Gwałtowność nacierających plutonów i kompanii różnych pułków naszej dywizji zderzyła się z taką samą po stronie przeważających sił wroga. Na tyłach naszych słabych oddziałów nie znajdowało się żadne wsparcie. Większość dywizji nadciągała z położonej wyżej wsi Chlum, o którą toczyła się zażarta walka. Mój batalion, z którym szczęśliwie połączyłem się na wschodnim kraju Rosberitz, był pierwszym wsparciem dla obrońców. Nie podejmuję się ocenić, kto był bardziej zaskoczony: my czy Austriacy. W każdym razie natarły na nas z trzech stron zwarte masy nieprzyjaciela, chcącego znów wziąć w posiadanie wieś. Choć nasze karabiny odtylcowe działały ze straszliwym skutkiem, to ponad poległymi szeregami zbliżały się do nas kolejne. We wsi, między płonącymi słomianymi dachami, doszło do morderczej walki wręcz" – opisywał bitwę pod Sadową z 3 lipca 1866 roku porucznik gwardii, a późniejszy marszałek Niemiec, Paul von Hindenburg.
Podczas walk Austriacy stracili blisko pięć razy więcej żołnierzy niż Prusacy, a śmiertelne żniwo zbierał odtylcowy, iglicowy karabin Dreysego. Od tej bitwy wszystkie armie świata zaczęły pospiesznie przechodzić na szybkostrzelną, odtylcową broń.
Od ślusarza do fabrykanta
Karabin Dreysego można było ładować 10–12 razy na minutę, leżąc, czyli robić to od trzech do pięciu razy szybciej w stosunku do ładowanego od przodu austriackiego kapiszonowego karabinu Lorenza. Pocisk karabinu Lorenza należało włożyć przez lufę i następnie przybić stemplem, aby pocisk wpasował się dobrze w gwint.
Broń Dreysego miała też słabe strony: papierowy nabój, chociaż wygodny do ładowania, nie zapewniał dużej celności, bo pocisk często wylatywał z lufy z fragmentami papieru. Długa igła musiała przejść przez cały ładunek miotający (blisko 5 gramów czarnego prochu), ponieważ spłonka była u nasady pocisku. Takie jej umieszczenie zapewniało lepsze spalanie prochu, lecz narażało długą igłę na wysoką temperaturę i agresywne chemicznie środowisko. Igły często łamały się po 200 strzałach. Każdy żołnierz miał dwie zapasowe igły. Po 60–80 strzałach niezbędne było czyszczenie komory nabojowej z sadzy po spaleniu czarnego prochu. Na dodatek po rozgrzaniu komory nabojowej nieszczelności były tak duże, że gazy parzyły żołnierzy i nie mogli strzelać z pozycji leżącej, lecz musieli z biodra (przyklęku). Austriacy znali karabiny Dreysego, widzieli je w akcji podczas wojny z Danią w 1864 roku, gdzie walczyli u boku Prusaków. Opracowali nawet własne, odtylcowe karabiny Lindnera i Wanzla, ale z powodu ogromnych kosztów przezbrojenia armii pozostali przy karabinach odprzodowych. Austriacy kładli nacisk na celność i zasięg broni, uważając, że bitwę pod Solferino przegrali z Francuzami właśnie przez niedostateczną celność karabinów. Naczelny zbrojmistrz Austrii V. Augustin stwierdził, że „karabin odtylcowy pozwala na prowadzenie szybkiego ognia w sposób ciągły. Nie daje to jednak żadnej korzyści, ponieważ powoduje szybkie wyczerpanie amunicji".
Nikolaus Dreyse był ślusarzem z Soemmerda, w Turyngii. Kilka lat spędził we Francji na praktykach w warsztacie Johannesa Pauly'ego, gdzie poznał technologię produkcji spłonek. Powrócił w 1814 roku, w kolejnym zdobył tytuł majstra i przejął warsztat ojca. Na przełomie lat 1816 i 1817 wraz z Friedrichem Kronbiegelem założył zakład wyrobów metalowych, a trzy lata później, po śmierci wspólnika, nowym współpracownikiem został Carl Collenbusch. Fabryka zatrudniała blisko 20 osób i wytwarzała m.in. metalowe guziki, zgrzebła, igły, okucia okienne i ostrza lanc. W 1824 roku firma nazywała się już Fabryką Zapłonu i Amunicji Dreyse & Collenbusch. Od 1825 roku wartość produkowanych spłonek była wyższa niż wyrobów metalowych oraz igieł. Pod koniec lat 20. XX w. Dreyse opanował wytwarzanie amunicji scalonej, z papierową łuską.
