnym obserwatorem polskiej rzeczywistości, wiele z jego sądów jest niezwykle trafnych. Tak na przykład pisze o AL : „Ugrupowanie to w istocie więcej walczy przeciw innym organizacjom niż przeciw Niemcom. Ten proceder sprzeczny jest z dobrem narodu, lecz z pewnością bezpieczniejszy niż walka z okupantem".
Gdy wybuchało powstanie, do pałacu wdarli się Niemcy, Roquefeuil schował się na niewielkim stryszku, gdzie ukrywał się 17 dni. „Młodzi Polacy byli szaleńczo odważni – pisze. – Przywódcom zaś często brakło realizmu. Byleby czyny były bohaterskie, wszyscy byli zadowoleni. Osiągnięte wyniki liczyły się o wiele mniej...".
Potem nadchodzą Sowieci i Roquefeuil dokładnie opisuje, jak wyglądało komunistyczne „wyzwolenie". Armia Czerwona przystąpiła do grabieży, a rodzina Branickich została natychmiast aresztowana przez NKWD.
Spojrzenie na okupowaną Polskę oczami francuskiego hrabiego jest fascynujące. Nie mniej ciekawe są jednak jego spostrzeżenia z Bolszewii. Wraz z innymi francuskimi oficerami uwolnionymi z oflagów został on bowiem odesłany do Francji przez port w Odessie. „Nie widzę ani jednej porządnej drogi. Domy zrobione z gliny lub drewna i pokryte słomą. Mieszkańcy w łachmanach. Dzieci proszą o kawałek chleba" – pisze o podróży przez sowiecką Ukrainę.
I dalej: „Nie ma tu rowerów. Już w Niemczech uderzyło nas to, że Rosjanie nie potrafią jeździć na rowerze. Na wsi to jeszcze zrozumiałe. Ale w mieście?". W Odessie Francuzi byli pod stałą obserwacją bezpieki – każdy, kto odważył się z nimi porozmawiać, natychmiast znikał. Opuszczając Sowiety, Roquefeuil był wstrząśnięty. Rozumiał, że Polacy – naród, który udzielił mu tak olbrzymiej pomocy – właśnie zamienił jedną okupację na drugą. Że znalazł się pod władzą straszliwego totalitaryzmu. Momentami trudno uwierzyć, że taką książkę mógł napisać Francuz.
Skomentuj