W 1833 roku otrzymał od pruskiego Ministerstwa Wojny zlecenie produkcji 1100 karabinów i zwiększył zatrudnienie do 80 osób. Przedsiębiorstwo miało zysk, który pozwolił Dreysemu pracować nad bronią z zapłonem iglicowym, co po kolejnych doświadczeniach doprowadziło do zbudowania karabinu odtylcowego. Testy przeprowadziły wojska pruskie w różnych potyczkach w latach 1839–1840. Król Prus Fryderyk Wilhelm IV rozkazał 4 grudnia 1840 roku wyprodukować 60 tys. karabinów z zapłonem iglicowym i odpowiednią amunicją w Waffenfabrik Dreyse. Dla zmylenia przeciwników karabin został nazwany kapiszonowym wz. M/41. Nawet po kilkunastu latach produkcji dokładność nie była duża: nominalnie kaliber broni wynosił 15,43 mm, ale w tolerancji warsztatowej mieściły się lufy mające od 15,17 do 15,69 mm. Ołowiany pocisk miał o niemal 2 mm mniejszą średnicę. Dreyse modernizował karabin, a jego konstrukcję opatentował w 1849 roku. Fabryka, chociaż zatrudniała ponad pół tysiąca osób, nie mogła podołać zapotrzebowaniu. 13 września 1849 roku Dreyse zezwolił, aby do produkcji włączyły się państwowe fabryki broni w Gdańsku i w Saar. Znacząca fabryka braci Schickler w Poczdamie-Spandau nie otrzymała kontraktu. Rząd pruski przejął ją i przeniósł w 1852 roku do swej fabryki w Spandau, gdzie ostatecznie rozpoczęła produkcję karabinów Dreyse.
Od 1859 roku fabryki wykonywały lufy ze stali, a nie z kutego żelaza, dzięki czemu były one trwalsze. W 1861 roku w fabryce Dreysego pracowało tysiąc osób, a cztery lata później blisko trzy razy więcej i ten poziom zatrudnienia utrzymał się do 1870 roku, gdy roczna produkcja sięgała 24 tys. karabinów. Zakład był drugą pod względem wielkości fabryką karabinów w Prusach, za Królewską Zbrojownią w Spandau, a przed Królewską Zbrojownią z Gdańsku. Karabiny Dreysego produkowały także Królewskie Zbrojownie w Saan (do 1860 roku) i Erfurcie (od 1860 roku). W sumie do 1866 roku wyprodukowano w Soemmerda ponad 400 tys. karabinów, w pozostałych zakładach ponad pół miliona. Dreyse zmarł jako bogaty człowiek i fabrykant w 1867 roku, mając 80 lat.
Manufaktury i zbrojownie
W przeciwieństwie do Prus Austria miała rozproszony przemysł zbrojeniowy. W Wiedniu funkcjonowała duża państwowa fabryka broni, a obok były prywatne warsztaty. W 1866 roku dla cesarskiej armii broń palną dostarczało m.in. 40 wiedeńskich, prywatnych producentów. Poza tym prywatne manufaktury działały w Pradze i w północno-austriackim Steyr. Nie wszystkie produkowały kompletną broń, w wielu powstawały jedynie części, które dostarczano do państwowych fabryk. Niewielkie firmy dobrze radziły sobie z okresowymi redukcjami rządowych zleceń, w międzyczasie produkowały broń myśliwską. Największą z manufaktur była wiedeńska firma Ferdinanda Fruewitha. Konkurował z nią założony przez Leopolda Werndla warsztat, który od 1830 roku zaczął produkować muszkiety dla piechoty model 1828. Pięć lat później Werndl powiększył firmę i przeniósł ją do młyna w Steyr. Tam wykorzystując napęd wodny, zbudował kuźnię i walcownię. Produkował w niej lufy i bagnety. W 1855 roku, gdy zmarł, zatrudniał 450 osób.
W 1854 roku armia przyjęła na uzbrojenie kapiszonowy, odprzodowy karabin konstrukcji Josefa Lorenza. Części produkował m.in. Steyr, karabiny montowały warsztaty w Wiedniu i w Ferlach. Mimo rozproszonej produkcji cesarska armia otrzymała do 1866 roku imponującą liczbę ponad 600 tys. takich kapiszonowych karabinów. Na eksport do Ameryki trafiło dodatkowo 325 tys. karabinów Lorenza. Broń była celna, ale wymagała dużej precyzji wykonania, z czym nie wszystkie manufaktury umiały sobie poradzić. Źle wykonane karabiny zepsuły opinię tej broni. Z tej nauczki wyciągnęło wnioski austriackie wojsko, które zamówieniami wsparło fabrykę Werndla w Steyr. Firma zawładnęła lokalnym rynkiem, wprowadziła nowe modele karabinów, gdy Dreyse trwał przy igłówce i w 1901 roku został wchłonięty przez Rheinmetall. Ostatecznie to Steyr był największym zwycięzcą bitwy pod Sadową.
Skomentuj